WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | E.M. Thorhall |
Tytuł | Więcej się tu nie spotkamy |
Opis | „Thori” – niezależnie od świeczek na torcie zawsze ma 20 lat. :-) Z wykształcenia ekonomista. Zakochana w epoce średniowiecza, rycerzach i wikingach. Nieśmiały, energooszczędny introwertyk, czasami zgryźliwy i złośliwy. Zafascynowana R.A Salvatore’em i Tolkienem. Lubi pisać fantasy, satyrę i obyczajówkę. Przez własne dzieci zwana czasami nolifem z racji zamiłowania do gier oraz wredną matką (odwet za teksty o Gimbusównie). Niepoprawna optymistka ze skłonnościami do marudzenia. Zdarza jej się napisać artykuł dla Game Exe, Yggdrasilu czy portalu satyrycznego Sadurskiego. Posiadaczka strony internetowej: thorhall. |
Gatunek | obyczajowa |
Więcej się tu nie spotkamyE.M. Thorhall
E.M. ThorhallWięcej się tu nie spotkamy– Pospiesz się – oznajmiła dziewczynka. – Dziadek mówił, że za wolna jesteś i powinnaś szybciej robić nam śniadania. – Kaśka pognała do łazienki. – A jak nie, to mamy ci te tabletki wsadzić w du… – Ostatnie słowo zginęło w hałasie zatrzaskiwanych drzwi. – Dziadek… – Agnieszka zacisnęła zęby, starając się powstrzymać od przekleństwa i zabrała za przygotowanie posiłku. – Dziadek – mruknęła niechętnie chwilę później, gdy dotarło do niej, że dzieci pójdą do szkoły, a ona sama powinna iść do poradni i umówić się na wizytę. Samodzielne wyjście z domu, do tego na dalszą odległość, wciąż pozostawało problemem. Z tęsknotą pomyślała o czasach, kiedy biegała po mieście z jednej pracy do drugiej, w międzyczasie odbierała dzieci z przedszkola i robiła zakupy, a wszystko to bez strachu. Teraz nieuzasadniony niczym lęk znowu zaczynał jej towarzyszyć. Mimo branych lekarstw. Wystarczyło kilkanaście dni w domu, aby obawy i niepewność jutra wróciły. – Dziadek… – mruknęła po raz trzeci, spoglądając na telefon. Kogo innego miała poprosić o pomoc? • • • – Gdzie mam z tobą iść? – wrzasnął ojciec. – Ty chyba oszalałaś! Do poradni zdrowia psychicznego? – Sama nie czuję się na siłach – odpowiedziała Agnieszka, patrząc z powątpiewaniem na telefon. – A zapisać się muszę, poza tym kończą mi się tabletki, a powinnam je brać jeszcze jakiś czas. – Ale to musisz do tego lekarza od czubków? Czy ty wiesz, jaki wstyd mi przynosisz? Nie zdajesz sobie sprawy, jak ludzie patrzą na takich, którzy tam chodzą? I co ja powiem znajomym, jak mnie spotkają? Że mam nienormalne dziecko? Ułoma jakiegoś? – Tato… daj spokój – odparła prędko, ciesząc się w duchu, że tabletki wciąż działają i popis oratorski rodziciela nie budzi już takich emocji jak kiedyś. – Pójdziesz tam ze mną? – No pójdę, pewnie, że pójdę – zgodził się, a Agnieszka odetchnęła z ulgą. – Ale pamiętaj, to ostatni raz, kiedy zgadzam się na coś takiego. Taki wstyd, mój Boże, taki wstyd – mamrotał do słuchawki. – Jak ja w niedzielę do kościoła pójdę, jeśli ktoś ze znajomych zobaczy mnie tam z tobą? Co będzie, jak dowie się o tym ktoś z rodziny? Albo nie daj Boże mąż twojej siostry? Czy ty wiesz, że możesz jej w ten sposób rozbić małżeństwo? I pamiętaj! Wtedy to ty będziesz winna temu, że się rozwiedli! – Podniósł głos. – Jak jego rodzina się dowie, że jedna z moich córek jest wariatką, to na