Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Tygrys! Tygrys! Tygrys!›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułTygrys! Tygrys! Tygrys!
OpisGrzegorz Wiśniewski, pisarz i publicysta, jeden z najpopularniejszych autorów "Esensji". Greg ma w dorobku już utwory cyberpunkowe - "Manipulatrice" (Nowa Fantastyka 11/1994 - piąte miejsce w głosowaniu czytelników na najlepsze opowiadanie roku), "Mój brat, Kain" (Framzeta 2/1999 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 1999); humorystyczne, korzystające ze znanych schematów fantystyki - "Z kronik Powermana" (Nowa Fantastyka 3/1995), "Władcy labiryntu" (Framzeta (7)1/2000 ) lub z twórczości filmowej; na serio - "Dobrzy, źli ludzie" (Framzeta 4/1999 - Nagroda Elektrybałta 1999), lub z przymrużeniem oka - "Imperialna opowieść wigilijna" (Framzeta 1/1999), "Matrixowa opowieść wigilijna" (Framzeta 6/1999) i "Obca opowieść wigilijna" (Esensja 3/2000 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 2000). Podaje się za nieprzyjaciela kotów, którym poświęcił świetnie przyjęte przez czytelników "Esensji" opowiadanie "Pies, czyli kot" (Esensja 1/2000 - nominacja do nagrody Elektrybałta 2000), a jego drugą pasją, obok fantastyki, jest historia, zwłaszcza historia wojen, której poświęcił tekst w rzeczywistości równoległej "Płomień Tiergarten" (Framzeta 3/1999 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 1999), a także, w jakimś sensie, poniższe opowiadanie. "Tygrys! Tygrys! Tygrys!" to oczywiście literacka wersja pewnego znanego wydarzenia historycznego (nie trzeba chyba wyjaśniać jakiego), a także pełnoprawna opowieść fantasy. Miłej lektury!
Gatunekfantasy

Tygrys! Tygrys! Tygrys!

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 9 »

Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!

Przed świtem
Komendantura Straży Portowej
Perłowy Port
Raneblin, służbowy na psiej wachcie, z żywą niechęcią wstał z koślawego drewnianego stołka i przeciągnął się. Dzwon świątyni powitania świtu zdążył już wybrzmieć, a to znaczyło, że nadeszła jego chwila - jak to o świcie każdego następnego dnia po tym, jak udało mu się podpaść porucznikowi Kaddenowi. Takie już widać miał pieskie szczęście do obrywania przy każdej okazji. Gdy tylko miała miejsce jakaś burda z marynarzami, zadowolony z siebie, mimo obtłuczonych żeber, Raneblin natykał się na wkurzonego porucznika. Gdy podczas długiej, nudnej wachty pozwalali sobie na kilka kolejek gry w kości, porucznik pojawiał się zawsze podczas rzutu Raneblina. Doszło do tego, że w burdelu obawiał się zajrzeć pod łóżko. Porucznika oczywiście z pewnością tam nie było, ale - przecież mógł być.
Co irytowało najbardziej, zupełnie nieistotne były wszelkie przedsiębrane środki ostrożności. Kadden zawsze jakoś go dopadł i wlepił starszeństwo na psiej wachcie. Do chwalebnych obowiązków Raneblina należał nadzór nad nieliczną obsadą portu, a w dni świąt dochodził dodatkowo zaszczyt budzenia starszego chorążego Millana, szefa paradnej orkiestry Floty Oceanu. Zaszczyt raczej niełatwy do wypełnienia, bo podoficer ów był potężnym, leniwym sukinsynem, łagodnie mówiąc, nieskorym do wstawania o świcie.
Niechętnie wyczłapał z parterowego posterunku straży w rzedniejący mrok. Odetchnął głębiej chłodnym powietrzem, po czym wzdrygnął się Nad portem wisiała jeszcze poranna mgła. Pobrzmiewała pluskiem fal i skrzypiącym w różnych tonacjach drewnem. Gdzieś w oddali słychać też było głuchy odgłos okrętowych kadłubów, obijających się o drewniane molo. Za plecami natomiast Raneblin słyszał miarowe pochrapywanie zmienników, zajmujących drugą izbę budynku straży portowej. Zaklął bezgłośnie z irytacji. Obudzić miał ich dopiero rano.
