Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Pies, czyli kot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPies, czyli kot
OpisGrzegorz Wiśniewski to pisarz, fan, internauta i nieprzyjaciel kotów. Debiutował w Nowej Fantastyce opowiadaniem „Manipulatrice”. Tam też opublikował „Z kronik Powermana”. Ostatnio wspomagał swymi tekstami „Framzetę” otrzymując za „Dobrych, złych ludzi”, antywojenne fanfiction ze świata „Gwiezdnych Wojen”, nagrodę Elektrybałta. W wywiadzie powiedział, że aby napisać opowiadanie o psach i kotach, miał się opiekować dwoma przedstawicielami tego ostatniego gatunku. Przekonajmy się więc, jakie były tego efekty.
Gatunekhumor / satyra, urban fantasy

Pies, czyli kot

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 7 »

Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot

Zmarszczył się, jakby odessało mu z głowy powietrze.
– Wybacz, że zająłem ci czas.
Odwrócił się, zadarł łeb i ogon.
– No dobra, Fag… Herb. Przepraszam – wstałem. – Nie kłóćmy się. Mów dalej, co z Małym.
Zaczął się oddalać.
– Herbert – zawołałem. – Naprawdę mi przykro. Pomogę ci odnaleźć Strucla.
No tak, obrażone koty łatwo nie wybaczają. Ruszyłem za nim, przy kuchni zaszedłem z przodu.
– Pozwól mi pomóc – przekazałem. – Bez ciebie sobie nie poradzę – wydobyłem z rękawa ostatniego asa. To zawsze działało. Łechtanie. Niezależnie od tego czy łechtało się kota przez żołądek, skórę czy dumę, taka taktyka przynosiła najwięcej korzyści. Wobec stworzenia tak upartego argumenty i logika były bezsilne, działało jedynie dogadzanie i schlebianie. Czasem zabierało to sporo czasu, ale każdego kota kiedyś przywiedzie to do klęski. Dość wymienić proroczy upadek Konstantynopola, nadwornego kota sułtana Mehmeda II. Zagłaskany na śmierć, oto jak przeciętny kot chce zejść z tego świata.
Gniew Fagasa też osłabł. Albo byłem taki sprytny, albo naprawdę mu zależało.
– Byłem już dzisiaj w piwnicach, ale niczego nie znalazłem – stwierdził chłodno. – Twój nos też pewnie nie pomoże, ale cóż szkodzi spróbować.
– Kawałek dalej jest stara fabryka. Tam też powęszę – zaproponowałem. – A czy jest szansa, żebyś wypytał o Małego swoich kumpli z piwnic?
– To nie są moi kumple, tylko parchate dzikusy, którym intelekt amputowano zaraz powyżej umiejętności defekacji.
– Wypytasz czy nie?
– Wypytam.
Podopieczna wyjrzała z kuchni i dostrzegła nas. Właściwie dostrzegła Fagasa. Szczebiocząc jak do kretyna, wzięła go na ręce i zaczęła głaskać, nazywając najlepszym przyjacielem człowieka. Kot rozpłynął się w jej ramionach, cicho zamruczał. Jak to debalans jest, że wystarczy, aby coś było puszyste, miękkie i mruczało, a od razu awansuje na przyjaciela człowieka? Któregoś dnia pojawią się prawnicy wyposażeni w takie przymioty i cały ten świat pójdzie wreszcie z torbami.
Fagas byłby niezłym prawnikiem – nigdy nie rezygnował z odbierania codziennego przydziału pieszczot. Miałem nadzieję, że któregoś dnia je przedawkuje. Z przyjemnością urządzę mu detoks.
– Pójdę się rozejrzeć – przekazałem. Udawał, że nie słyszy. Spijał pochwały z ust Podopiecznej.