pewno się rozwiodą. Przecież to może przejść na dzieci Kasieńki! – Tato, nie przesadzaj. Nerwica nie jest zaraźliwa – spróbowała wtrącić. – Co ty tam wiesz! – zagrzmiał, a Agnieszka odsunęła słuchawkę od ucha. Nie była w nastroju, aby wysłuchiwać rewelacji na temat choroby. – To na pewno jest zaraźliwe, może się jakoś przenosić. Przecież zaraziłaś się od kogoś! Poza tym co na to powiedzą ludzie? – Tak krzyczysz do telefonu, że na pewno wszyscy sąsiedzi już słyszą – rzuciła ironicznie. Ilustracja: Rafał Wokacz – Masz rację, masz rację – przytaknął prędko. – To kiedy mam tam z tobą iść? – spytał szeptem. – Jutro. • • • Poradnia nie napawała optymizmem. Ledwo Agnieszka otworzyła drzwi tego szacownego przybytku, a odechciało jej się wszystkiego. Poczekalnia pełna była ludzi, do tego długi ogonek wijący się przed rejestracją… Westchnęła ciężko. Beżowe ściany, na których porozwieszano tandetne widoczki z morzem czy zalesionymi górami, rząd szarych krzeseł pod nimi, zajętych teraz przez schorowane emerytki, licytujące się, która już stoi jedną nogą nad grobem. Siedzący z boku starszy mężczyzna zacisnął dłonie na gałce laski i zaniósł się głośnym kaszlem. Złapał powietrze i wydmuchał nos w kraciastą wymiętą chusteczkę. – Panie – jedna z kobiet odsunęła się z wyraźnym niesmakiem – tu jest poradnia. Jak się jest chorym, to się w domu siedzi, a nie łazi i ludzi zaraża. – Pomachała ręką, jakby odganiała natrętną muchę. Pozostałe emerytki pokiwały zgodnie moherowymi beretami, patrząc z oburzeniem na starszego człowieka. Pięknie, przemknęło Agnieszce przez głowę. Przynajmniej ojciec się nie odzywał. Stanął z boku, przyglądając się reklamie najlepszego na świecie środka na prostatę i udawał, że nie przyszli tu razem. Agnieszka ustawiła się grzecznie w ogonku i kiedy nadeszła jej kolej, poprosiła o najbliższy wolny termin do psychiatry i psychologa. – Psychiatra byłby w marcu. Tak pod koniec miesiąca. – Miła pani rejestratorka wertowała kalendarz. – A psycholog…. – Przerzucała kartki. – O, mam. Druga połowa kwietnia. Może być? – Yyyy… – Agnieszkę zatkało. – Przecież mamy styczeń – wydusiła z siebie wreszcie. – Kończą mi się tabletki, mam nie przerywać leczenia, nie ma jakiegoś wcześniejszego terminu? – Na wcześniejszy termin trzeba było się zapisać w listopadzie albo jeszcze lepiej w październiku – pouczyła uprzejmie pani w rejestracji. Kobieto, wtedy jeszcze nawet nie wiedziałam, że wyląduję w szpitalu. – To co mam teraz zrobić? – Agnieszka popatrzyła bezradnie. – Niedawno wyszłam ze szpitala, kazali zgłosić się do poradni – zaczęła, zaciskając nerwowo palce na blacie rejestracji. – Mogę panią umówić prywatnie, jeśli pani chce – oznajmiła z uśmiechem rejestratorka. – A to „prywatnie” ile kosztuje? – Agnieszka kątem oka zobaczyła, że ojciec podchodzi i staje koło niej. – Wizyta kosztuje sto złotych – poinformowała miła pani. – To zapisać? Byłaby już pojutrze, na… – otworzyła inny zeszyt i przewróciła kilka kartek – na szesnastą. Agnieszka popatrzyła niepewnie na ojca, a potem na rejestratorkę. Stówa. Skąd ją wziąć? Nie miała tych pieniędzy. No kurczę, nie miała. Zasiłek chorobowy jeszcze nie przyszedł i nie wiadomo było, kiedy przyjdzie, ZUS uparcie