Wrócił do izby. Przypasał pałasz, narzucił na ramiona wojskowy płaszcz, a na piersi zawiesił nieco zaśniedziały ryngraf straży. Mimo wszystko powinien być zadowolony, pomyślał wychodząc, już niewiele zostało.
Osiem metrów dalej, przy nabrzeżu, znalazł Griddama, który snem sprawiedliwego spał w budce wartowniczej przy doku.
- Ychy...Ychy!! - kaszlnął mu prosto w ucho. Griddam podskoczył tak, że źle zapięty szyszak spadł mu z głowy, a halabarda z łomotem wyrżnęła w kamienie nabrzeża. Nad wodą rozniósł się taki łomot, że z wyspy pośrodku zatoki odpowiedziało echo.
- Kim... Co się... co się stało? - Griddam doszedł do siebie całkiem żwawo. - Ty durniu - wycedził z oburzeniem, nakładając z powrotem szyszak. - Bodajby cię... na żart ci się zebrało?
- A co, nie spodobał się? - Raneblin zdziwił się obłudnie. Nikt, kto spał o tej porze, nie mógł liczyć na litość. A z pewnością nikt kogo znał i mógł obudzić. - Pewnie spacer po posterunkach też ci za bardzo nie przypadnie do gustu, ha? No to idziemy.
Griddam bluzgał go zajadle niemal aż do punktu celnego. Tam się nieco rozchmurzył, gdy Raneblin smacznie śpiącą obsadę pozwolił mu obudzić potępieńczym wrzaskiem. Przy drugim posterunku zły humor przeszedł im niemal zupełnie. Strażnicy nie tylko nie spali, ale mieli też dzbanek świeżo zaparzonego korzenia miggda. A wiadomo, że nic tak nie poprawia samopoczucia nad ranem, jak kubek tego gęstego ciemnego napoju.
Później wspięli się na stok wzgórza obserwacyjnego, najbliższego wyrastającego obok portu. Równą drogą o kamiennej nawierzchni dotarli do wieży dyżurnego portowego obserwatora. Nie spał, jak to czarownicy z Korpusu mają w zwyczaju. Bez słowa wręczył im woskową tabliczkę z raportem podbitym swoją pieczęcią, po czym zniknął za drzwiami. Zanim ruszyli dalej Raneblin upewnił się, czy w raporcie nie ma żadnych nie cierpiących zwłoki rewelacji.
Schodząc w dół mieli okazje podziwiać w słabym świetle przedświtu panoramę Perłowego Portu. Było to piękne miejsce niezwykle urokliwe, ukształtowane przez naturę w najbezpieczniejszą przystań Znanego Świata. Drogę do oceanu otwierał szeroki i głęboki kanał, teraz dla bezpieczeństwa przegrodzony grubym łańcuchem fortecznym. Prowadził do trzech podłużnych zatok, z który ta najbardziej z prawej rozlewała się szeroko. Na jej środku wyrastała podłużna wyspa, niegdyś zielona, teraz niemal w całości zabudowana magazynami floty. To były spokojne i ciepłe wody, bogate w perły, dzięki którym nazwę zyskała pierwsza osada, z czasem przekształcona w miasto. Nie one jednak były najważniejszym tutejszym bogactwem - dużo istotniejszy był sam port, wprost wymarzone miejscem na cumowanie. I na bazę floty, która rządzić będzie w stanie całym środkowym oceanem. Pierwszy port powstał w tym miejscu jeszcze w czasach antycznych, ale teraz nie pozostał po nim nawet ślad. Wszystko zakryły nowe budowle, mola, nabrzeża i stocznie. Nowe pochylnie i magazyny. Nowe kotwicowiska. A na nich nowe okręty i statki.
Raneblin nawet nie próbował policzyć masztów statków zgromadzonych w całym porcie. Było ich mnóstwo. Na rejach większości z nich wisiały latarnie, co z tej odległości upodabniało port do sadzawki oblężonej przez drzemiące świetliki. Najbardziej zwracały uwagę zakotwiczone niemal po środku zatoki ciężkie ogniowce Floty Oceanu. Raneblin sam nie będąc marynarzem, potrafił sobie wyobrazić respekt, jaki wzbudzały we wrogu. Wielkie, ale jednak smukłe. O grubych masztach, licznych stengach i pokładach bogatych w balisty i katapulty. O tyczkach do rozpinania miękkiego pancerza, sterczących niczym kolce jeżozwierzy. Wyglądały po prostu pięknie, zacumowane w pary, zakotwiczone, a mimo to wyglądające groźnie i dostojnie.