Ludzie są pod tym względem strasznie nieefektywni, pomyślałem wybiegając truchtem na ulicę. Muszą bardzo się napracować, aby wymienić między sobą informacje. Napełnić płuca, zmusić do drgania struny głosowe, rozluźnić gardło i pomagając sobie językiem oraz zębami wyartykułować wreszcie to, co sobie pomyśleli. Przeważnie zresztą najpierw mówią, a potem myślą. Musieli nieźle podpaść Babce Ewolucji, skoro nie dała im zdolności do porozumiewania się bezpośrednio – tak jak czynimy to my. Czasem wydaje się, że niektórzy z ludzi potrafią pewne rzeczy przekazywać, ale z odbiorem sprawa jest dużo trudniejsza. Żaden z nich nie potrafi tego dokonać. Opowiadają sobie jedynie bajki o telepatii czy postrzeganiu pozazmysłowym. Są zbyt ograniczeni by tego kiedykolwiek doświadczyć. Oczywiście, nasze przekazywanie też ma wady, działa na małą odległość i przeważnie tylko, gdy widzi się rozmówcę. Ale nadal uważam je za lepsze.
Zresztą ilość rzeczy, która umyka ludziom jest doprawdy zdumiewająca. Na ogół pozostają ślepi na zagrożenia i niebezpieczeństwa. Nie dostrzegają wielu z rzeczy, które mają nadejść – ba! nie widzą rzeczy, które dzieją się wokół. I nie łudźmy się – było tak zawsze, od kiedy pierwszy człowiek zszedł z drzewa i zaczęły się numery z narzędziami i abstrakcyjnym myśleniem.
Ktoś musiał się nim zaopiekować.
I jakoś padło na nas.
Wiele razy słyszałem opowieść, jakoby pierwszy pies zamieszkał z pierwszym człowiekiem z powodu obfitości niedojedzonych kawałków mięsa i kości. Nie wierzcie w to. To mit. Miejska legenda. Zgoda, faktycznie było takie zwierzę, przywabione ciepłem jaskini i jedzeniem za darmo. Nawet zostało z człowiekiem do dzisiaj, doskonaląc swoje konformistyczne talenty. Ale nie był to pies. Nie pies.
Czuć w tym wolę Wielkiego Przewodnika. W wyznaczeniu nam tego zadania – opieki nad człowiekiem. Opowiadał o tym Magister, nawiedzony ślepawy kundel, który chwalił się, że zwiedził pół świata ze swoim Podopiecznym. Według jego słów pierwszym tworem Wielkiego Przewodnika był kot. Ale kiedy Wielki spojrzał w dół, na swoje dzieło, zapłakał gorzko, poznając własne błędy. Stworzył istotę piękną, zręczną, miłą w dotyku – lecz zdolną do dbania jedynie o własne interesy. Jedzenie, ciepło, pieszczoty. Trzy filary kociego żywota.
Rok życia z Fagasem w jednym domu nie natchnął mnie żadnymi wątpliwościami co to tej hipotezy.
Wyobrażam sobie, jaki szlag musiał trafić Wielkiego Przewodnika, gdy zobaczył, co stworzył.
Za to psy wyszły mu już jak należy. Chętne i zdolne do przygarnięcia Podopiecznych. Przez wieki towarzyszyły człowiekowi, pozostając wiernymi do końca. Wielokrotnie narażało je to na częste konflikty z kotami. Nie można bowiem odmówić futrzakom zręczności i znajomości szerokiej gamy socjotechnicznych sztuczek. Jest to o tyle interesujące, że Podopieczni na całym świecie zabronili ich używania przeciwko sobie nawzajem, jednocześnie hodując pod bokiem milutkie i mruczące dzwoneczki Pawłowa.
ilustracja: Aleksander Jasiński
ilustracja: Aleksander Jasiński
Nic zatem dziwnego, że psy i koty za sobą nie przepadają, prawda?
