Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Świerczek-Gryboś
‹Bardzo trudne samobójstwo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Świerczek-Gryboś
TytułBardzo trudne samobójstwo
OpisRocznik 90, autorka wydawnictwa SQN, redaktorka, organizatorka konkursów. Aktywnie udzielająca się w różnych projektach, szczególnie w Fantazmatach, odpowiedzialna za antologię „Ja, legenda”. Z wykształcenia głównie filozofka, w pracy głównie SM ninja. Uzależniona od urbexu, skażeń atomowych i programów o kosmosie. Badaczka twórczości Lema. Publikowała w „Nowej Fantastyce”, „Fantomie”, „Gazecie Wyborczej”, „Fantazmatach"; odkrywszy uroki weird ficiton, niecierpliwie czeka na publikację w „Snach Umarłych”. Poza „Openminderem” – powieścią SF, która ukazała się w marcu (SQN), w tym roku pojawią się także „Dzieci Burzy” (science-fantasy, Alegoria).
GatunekSF

Bardzo trudne samobójstwo

1 2 3 4 »
Na zewnątrz jest jaśniej, nie ma już monstrualnych gór, choć ocean pozostaje wzburzony, z pianą na rozkrzyczanych pyskach fal. Kinia chyba nie nabiera wody. Parametry jachtu nie są najgorsze. Sprawdzam czas, byłam nieprzytomna kilka godzin, niedługo zapadnie wieczór.

Magdalena Świerczek-Gryboś

Bardzo trudne samobójstwo

Na zewnątrz jest jaśniej, nie ma już monstrualnych gór, choć ocean pozostaje wzburzony, z pianą na rozkrzyczanych pyskach fal. Kinia chyba nie nabiera wody. Parametry jachtu nie są najgorsze. Sprawdzam czas, byłam nieprzytomna kilka godzin, niedługo zapadnie wieczór.

