Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Bóg jest czystą nicością›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułBóg jest czystą nicością
OpisTrwa wojna między Korporacjami. Ale na odległym od Terry odcinku B-14 panuje względny spokój. Izolacja, fatamorgany i kilku żołnierzy skazanych na siebie nawzajem…
GatunekSF

Bóg jest czystą nicością

1 2 3 5 »
Słońce – oślepiające oczy, ale nie dające żadnego ciepła – wspięło się już niemal do zenitu. Petrosjan odruchowo sięgnął po lornetkę i przyłożył ją do oczu. Tym razem jednak niczego nie dostrzegł; żadnych zjaw. Nie dostrzegł też jednak żołnierza, który bez rozkazu nie powinien był opuszczać posterunku.

Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością

Słońce – oślepiające oczy, ale nie dające żadnego ciepła – wspięło się już niemal do zenitu. Petrosjan odruchowo sięgnął po lornetkę i przyłożył ją do oczu. Tym razem jednak niczego nie dostrzegł; żadnych zjaw. Nie dostrzegł też jednak żołnierza, który bez rozkazu nie powinien był opuszczać posterunku.

Sebastian Chosiński
‹Bóg jest czystą nicością›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułBóg jest czystą nicością
OpisTrwa wojna między Korporacjami. Ale na odległym od Terry odcinku B-14 panuje względny spokój. Izolacja, fatamorgany i kilku żołnierzy skazanych na siebie nawzajem…
GatunekSF
„Nie martw się, że bitwę przegrałeś, trzeba wiele siły, żeby dojść tam, gdzie się bitwy przegrywa.”
Henryk ELZENBERG
1.
To była niepotrzebna, bezsensowna wojna, toczona na odległej od Terry planecie. Dziś już nawet mało kto pamiętał, jaka była przyczyna jej wybuchu, a jednak prowadzono ją dalej. Co roku słano w ten odległy zakątek wszechświata tony sprzętu wojskowego i jeszcze więcej ludzi. Z żołnierzy mało kto stamtąd wracał, a jeśli już, to rzadko w jednym kawałku.
Zdemoralizowane wojsko i nie mniej zdemoralizowani dowódcy byli o krok od buntu. Ale przeciwko komu mieli się buntować? Przeciwko sobie nawzajem, szeregowcom, czy generałom, którzy na równi trafiali tu za karę? O powrocie na Terrę nie było mowy. Wahadłowce, którymi dostarczano broń i mięso armatnie, miały akurat tyle paliwa, by starczyło go w jedną stronę. Sprytnie pomyślane.
Komuś jednak wojna ta służyła. Ktoś czerpał z niej wymierne zyski, skoro opłacało mu się każdego roku inwestować olbrzymie pieniądze po to tylko, by konflikt ów przedłużać.
– Z diabłem prędzej pakt podpiszę, aniżeli zrozumiem, o co w tym wszystkim chodzi – stwierdził pewnego dnia przy szklance wódki dowódca odcinka B-14. Miał nie więcej niż trzydzieści lat, a już był uważany za weterana. Wystarczyło, aby przeżył na tej planecie trzy lata, podczas gdy średnia długość życia wynosiła tutaj od momentu postawienia stopy na złowrogim czerwonawym piaskowcu niespełna sześć miesięcy.
Jednym haustem opróżnił szklankę, po czym delikatnie postukał kciukiem od spodu w jej denko, co było niewypowiedzianym, ale doskonale znanym młodszym oficerom rozkazem:
– Napełnić!
Po trzeciej szklance wstał od stołu i, przewracając po drodze krzesło, na którym siedział, wyszedł z ziemianki, w której mieścił się – szumnie to nazywano w dowództwie – sztab odcinka. Zbliżał się wieczór, od wschodu, jak co dnia, nadciągał nieprzyjemny, ostry wiatr niosący ze sobą drobiny kurzu. Mężczyzna instynktownie zmrużył oczy, wystawiając twarz do wiatru. To był najlepszy sposób na otrzeźwienie.
– Panie majorze… – usłyszał nagle za swoimi plecami.
– Co znowu? – spytał, nie odwracając się. Po głosie poznał porucznika Petrosjana, swojego zastępcę.
– To niebezpieczne. Podobno kręcą się po okolicy jakieś bandy…
– Pewnie nasi, którym nie wypłacono na czas żołdu – zawyrokował major Kirow, ale nie chcąc kłócić się z podwładnym, zrobił w tył zwrot i wrócił do ziemianki.
Podniósł z podłogi krzesło i usiadł na nim z powrotem.
– Jest jeszcze?… – spytał, i porucznik doskonale wiedział, że chodzi mu o wódkę.
Petrosjan kiwnął głową, po czym z szafki, w której trzymali plany odcinka, wyciągnął jeszcze jedną półlitrową butelkę. Sami ją tu pędzili w okresie letnim; z roku na rok coraz więcej – by łatwiej było przetrwać pozostałe pory roku.
Po czwartej szklanicy majorowi wrócił humor. Przycupnął obok Petrosjana i spytał go o to, o co pytał już wielokrotnie, ale za każdym razem zapominał.
– Masz ty żonę, Arłam?
– Mam – niezmiennie tak samo odpowiadał młody mężczyzna o smagłej cerze i nieco skośnych oczach.
– I dzieci?
– Dwójkę.
– Synów?
– Chłopca i dziewczynkę.
– To co ty tu, kurwa, robisz?! – I niezmiennie od trzech miesięcy w tym momencie major bił porucznika w twarz. – Głupcze! Wiesz, że już nigdy ich nie zobaczysz?!
– Wiem, panie majorze – Petrosjan wyrecytował wyuczoną na pamięć formułkę, która za każdym razem uspokajała Kirowa.
Ten wrócił na swoje miejsce i zapadł w drzemkę, kładąc głowę na stoliku. Porucznik zarzucił mu na ramiona koc i poszedł w przeciwległy kąt ziemianki, gdzie miał swoje posłanie. Noc zapadała tu bardzo szybko i równie szybko nadchodził niosący spokój i zapomnienie sen. To nic, że rano, tuż po otwarciu powiek, wszystko, cała ohyda tego świata, wracało ze zwielokrotnioną siłą; łatwiej było jednak ją już znieść.
Arłam zasypiając myślał o swojej rodzinie, żonie i dzieciach. Miał przynajmniej nadzieję, że niczego im nie brakuje, zgodnie bowiem z kontraktem, jaki podpisał z Korporacją BER-TRON odpowiedzialną za rekrutację żołnierzy na wojnę, najbliżsi przez cały czas jego wiernej i lojalnej służby – w zamian za rozłąkę – mieli otrzymywać wysokie zadośćuczynienie pieniężne; natomiast w przypadku śmierci Petrosjana – tak! o to również wspaniałomyślnie się zatroszczono – rodzina miała otrzymać równowartość rocznego uposażenia (włącznie z jego żołdem). Któż jednak z walczących na tej odległej planecie mógł sprawdzić, czy Korporacja wywiązuje się ze swoich zobowiązań… Żołd, owszem, płacili, i to nawet w terminie, ale w porównaniu z tym, co obiecali przekazywać na konta ich rodzin, były to psie pieniądze.
Petrosjan spojrzał na chrapiącego głośno majora. Ten nie miał takich problemów. Nigdy się nie ożenił, nie spłodził dziecka. Od dziesięciu z górą lat zaciągał się na każdą wojnę – byle dalej od Terry. Co go odpychało od rodzinnej planety? Złe wspomnienia, źli ludzie, przeszłość, do której wolałby się nie przyznawać? Major sam nigdy o tym nie mówił; on zaś nie pytał, bo nie tego od niego wymagano.
