Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paulina Łoś
‹Pies Magika›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaulina Łoś
TytułPies Magika
OpisRocznik ′94. Z wykształcenia psycholog, z urodzenia zamościanka, obecnie mieszka w Lublinie. Zakochana w fantasy i snach, w wolnym czasie pisze lub rysuje. Do tej pory publikowała w „Szortalu”.
Gatunekurban fantasy

Pies Magika

1 2 3 »
Przyłożyłam palce do skroni, jak gdyby miało mi to pomóc. Owszem, Magik zabierał mnie czasem na spacer, ale nigdy nie chodziliśmy daleko. Miałam załatwić swoje potrzeby i wracać. Mój pan nie był typem człowieka szczególnie wyrozumiałym dla zwierząt, nawet jeśli celowo się nade mną nie znęcał.

Paulina Łoś

Pies Magika

Przyłożyłam palce do skroni, jak gdyby miało mi to pomóc. Owszem, Magik zabierał mnie czasem na spacer, ale nigdy nie chodziliśmy daleko. Miałam załatwić swoje potrzeby i wracać. Mój pan nie był typem człowieka szczególnie wyrozumiałym dla zwierząt, nawet jeśli celowo się nade mną nie znęcał.

Paulina Łoś
‹Pies Magika›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaulina Łoś
TytułPies Magika
OpisRocznik ′94. Z wykształcenia psycholog, z urodzenia zamościanka, obecnie mieszka w Lublinie. Zakochana w fantasy i snach, w wolnym czasie pisze lub rysuje. Do tej pory publikowała w „Szortalu”.
Gatunekurban fantasy
Wepchnęłam nos pod łóżko, zwabiona apetyczną wonią sztucznego sera. Zeszłego wieczora widziałam, jak mój pan, Magik, poniósł paczkę chrupek do sypialni. Zawsze, kiedy był niezadowolony z występu, brał sobie jakąś niezdrową przekąskę i objadał się nią do poduszki. Moje nadzieje zostały zaspokojone – kilka chrupek utytłanych w kurzu miało mi dzisiaj starczyć za śniadanie. Nieraz w podobny sposób zdobywałam jedzenie, bo Magik czasem zapominał nas karmić. Nas, bo niestety nie byłam jedyna.
– Maja!
Głos z przedpokoju przywołał mnie do porządku. Musiałam zwiewać. Pan nie lubił, gdy kręciłam się po jego sypialni. Był przewrażliwiony na punkcie prywatności. Pewnie bał się, że ktoś zechce wykraść mu „magiczne sekrety”. Nie ufał nawet własnemu psu.
Podbiegłam do niego, ślizgając się na brudnym, czerwonym dywanie wyściełającym korytarz. Czekałam potulnie tuż przed Magikiem, gdy zdejmował kurtkę. Jeśli miał dobry dzień, głaskał mnie po pysku i mamrotał kilka słów, na przykład: „No, no, mała. Już jestem”. Kiedy się gniewał (bo częściej się gniewał niż smucił), rzucał torbę na podłogę, a potem mijał mnie, jakbym była meblem. W takie dni często kładłam się spać z pustym brzuchem. Jakbym to ja czymś zawiniła.
Dzisiaj szczęście się do mnie uśmiechnęło. Magik zsunął z głowy kaptur, przeczesał dłonią ciemne włosy wpadające mu do oczu i uśmiechnął się. Może nie byłam obiektywna, ale moim zdaniem miał bardzo piękny uśmiech. Rzadko się uśmiechał, więc przez ten ułamek sekundy zdawało mi się, że promień słońca przebił się przez chmury i rozjaśnił mój szary dzień. Zamerdałam ogonem.
Dostałam swoją porcję pieszczot (bardziej symboliczną niż wylewną; mój pan nie należał do osób lubujących się w okazywaniu uczuć), a potem potruchtałam za nim do kuchni. Mieszkanie mieliśmy małe, ale mój pan i tak nie przesiadywał w nim długo – większość czasu spędzał gdzieś, gdzie ludzie palili papierosy i pili alkohol. Bez trudu odgadywałam to po zapachu jego ubrań.
