Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Gwiazdka Semiramis›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułGwiazdka Semiramis
OpisW długie, zimowe wieczory z przyjemnością czyta się pełne ciepła historie. A dobre opowieści wigilijne – jak „Gwiazdka Semiramis” – takie właśnie są…
Gatunekobyczajowa

Gwiazdka Semiramis

Semiramis pobiegła wprost do swojej miski, pełnej smakowitych głów i skór karpi. Wybrała odpowiedni kawałek, chwyciła go w zęby i pobiegła z powrotem do pokoju. Jacek akurat zszedł ze strychu z kolejnym pudłem ozdób na choinkę. Otarła mu się o nogi z natarczywym „mrrr!” i pobiegła do okna, oglądając się przez ramię.
– Co, Semi, już chcesz wyjść, przecież dopiero co… zaraz, zaraz, co ty tu niesiesz?
– Kicia chce komuś zrobić prezent pod choinkę! – zawołał Młody.
– Gdzie idziesz? Gdzie idziesz? – dopytywał się Lupus.
– Lupus, przestań szczekać! Cicho pies!

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiazdka Semiramis

Semiramis pobiegła wprost do swojej miski, pełnej smakowitych głów i skór karpi. Wybrała odpowiedni kawałek, chwyciła go w zęby i pobiegła z powrotem do pokoju. Jacek akurat zszedł ze strychu z kolejnym pudłem ozdób na choinkę. Otarła mu się o nogi z natarczywym „mrrr!” i pobiegła do okna, oglądając się przez ramię.
– Co, Semi, już chcesz wyjść, przecież dopiero co… zaraz, zaraz, co ty tu niesiesz?
– Kicia chce komuś zrobić prezent pod choinkę! – zawołał Młody.
– Gdzie idziesz? Gdzie idziesz? – dopytywał się Lupus.
– Lupus, przestań szczekać! Cicho pies!

