Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Karolina Fedyk
‹Następcy tronu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKarolina Fedyk
TytułNastępcy tronu
OpisPochodzi z Krakowa, choć natura nomady wzięła górę nad sentymentem wobec rodzinnego miasta. Przeplata zainteresowania naukowe z literackimi. Lubi kawę, sowy, uczyć się języków obcych i robić na drutach. Pisze także larpy. Współpracuje z krakowskim fanzinem Smokopolitan i z sekcją literacką ŚKF Logrus. Tweetuje jako @karigrafia.
GatunekSF

Następcy tronu

Karolina Fedyk
1 2 3 »
To nie tak, powtarzasz. Za twoim klejnotem odzywa się ćmiący ból. To nigdy nie była zbrodnia. Raczej… ofiara. Ale ty nie wierzysz przecież w żadne bóstwa. W twojej uporządkowanej, racjonalnej głowie, gdzie metal splata się z tkanką, nie ma miejsca na zabobony.

Karolina Fedyk

Następcy tronu

To nie tak, powtarzasz. Za twoim klejnotem odzywa się ćmiący ból. To nigdy nie była zbrodnia. Raczej… ofiara. Ale ty nie wierzysz przecież w żadne bóstwa. W twojej uporządkowanej, racjonalnej głowie, gdzie metal splata się z tkanką, nie ma miejsca na zabobony.

Karolina Fedyk
‹Następcy tronu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKarolina Fedyk
TytułNastępcy tronu
OpisPochodzi z Krakowa, choć natura nomady wzięła górę nad sentymentem wobec rodzinnego miasta. Przeplata zainteresowania naukowe z literackimi. Lubi kawę, sowy, uczyć się języków obcych i robić na drutach. Pisze także larpy. Współpracuje z krakowskim fanzinem Smokopolitan i z sekcją literacką ŚKF Logrus. Tweetuje jako @karigrafia.
GatunekSF
Ty jeszcze o tym nie wiesz, ale cesarz właśnie umiera.
Na dworze przygotowywano się na tę śmierć od kilku dni, odkąd stało się jasne, że żadna nowa rurka wlewająca leki w jego ciało nie pomoże. Rdzawa skóra władcy zaczęła szarzeć, a w oczach pojawił się szklisty błysk. Jeszcze zanim cesarz odszedł, zaczęto wydawać rozporządzenia dotyczące pogrzebu. Gdy jego serce zatrzymało się, wszyscy byli na to przygotowani.
Nad miastem zakwitają proporce w cesarskich barwach. Ktoś zamyka chłopcu oczy. Nikt nie odważy się tego powiedzieć, ale wszyscy zgodnie żałują: szkoda, że umarł tak młodo. Liczyliśmy, że zostanie z nami dłużej. Takie sentymenty są jednak niebezpiecznie bliskie szkalowania imienia zmarłego władcy, a tego nikt nie chce robić.
Do ciebie te wieści dotrą później, choć czujesz w skroni pulsowanie nadchodzącej wiadomości. Odpędzasz powiadomienie i nasłuchujesz dalej.
– Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa… od nowa! Trzy-czte-ry i! Raz, dwa, trzy, cztery…
Przez uchylone okno sutereny dobiega monotonny głos nauczycielki. Kucasz przy ścianie, by nikt cię nie dostrzegł. Dłoń kobiety rysuje w powietrzu jakiś kształt – jeden zamaszysty ruch na każde słowo. Po drugiej stronie pokoju tańczą jej uczniowie, z dłońmi wspartymi na drążku.
Nachylasz się bliżej okna. W salce przeważają dziewczęta, choć między nimi dostrzegasz też kilku chłopców. Twój wzrok zatrzymuje się na tyczkowatym nastolatku, który z zapamiętaniem próbuje powtarzać pełne gracji ruchy bardziej zaawansowanych uczniów. Chłopak ma rude włosy, a skórę obsypaną piegami i krostami. Jego stopy obwiązane są płóciennymi pasami.
Większość dzieci tańczy boso. Tylko na stopach nauczycielki widzisz miękkie, wysłużone buty do tańca, z prostokątnymi czubkami. Prawa stopa uderza bezgłośnie w podłogę na początku każdego taktu.
Słońce pali niemiłosiernie. Chusta przykleiła się do twojej ogolonej głowy i drapie skórę – ale powstrzymujesz odruch odsunięcia jej. Jeden nieuważny ruch, klejnot mógłby odbić się w szybie, a na to nie możesz sobie pozwolić. Nie wstajesz ze swojego miejsca tak długo, aż nauczycielka przerwie ćwiczenia. Wtedy rozcierasz zesztywniałe łydki i oddalasz się, nim ktokolwiek cię dostrzeże. Dopiero wówczas zauważasz purpurowe proporce wzbijające się pod niebo.
• • •
Miasto nie będzie spokojne w najbliższych dniach. W upale wczesnego popołudnia nie wydaje się, by cokolwiek mogło zmącić jego senną atmosferę, ale pamiętasz, jakie reakcje wzbudziła śmierć poprzedniego władcy. Cisza, która teraz zapadła, jest najgroźniejsza.
Twoi najbliżsi wiedzą, że pracujesz „dla ministerstwa”, ale nigdy nie zachęcałaś ich do pytania o szczegóły, oni zaś mieli dość rozsądku, by nie dowiadywać się na własną rękę. I owszem, pracujesz w ministerstwie, ale nie bywasz w pałacu ani w otaczających go willach. Jeśli masz pozostać niepozorna, nikt nie powinien kojarzyć cię z dworem.
Kierujesz się do domu na obrzeżach twojej dzielnicy. Wyróżnia go tylko prosta mozaika na drzwiach. Pomiędzy szklanymi odłamkami ukryto bezcenną technologię. Tak wyobrażasz sobie dwór: wyszukana elektronika w biżuteryjnych oprawach. Kamera skanuje twój klejnot, wbudowany w czoło interfejs błyska w odpowiedzi. Drzwi otwierają się przed tobą.
Wewnątrz panuje przyjemny chłód. Brzegiem chusty ścierasz pot z ramion, a wolną ręką sygnalizujesz swoje przybycie. Wtedy też spływają nieodebrane wiadomości. Ich kakofonia przyprawia cię o zawrót głowy. Rozganiasz te, które mogą poczekać, a istotne ustawiasz przed sobą w rzędzie.
Na skraju pola widzenia miga ponaglenie.
Anneheru siedzi na kanapie, kreśląc w powietrzu zawiłą chironomikę. Ma siwe włosy, krótkie i ciasno skręcone tuż przy skórze głowy. Z wyglądu mógłby być krewnym zmarłego cesarza.
– Pozdrowienia, Binetheszet. – Nie przerywa ruchów rąk. – Herbaty?
Odpowiadasz na powitanie i przysuwasz dzbanek oraz czarkę ku sobie.
– Będziemy potrzebować wszystkich par oczu, jakimi tylko dysponujemy – kontynuuje. – Sieć wkrótce będzie przeciążona. Ludzie już się boją… – Rzuca ci badawcze spojrzenie. – Nie masz dzieci, prawda?
Przełykasz ślinę.
– Nie mam.
A gdybyś miała, już dawno zostawiłabyś miasto za sobą, nawet jeślibyście, ty i dziecko, mieli zginąć na pustyni. Podobno daleko za miastem są oazy. I nomadzi, którzy mogliby was przygarnąć. Dziękujesz w duchu za komputer, który oplata tylko korę ruchową, przez co emocje i wizje przyszłości są twoją tajemnicą.
– Wyznaczymy wam obszary. – Popycha w twoją stronę mapę miasta. Twoja dzielnica błyska zielenią. Ukryte studio znajduje się kilka przecznic dalej, ale tłumisz rozczarowanie i zapisujesz plik.
Zdaje się, że szef jest zadowolony.
– No, a dziś? Co dziś wypatrzyłaś?
– Niewiele. – Rozkładasz dłonie, otwierając przed sobą album z zapisanymi dziś obrazami. – Sieć była stabilna, aż do…
Wypalenia.
– Śmierci cesarza – podpowiada Anneheru.
– Tak.
– Cóż, teraz na pewno nie będzie stabilna. Uważaj na wiadomości, które wysyłasz.
Znów przytakujesz, choć rada jest trywialna. Nie masz swojej chironomice nic do zarzucenia. Lecz to nie moment, by chwalić się precyzją. Szczególnie przed mistrzem pokroju Anneheru.
Marszczy brwi. Klejnot w jego czole ma zielonkawy połysk.
– To wszystko? – Rysuje dłonią w powietrzu.
Ze wstydem opuszczasz oczy.
– Trafiłam na ślad pewnej grupy. Ale… nie wiem jeszcze, kim są ani co zamierzają. Chcę móc się im przyjrzeć. To, co widziałam, nie nosiło śladów działalności politycznej, ale…
Ale to kwestia czasu. Wiesz o tym. Takie aktywności zawsze będą mieć podłoże ideologiczne; tamta nauczycielka kształciła mistrzów chironomiki. Prędzej czy później któryś z tych nastolatków z piwnicy wykorzysta precyzję swoich ruchów, by spleść z gestów nielegalny program. Musisz tylko dowiedzieć się, dlaczego będzie chciał to zrobić.
– Rozpracuję ich – kończysz z uśmiechem. Pozytywne wzmocnienie. Na twoim koncie pojawiła się nowa suma do wykorzystania.
– Powodzenia – mówi na pożegnanie Anneheru, rzucając ci nieuważne spojrzenie. Już jest gdzieś indziej, w najgłębszych zakamarkach sieci. Ty nie dostałabyś się tam, choćbyś połamała sobie palce.
Dopijasz szybko herbatę, kłaniasz się i wychodzisz. Na szczycie listy wiadomości czeka ta najpilniejsza: Erhili się obudziła.
• • •
Miasto jest piękne, ale widzisz w nim coś nienawistnego, jakbyście nigdy nie pozbyli się wszystkich cieni poprzednich mieszkańców. Te zaś, zawieszone między swoimi dawnymi domami a siecią, donikąd nie mając dostępu, nie są skłonne wybaczać. Nie mogąc dobić się do własnych drzwi, próbują z waszym sumieniem.
Miejska panorama przypomina organiczną tkankę i choć czytałaś o wulkanicznych skałach, nie możesz oprzeć się wrażeniu, że te domy o okrągłych oknach i łukowatych wejściach wyrosły z zeschłej ziemi. Ich ściany są białe i porowate jak kość. Latem zatrzymują chłód wewnątrz, zimą nie pozwalają wam marznąć. Mało kto zdobywa się na ozdabianie drzwi. Wciąż nie czujecie się tu u siebie. Nie chcecie, by duchy was znalazły.
Aste i Khamessu zawiesili w drzwiach makramę. Zwisające z jej końców dzwonki zdradzają twoje przyjście.
– Bini – dobiega głos z wnętrza domu. Powstrzymujesz odruch, by pobiec prosto w tamtą stronę.
Wyciągasz przed siebie ręce i splatasz dłonie. Nim na powrót rozdzielisz palce, twój dzisiejszy zarobek zostanie przesłany na konto rodziców Erhili.
– Jak się dziś masz? – Siadasz przy łóżku.
Mała patrzy na ciebie. Odruchowo sięgasz po wiszącą na ramie łóżka chustkę i ścierasz strużkę śliny płynącą z ust Erhili.
Dziewczynka jest drobna, tak drobna, że niemal ginie w pościeli uszytej na dziecięce łóżko. Brzeg prześcieradła zatrzymał się na wysklepionych żebrach. Opływa patykowate ramiona i nogi, które nie są w stanie ponieść Erhili. Twarz małej okalają długie, nieposłuszne włosy koloru popiołu.
– Byli u mnie kuzyni. – Próbuje się uśmiechnąć.
– I jak?
– Przynieśli mi trochę ciastek. Mama zaniosła je do kuchni. – Wydyma wargi, jakby w niezdarności krewnych było coś zabawnego. – Ale wcześniej jedno dla mnie schowali. – Strzela oczami w bok.
Znajdujesz ciastko pod poduszką. Jego spód jest trochę przypalony. Erhili promienieje.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

W niewoli bóstwa i jego skrzydlatych
— Anna Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.