Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Pies, czyli kot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPies, czyli kot
OpisGrzegorz Wiśniewski to pisarz, fan, internauta i nieprzyjaciel kotów. Debiutował w Nowej Fantastyce opowiadaniem „Manipulatrice”. Tam też opublikował „Z kronik Powermana”. Ostatnio wspomagał swymi tekstami „Framzetę” otrzymując za „Dobrych, złych ludzi”, antywojenne fanfiction ze świata „Gwiezdnych Wojen”, nagrodę Elektrybałta. W wywiadzie powiedział, że aby napisać opowiadanie o psach i kotach, miał się opiekować dwoma przedstawicielami tego ostatniego gatunku. Przekonajmy się więc, jakie były tego efekty.
Gatunekhumor / satyra, urban fantasy

Pies, czyli kot

Grzegorz Wiśniewski
« 1 5 6 7

Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot

Uwierzył mi. Nie od razu jednak – wpierw zadał kilkanaście pytań o rzeczy, które ledwo pamiętałem. Odpowiedzi musiały go usatysfakcjonować, bo wreszcie z sapnięciem przyjął do wiadomości niewiarygodną prawdę. Musiałem przewartościować swoją opinię o nim, nie był taki zramolały, za jakiego go uważano. I starał się mi pomóc. Resztę popołudnia strawiliśmy na zwiedzaniu kolejnych pokoi zapełnionych książkami. Profesor rozpoznawał je na węch, niektóre wyciągał i pospiesznie kartkował korzystając z szorstkiego nosa. Ja jedynie włóczyłem się za nim, zbyt słaby by cokolwiek poruszyć i zbyt głupi by cokolwiek pojąć. Podopieczny donośnie chrapał w salonie.
Ale to wszystko na próżno. Po godzinach stękania i szeleszczenia stronicami, Profesor zwiesił łeb. Potem spojrzał na mnie bezradnie.
– Nic z tego nie będzie, Al.
– Mogę zapytać, dlaczego?
– Jestem mądry tylko tą wiedzą, którą uzyskałem z książek i telewizji. To, co ci zrobiono, to jakaś nowomodna sztuczka. Rzecz nieznana, o której wzmianki nigdzie nie znajdziemy. Przykro mi.
Milczałem.
– Zawsze byłem słaby z neurobiologii – przyznał ze skruchą. – A to ma wiele z nią wspólnego. Nie pomogę ci.
Oklapnąłem na podłodze. Wyciągnął się naprzeciwko.
– Mogło być gorzej – zauważył, opierając pysk na łapach.
– Gorzej!? – oburzyłem się. – Co może być gorszego dla psa od bycia kotem?
– Bycie kotką.
Miał, debalans, rację.
Ale jakoś mnie to nie pocieszało. Ani trochę. W jaki sposób będę w stanie opiekować się moimi Podopiecznymi jako kot?
– Może jednak nie wszystko jeszcze stracone – przyznał po pewnym namyśle Profesor. – Mam wrażenie, że mój Podopieczny wybiera się na jakąś konferencję naukową. Z biologii albo neurologii, nie pamiętam teraz dokładnie. Być może tam uda mi się czegoś dowiedzieć.
– Kiedy to będzie? Ile to potrwa?
Znów pokręcił głową.
– Nie wiem. Ale nie zapominaj kim jesteś. Nie zapominaj o swoich Podopiecznych – przekazał patrząc na mnie z troską. – Kiedy wrócę, być może uda nam się jakoś zaradzić twoim problemom.
Wyszedłem zupełnie załamany. Słowa Profesora nie dawały żadnej konkretnej nadziei. Owszem, nie odbierały jej zupełnie, ale prawie. A niedopowiedziany wyrok z ust autorytetu jest nawet gorszy od dopowiedzianego.
Osowiały biegłem do domu. Zapadł już zmierzch, a bezchmurne niebo obsiadły pchły gwiazd. W domu niespodzianka – Fagas czekał na mnie na schodach tylnego tarasu. Zamiauczał, gdy zobaczył mnie w ogrodzie.
– Byłeś u tego waszego Profesora? – zapytał. – Jak poszło?
– Nijak. Jestem kotem i wszystko wskazuje na to, że nim zostanę – wzruszyłem ramionami. – A jak tobie poszło? Masz jakieś pomysły?
– Przyprowadziłem kogoś, z kim powinieneś porozmawiać.
Większy ode mnie ciemny kształt wyłonił się z prawej, zza żywopłotu. Był zresztą większy nawet od Fagasa. I wyglądał dość znajomo.
– Witaj, Albrecht – przekazał, wchodząc w światło lamp ulicznych. – Jestem Nero.
