Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

E.M. Thorhall
‹Więcej się tu nie spotkamy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorE.M. Thorhall
TytułWięcej się tu nie spotkamy
Opis„Thori” – niezależnie od świeczek na torcie zawsze ma 20 lat. :-) Z wykształcenia ekonomista. Zakochana w epoce średniowiecza, rycerzach i wikingach. Nieśmiały, energooszczędny introwertyk, czasami zgryźliwy i złośliwy. Zafascynowana R.A Salvatore’em i Tolkienem. Lubi pisać fantasy, satyrę i obyczajówkę. Przez własne dzieci zwana czasami nolifem z racji zamiłowania do gier oraz wredną matką (odwet za teksty o Gimbusównie). Niepoprawna optymistka ze skłonnościami do marudzenia. Zdarza jej się napisać artykuł dla Game Exe, Yggdrasilu czy portalu satyrycznego Sadurskiego. Posiadaczka strony internetowej: thorhall.republika.pl i bloga: emthorhall.kawerna.pl.
Gatunekobyczajowa

Więcej się tu nie spotkamy

E.M. Thorhall
« 1 3 4 5

E.M. Thorhall

Więcej się tu nie spotkamy

I ten strach.
Oblewający całe ciało zimnym potem, ściskający gardło obawą, że to już koniec. Że jeszcze jeden krok i już jej nie będzie. Przewróci się, zemdleje, dzieci to zobaczą i znowu zacznie się wyzywanie od wariatek. A jeśli przypadkiem uderzy głową o ścianę? Jakiś ostry kant? I umrze?
Pętla zaciskała się na gardle coraz mocniej, nie pozwalając nabrać powietrza, które Agnieszka starała się gorączkowo chwytać półotwartymi ustami.
To tylko nerwica. Na to się nie umiera, uspokajała samą siebie, zamykając trzęsącą się dłonią drzwi.
„Nie przeciążać się. Nie brać zbyt wiele zobowiązań na barki. Odpoczywać”, przypomniały jej się słowa szpitalnej lekarki.
– Chyba kpisz, kobieto – mruknęło alter ego – Odpoczniesz w trumnie.
Starając się odpędzić czarne myśli, pobiegła do pracy.
• • •
– Jesteś wreszcie – mruknęła niechętnie Renia. – Przebieraj się i pospiesz.
Agnieszka spojrzała na nią pytająco.
– Sanepid ma dzisiaj wpaść na kontrolę. Szef dzwonił przed chwilą – wyjaśniła prędko. – Musisz wywalić to, co macie tam zepsutego.
– Gdzie niby mam to wywalić? – Agnieszka poczuła, że robi jej się gorąco, a serce zaczyna niespokojnie trzepotać.
– Do śmietnika. – Renia zgrabnie ustawiała butelki piwa w równym szeregu. – Tego za sklepem. A, i na zapleczu leży twoja umowa do podpisania. – Odwróciła się i popatrzyła na Agnieszkę. – Pamiętaj, dzisiaj jest twój pierwszy dzień pracy, jakby pytali. Książeczki jeszcze nie masz…
– Nie mam w ogóle.
– No właśnie. Jak szefowi wlepią karę, to jak myślisz, kto zapłaci? On? Z ciebie ściągnie. Tak że pamiętaj. Jesteś tu od dzisiaj i się przyuczasz.
Agnieszka rozejrzała się niespokojnie po sklepie. Za ladą stoiska mięsnego uwijała się nieznana jej jasnowłosa dziewczyna o delikatnej urodzie anioła. Wreszcie ktoś do pomocy. Agnieszka miała cichą nadzieję, że nowa wie co nieco o wędlinach i mięsie.
Przebrała się szybko, podpisała umowę, nawet jej nie czytając, i biegiem wpadła na stoisko.
Obie kobiety, nie przedstawiając się sobie, zabrały się za robotę.
W sporym pojemniku, w którym zwykle dowożono towar, leżało już kilka kawałków mięsa i część wędlin zapakowanych w starą ubrudzoną reklamówkę.
– Jak mogłyście dopuścić do tego, żeby tyle tego było? – Nieznajoma spojrzała wrogo na Agnieszkę, wskazując palcem pojemnik.
– Nie więcej niż zawsze – odparła Agnieszka, wyciągając jeden z kawałków i przyglądając mu się. – Odkroi się tu i tu, zmieli i sprzedamy.
– Co?! – Jasnowłosa dziewczyna wrzuciła w ladę plaster salcesonu. – Chcesz zmielić stare mięso? I sprzedać je klientom?
– Przecież tak trzeba. Szef nie lubi strat w towarze. Jak chcesz dostać wypłatę, to musisz tak robić – mruknęła niechętnie Agnieszka.
– Wariatka! – Nowa popatrzyła na nią pogardliwie i kipiąc oburzeniem, ruszyła w stronę zaplecza. – Trucicielka!
Agnieszka spojrzała na nią zaskoczona, a potem zerknęła na Renię.
– A tej co się stało?
– Komu? Córce szefa?
Agnieszka poczuła, że serce zaczyna jej niebezpiecznie przyspieszać, a nogi drżeć.
– Córka szefa? – wyjąkała niepewnie.