Nadchodziła zima, najgorsza ponoć pora roku. Tak mówili ci, którym dane już było ją przeżyć. Niewielu ich było; zawsze zamknięci w sobie, odzywający się jedynie wtedy, gdy, podobnie jak major, prosili o wódkę. O czym z takimi pogadać? O Dostojewskim, Tołstoju, Puszkinie?… Pewnie nigdy nie słyszeli tych nazwisk. Dałby głowę, że niebawem zapomną, jak sami się nazywają. Naciągnął na siebie brudny koc i wtulił głowę w ramiona.
Szkoda nocy – powtarzał sobie w myśli. – Szkoda jej na rozmyślanie, dręczenie się. Dnia wystarczy!
Jeszcze nim zasnął, ostatnią cząstką świadomości zakodował jakiś dźwięk. Nie miał już jednak siły ani ochoty, by rozbudzić się i sprawdzić, co się wydarzyło.
Rano, rano będzie na to pora – usprawiedliwił sam siebie.
Kiedy kilka godzin później przebudził się, zobaczył ciało majora leżące na podłodze obok przewróconego krzesła. Major chrapał. Nie warto go budzić; niech trwa jeszcze w pijackim zwidzie! To, co mu się przyśni, i tak będzie bardziej przyjazne od tego, co czeka go po przebudzeniu. Obszedł więc Kirowa ostrożnie i wyszedł z ziemianki.
Pustynna planeta! Miasta – nie, nie miasta, a bazy wojskowe – budowane na piasku.
Po co to wszystko? – zastanawiał się. – Czyje szalone marzenie wcielamy w życie? A może czyjś koszmar?…
Nagle zamilkł. W oddali, na horyzoncie, który zlewał się w nieustannie drgający ocean czerwonego piachu, dostrzegł żywą istotę.
Boże, czyżbym już i ja oszalał?!
To nie był jeden człowiek. Zbliżał się ku nim w ślimaczym, ale dającym się zarejestrować gołym okiem tempie stary model terrańskiego wozu patrolowego. Kto go prowadził? Człowiek czy maszyna? Przyjaciel czy wróg?
W tej chwili przypomniał sobie słowa majora:
– Zapamiętaj dobrze to, co powiem – tu spojrzał na jego dystynkcje – poruczniku… Petrosjan! Na tej planecie nie masz przyjaciół. Tu by nawet szczury powariowały, ale na szczęście były znacznie rozumniejsze od nas i nie zabrały się z nami na tę wycieczkę! – Były to pierwsze słowa, jakie usłyszał od swego przełożonego tuż po tym, gdy trafił do „sztabu”, czyli starej, rozlatującej się ziemianki. – I jeszcze jedno: tu nawet przyjaciel może ci pewnego dnia strzelić w tył głowy, więc miej oczy zawsze szeroooko otwarte!
Terenowy van znajdował się jakieś sześć, siedem kilometrów w linii prostej od bazy.
W takim tempie będzie tu za minutę, dwie – szybko obliczył Arłam i rzucił się pędem do ziemianki budzić majora.
2.
Kirow z trudem podniósł się z podłogi. Był w paskudnym nastroju, poobijany, na kacu. W takie dni lepiej było się doń nie zbliżać i gdyby nie tak ważne wydarzenie, Petrosjan aż do wieczora obchodziłby swego dowódcę wielkim łukiem.
– Obyś miał naprawdę ważny powód – stwierdził major, przecierając palcami zaspane jeszcze oczy.
– Jechał w naszym kierunku – powtórzył po raz trzeci zdenerwowany porucznik.
– Dobrze, dobrze – odparł dowódca, sięgając po rzuconą na rozłożone wczoraj na podłodze mapy lornetkę.
Temperatura o świcie często spadała do zera stopni Celsjusza i tak właśnie stało się dzisiaj. Arłam, który zapomniał założyć ciepły płaszcz, drżał teraz z zimna; major natomiast jakby w ogóle go nie odczuwał.
– Przyzwyczaił się, i tyle! – skonstatował Petrosjan.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.