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Gwiazdka Semiramis›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułGwiazdka Semiramis
OpisW długie, zimowe wieczory z przyjemnością czyta się pełne ciepła historie. A dobre opowieści wigilijne – jak „Gwiazdka Semiramis” – takie właśnie są…
Gatunekobyczajowa
Semiramis biegła osiedlową uliczką, ostrożnie stawiając łapy w rozmoczonym śniegu. Do zmierzchu było jeszcze daleko, ale dzień był tak ciemny, jak to się może zdarzyć tylko w grudniu. Dookoła panował niezwykły spokój; wiedziała, że ludzie siedzą w domach, dekorując choinki i przygotowując różne pyszności do jedzenia. Beata i Jacek też byli zajęci: musiała miauknąć aż trzy razy, zanim zwrócili uwagę, że domaga się wypuszczenia na swoją codzienną wycieczkę do lasu.
Rottewiler spod siedemnastego fuknął na nią zza siatki, ale nie chciało mu się szczekać. Semiramis dotarła do skrzyżowania z główną ulicą, nadstawiła uszu, żeby upewnić się, czy nie zbliża się samochód, po czym popędziła przez asfalt w szybkich skokach. Znalazłszy się bezpiecznie po drugiej stronie nie zwolniła jednak, lecz gnała przed siebie dalej, rozkoszując się szybkością i tym, jaka jest zwinna i lekka, swoimi sprężystymi łapami i ślicznym, ciepłym futrem koloru przydymionej stali, które wskazywało, że musiała, z całą pewnością musiała mieć jakichś bardzo rasowych przodków.
Gdzieś z całkiem niedaleka usłyszała nagle żałosne dźwięki, z których dało się wyróżnić coś, co brzmiało jak „mama”. Zwolniła kroku, rozejrzała się, powęszyła. Skręciła w boczną uliczkę. Po wybrukowanym podjeździe przed bramą kręcił się mały, zapłakany kociak, biały w czarne łaty, podbiegając to w jedną, to w drugą stronę i wołając rozpaczliwie: „Magda! Magda!”.
– Co się stało? – spytała Semiramis, podchodząc bliżej.
Zamrugał ślepkami i podbiegł do niej. Był cały mokry, ogon miał jak zapałka, a sierść pozlepiała się w podobne do kolców kłaki.
– Gdzie Magda? Zimno mi.
– Nie znam żadnej Magdy. Zgubiłeś się?
– No… – był tak mały, że nie umiał nawet porządnie mówić.
– Wyszedłeś sam z domu?
– Nie. Tata Magdy zabrał. Brum brumm. A potem fajt!… na ulicę.
No tak. Semiramis westchnęła w duchu. Czasem zdarzało się, zwłaszcza w lecie, że na ich osiedle podrzucano zwierzaki, licząc najwyraźniej na to, że wśród mieszkańców domków jednorodzinnych znajdzie się chętny do ich przygarnięcia.
– Nie ma Magdy – odezwała się przez ramię, odchodząc. – Znajdź sobie innego właściciela.
Pobiegła do lasu, nie myśląc więcej o kociaku. Nie miała zwyczaju zajmować się cudzymi problemami i cudzymi dziećmi – zresztą, Beata i Jacek nigdy by się nie zgodzili na trzecie zwierzę w domu. Przemknęła przez ostatnią, błotnistą ulicę i zanurzyła się w cichy półmrok. Przez jakiś czas biegała po czystym śniegu, właziła na drzewa i węszyła dzikie, leśne zapachy, ale jakoś nie sprawiało jej to takiej przyjemności, jak zwykle. Może dlatego, że przez cały czas zdawało jej się, że słyszy tamto żałosne popiskiwanie. Z irytacją strzepnęła lewym uchem. Ech, trzeba wracać do domu. Zimno jest. I ten śnieg jakiś taki mokry…
Pomknęła z powrotem. Osiedle tonęło w ciemnofioletowym zmierzchu, zaczynały się zapalać latarnie, rzucając na śnieg kręgi pomarańczowego światła. Kociak już nie płakał. Nie miał chyba siły. Siedział pod czyjąś furtką jak kupka nieszczęścia i trząsł się cały z zimna. Na jej widok ożywił się i podbiegł z nadzieją.
– Ciocia?
– Nie jestem twoją ciocią – Semiramis końcem ogona wykreśliła ostrzegawczy znak. – Chodź. skombinuję ci coś do jedzenia. Jesteś głodny?
