WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Jakub Sobalski |
Tytuł | Wędrowiec |
Opis | Jakub Sobalski – urodzony w roku 1988 w Krakowie. Absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej, mgr inż. elektrotechniki, Kierownik robót budowlanych. Literacko debiutował w roku 2012 tomikiem poezji „Zrywanie realności” który ukazał się drukiem wydawnictwa Miniatura. Z zamiłowania pisarz i muzyk. |
Gatunek | fantasy |
WędrowiecJakub SobalskiWędrowiec– Nie musisz. A teraz idź i pokonaj ich wszystkich. Kocham cię, a przed nami jeszcze długa droga… Chciałem coś dodać, ale nie zdołałem. Rzeczywistość wokół mnie zaczęła powracać. Uśmiechająca się Vantiria płonąca miliardami barw znikała. Pozostała Vantiria spokojnie leżąca w moich ramionach. Słyszałem, jak za mną zsiadają z wierzchowców i formują szyk. Jak przygotowują się do walki. Złożyłem nieprzytomne ciało dziewczyny na śniegu, podkładając jej pod głowę moją derkę. Vild polizał ją po twarzy i przytulił się do niej. – Pilnuj jej, stary. – rzekłem do niego. Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady Paladyni utworzyli ścianę z tarcz i poczęli wznosić modły. Z tyłu dwóch magów powoli nuciło inkantacje. Lord Forsil, Elthal i dwóch strażników nie zamierzali brać udziału w walce. Trzymali się z tyłu. Światło z niebios padło na wojowników bogów, błogosławiąc ich oręż i tarcze. Czekali ze spokojem w oczach i duszach. Ruszyłem na nich. Dziwny żywioł opanował moje ciało. Tak, jakby poruszało się samo. Nie mogłem przewidzieć mojego następnego ruchu, a tym bardziej nie mogli uczynić tego moi przeciwnicy. Czułem energię płynącą w moich żyłach. Spodziewali się, iż spróbuję uderzyć w tarczę, pchnąć i zranić któregoś z nich. Moje ciało jednak tuż przed barierą wyskoczyło w górę, ponad ich głowami. Miecz uderzył w dziwny sposób. Dwóch paladynów padło na śnieg bez życia. Gdy dotknąłem ziemi, ciało natychmiast skoczyło w stronę jednego z magów. Byli przygotowani – rzucili zaklęcia. Moja broń przecięła jednak bez trudu ogień i lód ich magii. Gdy dosięgłem maga w szkarłacie, jego bariera pękła niczym bańka mydlana. Ciąłem go śmiertelnie. Nagle zapanowała cisza. Zauważyłem, że nikt mnie nie atakuje, więc i ja przystanąłem. Drugi z magów patrzył otępiały na swojego towarzysza. Później szybko zanucił trzy słowa w języku magii, zniknął i pojawił się kilkadziesiąt kroków dalej, za mostem. Przywołał swojego wierzchowca i począł uciekać. Paladyni spojrzeli po sobie zdziwieni i przerażeni takim obrotem sytuacji. Odezwał się jeden z nich. Był niski i krępy, a spod przyłbicy hełmu wystawały mu wąsy. Grawery na jego zbroi wskazywały na to, iż jest dowódcą. – Nic tu po nas. Mieliśmy oddać przysługę rodowi Forsil, a nie dla niego umierać – rzekł. – Czy pozwolisz nam odejść? – zapytał, patrząc na mnie z powagą i niepewnością w oczach. Skinąłem głową. – Byle szybko – dodałem, idąc już w stronę lorda i Elthala. Wojownicy bogów w okamgnieniu porwali zwłoki swych towarzyszy, dosiedli koni i popędzili w stronę, z której przyjechali. Gdy mijali lorda Forsila, ten krzyczał w ich stronę najpodlejsze, rynsztokowe