Magdalena Świerczek-Gryboś
‹Bardzo trudne samobójstwo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Świerczek-Gryboś
TytułBardzo trudne samobójstwo
OpisRocznik 90, autorka wydawnictwa SQN, redaktorka, organizatorka konkursów. Aktywnie udzielająca się w różnych projektach, szczególnie w Fantazmatach, odpowiedzialna za antologię „Ja, legenda”. Z wykształcenia głównie filozofka, w pracy głównie SM ninja. Uzależniona od urbexu, skażeń atomowych i programów o kosmosie. Badaczka twórczości Lema. Publikowała w „Nowej Fantastyce”, „Fantomie”, „Gazecie Wyborczej”, „Fantazmatach"; odkrywszy uroki weird ficiton, niecierpliwie czeka na publikację w „Snach Umarłych”. Poza „Openminderem” – powieścią SF, która ukazała się w marcu (SQN), w tym roku pojawią się także „Dzieci Burzy” (science-fantasy, Alegoria).
GatunekSF
Dla wszystkich wyspiarzy drugiej strony
Velux 5 Ocean Race – samotna żegluga wokół Ziemi. Trzydzieści tysięcy mil morskich do pokonania dla solistów. Na koncie przeciwnika – szalonego oceanu – samobójstwa rywali, zaginięcia, zniszczenia niezliczonych jachtów. Bezlitosne statystyki i opowieści brzmiały strasznie, brzmiały ekscytująco. Teraz, we wszechobecnym ryku, w zderzeniu z potęgą żywiołu, uczucia i wspomnienia bledną. Fakty, liczby, nazwiska, dni samotnej podróży roztrzaskują się o grzbiety ruchomych gór.
Patrzę na kilkunastometrowe fale, zwieńczone pianą niby śniegiem i wiem wreszcie, jaki sens miał ten senny koszmar na dzień przed wyprawą. Nie był proroczy; umysł podczas marzeń sennych projektuje świat i obrazy „na próbę”. Kiedy we śnie stałam w oknie i patrzyłam na trąby powietrzne na horyzoncie, na łąki i pola wybrzuszające się nagle i rosnące chaotycznie, spoglądałam na chwilę, która właśnie trwa. Przełamałam czas.
Fale są wściekłe i głodne, ciemnoszare, gwałtowne. Niebo sprawia wrażenie jaśniejszego, pada z niego lepki śnieg, ginący natychmiast w zetknięciu z żywiołem. Na tle kotłującej się szarości niemal świeci. Otaczają mnie olbrzymy, jakby z oceanu próbowali wydostać się tytani. To nie są regaty. To igrzyska śmierci. Mrówki rzucone pod nogi walczących gigantów.
Zimno i wycieńczenie sprawiają, że jestem otępiała. Wspominam wciąż ten sen, bo w nim był ze mną Jeremi, który trzymał mnie w niemal miażdżącym uścisku i szalona, budząca sprzeciw całego ciała myśl, że to już koniec, była nieznośna.
Teraz jest inaczej.
Obserwuję, jak jacht przechyla się coraz mocniej. Wszystko jakby zwalnia. Wiem, że czeka mnie to samo, co już raz miało miejsce. Nauczona świeżym doświadczeniem i olbrzymim guzem na czole schowałam ciężkie przedmioty do jaskółek i przywiązałam się do uchwytu (dwa tygodnie temu szlag trafił drugą parę szelek, chodzę teraz w komicznej konstrukcji z liny). Gdy łódź wiruje, porwana przez monstrualną falę, po kabinie fruwają tylko papiery, zapomniana mapa i wszędobylskie bryzgi wody.
Jestem jak pchła na turlającym się psie. Odgłosy nadwyrężanej łajby giną we wszechogarniającym ryku. Krzyk, gdy uderzam ramieniem o pulpit biurka, ledwo dociera mi do uszu.
Po co tu jestem? Dla pół miliona euro nagrody? Bez jaj.
Czego szukam? Jaką granicę chcę przekroczyć? I czemu znajduje się ona tak blisko śmierci?
• • •
Byłam krnąbrnym dzieciakiem, robiłam wszystko na przekór. Wmawiałam rówieśnikom, że istnieją rzeczy, których nie ma; przed dorosłymi udawałam, na przykład, że jestem chłopcem. Choć lubiłam zwierzęta, rzucałam małymi żabami o kamienistą drogę przed domem, aby patrzeć, jak ich drobne ciałka wyginają się w spazmach bólu. Paliłam szlugi na każdej przerwie w szkole. Piłam tanie wino; im tańsze, tym lepiej. Rozwalałam związki, chociaż bycie we własnym mnie nie interesowało. Na kilka lat utonęłam w narkotycznym odurzeniu. Ciągle czegoś szukałam, w sobie, w innych, jakbym nie czuła życia i próbowała mu zaprzeczyć, bo jest absurdalne, martwe, oszukańcze w swojej naturze. Jak gdyby brakowało mu istotnych części, zużyło się, choć przecież dopiero zaczęło…
Jeden z pierwszych chłopaków, z którym odkrywałam seksualne rozkosze (aż do naderwania mu wędzidełka), powiedział mi raz:
– Marika, zajedziesz kiedyś kogoś na śmierć.
Dobrze, że padło na łajbę.
• • •
Jacht jest używany, jedenastoletni, kosztował moją rodzinę dwieście pięćdziesiąt kawałków. Podejrzana cena, ale łajba przeszła wszystkie testy, a ja nie potrzebuję luksusów. Jedynie przetrwać, wrócić, może wygrać…
Nie, to nieprawda. Słyszałam dziesiątki razy, że w zderzeniu z monstrualną falą ludzie stają się religijni, doświadczać mają bowiem tajemnego sacrum, gdy ocean wymiecie z nich wszelką megalomanię. Chyba to jest mój rozpaczliwy zryw, by uwierzyć w coś ponad i poza iluzją życia, którego nie czuję. Możliwość sprofanowania wiotkiego ciała i uwolnienia umysłu.
Łódź nazwałam Kinia, bo Kinga to moja była przyjaciółka, która popełniła samobójstwo, a ja nigdy nie zrozumiem, dlaczego. Nie zrozumiem, czy się odważyła, czy też stchórzyła. Jedyne, co odczuwałam na pewno, to złość, że mnie tu zostawiła, ale przecież mogła, to jej decyzja, tak jak ja tutaj jestem, mogę zginąć, ale… Czegoś szukam.
Sądzę jednak, że choć tłumaczyłam sobie moją podróż tak: odczaruję wspomnienia, odczaruję czas, dziwnie zamrożony, gdy łajba wytrzyma okołoziemskie regaty, to tak naprawdę liczę, że się rozleci. Tak jak rozpadła się prawdziwa Kinia.
A przecież załatwiłam nowy system, dzięki któremu łatwiej sterować jachtem podczas przechyłów. Szyte na zamówienie żagle, łącznie z fokiem. Olinowanie, generator wodny „na śrubę”. Korek na pokładzie, żeby się nie ślizgać. Matka oddała mi wszystkie oszczędności, z Jeremim robiliśmy na dwie zmiany, sprzedałam spadek. „Wszystko dla mojego marzenia”, mówili najbliżsi, tak jakby też chcieli szukać tego czegoś, za czym ja goniłam, ale nie starczało im… czego? Odwagi, głupoty? Może niektórzy to Wielcy Niezdecydowani, bo jak bozia nie pyta nikogo o zdanie, pchając na świat, to zawsze znajdą się tacy, co to „dziękuję, ale niekoniecznie”, tyle że za bardzo nie ma jak się wycofać, bo to wszystko już jakoś się toczy. Człowiek wpada w rutynę życia, idzie w wielkim marszu ku…
To dobre miejsce, by się przyznać. Przybyłaś tu umrzeć, tak, kochana? Forsa i kobiety – mówią, że to źródło wszelkich nieszczęść. Przybyłaś oddać topieli siebie i wszystkie pieniądze. Ostateczny akt buntu w miejscu, gdzie nieba czasem nie sposób odróżnić od tafli wody, gdzie świat i wszelkie cele zdają się iluzją.
Zawsze kochałam morze. Szum, przestrzeń, falowanie, to wszystko mnie uspokaja. Nieznana niegdyś moc sztormu pobudzała moją wyobraźnię.
Ocean wykpił wszystkie fantazje. Wykpił rozterki. Wypełnił horyzont gniewem. Ocean wkurza się o wiele mocniej niż ja i topi na raz rzesze istnień, nie tylko jedno.
Chyba wiem, dlaczego tu jestem.
• • •
Wicher urwał wiatromierz przy osiemdziesięciu węzłach – około stu pięćdziesięciu kilometrach na godzinę. To było zanim trafiłam w środek lodowatego piekła, obracającego Kinią jak kulką po planszy szulera. Kładę zgrabiałą rękę na klawiaturze pokładowego komputera i piszę na oślep, podczas gdy ocean próbuje mnie połknąć; czuję, jakbym była zamknięta w kokonie z ciemnej wody.
Mari: Obróciło mnie dwa razy. Kinia zipie.
Odpowiedź przychodzi szybko. Feliks jest w zasięgu, gdzieś w tej otchłani. Patrzę mętnym wzrokiem na chyboczący ekran.
Felix: Też. Uszkodzen
Monitor gaśnie. Przechył pogłębia się, po czym jacht opada gwałtownie. Nawet przez sztormiak czuję, jak lina kaleczy mi skórę na brzuchu i ramionach. Jednak komputer działa. Palce mi zdrętwiały, muszę schować rękę z powrotem do kieszeni, ale wstukuję jeszcze w klawiaturę:
Delacroix zniknął gdzieś tu w 96?
Nie wiem, czy Feliks odpowiedział, ekran nie chce odpalić. Powinnam w niego rąbnąć, ale nie dosięgnę. Rozglądam się nieco bezmyślnie po mojej łupinie, a potem po niewiarygodnym krajobrazie na zewnątrz. Wygląda to wszystko jakbym znowu śniła. Jako kilkulatka miałam koszmar o jakimś strasznym człowieku i burzy. Ten obraz przez parę następnych lat wywoływał we mnie skrajne przerażenie. Dziecku trudno odróżnić fantazję od jawy. Jest jeszcze w ścisłym związku z nicością, wszystko to nowość, wszystko to realizm. Podczas przeprawy przez ocean znów zdaję się oszołomionym światem i własnym umysłem brzdącem. Widzę kształty wśród fal – ptaki, smoki, motyle. To zawsze są stworzenia zdolne oderwać się od ziemi. Oglądam je jak przez szybę gabloty w muzeum. We wściekle kotłującej się pianie dostrzegam nawet stado flamingów. Mam taki sweter, z flamingami. Zostawiłam go Jeremiemu do snu. Znów wyjmuję rękę z kieszeni, przejeżdżam palcami po śliskim materiale sztormiaka, wyobrażając sobie, że dotykam różnych faktur. Aksamitnego swetra. Kilkudniowego zarostu męża. Nagrzanej słońcem kociej sierści. Wokół mnie szaleje żywioł, dla którego jestem tak nieznacząca, jak dla mnie źdźbło trawy, gdy idę przez las.
Zamykam oczy. Nigdy nie czułam przed tym lęku. Ciało protestuje, serce miota się w piersi, ale jestem gotowa. Tylko czemu topiel? Co to za obrzydliwy sadomasochizm, wybrać taki sposób? Jak każdy popapraniec czytałam niejednokrotnie w Internecie o wszelakich sposobach umierania. Gdy toniesz, najpierw wstrzymujesz oddech tak długo, jak jeszcze nigdy. Potem wygrywa odruch, ale wzbraniasz się wpuścić wodę do płuc, więc ją połykasz. Zapełniasz żołądek, wymiotujesz. Łykanie i wymiotowanie może nie skończyć się na jednej serii. Bolesna, kilkuetapowa agonia. A przy takich falach…?
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kości dla trupokupca
— Magdalena Świerczek-Gryboś

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.