Na końcu naszej ulicy były chaszcze, których nikomu nigdy nie chciało się wyciąć. Przebiegłem wydeptaną pomiędzy nimi ścieżką. Czułem ślady wielu kolegów, którzy byli tu przede mną – nawet kilku wrogów, ale teraz nie oni zaprzątali moje myśli. Za chaszczami wpadłem na stary asfaltowy chodnik, którego nitka ciągnęła się wzdłuż betonowego ogrodzenia. Po drugiej stronie ogrodzenia, w wysokich halach, mieściła się hurtownia zdrowej żywności. Dobrze, że byłem na nawietrznej, bo ja i mój nos oszalelibyśmy pospołu z obrzydzenia. Jak coś pachnącego w taki sposób może być zdrowe?
Dwie ulice i niewielki skwer dalej zaczynały się piwnice. Oczywiście było tego więcej znacznie więcej, ściślej – cały dom. Stara, trzypiętrowa kamienica, upstrzona plamami kruszącej się cegły, odsłoniętej przez odpadający tynk. Brudna i długa, miała aż cztery klatki schodowe. Załamaniami fasady z dachu, aż do ziemi spełzały pokrzywione, przerdzewiałe rynny, wyraźnie niezdolne do wypełniania swoich funkcji. Na poziomie ziemi widoczny był rząd licznych, niewielkich piwnicznych okienek, stanowiących prawdziwy koci raj. Mały opowiadał o tym kiedyś, strasznie podekscytowany. Mnóstwo półek, załomów, występów, zakamarków. Zawsze znajdzie się miejsce, aby gdzieś się wcisnąć, ukryć lub czmychnąć. Wspaniała sprawa.
Oczywiście miejsce to miało swoich kocich lokatorów, z którymi Fagas i jego znajomkowie z miasta toczyli nieustanne potyczki. Takie rozróby bywały niemal zawsze bardzo głośne, ale brutalności w nich tyle, co kot napłakał. Więc jeżeli cokolwiek złego stało się Małemu, to raczej nie tutaj.
Przed kamienicą bawiło się kilkoro dzieci. Wystarczająco małych, by mnie nie zaczepiać. Przespacerowałem się wzdłuż piwnicznych okienek, z nosem przyciśniętym do ziemi. Oczywiście czekała na mnie cała kakofonia zapachów. Ludzie, samochody, śmieci, chemikalia, psy. I koty. Mnóstwo kotów. Kilka nawet znałem z wąchnięcia. Chwilę trwało nim złapałem trop Małego. Nie był świeży, wyglądało na to, że Fagas mówił prawdę.
Dziwne. Trop nie prowadził do piwnic. Uciekał w lewo, w kierunku starej fabryki.
– Ty, pies – przekazał ktoś zza mnie. – Czego tu?
Spojrzałem. Z piwnicznego okna wyglądał kot. Czy raczej kocisko. Był duży i pręgowany na szaro, jak większość piwniczników. Wąsy miał poszarpane, a futro zmierzwione. Wyglądał, jakby świeżo zdobył doświadczenia w spuszczaniu łomotu. Albo raczej doświadczenia wymienił.
– Szukam kogoś. Takiego małego, szarego, pręgowanego. Z krzywym ogonem. Podobno był tu wczoraj.
– Nie było, pies. – Piwnicznik przeciągnął się. – Tacy jak ty tutaj nie przychodzą. Zwłaszcza mali. Z krzywymi ogonami.
Nie dam się sprowokować.
– Szukam kota, nie psa. Kota.
– A czym ci podpadł? Nie wstyd ci szukać małego? Załatw to ze mną, skoro masz jakiś problem.
Okazałem anielską cierpliwość. Całe worki i kontenery anielskiej cierpliwości.
– To mój kumpel. Zaginął. Może wpadł w tarapaty. Chcę go znaleźć.
– A co ty jesteś? Pies? Czy kot?
Pobiegłem dalej. Szkoda mi było kolejnej chwili na dyskusję. Kot szukający rozróby, to kot nawet mniej użyteczny niż zwykle.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.