Kolejny kot, też z sąsiedztwa. Wielki, zapasiony misio, do którego jego Oswojony… tfu! Podopieczny zwracał się wyłącznie per Ciapul. Podobnie jak wszyscy Podopieczni z okolicy. Ciapul był dobrotliwy jak na kota, miły jak na kota, słyszałem nawet, że podobno nieobca była mu empatia. Pytanie: czy przyszedł ją na mnie potrenować?
– Przyszedłeś po darmową rozrywkę? Chcesz porechotać jak wszyscy inni? Śmiało.
Usiadł i zaczął lizać swoje futro.
– A słyszałem, że jako pies byłeś całkiem rozsądny – przekazał ze zdziwieniem. – Wrogi kotom, ale rozsądny.
Popatrzyłem na niego uważniej.
– Uważasz nas za zło konieczne – kontynuował – za zbędne gęby do wykarmienia, łase na pieszczoty, uprzykrzające życie kłębki futra. Ale, tak samo jak psy, i koty są ludziom potrzebne.
– Czyżbyś prorokował jakąś grubszą inwazję myszy na miasta?
Nie zniecierpliwił się.
– Przekonasz się o tym. Prędzej niż myślisz.
– O inwazji myszy?
– O kretynizmie?
– Można mnie obrażać, bo jestem mniejszy, co?
– Można cię obrażać, bo jesteś głupi – wyjaśnił. – Nie śmieję się z ciebie, nie ubliżam… zanadto. Właściwie nawet trochę ci współczuję, chociaż ta sprawa nie powinna mnie w ogóle obchodzić. Przyszedłem specjalnie, by przekazać ci kilka słów otuchy.
– Na przykład jakich?
– Bycie kotem tak samo ma sens jak bycie psem. – Wyprostował się dumnie. – Twoi Oswojeni nadal cię kochają, nadal jesteś im potrzebny.
– Potrzebują mnie? A na co im nowa mufka?
– Przekonasz się, że jest z tym inaczej – westchnął z nutką irytacji. – Nie straciłeś celu w życiu. On nadal tam jest.
– A co ty możesz wiedzieć o moim życiu? O życiu psów w ogóle?
– Całkiem sporo. Nasłuchałem się mnóstwo o Wielkim Przewodniku i opiece nad ludźmi. O waszej wielkiej misji. O tym, że jestem tylko nieudanym tworem najwyższego. Doskonale znam te teologiczne gadki.
– Ateista! – fuknąłem na niego ze złością.
Spojrzał na mnie, przekrzywiając głowę.
– Zapamiętaj tylko to: niczego nie straciłeś. Niewiele się zmieniło.
Popatrzyli na siebie z Fagasem, po czym Ciapul jednym susem zniknął w ciemności.
– Kto nauczył tego bubka takich kaznodziejskich gadek? – zapiekliłem się. – Po co w ogóle go przyprowadziłeś?
Fagas zrobił jedną ze swoich kwaśnych min.
– Rany, nie wiedziałem, że psy potrafią być takie głupie i zaślepione – przekazał i odszedł.
– Wcale nie jestem głupi! – odpowiedziałem. Nie odwrócił się nawet. – Wcale nie jestem zaślepiony! Nie jestem zaślepiony, słyszysz?
Nie byłem, prawda?
IV
Promienie słońca przyjemnie masowały moją sierść. Było letnie popołudnie. Leżałem pośrodku ogrodowego trawnika, w centrum największej słonecznej plamy. W górze szumiały dorodne grusze. Kawałek dalej Mały zacięcie próbował wdrapać się na czereśnię. Piszczał jak idiota i skrobał korę krótkimi pazurami. Krótko mówiąc zajęty był demontowaniem resztek mojej dobrej opinii.
Za chwilę do ogrodu wpadnie Podopieczny wrzeszcząc: „Albrecht! Oszalałeś! Zostaw to drzewo!”. Wtedy wstanę, podejdę do gruszy i zacznę walić głową w pień. Zupełnie jakbym nie został już dosyć upokorzony. Ostatnio złapałem Podopiecznego, gdy czytał w gazecie komiks z Garfieldem.
– Zobacz – powiedział do Podopiecznej, tłumiąc wesołość – ten pies, Odie, zachowuje się zupełnie jak Albrecht ostatnio.
Wielki Przewodniku, nic dziwnego – to tylko kot, który wygląda jak pies!
Od ucieczki Doktora minęły już trzy tygodnie. Straciłem nadzieję, że kiedyś znów będę sobą. Zostałem sam z moim problemem – Profesor wyjechał ze swoim Podopiecznym za granicę na konferencję i nie wiadomo, kiedy wróci. Nie wiadomo, czy w ogóle wróci. Próbowałem samemu pogrzebać w literaturze, ale Podopieczny jest tylko informatykiem, a Podopieczna doktorem historii. W książki z dziedziny neurobiologii ich biblioteka raczej nie obfituje.
