Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mika Modrzyńska
‹Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMika Modrzyńska
TytułWelesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki
OpisMika Modrzyńska – mieszka czasem na Mazurach, ale zwykle włóczy się po świecie, a o swoich podróżach opowiada na facebook.com/mika.modrzynska. Debiutowała w antologii „Fantazje Zielonogórskie IV” (2014), można ją znaleźć w zinach Lost&Found #18 i #24, Histeria XVIII & XXX, Creatio Fantastica (54-55; 58), zajęła trzecie miejsce w konkursie Kryształowe Smoki. Związana ze społecznością portalu fantastyka.pl, gdzie otrzymała piórko za „Motyle siadają na łożach umarłych”.
W magazynie Silmaris #10 pojawiła się także z opowiadaniem ze świata Welesówny, tym razem opisującym początki Witka jako pogromcy demonów. Pierwszy tom trylogii o Ted, młodzieżówki osadzonej w świecie demonów słowiańskich, wychodzi na początku 2020 roku nakładem wydawnictwa Alegoria.
Gatunekurban fantasy

Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki

« 1 2 3 4 5 6 »

Mika Modrzyńska

Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki

– …A jak mamy jakieś trudne zadanie i ktoś je zrobi dobrze, dostaje plastikowy diamencik! – Nika nie przerywała pochwalnej litanii, mimo że nikt jej nie słuchał.
– Tosiu, po co wnuczek Leonki dał ci swój numer? – zaniepokoiła się mama.
– Bo się w niej zabujał! – ryknął znów Oskar, nie pauzując gry nawet na chwilę.
– Zamknij się, ośle! Nauczyciele z podstawówki chcą zorganizować pożegnanie dla Martyny. Poprosili kilka osób, by spisały jakieś wspomnienia. – Wzruszyłam ramionami i zmarszczyłam nos. – Coś się chyba przypala.
Mama pobiegła do kuchni, a Nika podążyła za nią, nadal rozpływając się w zachwytach nad panem Witusiem. Wypuściłam głośno powietrze, gdy zamknęły za sobą drzwi.
Rzuciłam świstek papieru na stos podręczników. Wróciłam do laptopa i szybko odpowiedziałam na pytanie, jakie zadał mi Misiek. Kilka minut później byliśmy już umówieni na spacer po Brzózce.
Nagle moje drzwi otworzyły się z hukiem.
– I tak wiem, że się w tobie zabujał – oświadczył Oskar i rechocząc głośno uchylił się, gdy w jego kierunku poleciała książka od fizyki.
• • •
Spotkaliśmy się pod figurką Bozi, tą co jest trochę dalej od mojego domu, nie tą sprzed supermarketu. Wzięłam rower, bo czemu by nie, i dopiero gdy zobaczyłam Miśka, dotarło do mnie, że nie był to najlepszy pomysł. Rower na randce zawsze trochę zawadza, nie?
Misiek był podczas spaceru zaskakująco wesoły jak na człowieka, któremu kilka dni wcześniej umarła dziewczyna. Łaziliśmy po lesie wokół liceum. On wspominał lata, które tu spędził, a ja słuchałam i śmiałam się w odpowiednich momentach.
Był późny wieczór. Specjalnie przeciągałam nasze spotkanie, aż się ściemni. Nie miałam pojęcia, o której stworzenia nieumarłe rozpoczynają urzędowanie, ale modliłam się gorąco, bym nie musiała czekać do pierwszej w nocy.
Na wszelki wypadek miałam w plecaku butelkę Amareny, którą kupiła mi dziś po południu starsza siostra Patrycji, i sznurek do wieszania prania. To ostatnie, rzecz jasna, tylko w ostateczności. Nie chciałam przychodzić tu znowu.
– Może pójdziemy na chwilę nad jezioro? – spytałam obojętnie, gdy obeszliśmy cały las trzy razy.
– Ee, no nie wiem. Chyba powinienem odprowadzić cię już do domu. – Misiek wyłamywał sobie palce.
– Tylko na chwilę – kusiłam.
Zgodził się.
Porzuciłam rower między drzewami, pod latarnią, i po raz pierwszy miałam wreszcie wolne ręce. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie pora użyć sznura do wieszania prania.
Usiedliśmy razem na pomoście. Wyciągnęłam Amarenę. Zaśmiał się i pociągnął z gwinta jako pierwszy. Następnie podał mi butelkę. Przyłożyłam ją do ust i przechyliłam do góry, jednocześnie blokując językiem ujście wódki.
Kiedy człowiek waży pięćdziesiąt kilo, musi czasem trochę oszukiwać.
• • •
Księżyc w całej okazałości wisiał już nad jeziorem, kiedy opróżniliśmy… czy raczej Misiek opróżnił butelkę. Chłopak przeciągnął się i wyprostował. Oboje wstaliśmy. Gdzie była Martyna i czemu kazała tyle na siebie czekać?! Tymczasem Misiek stanął bliżej, totalnie przekraczając moją strefę komfortu, złapał mnie pod brodę i zaczął się pochylać.
Nie tak sobie wyobrażałam mój pierwszy pocałunek.
Gdy nasze twarze dzieliły milimetry, wyrwałam mu się i wrzasnęłam:
– Martyna!
A że moje płuca działają jak należy, kaczki z trzepotem wyrwały się z szuwarów.