Renia skinęła głową.
– Tylko nie mów, że pochwaliłaś jej się tym, co robicie z mięsem. – Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała z naganą. – Przecież tak nie można. Ktoś może się podtruć. A potem napuści na nas Sanepid. O, właśnie… A może to przez ciebie mamy kontrolę? Dopóki pracowała tu Basia, nigdy nie było kontroli.
– Przecież Basię zwolnił, bo upomniała się o umowę.
Zza przymkniętych drzwi zaplecza dobiegał podniesiony głos córki szefa. Najwyraźniej rozmawiała z kimś przez telefon. Renia popatrzyła w tamtą stronę i wzruszyła ramionami, wracając do butelek z piwem.
Próbując zapanować nad trzęsącymi się rękami, Agnieszka zaczęła układać wędliny w ladzie. Przełknęła z trudem ślinę, nic nie rozumiejąc z tego, co się działo.
Kiedy pojawili się pierwsi klienci, udało jej się opanować na tyle, że obsłużyła ich z grzecznym uśmiechem. Gdy tylko odeszli, na powrót zabrała się za oddzielanie odpadków od tego, co nadawało się do sprzedaży. Nie zauważyła nawet, kiedy córka szefa wróciła na stoisko i zmierzyła krytycznym wzrokiem pojemnik z zepsutym towarem.
– Przebierz się i idź do domu. – Delikatny głos rozbrzmiał za plecami Agnieszki, która wyprostowała się, odwracając. Jasnowłosa piękność patrzyła na nią spokojnie.
– Przebierz się i wyjdź stąd – oznajmiła, otwierając kasę i biorąc się za liczenie pieniędzy.
– Ale jak to? – wyjąkała zaskoczona Agnieszka.
– Po prostu – córka szefa nawet nie oderwała wzroku od przeliczanego bilonu – już tu nie pracujesz. Niepotrzebna nam ekspedientka, która powoduje tyle strat. Nie umiesz sprzedawać, nie umiesz zamawiać, nawet towaru w ladzie nie potrafisz porządnie ułożyć.– Wrzuciła pieniądze do foliowego woreczka.
– Jak to? – Agnieszka wciąż nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
Zwolniona? Nogi ugięły się pod nią.
Zwolniona po wszystkich tych miesiącach, kiedy przychodziła na każdy telefon szefa? Pracując nieraz po dwanaście, czternaście godzin? Godząc się na niższą stawkę w weekendy? Bo podobno nie miał pieniędzy? A za co ona teraz będzie żyła? Za co opłaci rachunki? Tak z chwili na chwilę? Zwolniona?
– Jak to? – powtórzyła pobielałymi wargami, zaciskając palce na fartuchu.
– Normalnie. – Z oczu jasnowłosej biła pogarda. – Wyjdź.
– A moja wypłata? – wyrwało się Agnieszce.
– Jaka wypłata? – Córka szefa sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła pomiętą kartkę. – Mam twój podpis na umowie. Przyszłaś dzisiaj do pracy na okres próbny. Sama to podpisałaś. O, tu. – Trzepnęła palcem w papier. – I nawet zobowiązałaś się do odpowiedzialności materialnej za straty. Jednak mój ojciec jest na tyle wyrozumiały, że nie każe ci płacić za zepsuty towar. Zabierz sobie to. – Rzuciła reklamówkę z popsutymi parówkami pod nogi Agnieszki. – Poza tym uważam, że nie sprawdziłaś się, nie znasz się na mięsie, ani wędlinach, nie masz książeczki sanepidowskiej, ani badań. Chcesz jeszcze coś wyjaśnić?
Agnieszka poczuła, że kula w gardle zaczyna rosnąć, dusząc coraz silniej.
Nie dostanie pieniędzy za przepracowany miesiąc! A liczyła, że opłaci z nich rachunek za gaz, który wczoraj przyszedł. Jeśli nie zapłaci, to go wyłączą. Po prostu. A jak wtedy ugotuje dzieciom obiad? Jak się wykąpią?
Zadrżała.
– Pracowałam tu cały miesiąc. Należy mi się wypłata – oznajmiła cicho, wbijając wzrok w podłogę i próbując złapać oddech.
– Ty? Tutaj? – Jasnowłosa zaśmiała się.
– Renia! – krzyknęła – Znasz ją?
Zapytana pokręciła przecząco głową.
– Jula! – zawołała nimfomankę z telefonem.
– To nie wie pani, kogo pani przyjmuje na okres próbny? – Jula spróbowała być dowcipna. – Nie znam – dodała prędko.
– Ale jak to… – Agnieszka poczuła, że jeszcze chwila i się rozpłacze.
– Wyjdź stąd – syknęła jasnowłosa. – Zanim zawiadomię policję, że jakaś wariatka wtargnęła na stoisko z mięsem i grozi nam nożami.
Ciemne plamy przemknęły przed oczami kobiety, gdy uchwyciła się kurczowo lady, starając się nie upaść. Zachwiała się, prawie wpadając na córkę szefa.