- Nie odważą się. - powiedział na głos
Griddam spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Kto się nie odważy? Na co?
- Cesarscy. Nie odważą się nas zaczepić. Nie odważą się zaczepić Floty Oceanu.
Griddam zrobił znudzona minę. Przerzucił halabardę z prawego ramienia na lewe.
- W każdym razie nie tutaj - ziewnął. - Tutaj jesteśmy zupełnie bezpieczni.
Przed świtem
Flota cesarska admirała Mammatoyo
Dzień i cztery kwadry żeglugi od Perłowego Portu
Stali na śródokręciu w krótkim szeregu. Każdy w niedźwiedziej skórze, w wysokich, sznurowanych butach, ze zwisającymi u pasa kompletem żelaznych haków. Wstające słońce dopiero za dłuższą chwilę miało wychylić się zza horyzontu, ale brzask pozwalał Mammatoyo dostrzec ich twarze wyraźnie. Sami weterani, może dwóch wyglądających młodziej. Doświadczeni, pewni, wybrani. Wykonają rozkazy.
Wiatr targał chustami, które zawiązali sobie na szyjach. Dominowała na nich okrągła czerwień i biel cesarskiego godła.
- Jeźdźcy - przemówił do nich. - Nie jeden raz dowiedliście swoich umiejętności, swojego honoru, swojego oddania cesarzowi. Wybrano was spośród najlepszych, abyście wprowadzili wolę Jego Światłości w życie. Teraz ostateczny wynik przygotowań, planów nas wszystkich, - dłońmi ogarnął zgromadzonych na achterdeku oficerów. - spoczywa w waszych rękach.
Skłonił się przed nimi głęboko. W milczeniu odpowiedzieli mu tym samym.
Wychylił zawartość czarki, którą trzymał w dłoniach i roztrzaskał ją o pokład. Jeźdźcy poszli za jego przykładem. Wszystkie naczynia roztrzaskały się zgodnie. Na szczęście.
- Ruszajcie - powiedział admirał.
Chifuda, przewodnik jeźdźców, gardłowym głosem zaczął wydawać rozkazy. Szeregi marynarzy, które na pokładzie towarzyszyły ceremonii, rozbiegły się nagle do swoich zadań. Z bocianiego gniazda sygnalista rogiem dał sygnał startowy. Pozostałe grzędowce odpowiedziały tym samym.
- Komandorze, - Mammatoyo zwrócił się do Ganuma - ustawmy się pod wiatr.
- Tak jest, ekscelencjo - tamten potwierdził. - Sternik , dwa rumple w lewo! Przekazać do wioślarzy!
- Jest dwa rumple w lewo.
- Refować żagle!
- Jest refować żagle.
Kaggi z mozołem rozpoczął zwrot. Spod pokładu dobiegło miarowe dudnienie bębna taktowego, znak, że wioślarze przystąpili do pracy. Część marynarzy wspięła się na reje, a wydłużone śródokręcie grzędowca raptownie opustoszało. Na dziobie grupa marynarzy trudziła się przy dwóch wielkich kabestanach, przy pomocy których powoli obracali grzędę. Grzęda była grubym, obitym metalem, drewnianym palem, dłuższym od masztu. W położeniu marszowym znajdowała się tuż poniżej żagli na osi okrętu. Teraz miała zostać przekręcona w położenie prostopadłe, z jednym końcem daleko za lewą burtą, i drugim, krótszym, obciążonym pełną wody przeciwwagą. W szczytowym położeniu koniec grzędy wystawał na trzydzieści kroków poza pokład, a przeciwwaga, powierzona pieczy balansmistrza, miała utrzymać okręt na równej stępce. Cała operacja była dość czasochłonna i trudna w wykonaniu, ale załogę wyszkolono, aby potrafiła dokonać tego nawet w nocy przy niesprzyjającej pogodzie.
« 1 2 3 4 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.