– Co? – Misiek wybałuszył oczy.
– Mam na myśli, przepraszam, ale wciąż mi smutno ze względu na Martynę. Nie mogę pogodzić się z jej odejściem – paplałam, tupiąc nogą w miejscu.
No, dalej. Nie każ mi czekać.
Misiek gapił się na mnie, jakbym oszalała. Oczywiście, nie takiego zachowania spodziewał się po dziewczynie, która sama wyciągnęła go z domu i upiła nad jeziorem.
Woda zafalowała i wreszcie wynurzyła się z niej nasza koleżanka. Wiadomo, musiała zrobić wejście gwiazdy. Wypadła na brzeg i wspięła się na pomost, gdzie zaczęła pełznąć w naszym kierunku. Muszę przyznać, że sprawiała świetne wrażenie. Cała ociekała błotem, a jej długie, rozczochrane włosy ciągnęły się za nią jak welon, zostawiając na drewnie widoczną nawet w półmroku smugę. W połowie pomostu stanęła wreszcie na nogi.
– Martyna? – Chłopak nie dowierzał. Gapił się na nią w szoku.
Włosy dziewczyny opadły do tyłu, odsłaniając jej wykrzywioną złością twarz. Nawet jeśli wcześniej Misiek miał jakieś wątpliwości, teraz miał pewność, jakie intencje miała jego była. Zaczął się cofać, ale szybko się zorientował, że z czubka pomostu nie prowadziła żadna droga ucieczki. Zerknął na jezioro. Woda sięgała tu do pasa, ale, jak przystało na rodowitego mieszkańca Mazur, nie miał ochoty do niej wskakiwać.
– Ty wiedźmo! Jesteś z nią? – warknął, łapiąc mnie za ramię.
– Oczywiście, że nie – burknęłam, wyrywając mu rękę, i na wszelki wypadek skłamałam: – Nie mam pojęcia, co to ma być.
Topielica spojrzała na nas, a jej twarz wykrzywiła się w krzyku. Elementy układanki nie mogły wpaść na swoje miejsce i nagle przeszedł mnie dreszcz.
– Martyna, wszystko okej?
Olała mnie. Mimo że Misiek chował się za moimi plecami, podeszła wprost do niego.
– Sukinsynu – wyszeptała, a głos miała taki, że niemal widziałam, jak pomost pokryła warstwa szronu. – Zabiłeś mnie.
Oho, to było coś nowego.
W następnej chwili topielica przewróciła go, usiadła na nim okrakiem i zaczęła go dusić. Misiek szybko posiniał na twarzy.
– Martyna! – Wprawnym, przez lata wyuczonym ruchem złapałam ją pod pachy i poderwałam do góry, tak jak zwykle robiłam to z moim rodzeństwem. Topielica nie była zbyt ciężka i choć wierzgała na wszystkie strony – tak samo jak Oskar – udało mi się ściągnąć ją z chłopaka i odejść na kilka kroków.
– Co ci odbiło, Martyna? To był wypadek, nie pamiętasz?
Nadal się szamotała. Była mojego wzrostu, może nawet trochę wyższa, i z trudem ją utrzymywałam. Ależ bym jej w tym momencie przyłożyła, gdybym mogła. Tak mnie oszukać.
Misiek zobaczył drogę ucieczki i zaczął biec w kierunku brzegu. Topielica wyrwała mi się z uścisku i z krzykiem złapała go za nogi, pociągając na deski. Przeturlali się i znów, nim do nich dobiegłam, to Martyna rządziła. Usiadła za plecami Michała, krzyżując nogi na jego brzuchu. Obie dłonie trzymała przy jego szyi.
– Jeden krok i skręcę mu kark – zagroziła. Przystanęłam. Topielica zachichotała. – Nie musisz się martwić, Misiu – zaczęła szeptać do chłopaka. – Umrzesz dzisiaj, ale wolałabym, żeby nie odbyło się to w ten sposób. Wiesz, jak chcę cię zabić? Chcę, byś się utopił. Tak jak ja.
Podeszłam bliżej i przyklęknęłam przed nimi. Michał wpatrywał się we mnie z przerażeniem.
– Martyna, o co ci chodzi? – spytałam powoli. – Nie pamiętasz, jak umarłaś?
– Oczywiście, że pamiętam. Spotkałam się z Miśkiem. Nie tu, trochę dalej. Tam, gdzie jest kamienne dno, więc nikt nie pływa. A gdy się poślizgnęłam, ten idiota uciekł, zamiast mnie ratować.
– Rozbiłaś sobie głowę! Nie miałem z tym nic wspólnego – zaprotestował chłopak, ale gdy palce topielicy zacisnęły się na jego szyi, zamilkł.
– Rozcięłam sobie skórę i straciłam przytomność. Gdybyś wyciągnął mnie z wody, jeszcze bym żyła.
– Ty… ty się utopiłaś? – spytałam. – O Boże, tak mi przykro, Martyna.
Michał milczał.
– Nie wiedziałem – powiedział wreszcie. – Przepraszam.
– Misiek, ty idioto – westchnęłam.
Topielica prychnęła.
– Dziękuję ci bardzo za przysługę, Ted – zwróciła się do mnie. – A teraz możesz już iść, jeśli nie chcesz skończyć tak jak on.
– Martyna, nie możesz go zabijać. Nie wrócisz sobie życia.
– No i?
Żadne z nas nie zauważyło, że kolejna osoba zakradała się od strony brzegu. Nagle głowa topielicy odchyliła się, gdy ktoś pociągnął ją za włosy.
– Słuchaj no, Martyna, chcesz, żebym poskarżył się wodnikowi? – spytał Witek.
• • •
Dziewczyna zapiszczała.
– Nie, nie rób tego!
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.