Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Nocą wszystkie koty są czarne›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułNocą wszystkie koty są czarne
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Debiutowała w 1996 r. pod panieńskim nazwiskiem Borówko. Publikowała w Science Fiction, SFFiH, Esensji, Fahrenheicie i Szortalu. Laureatka konkursów Pigmalion Fantastyki 2010 („Kredyt”) i „Science Fiction po polsku 2” w 2013 r. („Dziewczynka ze strychu”), finalistka Horyzontów Wyobraźni 2011 („Cyberdziadek”).
„Nocą wszystkie koty są czarne” to samodzielne opowiadanie będące częścią dłuższej historii o genetycznie modyfikowanych agentach wywiadu.
Gatuneksensacja, SF

Nocą wszystkie koty są czarne

« 1 6 7 8 9 »

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Nocą wszystkie koty są czarne

Dimitris postawił sobie za punkt honoru sprawienie dziewczynie przyjemności, trwało to wszystko trochę za długo i nie do końca mieściło się w Sanjowej definicji słowa „normalnie”. Wreszcie szepnęła mu na ucho, że nic z tego nie będzie i żeby lepiej potem podotykał ją w sposób, do jakiego sama zdążyła się przyzwyczaić. Chciała tak bardzo, więc nawet nie zrobiło jej się głupio, że prosi. Grek nadal się starał, uważny i delikatny – i było tak strasznie fajnie.
– Podobało się? – dopytywał później, jakby już nie dość kompromitująco mu to okazała.
– Yhm – podbudowała ego Katranidisa i zawinięta w prześcieradło wycofała się do łazienki.
Z odrobiną żalu zmyła z siebie ciepłą wodą zapach – wszystkie słodkie zapachy, które zdemaskowałyby ją bezwstydnie przed Kotami. Ubierała się, trochę oszołomiona. Przygoda zrobiła na niej bardzo duże wrażenie, pod każdym względem.
Otrzeźwienie przyszło prozaicznie. Na półeczce koło umywalki Sanja zobaczyła obrączkę z ciemnego złota. No tak, w sumie mogła się tego spodziewać. Dimitris nie miał na palcu śladu w postaci braku opalenizny, bo pewnie z racji zawodu częściej obrączkę zdejmował niż nosił.
„Co mnie to obchodzi, to jego życie.” – Przeczesała włosy dłońmi i związała znów w koński ogon.
Kiedy wyszła z łazienki, grecki kapitan nadal leżał wyciągnięty w łóżku na wznak, częściowo już ubrany, ale rozleniwiony. Popović, tak jak od początku planowała, rzuciła:
– To ja pójdę, cześć.
Sięgnęła po swój plecak i odwróciła się do drzwi wyjściowych. Katranidis roześmiał się:
– Jak ja lubię zdecydowane dziewczyny, takie, co wiedzą czego ode mnie chcą!
Obiektywnie rzecz biorąc, nie powiedział nic złego, niejedna kobieta potraktowałaby to wręcz jako komplement – że to ona jest tu stroną, która decyduje i bierze. Ale nie Sanja. Sanja usłyszała w tym drwinę. Odwróciła się na pięcie, prychnęła:
– Twoja żona też taka jest? Hmm?
I zwiała. Zbiegła po schodach, skacząc po kilka stopni.
„Czyli lubisz łatwe dziewczyny? Łatwą kicię, która na pewno nie wróci i nie narobi kłopotów.”
Próbowała po prostu grzecznie wyjść – nawet nie przyszło jej do głowy, że Katranidis mógłby chcieć wpakować się w jakiś bardziej skomplikowany układ z pokręconą i zakompleksioną mutantką. Wystarczyło z jego strony minimum dobrego wychowania.
„Co za buc.” – Dopiero teraz zaczynało jej być naprawdę, paskudnie wstyd.
To było właśnie to, czego Rueckner nie rozumiał – jak trudno mieć takie cholerne szczęście jak on.
Ulicą przelewał się radosny, głównie turystyczny tłum. Czasem jakiś samochód torował sobie drogę klaksonem, ale ludzie, bardziej niż ustępowaniem mu, zajęci byli rozmowami i oglądaniem towarów na pchlim targu.
Lekarstwo Sanji właśnie teraz miało szczyt działania skutków ubocznych. Kotce kręciło się w głowie od kolorowych świateł, całego obłędnego kiermaszu składającego się ze starych sprzętów domowych, zabytkowych lub po prostu zepsutych, z niekompletnie poubieranych w odlotowe stroje manekinów, z amatorskich obrazów, ustawionych w rzędy szarych monitorów kineskopowych, pocztówek i całego mnóstwa innych przedmiotów, które w oczach zmęczonej Sanji zlewały się tylko w barwną masę.
Gdzieś grała muzyka, południowo jazgotliwa i skoczna. Migrenowa aura jeszcze nie ustąpiła, więc Popović, przewrażliwionej bardziej niż zwykle, przez chwilę zrobiło się mdło od nadmiaru bodźców, zapachu każdego z przechodniów z osobna, urywków ich rozmów, tętniącego szumu tła.
Wycofała się w ciemniejszą, spokojniejszą uliczkę, gdzie nie było już rozłożonych wprost na chodniku prowizorycznych straganów, a tłum znacznie się przerzedził. Kotka oparła się o odrapaną ścianę kamienicy i na chwilę zamknęła oczy. Było jej niedobrze, od leku trochę ją bujało, jak w wodolocie, a z całej wściekłości miała tylko taki efekt, że nad prawym okiem zaczynał kiełkować ból. Upiorny, zogniskowany, punktowy jak przyżeganie rozgrzanym w ogniu gwoździem, neurologiczny ból.