– No!
Poprowadziła go do swojego ogródka, pokazała, w którym miejscu najwygodniej przeleźć między prętami ogrodzenia.
– Zaczekaj tu – powiedziała surowo, wskazując miejsce pod krzakami agrestu. Usiadł posłusznie. Semiramis wbiegła po schodkach na taras, wskoczyła na parapet i pacnęła łapą w szybę salonu. Z wnętrza zaszczekał Lupus.
– Maamaa, kicia wróciła – rozległ się stłumiony podwójną szybą głos Młodego.
– To jej otwórz, nie widzisz, że ja uszka odcedzam?
Młody przysunął krzesło, wdrapał się na nie i przez chwilę mocował z klamką. Semiramis zgrabnie przewinęła się do środka przez uchylone okno i zeskoczyła na podłogę po grzbiecie Lupusa. Oczywiście mogła zeskoczyć wprost z parapetu, ale wilczur uwielbiał się popisywać przed Młodym, który zawsze bił mu wtedy brawo. Lupus w takich chwilach wychodził wprost z siebie ze szczęścia. Teraz też rozdziawił pysk i śmiał się od ucha do ucha, zbierając pochwały i głaski Młodego.
Semiramis pobiegła wprost do swojej miski pełnej smakowitych głów i skór karpi. Wybrała odpowiedni kawałek, chwyciła go w zęby i pobiegła z powrotem do pokoju. Jacek akurat zszedł ze strychu z kolejnym pudłem ozdób na choinkę. Otarła mu się o nogi z natarczywym „mrrr!” i pobiegła do okna, oglądając się przez ramię.
– Co, Semi, już chcesz wyjść, przecież dopiero co… zaraz, zaraz, co ty tu niesiesz?
– Kicia chce komuś zrobić prezent pod choinkę! – zawołał Młody.
– Gdzie idziesz? Gdzie idziesz? – dopytywał się Lupus.
– Lupus, przestań szczekać! Cicho pies!
Okno zamknęło się, odcinając Semiramis od hałasów wewnątrz. Dwoma susami pokonała schodki i położyła tłustą skórę ugotowanego karpia przed kociakiem. Rzucił się na jedzenie, jakby ze dwa dni nic nie miał w pyszczku. Zresztą, kto wie, może tak właśnie było.
Obwąchała go dokładnie. Pachniał piwnicą, trochę starymi butami, a trochę dymem z papierosów i czymś, co chyba było przetrawionym alkoholem. Dom Magdy chyba niekoniecznie był bardzo przyjemnym miejscem… no tak, ale był to jedyny dom, jaki ten mały znał. Miała nadzieję, że Jacek i Beata znajdą mu jakąś miłą rodzinę.
Skończył jeść z zadziwiającą szybkością, choć rybie szczątki niewiele były mniejsze od niego samego. Oblizał pyszczek, po czym podszedł do Semiramis i w podziękowaniu otarł się bokiem o jej przednią nogę. Odsunęła się odrobinę.
– Nie łaś się tak. Lepiej byś się trochę umył. Cały jesteś ubłocony.
Polizał łapkę i niezdarnie przygładził sobie uszy. Semiramis popatrzyła niezdecydowanie na niego, potem na plamę światła, która padając z okien salonu kładła się na ośnieżonym trawniku.
– Masz w ogóle jakieś imię? – spytała niechętnie.
– Pokemon – pisnął. Semiramis strzepnęła lewym uchem. Pokemon, doprawdy! Co za imię dla kota!…
– Możesz spać pod tarasem. Tam jest taki stary dywanik, będzie ci ciepło. Jutro też ci przyniosę coś do jedzenia.
Odwróciła się w stronę schodów. Kociak podążał za nią jak cień.
– Ciocia?
– Nie, zostań tutaj. I nigdzie nie łaź, bo wpakujesz się na czyjeś terytorium i oberwiesz. Najlepiej od razu idź spać.
Wbiegła na taras. Mały próbował wgramolić się za nią, ale stopnie były dla niego za wysokie i tylko fiknął koziołka.
– Ciocia?… – miauknął żałośnie, ale na szczęście nie rozpłakał się. Semiramis wskoczyła na parapet i uderzyła łapą w szybę. Przecież nie może zabrać go ze sobą do domu. Może mieć pchły albo jakąś chorobę… I w ogóle nie wiadomo nawet, czy umie się zachować. Jeszcze nasika na dywan i narobi jej wstydu przy wszystkich. Nie, zdecydowanie nie. Przecież dała mu jeść, więc dobry uczynek został spełniony.