trzymał tę informację w tajemnicy, a tabletki skończą się za kilka dni, no i… no i dupa blada. – O co chodzi? – Ojciec uśmiechnął się uprzejmie do rejestratorki, która powtórzyła mu to, co mówiła Agnieszce. Ludzie w kolejce zaczęli się niecierpliwić. Jeśli chce zapisać się na wizytę bezpłatną z NFZ, można dopiero w marcu. Jeśli zapłaci, już pojutrze. – Niech ją pani zapisze na pojutrze – zadecydował wreszcie ojciec, rozglądając się po oczekujących na swoją kolej do miłej pani. Przetarł wierzchem dłoni spocone czoło. – Tato, ale ja… – wtrąciła Agnieszka, próbując wyjaśnić, że nie ma pieniędzy. – Cicho bądź. – Szturchnął ją. – Coś wymyślimy, pożyczę ci, jakoś to będzie. Jak musisz brać leki, to musisz. Leczenia nie można przerywać – oznajmił szeptem. – Takie czasy, takie czasy, że młodzi chorują – odezwał się głośniej, jakby usprawiedliwiając przed pozostałymi. – To już nie te same organizmy, co myśmy mieli. Emerytki zgodnie pokiwały głowami i rozpoczęły ubolewać nad młodymi, których nie stać na leczenie. A wszystko z powodu tego, że politycy to złodzieje. Dyskusja na temat polskiej gospodarki zaczęła przeradzać się w pyskówkę i powoli włączali się w nią pozostali chorzy. Agnieszka otworzyła usta ze zdumienia. – Teraz mają o czym plotkować – odezwał się cicho ojciec. – Załatwiaj to szybko, bo wstyd mi tylko przynosisz – mruknął, odsuwając się na bok. Potrząsnęła głową, zamknęła usta i zabrała karteczkę z wypisanym terminem wizyty. Ojciec popchnął ją w kierunku drzwi. – Wyłaź, wyłaź. Szybko. – Przynajmniej jedno załatwione – odezwało się alter ego. • • • Zwolnienie lekarskie się kończyło. Nie zamierzała go już przedłużać. Te kilka miesięcy w domu, tak odmiennych od poprzednich lat, sprawiło, że zaczęła odzyskiwać siły i wiarę w swoje możliwości. Tabletki wciąż działały, a spotkanie z psychologiem raz na dwa miesiące nie było tym, czego oczekiwała. – Musisz wziąć się bardziej za siebie – mruknęło alter ego, podsuwając gazetę z ogłoszeniami. Należało rozejrzeć się za pracą. – Zarobisz, to będzie cię stać na wizytę u psychologa raz na dwa tygodnie – zamruczało. – Wiem – odparła, przeglądając ogłoszenia i kilka z nich zakreślając długopisem zabranym z piórnika Jędrka. |
Przygnębiające?!- to nie przygnębia, to tylko opisuje rzeczywistość samotnej matki z depresją. Sceny w przychodni- jakbym nie bywał to bym nie uwierzył, na szczęście jeszcze jestem zdrowy (chociaż tylko na ciele). W zakończeniu nie powinno być informacji o tym co powiesiła.
@freynir - nie zgodzę się w kwestii zakończenia, które uważam za bardzo dobre, bo zmieniające wydźwięk całości.
Drogi freynir. Opisem rzeczywistości zajmuje się reportaż. Oczywiście koleżanka E.M. Thorhall mogłaby pokusić się o reportaż, ale wtedy musiałaby zapomnieć o fikcji i trzymać się faktów z wszelkimi uciążliwościami z tą decyzją związanymi. A gdyby się już namęczyła, to chciałaby być odpowiednio wynagrodzona. Z tego co wiem, esensja nie płaci za teksty, czyli reportaż powędrowałby gdzie indziej, może nawet do jakiejś prasy, do tygodnika społeczno-politycznego i nie czytalibyśmy go w esensji. Błędne koło się zamyka
— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Przygnębiające, ale dobre