Na niskiej lodówce, do której właśnie zaglądał, stało zarośnięte glonami akwarium. Pływało w nim kilka kolorowych rybek – przypuszczam, że były kolorowe, bo już odzwyczaiłam się od widzenia barw. Czasem mi tego brakowało, ale miałam teraz inne umiejętności.
Zaskomlałam cicho.
Magik odwrócił się, spojrzał, jakby właśnie przypomniał sobie o mojej obecności, i westchnął. Po chwili rzucił mi kawałek starej kiełbasy. Nawet pies miałby opory przed zjedzeniem tego ochłapu, ale nie mogłam wybrzydzać. Byłam głodna jak wilk.
Kiedy pałaszowałam cuchnący posiłek, Magik postukał w szybkę akwarium, a potem wsypał do wody trochę pokarmu dla rybek. Drobne stworzonka podpływały i szybko chwytały cieniutkie płatki. W tym małym, podwodnym świecie rozmiarem królował srebrzysty skalar. Przez chwilę nasze spojrzenia spotkały się, jakby ryba rozumiała, że dzielimy ten sam los. Znów przeniosłam wzrok na naszego pana. Usiadł przy stole i chrupał czerstwą kromkę posmarowaną masłem. Wpatrywał się w przestrzeń za oknem.
Dziwne. Czasami miewałam wrażenie, że on zupełnie zapomniał, kim byliśmy – skalar i ja. Kim kiedyś byliśmy.
– Maja.
Postawiłam uszy i uniosłam głowę.
– Jutro zostaniesz moją asystentką. Wymyśliłem nowy numer. W końcu na coś się przydasz.
Mówiąc to, nie patrzył na mnie, lecz utkwił wzrok w jednym punkcie, pogrążony w wizji obecnej tylko w jego umyśle.
– Jestem czarodziejem, do cholery – rzekł, a potem zamilkł, dopóki nie dokończył swojej czerstwej kromki. – Powinienem żyć na poziomie.
Nie wiem, skąd mu się wziął ten pomysł, ale nie popierałam go. To prawda, byłam psem. Przywykłam do tego na tyle, na ile dało się przywyknąć w mojej sytuacji. Nie miałam wyboru. Ale uczestniczenie w występach? Przed ludźmi? Tego było za wiele.
Pomyślałam też o skalarze. Gdybym udała się z Magikiem na występ, zostałby tu zupełnie sam z tymi śmierdzącymi rybami. A gdyby o mnie zapomniał? Kiedyś obiło mi się o uszy, że ryby mają krótką pamięć. Może uwierzyłby, że naprawdę jest zwierzęciem, jeśli pewnego dnia nie mógłby wymienić ze mną tego porozumiewawczego spojrzenia. Nie mogłam go tak zostawić.
Podkuliłam ogon i cofnęłam się. Magik zauważył to mimo zamyślenia i na jego twarzy odbił się gniew. Spojrzał na mnie z góry.
– Nie masz wyboru. Jutro zaczynamy próby.
Obejrzałam się na skalara. Zamarł przy samej szybie akwarium, jakby nasłuchiwał. Nie miałam pojęcia, czy faktycznie może coś słyszeć. Chciałabym jakoś podnieść go na duchu.
Po południu resztki jesiennego słońca znikły, przesłonięte kurtyną ciężkich chmur. Lunął obfity deszcz. Mój pan przygotowywał się do występu. Wyjął z szuflady ulubioną talię kart i bawił się nią jakiś czas, sprawiając, że karty przefruwały w powietrzu z jednej ręki do drugiej. Prawdę powiedziawszy, kiepski był z niego magik. Nie miał cierpliwości. Gdy numer mu nie wychodził, wpadał w złość i rzucał kartami w ścianę tak, że wbijały się w kartonowo-gipsową płytę niczym noże. Nie umiał jednak powtórzyć swoich czarów zupełnie opanowany, więc trenował się w tanich sztuczkach, które przynosiły niewiele pieniędzy i zero rozgłosu. Z pewnością zyskałby natychmiastową sławę, gdyby pokazał publice, jak zamienia ludzi w psy albo ryby. Resztę życia spędziłby w więzieniu lub w jakimś rządowym laboratorium, lecz bez wątpienia nie zostałby zapomniany.
