Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bożena Chojnacka
‹Naprawiacz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBożena Chojnacka
TytułNaprawiacz
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik ’86 – przyszła na świat w cieniu radioaktywnej chmury, na razie jednak nie odkryła żadnych supermocy i musi wieść życie zwykłej śmiertelniczki. Wieczna studentka, fanka kawy, ogórków kiszonych i dobrej literatury.
GatunekSF, urban fantasy

Naprawiacz

1 2 3 7 »
Pierwszy raz zdziwiła się, gdy zamiast wsiąść do samochodu poszli na przystanek. Drugi raz, kiedy wyjechali autobusem daleko od centrum, w stronę starych, upiornych bloków. Trzeci raz, kiedy zobaczyła mieszkanie zawalone stertami rzeczy.

Bożena Chojnacka

Naprawiacz

Pierwszy raz zdziwiła się, gdy zamiast wsiąść do samochodu poszli na przystanek. Drugi raz, kiedy wyjechali autobusem daleko od centrum, w stronę starych, upiornych bloków. Trzeci raz, kiedy zobaczyła mieszkanie zawalone stertami rzeczy.

Bożena Chojnacka
‹Naprawiacz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBożena Chojnacka
TytułNaprawiacz
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik ’86 – przyszła na świat w cieniu radioaktywnej chmury, na razie jednak nie odkryła żadnych supermocy i musi wieść życie zwykłej śmiertelniczki. Wieczna studentka, fanka kawy, ogórków kiszonych i dobrej literatury.
GatunekSF, urban fantasy
I
Kubek malowany w różowe słonie stoczył się z biurka, spadł na podłogę z cichym stuknięciem i pękł na pół. Resztka zimnej kawy ochlapała szarą wykładzinę. Darek zaklął pod nosem, zerwał się z fotela i wybiegł z pokoju. Wrócił po chwili, niosąc w jednej ręce dużą rolkę papierowych ręczników, w drugiej małego pilota z kilkoma przyciskami. Za nim sunął biały robot, przypominający kształtem dużego morskiego żółwia. Darek chciał zebrać chociaż trochę kawy, która coraz bardziej wsiąkała w wykładzinę, ale urządzenie było szybsze – wysunęło spod skorupy długie ramię i zaczęło spryskiwać plamę spienionym detergentem. Mężczyzna musiał się odsunąć, żeby zrobić mu miejsce, zdążył tylko zabrać pęknięty kubek. Chciał wyrzucić skorupy do kosza stojącego przy biurku, ale zawahał się w ostatniej chwili.
Dostał ten kubek trzy lata wcześniej od Beaty. Wtedy wciąż była uroczą dziewczynką z jasnymi włosami splecionymi w długie warkocze. Nagle bardzo wyraźnie przypomniał sobie tamten dzień – wręczyła prezent opakowany w kolorowy papier i z niewinnym, dziecięcym uśmiechem powiedziała: to dla ciebie, Darek. Na kubku namalowane były trzy słonie, jeden grał na akordeonie, drugi na trąbce, a trzeci na gitarze. Otaczał je rój kolorowych nutek.
Tamtego dnia żona Darka, Kamila, sama zrobiła urodzinowy tort i starannie powtykała w ciasto trzydzieści cztery świeczki. Udawał, że się obraził.
– Ja zawsze daję dwadzieścia na twoje urodziny – nadąsał się.
Razem ze wspomnieniem tamtego wieczoru Darka zalała ciepła fala szczęścia. Tak, był naprawdę szczęśliwy, chociaż wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy.
Kilka miesięcy, może pół roku po jego trzydziestych czwartych urodzinach bomba hormonów eksplodowała w ciele Beaty, która nagle zmieniła się w wampa z tlenionymi włosami i tatuażem na brzuchu. Co chwilę kłóciły się o coś z matką. Darek nie chciał mieszać się w te spory, nie był przecież ojcem dziewczyny. W końcu wróciło nieprzyjemne uczucie, które miał tuż po ślubie, że jest w tej rodzinie kimś trzecim, kimś z zewnątrz. Ostatecznie Kamila skapitulowała. Kompletnie przestała zwracać uwagę na to co robi Beata, za to coraz częściej wspominała o dziecku z HT. Cały czas była rozdrażniona. Kiedy przestała kłócić się z córką, zaczęła wyładowywać złość na mężu. I tak skończyły się dobre czasy.
Darek raz jeszcze obejrzał skorupy, na których głupie słonie wciąż radośnie śpiewały, chociaż ich świat właśnie pękł na pół, i postanowił, że jednak nie wyrzuci kubka.
Najpierw miał problem ze znalezieniem odpowiedniego słowa. Jak się nazywało to coś, jakby pasta, czasem plastyczna masa, czasem płyn, którym trzeba było posmarować rzeczy, jeśli chciało się je połączyć? Używał tego bardzo dawno temu, chyba jeszcze w podstawówce, kiedy nauczycielka kazała im zrobić obrazek z podartego na strzępy kolorowego papieru. Umazał sobie wtedy całe palce białymi glutami, które złuszczały się po wyschnięciu. Obrazek wyglądał okropnie, nikt nie potrafił się domyślić, że przedstawia psa, ale to nie była wina Darka – nigdy nie był uzdolniony manualnie, poza tym ten cholerny papier wcale nie chciał się kleić. Klej! To było to słowo. Coś mu jednak podpowiadało, że to białe paskudztwo, którego używał w szkole, nie będzie nadawało się do ceramiki. Potrzebował czegoś specjalnego.
Przepędził robota, który po wyczyszczeniu plamy kręcił się po pokoju, węsząc za czymś do posprzątania, i zaczął szukać w sieci. Nic nie znalazł. Nikt nie sprzedawał kleju. Nikt nie chciał kupić kleju. No tak, pomysł był głupi. Po co zawracać sobie głowę, skoro można w pięć minut kupić identyczny kubek. W zasadzie nie mógł sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek coś naprawiał, albo żeby robił to ktoś kogo znał. Po co w ogóle marnować czas na takie rzeczy?
Nie wyrzucił jednak skorup. Opłukał je w łazience z resztek kawy i schował do najniższej szuflady biurka, obiecując sobie, że pomyśli co z tym zrobić, kiedy tylko znajdzie wolną chwilę.
II
Ze smukłej igły wieżowca HumanTech, stojącej na Placu Defilad, wystrzeliły kolorowe hologramy. Wysoko nad dachami budynków, na tle szarego jesiennego nieba, rozwijały się roześmiane, piękne twarze. Po chwili uzupełnił je napis: „Twoje dzieci przyszłością świata. Zadzwoń do naszego konsultanta.” Darek zapatrzył się na te obrazy popijając kawę z plastikowego kubka. Było jeszcze wcześnie, nie musiał się śpieszyć. Wyobrażał sobie jak to będzie, kiedy w końcu zaoszczędzą z Kamilą wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapłacić zaliczkę za zabieg w HT i po dziewięciu miesiącach w ich domu pojawi się mały, idealny człowiek, zupełnie niepodobny do żadnego z nich. Ciemnowłosy i czarnooki, zgodnie z najnowszą modą.
Z zamyślenia wyrwały go dopiero drobne, zimne krople deszczu. Dopił kawę i chciał odejść, ale kiedy odwrócił się żeby wyrzucić pusty kubek, zobaczył parę okrągłych, bardzo niebieskich oczu wpatrzonych w niego. Zamarł zdziwiony tym natarczywym spojrzeniem, które należało do dziecka, najwyżej dwunastoletniego chłopca o delikatnych, złotych włosach i idealnie symetrycznej, zbyt poważnej twarzy. Bez wątpienia był to jeden z pierwszych modeli HT, standard dla mało wymagającego klienta przygotowany specjalnie na rynki wschodnie. Zanim Darek zdążył się zastanowić, co znaczy to niepokojące spojrzenie, chłopiec odwrócił się na pięcie i odmaszerował szybkim krokiem.
Mężczyzna wzruszył ramionami, domyślając się, że był świadkiem jednej z tych zabaw, które pochłaniają dzieci, ale są zupełnie niezrozumiale dla dorosłych. Wyciągnął parasolkę i ruszył w stronę biura HT, gdzie pracował jako doradca klienta. Zdążył zrobić trzy kroki, kiedy nagle drobny deszcz zmienił się w oberwanie chmury. Grube krople zacinały ostro pod kątem, parasolka nie dawała żadnej ochrony. Przechodnie zaczęli znikać z chodników. Darek czuł, jak przemakają mu spodnie i odruchowo zaczął rozglądać się za jakimś schronieniem, ale w pobliżu nie było nic, nawet wiaty przystanku. W końcu zanurkował w jedno z tych małych, ciemnych podwórek, których tak bardzo nie lubił, gdzie nawet w środku lata wilgotne, chłodne powietrze przesycone było zapachem stęchlizny. Miał nadzieję, że tam znajdzie jakąś kryjówkę. Rzeczywiście znalazł.
W podwórku był sklep. Nad przeszklonymi drzwiami wisiał bardzo nędzny szyld. Ręcznie malowany napis głosił: „KLEJE I NARZĘDZIA”, a niżej, mniejszymi literami: „SKLEP DLA NAPRAWIACZY”. W środku nie paliło się światło. Okno wystawowe tonęło w cieniu, ale Darek nie zauważył żadnych krat, ani kłódki na drzwiach. Wyglądało na to, że sklep jest otwarty.
Złożył parasolkę i zaciekawiony wszedł do środka. Kiedy otwierał drzwi, rozległ się czysty, ostry dźwięk staroświeckiego dzwoneczka, który oznajmiał pojawienie się klienta. W sklepie panował półmrok. W skąpym świetle, wpadającym przez wystawowe okno, Darek zobaczył rzędy półek zastawionych różnymi dziwnymi narzędziami, puszkami, tubkami i butelkami. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu, a w ciemnych kątach i pod sufitem wisiały ciężkie welony szarych pajęczyn. Zapach stęchlizny był tutaj silniejszy niż na zewnątrz, jakby właśnie w sklepie znajdowało się jego źródło.
– Czym mogę służyć? – drżący, zachrypnięty głos wyrwał Darka z zamyślenia.
Odwrócił się i zobaczył starca stojącego za kontuarem. Jego twarz pokrywały głębokie zmarszczki, jakby była maską z miękkiej gliny, którą ktoś przeorał palcami. Między ciężkimi fałdami skóry błyszczały wodniste, zamglone oczy. Dolna warga staruszka drżała lekko i to drżenie nagle przeraziło Darka. Wydawało mu się, że z kącika zwiędłych ust zaraz popłynie strużka śliny. To niedołężny człowiek, pomyślał, który wyrwał się komuś spod opieki i zabłądził do tego sklepu. Co zrobić z kimś takim? Czy powinien zadzwonić na policję, czy na pogotowie? Miał ochotę uciec.
– Czym mogę służyć? – zapytał raz jeszcze starzec i nagle niepokojące złudzenie rozwiało się. Darek odetchnął z ulgą. W sumie sprzedawca nie wyglądał tak strasznie, jak mogło wydawać się na pierwszy rzut oka.
– Ja tylko… – zaczął. Chciał powiedzieć, że schował się przed deszczem, ale w tej samej chwili przypomniał sobie o potłuczonych skorupach, które od kilku miesięcy leżały w dolnej szufladzie biurka. – Właściwie to chciałem kupić klej – dokończył.
Starzec uśmiechnął się. Dolna warga przestała mu drżeć. Wydał się Darkowi bardziej ludzki i już zupełnie niestraszny.
– A co chcesz skleić, młody człowieku? – zapytał.
Darek wyjaśnił o co chodzi i staruszek podreptał między zakurzonymi półkami, mrucząc coś do siebie pod nosem. Wrócił po chwili, ściskając w pomarszczonej dłoni niedużą białą tubkę pokrytą drobnym czarnym drukiem. Stanął na swoim miejscu za kontuarem i położył klej na blacie.
– Dwieście – powiedział spokojnie.
1 2 3 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Partia szachów
— Bożena Chojnacka

Izumi
— Bożena Chojnacka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.