Dawni kumple w ogóle mnie nie poznają. Udają, że jestem jakimś obcym kotem. Kilku, między innymi Księżniczka, bez ogródek oświadczyło mi, że w towarzystwie to niemile widziane zadawać się z kotami. Wredni szowiniści. Zresztą, sam ich tak nakręciłem.
Przewróciłem się na plecy, pozwalając słońcu ogrzać mnie nieco od spodu. Mały przestał drapać pień czereśni. Zwrócił na mnie uwagę. Szczeknął i ruszył galopem. Podświadomie sprężyłem się i w czterech susach schroniłem na najbliższej gruszy. Wyciągnięty na grubej gałęzi spoglądałem w dół, na bezowocne wysiłki tego kretyna, za wszelką cenę próbującego pójść w moje ślady.
Z kotami jakoś nie chciałem się zadawać. Wiecie, to byłoby jak przyznanie się do klęski. Złożenie broni. Zresztą one też traktowały mnie z niechęcią. Być może wyczuwały coś obcego, coś co burzyłoby ich ciasne światopoglądy. Tylko kotki reagowały na mnie milej.
– Rozumiesz Mały, Albrecht czy jak tam się zwiesz – wytłumaczyła mi jedna, ocierając się przy tym o mnie zapamiętale. – Ta gadka o psie zamienionym w kota i na odwrót jest taka ciekawa… odmienna od tych, jakie zawsze wciskają nam inni… Jest taka podniecająca…
Uciekłem.
Wygląda na to, że zostałem sam.
W polu widzenia pojawił się Fagas. Podpłynął do mnie gimnastycznym krokiem.
– Cześć, Al – przekazał leniwie. – Oswojona przyniosła zakupy. Walniemy po kawałku świeżej wątróbki?
– Spadaj.
– Ma też śledzie.
– Daj mi spokój.
– W oliwie.
Prychnąłem lekceważąco. Debalans, wcale nie chciałem prychać. Chciałem sapnąć! Jak na porządnego psa przystało.
– Więcej dla mnie – obwieścił z radością i oddalił się, mrucząc coś pod nosem.
Odprowadziłem go wzrokiem. Ostatnio jakoś dużo wyleguję się na słońcu. Czasem rzucam się w kierunku drobnych, ruchliwych przedmiotów, gdy wydaje mi się, że to myszy. A niekiedy nachodzi mnie ochota właśnie na takiego śledzia, jakiego Fagas zachwalał. Mnie ochota na śledzia, rozumiecie? To raczej niepokojące.
Dużo gorsze jest to, że chyba i Ciapul, i Fagas mieli rację. Jednak byłem – z niechęcią przyznaję – głupi i zaślepiony.
Wczoraj zdarzyło się coś bardzo dziwnego. I ważnego. Podopieczna wzięła mnie w kuchni na ręce, zabrała na kanapę i zaczęła głaskać. Nie powiem, przyjemne to było. Nic dziwnego, że koty bez przerwy i bezwstydnie domagają się takich pieszczot. Potem coś zaczęła do mnie mówić i nagle…
…nawiązałem kontakt, psychiczną nitkę porozumienia, współczucia, współdzielenia uczuć. Zupełnie inaczej, niż za starych, psich czasów zdarzało mi się z Podopiecznym. Dawniej to była energia, ruch, zmiana, czasem napady melancholii i smutku. Podopieczny podświadomie dzielił się tym ze mną, a ja starałem się odpowiadać mu tak, aby dostrzegł, że czuję to co on. Teraz, będąc kotem, odbierałem i przekazywałem takie rzeczy inaczej. Bardziej spójnie, trwalej, subtelniej. Spokojniej. I czułem, jak takie statyczne współdzielenie samopoczucia wpłynęło na Podopieczną. Odebrałem jej radość, jej miłość, ciepło jakie roztaczała wokół siebie, jej zadowolenie. I to było miłe. I pożyteczne, bo naprawdę ją uszczęśliwiło. Coś podpowiedziało mi, bym zwinął się na jej kolanach. Potem po prostu leżeliśmy w ciszy. Ku mojemu zdziwieniu pojawił się też Podopieczny, z Fagasem na rękach. I wcale nie chciał się pozbyć futrzastego złośliwca. Usiadł koło nas i zaczął miękko głaskać Fagasa, aż ten zamruczał z zadowolenia. Zamurowało mnie, przyznam.
Może jednak koty nie wyszły Wielkiemu Przewodnikowi aż tak źle, jak sądziłem. Owszem, kocia harmonia jest zupełnie inna od psiej – ale skoro tak to wygląda, będę dla Oswojonej… tfu, Podopiecznej najlepszym kotem, jakim tylko pies potrafi być.
Ale oczywiście to wciąż ja. Pies.
Czyli kot.
1999−2000
koniec
« 1 5 6 7
1 października 2000

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.