– Wariatka! – usłyszała jeszcze jak przez mgłę głos jasnowłosej. – Rzuciła się na mnie! Zabierzcie ją stąd! – Córka szefa wrzasnęła, wyskakując na środek sklepu.
Zrobiło się zamieszanie.
Czyjeś ręce objęły Agnieszkę wpół, ktoś wyprowadził ją zza lady, ktoś inny narzucił kurtkę na ramiona. Czyjaś dłoń wcisnęła litościwie torebkę.
Drzwi sklepu zamknęły się z hukiem.
– Nie radzę tam wracać. – Ogolony na łyso młodzian posadził Agnieszkę na chodniku nieopodal sklepu.
– To chyba twoje. – Reklamówka z śmierdzącą wędliną wylądowała z plaskiem koło kobiety.
• • •
Dzieci już dawno zasnęły, a ona wciąż jeszcze siedziała na krześle w kuchni i podpierając pięścią podbródek, gapiła się martwym wzrokiem na niezapłacony rachunek za gaz.
Powinna uregulować go najpóźniej za dwa dni.
Zacisnęła powieki, powstrzymując napływające do oczu łzy. Odruchowo pogładziła łeb Kilera, gdy oparł pysk na jej udzie.
– Tak, piesku… nie mam pomysłu… – westchnęła ciężko.
Przeklęła w duchu samotne wychowywanie dzieci.
I to dzieci, które ostatnio poczynały sobie coraz śmielej, buntowane przez pomysłowego dziadka. Daj na nowe buty, na nową bluzkę, na kolejne gry, kup nową zabawkę, zamów pizzę, bo nie umiesz gotować, dlaczego zarabiasz tak mało, a dziadek powiedział…
Skrzywiła się, czując, że nie ma już siły.
Nie ma siły wysłuchiwać tego wszystkiego. Nie ma siły walczyć w pojedynkę ze światem. Nie ma siły wciąż starać się pozbyć strachu, pracować, zajmować domem bez najmniejszego wsparcia drugiej osoby.
Samotność. Czasami tak bolesna i dokuczliwa, wyciskająca łzy z oczu.
Niezrozumienie.
Brak wsparcia. Jakiegokolwiek.
Nie miała nawet do kogo zwrócić się, by porozmawiać. Nie było nikogo, kto poklepałby ją po ramieniu i powtórzył banalne „Będzie dobrze”, które tak pragnęła usłyszeć.
Przejmująca samotność, wprawiająca w stan otępienia, żalu.
I zmęczenie.
„Jakże, i żelazo w końcu rdza przeźre, i kamień jeno do czasu wytrzyma, a nie dopiero słaba kobieta!” przemknęły jej przez głowę słowa ulubionej powieści.
Chciała jedynie wyspać się, odpocząć. A potem…
– Odpoczniesz w trumnie. – Niezawodne alter ego pojawiło się wtedy, kiedy było najmniej potrzebne.
– Spierdalaj – wyrwało jej się ze ściśniętego gardła.
Podniosła się, zrzucając psi łeb z kolan i ruszyła w stronę przedpokoju.
– Mam dość – mruknęła, czując, że tłumione do tej pory łzy zaczynają wymykać się spod powiek. – Mam, kurwa, dość. – Powstrzymała się, aby nie wykrzyczeć tego całemu światu.
Przypomniała sobie słowa szpitalnej psycholog: „Mam nadzieję, że więcej się tu nie spotkamy”.
– Na pewno nie spotkamy. – Zacisnęła zęby. – Jak taka Hanka umiała…
Trzęsącymi się dłońmi odszukała w jednej z szuflad długi kawałek sznura. Zaplątany w szmaty leżał tam od kilkunastu miesięcy, czekając na swój dzień.
Wrzuciła go do reklamówki i krzywiąc się ze wstrętem, złapała jej uchwyt. Chwilę potem biegła już w stronę parku, potykając się o własne nogi, połykając palące łzy.
Z trudem łapiąc oddech, przystanęła pod jednym z drzew i zaczęła wiązać pętlę, tak jak kiedyś nauczyła się tego na obozie.
– Mam, kurwa, dosyć – szepnęła, przerzucając sznur przez gałąź.
• • •
– Ale fajnie się kręci – rozbrzmiał głośny rechot jednego z dresiarzy, którzy tego wieczoru skracali sobie drogę przez park.
Pogrążone w mroku alejki nie kusiły obietnicą miłego spaceru. Padające z rozbitej latarni słabe światło wyłuskiwało z ciemności sylwetki mężczyzn zebranych pod jednym z drzew.
Dresiarz szturchnął naprężony sznur i zarechotał kolejny raz.
– Ludzie to debile – zawtórował mu drugi.
– Na psy to chyba trzeba zgłosić, czy jak? – rzucił kpiąco trzeci, ciskając na trawę opróżnioną puszkę po piwie i miażdżąc ją markowym adidasem.
– Stuknij się w łeb, kretynie – zauważył czwarty. – Nie dla psa kiełbasa!
Cała grupa wybuchnęła głośnym śmiechem, po czym oddaliła się spiesznie, znikając w ciemnych uliczkach parku.
– Powiedzcie mi tylko, co za palant wiesza na gałęziach reklamówki z zepsutymi parówkami? – spytał trzeci.
koniec
« 1 3 4 5
29 kwietnia 2014