„Spokojnie. Jeszcze pół godziny” – powiedziała sobie. „Magiczna tabletka zacznie działać i po prostu mi przejdzie.”
Wzięła kilka głębokich oddechów, rozluźniając napięte ze złości mięśnie.
Wydało jej się, że znowu ma halucynacje. To czasem się zdarzało, w ogóle Kotom zdarzały się czasem dziwne rzeczy i w sumie już zdążyli się do tego przyzwyczaić, wiedzieli, jak ich unikać. Tym razem Sanję zawiódł nie wzrok, tylko węch, za często widocznie ostatnio katowany śladem zapachowym Mufida al-Kamalego. Złapała coś jakby tę nutę, z daleka, przywianą gorącym wiatrem, prawie na granicy percepcji. Tylko, że…
Odruchowo spięła się jak do skoku i otworzyła oczy. Stała w pewnej odległości od wejścia do kamienicy, która najwyraźniej mieściła arabską herbaciarnię. Kotka z daleka widziała szyld – rozumiała tylko tę jego część, która dla większości turystów stanowiła ładny ornament, drugiego napisu, tego po grecku, już nie.
Przed lokalem zaparkował właśnie czarny, nienagannie błyszczący volkswagen typu SUV, luksusowe auto terenowe, używane pewnie głównie do jazdy po mieście i autostradach. Z jego tylnych drzwi wysiadała kobieta i Kotka, zapominając o swoim fatalnym samopoczuciu, zmobilizowana zastrzykiem emocji, przemknęła teraz kilka kroków między przechodniami, żeby znaleźć się bliżej niej.
Dużo niższa od Sanji, ubrana jak zamożna europejska muzułmanka, w luźną tunikę i spodnie, w chuście zasłaniającej włosy. Popović zupełnie nie interesowała się ciuchami, ale z jej czysto zawodowej wiedzy wynikało, że torebka pasażerki volkswagena jest bardzo droga.
Wmieszana w tłum, udająca beztroskie zwiedzanie Popović podeszła już na tyle blisko, żeby widzieć zmarszczki na pulchnej twarzy kobiety. Była w średnim wieku, jej włosy pod hidżabem musiały już siwieć.
Z tej odległości zapach stał się dla Kotki jednoznaczny. Spokrewniona z dawcą wzorca. Jak diabli spokrewniona.
To trwało mgnienie – jeden z towarzyszących Arabce mężczyzn zamknął drzwi samochodu, drugi wysiadł zza kierownicy.
– Szejka… – Wskazał wejście do herbaciarni.
Kobieta odwróciła się, przez ułamek sekundy omiatając wzrokiem Sanję, ale nie poświęcając jej choćby odrobiny uwagi. Przytrzymując swoją modną, dużą torbę, a drugą ręką poprawiając chustę, ruszyła w stronę kamienicy. Była zdenerwowana, ale nie roztrzęsiona. W jej życiu działo się coś bardzo ważnego.
Popović, tknięta nagłą myślą, obejrzała się w stronę pchlego targu. U wylotu uliczki, w linii prostej, nad głowami handlarzy i kupujących, zobaczyła okno garsoniery Katranidisa. Błąd – wcale nie garsoniery i wcale nie jego. Okno należącego do wywiadu bezpiecznego mieszkania, z którego kiedyś obserwowano herbaciarnię i które stało puste, bo widocznie wszystkie związane z nią sprawy były zawieszone lub zamknięte.
Owszem, w kawalerce walało się sporo rzeczy Dimitrisa, ale widocznie spędzał tam służbowo dużo czasu. Albo pokłócił się z żoną i nie miał gdzie mieszkać, więc szef przymykał oko na jego obecność tutaj. Albo cokolwiek innego – zupełnie to teraz Sanji nie interesowało.
Wycofała się za róg, nie tracąc jednak SUV-a szejki z oczu, i zadzwoniła do Greka. Minął jeden, drugi, trzeci sygnał. W oknie wciąż paliło się łagodne boczne światło.
„Noż, kurwa, wyłaź spod tego prysznica, wkładaj gacie i odbierz.”
– Taaak?! – Katranidis ryknął wreszcie w słuchawkę, mało subtelnie i po grecku. Najwyraźniej dopiero potem spojrzał na wyświetlacz, bo tylko się zakrztusił i przeszedł na angielski, niepewnym tonem: – Sanja? No cześć…?
Po wysłuchaniu raportu jęknął:
– Christe mou… To musi być Latifa. Umm Hassan. – I rozłączył się.
• • •
Dłuższą chwilę później oddzwonił. Popović właziła już wtedy po balkonach na dach kamienicy w uliczce sąsiadującej z herbaciarnią z drugiej strony – zapuszczonej i omijanej przez turystów. Pokryte sprejowymi napisami ściany obłaziły z tynku, niektóre okna straszyły wybitymi szybami, markizy były brudne i postrzępione. Wszystko to dawało nadzieję, że w przeznaczonym do remontu lub rozbiórki domu nikt nie przyłapie Sanji na nadgorliwym szukaniu dobrego punktu widokowego.
Nie miała wszczepów komunikacyjnych. Koty za często musiały się badać, za dużo podróżowały i za bardzo nie powinny rzucać się w oczy wszelkim skanerom. Telefon satelitarny, bezpiecznie schowany teraz w plecaku, złapał dźwięk głosu Popović po prostu dzięki płaskiej naklejce z czujnikami na jej skroni. Mnóstwo ludzi takie nosiło, produkowane w setkach wzorów i kolorów. Klienci wcale nie palili się do neurozabiegów tak bardzo, jak życzyliby sobie tego producenci sprzętu.
« 1 6 7 8 9 »

Komentarze

25 IX 2013   22:40:50

Muszę powiedzieć, żeee... podobało mi się, nawet bardzo.
Akcja toczyła się wartko, ale bez zbędnego pośpiechu i w sposób dla mnie przynajmniej nieprzewidywalny. Zakończenie okazało się w pełni satysfakcjonujące i świetnie rozegrane.
A jako piękne dopełnienie, ten śródziemnomorski klimacik.

02 X 2013   13:57:12

Może nie od samego początku mnie wciągnęło, ale potem było coraz lepiej. Całkiem wartka akcja, ciekawie rozwinięta. Sam pomysł wykorzystania modyfikowanych agentów jest frapujący. Koty mają te same zdolności, ale różnią się pod względem osobowości. To sprawia, że każdy z nich ma w sobie coś charakterystycznego tylko dla siebie. Fajnie napisane. Podobało się.

07 X 2013   16:52:47

Musiałem czytać na raty, bo długie:)
Nie zawiodłem się. Wartka akcja, wciągająca historia, choć na początku jest trochę nudnawo. Sam pomysł bardzo dobry.
Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Gwiezdne wojny: Padawanka
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Drapieżnik
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Szczeniaki
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Jango i Boba
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Przed burzą
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Bliźniaki
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Obława
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Światełko
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Gwiezdne wojny: Mos Eisley 2000
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.