Rodzina jadła wieczerzę, Młody popisywał się śpiewaniem kolęd. Semiramis i Lupus leżąc na środku dywanu leniwie wymieniali kocio-psie osiedlowe plotki. Lupus miał na szyi gwiazdkowy prezent: obrożę z czerwonego pluszu, obrębioną białym futerkiem, ozdobioną dzwoneczkiem i sztuczną gałązką ostrokrzewu. Semiramis próbowano ustroić podobnie, ale przeżuła obróżkę i zakopała ją w donicy z choinką, dając dobitnie do zrozumienia, co myśli o ludzkich poglądach na modę. Dzwoneczek oderwał się przy tej okazji; uznała, że jest całkiem niezłą zabawką do ganiania.
Nagle wilczur zerwał się i szczeknął krótko, podbiegając do balkonowych drzwi.
– Lupus, leżeć! Co ty tam widzisz? Tam nikogo nie ma.
Pies pofukiwał i machał ogonem, wpychając łeb pod firankę. Jacek wstał, podszedł do okna i zapalił lampę nad tarasem. Biały snop światła ukazał coś maleńkiego, potarganego i rozpaczliwie zziajanego, co otwierało pyszczek, zapewne miaucząc głośno, chociaż przez szybę nie było tego słychać.
– Kotek! – wykrzyknął Młody, zrywając się z miejsca. – Patrzcie, on pewnie przyszedł do naszej Semi!
Semiramis zerwała się z miejsca. No, ładnie!.. Jak on tu wlazł? Nie miała czasu zastanawiać się, jak udało mu się pokonać schodki – Jacek już otworzył drzwi balkonowe i kociak wskoczył do pokoju, rozglądając się.
– Ciocia? – spytał i rozpłaszczył się z przerażenia na dywanie, kiedy wyrósł nad nim serdecznie uśmiechnięty pysk Lupusa, większy od niego samego. Pokemon zjeżył się cały i usiłował syczeć na postrach, ale tak się trząsł, że nie był w stanie wydobyć z siebie głosu.
– Zabierz mordę, Lup, nie widzisz, że dzieciak się boi – ofuknęła psa Semiramis, podchodząc nonszalanckim krokiem. Uspokajająco dotknęła kociaka nosem. – Nie bój się, on ci nic nie zrobi.
– Nie bój się, on ci nic nie zrobi – zawtórował jej Młody, odciągając wilczura, który popiskiwał radośnie, walił ogonem w podłogę i wyraźnie szykował się do zalizania przybysza na śmierć. – Mamo, czy on może u nas zostać? – porwał kociaka na ręce w sposób, którego Semiramis nie znosiła, bo zawsze miała wrażenie, że połamie jej przy tym żebra albo przetrąci kręgosłup. Pokemon jednak nie bronił się, usiadła więc, owijając łapy ogonem, i spokojnie przyglądała się całej scenie. Kociak znienacka wysmyknął się z rąk Młodego, w podskokach podbiegł do Semiramis i przytulił się łebkiem do jej boku.
– Ciocia!
Lupus leżał pod stołem, zamiatając podłogę ogonem i wywieszając z uciechy język.
– Adoptowałaś go?
– Odwal się. Jestem po sterylce i uczuć macierzyńskich mam tyle, co kukułka.
Nad stołem trwała zażarta dyskusja, w trakcie której Beata próbowała przekonać Młodego, że absolutnie nie mogą sobie pozwolić na trzecie zwierzę w domu.
– …albo i czwarte, jeżeli liczyć ciebie – żartobliwie pociągnęła syna za ucho.
– Ale maaamo, on sam do nas przyszedł! Założę się, że to Semi go specjalnie przyprowadziła. Sama mówiłaś, że jak ktoś przyjdzie w Wigilię, to trzeba go przyjąć. Mówiłaś czy nie?
Semiramis wskoczyła na fotel, nie słuchając dalszego ciągu dyskusji. Właściwie to nawet dobrze się stanie, jeżeli mały zostanie. Młody będzie miał się z kim bawić i nosić na rękach i nie będzie jej zamęczał swoimi wybuchami entuzjazmu w najmniej odpowiedniej chwili.
– …no, jeżeli chcesz, żeby został, to trzeba mu wymyślić imię.
– Wiem! Wiem! Coś wigilijnego! No bo przyszedł do nas w Wigilię, co nie? Może Śnieżek? Albo Choinek?
– Może Rudolf? – zaproponował Jacek. – Wiesz, jak ten renifer Świętego Mikołaja.
– Rudolf, Rudi, pasuje! Chcesz być Rudi?
Nowo mianowany członek rodziny miauknął akceptująco, być może z ulgi, że nie jest już Pokemonem. Młody popędził do kuchni i przyniósł miskę Semiramis pełną karpiowych resztek. Semiramis już chciała zaprotestować „Tylko nie moja miska!!”, ale uznała, że skoro ma być ciocią, to nie może być taka samolubna. Zwinęła się w kłębek na fotelu, słuchając radosnego rozgardiaszu, powiększonego właśnie o baryton Jacka, który zaczął śpiewać „Wśród nocnej ciszy”. Lupus wtórował mu szczekaniem tak, że aż rozdzwoniły się bombki na choince.

Śpiewy i zabawa trwały do późna w noc. Wreszcie Lupus zasnął pod stołem, Beata pogoniła Młodego do kąpieli, a Jacek zaczął sprzątać talerze ze stołu. Zgasił górne światło i paliły się tylko kolorowe świeczki na choince.
Drzemiąca Semiramis poczuła, że coś gramoli się na fotel i układa obok niej, przytulając ciasno do jej boku. Coś malutkiego, ciepłego i rozmruczanego, jak szczęśliwy, puszysty kociak z brzuszkiem wypełnionym jedzeniem niczym bęben. Wtulił się w jej futro – Semiramis czuła, jak od jego mruczenia wibrują jej żebra.
Strzepnęła lewym uchem. Ale jakoś tak bez przekonania.
koniec
24 grudnia 2005

Komentarze

22 XII 2009   15:24:11

Pretensjonalne i grafomańskie.

22 XII 2009   21:35:17

Piękne i klimatyczne.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Gwiezdne wojny: Powinności Jedi
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Baśń o trzech siostrach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Żołnierzyki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Prima Aprilis: Odyseja ko(s)miczna
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Daleko od domu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Bez wyjścia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 2
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Ucieczka
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 1
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na straży
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.