Komentarze

30 IV 2014   11:13:07

Przygnębiające, ale dobre

04 V 2014   02:33:21

Przygnębiające?!- to nie przygnębia, to tylko opisuje rzeczywistość samotnej matki z depresją. Sceny w przychodni- jakbym nie bywał to bym nie uwierzył, na szczęście jeszcze jestem zdrowy (chociaż tylko na ciele). W zakończeniu nie powinno być informacji o tym co powiesiła.

16 V 2014   11:08:01

@freynir - nie zgodzę się w kwestii zakończenia, które uważam za bardzo dobre, bo zmieniające wydźwięk całości.

10 XII 2014   22:18:17

Drogi freynir. Opisem rzeczywistości zajmuje się reportaż. Oczywiście koleżanka E.M. Thorhall mogłaby pokusić się o reportaż, ale wtedy musiałaby zapomnieć o fikcji i trzymać się faktów z wszelkimi uciążliwościami z tą decyzją związanymi. A gdyby się już namęczyła, to chciałaby być odpowiednio wynagrodzona. Z tego co wiem, esensja nie płaci za teksty, czyli reportaż powędrowałby gdzie indziej, może nawet do jakiejś prasy, do tygodnika społeczno-politycznego i nie czytalibyśmy go w esensji. Błędne koło się zamyka

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.