przekleństwa. Później spojrzał na mnie. Szedłem w ich stronę wyprostowany. Mój miecz był gotowy do ataku. Dwóch mężczyzn ze straży przybocznej lorda spojrzało po sobie, zadając nieme pytanie o sens dalszej walki. Nie musieli na szczęście decydować. Lord odezwał się pierwszy. – Nie zapomnę ci tego. Gdziekolwiek byś nie był, ród Forsil ma swoich przyjaciół. Pamiętaj – rzekł, choć z jego aury wyczytałem przerażenie i strach. Próbował zachować pozory godności. – Wycofujemy się! – wrzasnął i zawrócił wierzchowca, przechodząc od razu w galop. Nie pozostał nikt poza Elthalem. Jego nienawiść, gniew i chęć mordu zelżały. Zaczęły przeradzać się w zimną determinację. Zsiadł z konia i dobył swej broni, szykując się do walki. Kuśtykał. Noga, którą zraniłem, była wyraźnie niesprawna. Powinien wiedzieć, że nie ma najmniejszych szans. Skąd ta zawziętość? – Dlaczego? – zapytałem. – Nie zrozumiesz, Wędrowcze – odpowiedział. I stało się coś dziwnego. Negatywne uczucia całkowicie go opuściły. Zamknął powieki i oddychał głęboko. Był spokojny, niczym tafla jeziora. Jego wola otoczyła go stalową aurą. Uśmiechnął się do siebie. – No, chodź! – rzucił. Posiadałem ogromną przewagę, coś jednak powstrzymało mnie na chwilę. Obejrzałem się na leżącą kilkanaście kroków dalej Vantirię. I wtedy wstąpił we mnie demon. Zgwałciliby ją, zabili bez mrugnięcia okiem. Ogromny gniew zawrzał w moich żyłach. Myśli przestały być klarowne. Dysząc ponuro, ruszyłem ciężkim krokiem w stronę Elthala, zaciskając mocno dłoń na rękojeści miecza. To miało być proste, szybkie cięcie, które powinno go zmieść. Zadane z nieludzką siłą i szybkością. Jak to się mogło stać? Mój przeciwnik zdołał sparować cios, a potem poczułem zimną stal jego ostrza w moim brzuchu. Spojrzałem w jego szmaragdowe oczy ze zdumieniem i zobaczyłem coś, czego nie widziałem nigdy w żadnej aurze. Potężną determinację, siłę woli oraz wewnętrzny spokój. Zdawało się, że chłopak zdołał opanować swoje demony. Nagle ujrzałem twarz jego siostry. A później oblicze mego mistrza – Gerthana. Przed zapadnięciem w pustkę zrozumiałem, iż chłopak musiał być szkolony na Wędrowca. Vantiria? Pozostanie sama… dlaczego teraz? Kochałem ją. Wszystko było tak, jak miało być. Dlaczego więc? Życie wyciekało ze mnie szkarłatną strugą. Cieszę się, że mogłem cię poznać, Vantirio. Później była już tylko ciemność… • • • W jednej z wysokich wież twierdzy Aldurin stary arcymag wpatrywał się w witraż umieszczony w strzelistym, gotyckim oknie. Promienie przedpołudniowego słońca sączyły się tęczą barw do wnętrza gabinetu. Przeniósł wzrok na dokumenty, znajdujące się na masywnym, rzeźbionym biurku. Półki pod ścianami uginały się od ciężkich tomów, składników magicznych mikstur, kryształów i przyborów alchemicznych. Zegar w kącie tykaniem odmierzał sekundy. Mężczyzna potarł skronie. Rozległo się pukanie. – Proszę – rzekł słabym, zmęczonym głosem. Do pomieszczenia wszedł dobrze zbudowany, wysoki młodzieniec. Jego ruchy były płynne, a elementy pancerza, który nosił – idealnie dopasowane. Mężczyzna przeczesał dłonią kędzierzawą czuprynę i zastygł w