Były chwile, gdy mu współczułam. Kiedy kopał w krzesło, bo szklanka, którą podciągał na nitce, tłukła się zamiast lewitować; kiedy klął na czym świat stoi, bo moneta z brzękiem lądowała na podłodze zamiast przeskakiwać między palcami. Albo wreszcie gdy wybuchał histerycznym płaczem (co zdarzało mu się bardzo rzadko), bo nikt nie odbierał od niego telefonów. Może gdyby zamienił mnie w kota, potrafiłabym odwrócić się i nienawidzić go prawdziwie kocią nienawiścią. Miałam jednak ciało i odruchy golden retrievera, więc pragnęłam, by mój pan był zadowolony.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Tym razem po kilku wyjątkowo nieudanych próbach z kartami w rękawie, które skończyły się pokaleczeniem nadgarstków, Magik zaklął i wyszedł z domu w noc, trzasnąwszy drzwiami. Mimo trybu życia, jaki prowadził, rzadko się zdarzało, by szedł dokądś o tej porze. Najwyraźniej miał jakiś wewnętrzny kompas, który – po popołudniowej włóczędze – kazał mu wracać do tej klitki i nie pozwalał zupełnie ponieść się hulaszczemu trybowi życia. Tym razem granica została przekroczona – wyczuwałam to moim psim zmysłem. Spodziewałam się, że Magik wróci nad ranem, pijany albo naćpany; być może nie sam.
Miałam rację tylko w połowie.
Dochodziła trzecia, gdy wtoczył się do mieszkania, a wcześniej przez dobre pięć minut słyszałam, jak grzebie w kieszeni szukając kluczy, dopóki nie przypomniał sobie, że wychodząc nie zamknął drzwi. Nie trafił kurtką na wieszak, a może też wcale nie próbował. Potknął się o dywan, zaklął, czknął. Omal nie nastąpił na mnie, wchodząc do sypialni, jakby nie wiedział, że zawsze śpię tuż pod drzwiami.
Ku memu zdziwieniu, zamiast warknąć na mnie ze złości, jak nieraz bywało, przykucnął obok, po czym objął mnie ramieniem. Śmierdział okrutnie mieszanką różnych trunków i słodkawym zapachem zioła. Było ciemno, ale patrzył mi prosto w oczy. Z jakiegoś powodu wydawał się bardziej świadomy rzeczywistości niż na co dzień.
– Nie wyprowadzałem cię dzisiaj – powiedział.
A potem pociągnął mnie za obrożę, wciąż chwiejąc się, jakby szedł po linie i wyszliśmy na zewnątrz. Z ulgą załatwiłam swoje potrzeby, mocniej niż kiedykolwiek zażenowana jego obecnością. Gdy wróciliśmy, powlókł się do łóżka, mamrocząc coś, czego nie rozumiałam.
Wtem usłyszałam trzask pękającego szkła.
– Maja!
Pobiegłam do sypialni, zaalarmowana. Magik siedział na łóżku w samych spodniach. Spojrzał na mnie dziwnie. Jakby… zszokowany. Przetarł oczy niczym zmęczone dziecko.
– To niemożliwe – powiedział.
A potem padł jak nieprzytomny. Podeszłam sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Oddychał, ale coś było nie tak. Nie z nim. Ze mną. Przestałam widzieć szczegóły sypialni, jakby mój wzrok nagle się pogorszył. W sekundę zdałam sobie sprawę, że stoję na dwóch nogach i nie jestem już psem.
Jestem sobą.
W pierwszej chwili miałam ochotę paść na kolana i rozpłakać się. Dawno już straciłam resztki nadziei! Ale dwie rzeczy powstrzymały mnie przed daniem upustu emocjom. Po pierwsze, nie chciałam szlochaniem obudzić Magika. Wówczas mój rozkoszny sen mógłby się skończyć w mgnieniu oka. Po drugie, zwykły cywilizowany odruch kazał mi się ubrać. Byłam zupełnie naga.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.