luźnej pozie. Przez chwilę przyglądał się starcowi. – Witaj, mistrzu – odezwał się w końcu. – Czy dotarły do ciebie wieści o wydarzeniach w wiosce Witz? Arcymag zmrużył oczy. – To zapowiedź wydarzeń, które zniszczą istniejący świat – odpowiedział. – Wiemy coś więcej? Gdzie on teraz jest? – Nie. – Młodzieniec spojrzał w przestrzeń, a w jego wzroku czaiła się gorycz. – Jednak wieści szybko się rozchodzą i ludzie zaczynają powtarzać jego imię coraz częściej. Azirot wysłannik chaosu, tak właśnie go zwą. – Zacisnął pięść. – A ten chłopak, który twierdzi, że go zabił? – Bredzi – skwitował szybko rozmówca. – Jesteś pewien? – Arcymag zamyślił się. – Wędrowiec nie może nosić w sobie ziarna, a jednak wszystko wskazuje na to, iż on je ma. Starzec podszedł do jednego z regałów i sięgnął po księgę oprawioną w grubą skórzaną okładkę. Otworzył ją i zaczął wodzić wzrokiem po tekście. Zniecierpliwiony przybysz chciał mu przerwać, jednak arcymag nakazał ciszę gestem nieznoszącym sprzeciwu. Zabrał wolumin i na powrót usiadł przy biurku. – To wiedza zakazana. – Spojrzał wymownie na gościa. – Jeden z najstarszych tekstów traktujących o Wędrowcach. Napisano tu, iż mogą oni posiąść ziarno tylko w jeden sposób – po swojej śmierci. Autor nie wyjaśnia jednak, w jaki sposób mogłoby to się stać. Kolejną tajemnicą jest to, jak chłopak zdołał ugodzić Azirota. To co się stało jest bardziej złożone niż nam się zdaje. – To nie ma znaczenia, muszę go dopaść. – Ma i to ogromne. Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś zbyt porywczy. Od wieków wiadomo, iż moc widzenia aury jest ściśle powiązana z chaosem. – Stary człowiek zamilkł na chwilę. – Co z Derinem? Zamierza interweniować? – Wysłał pozostałych czterech, aby go tropili. Ja również wyruszę na poszukiwania. – Wiem, iż jesteś geniuszem walki, w końcu zwą cię Ostrzem Duszy. Boję się jednak, iż jego moc może być teraz zbyt wielka. – To była banda żółtodziobów. – Wojownik wzruszył ramionami. – Ze mną nie pójdzie mu tak łatwo. – To byli wojownicy i magowie szkoleni do walki. A jednak powstrzymać go zdołał młodzieniec znikąd. Jak go zwą? Elthal? Tak. On jest, być może, naszą jedyną nadzieją. Jeśli przepowiednia Rakhara jest prawdziwa, to właśnie pojawił się czarny omen. Gość nagle zerwał się nerwowo, podszedł do biurka i oparł się na nim rozstawionymi dłońmi. Spojrzał głęboko w oczy maga. – Jeśli się nie mylisz, zginiemy wszyscy i żaden młokos nam nie pomoże. Wolę jednak trzymać miecz w dłoni i działać. Ty też powinieneś zacząć, Gardinie. – Być może masz rację. – Starzec pogładził się po długiej, siwej brodzie. – Jeśli uda się go zabić, nic nie naruszy harmonii. Czy… – zaczął pytanie, ale nie skończył, tylko się zamyślił. – Gdybyś zmienił zdanie, to wyruszamy jutro o świcie – odparł młodszy mężczyzna, obrócił się na pięcie i wyszedł wyraźnie poirytowany. Arcymag pozostał sam. Wyciągnął fajkę i nabił. Srebrne kręgi dymu wypełniły powietrze. Dumał wpatrzony w witraż, na którym znajdowali się ludzie płonący wszelakimi emocjami, a pośród nich górował On. |
— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak