Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Orliński
‹Jeszcze jeden do normy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Orliński
TytułJeszcze jeden do normy
OpisFantastyką wszelakiej maści interesuje się od najmłodszych lat, ale pierwsze próby pisarskie podjął dopiero na studiach. Po kilku latach zadebiutował na łamach Esensji opowiadaniem „Jeszcze jeden do normy”. Pisanie traktuje bardziej jako hobby, pisze gdy akurat pozwolą mu na to inne obowiązki.
Gatunekgroteska

Jeszcze jeden do normy

Marcin Orliński
« 1 2 3 »

Marcin Orliński

Jeszcze jeden do normy

Na dźwięk nazwiska lokalnego działacza PZPR Łukasz niemal splunął przez ramię, ale w porę zorientował się, że przecież jest w aucie i nie wypada zabrudzić pojazdu kuzyna. Chociaż tamten pewnie by mu wybaczył. Sebastiana Wasilewskiego zwanego potocznie Wasylem nikt we wsi nie lubił.
– Ale pewnie lepiej nie rzucać mu się w oczy, bo sobie przypomni? Dalej ma zwyczaj robić niezapowiedziane obchody gospodarstw?
– Nim to już nie musisz się martwić. Pół roku temu żeśmy gnoja ubili – pochwalił się Sławek.
Kuzyna niemal zatkało ze zdziwienia.
– Ale jak to tak, potem was nie ścigali czy co? Nikt tej kutwy we wsi nie lubił, ale na pewno ktoś by doniósł do władz albo sami by się zorientowali, że tamten nie daje znaku życia.
– Ano z pomocą przyszła nam zaraza kapitalizmu. Stary Wasyl pewnego dnia ostro się spił, a potem łaził po rynku wywalając się i bełkocząc niezrozumiale. Zupełnie jak te truposze. No to paru chłopa wzięło go i ubiło, tak jak władza przykazała. Próbował coś mówić, że nie jest zarażony, ale kto by takiemu wierzył?
– I nikomu nic nie zrobili?
– Cała wieś widziała, jak się zatacza i rzęzi. Nikt się nie wyłamał. Od lat było wiadomo, że Wasyl był chciwy i bierze łapówki na lewo i prawo, a że chciwość to cecha kapitalistów, to i zarazić się mógł. No, ale teraz to jest jeszcze gorzej – westchnął.
– Może być coś gorszego, niż Wasyl?
– Ano może. Przysłali nam nowego urzędasa z Warszawy. Krupa się nazywa. Liczyliśmy, że dadzą kogoś z okolicy, z Chełma albo nawet Dorohuska. Normalny człowiek byłby wdzięczny, że mu awans załatwiliśmy i pewnie by nie drążył, ale nie, musieli przysłać gnojka z centrali. No i teraz łazi sztywno, jakby miał kij w dupie i wszystkich gnębi. Z Wasylem czasem szło się dogadać, byle tylko mu zapłacić, ale ten nowy to tylko cytuje Marksa i Lenina. Manifest komunistyczny to pewnie nawet przez sen powtarza. Po prostu nikomu nie daruje. Powiedział, że skoro mieliśmy świadków na to, że Wasyl był zarażony, to od teraz na ubicie każdego zarażonego trzeba mieć minimum dwóch świadków, bo inaczej się nie liczy. No i nam unieważnił tych, cośmy ich zdjęli w poprzednim kwartale, bo wtedy nikt nie myślał, żeby mieć kogoś na potwierdzenie. I trzeba było robić od nowa. Póki co jakoś się udawało, ale teraz jest kiepsko i nie wiem, czy się wyrobię.
Łukasz tylko pokiwał głową. Komu jak komu, ale jemu nie trzeba było tłumaczyć niechęci do aparatczyków. Kierowca widać uznał to za zachętę do dalszej rozmowy, bo kontynuował:
– No i wszyscy mamy problem. Nie każdemu udało się wyrobić normę. Pamiętasz Jurka? – Nie czekając na odpowiedź, Sławek kontynuował: – Jak wyszło, że się nie wyrobi, Krupa zabrał mu jego Łyska. Teraz jeździ na nim po całej wsi, jakby się chciał pochwalić zdobyczą. Kiedyś to z polowaniem na truposze nie było tak źle, ale teraz, jak sam jakiegoś przydybiesz, to musisz zwiewać, bo jak ubijesz, to i tak ci nie policzą.
Przez chwilę w aucie panowała cisza zakłócana jedynie przez warkot silnika. Sławek parę razy otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale za każdym razem zamykał je, jakby się rozmyślił. Łukasz za dobrze znał krewniaka, by nie wiedzieć, że ten chciałby o coś poprosić, ale mu głupio.
– No i jest problem z tą normą? – spróbował zgadnąć.
– Ano jest – westchnął kuzyn. – Dzisiaj po drodze widziałem kilku takich truposzy, ale nie miałem świadków, więc nie było sensu ich zdejmować. Myślałem, czy by po drodze nie zgarnąć paru miejscowych i sprawą się nie zająć, ale muszę cię dowieźć na miejsce…
– Chętnie ci pomogę. W końcu krewniaka w potrzebie się nie zostawia.
Sławek dla zasady jeszcze trochę się wstrzymywał, że gościa do roboty brać głupio i tak dalej, ale obaj wiedzieli, że robi to tylko na pokaz, a ostatecznie i tak przyjmie pomoc. Pozostawało tylko znaleźć kogoś, by im poświadczył, że ubili zarażonych.
Nie musieli szukać daleko, bo zauważyli przy drodze dwie ludzkie sylwetki. Ci poruszali się normalnie, bez zataczania, więc nie było wątpliwości, że są żywi.
– To chyba Grzesiek i Tadziu Jędrzejczakowie – rozpoznał ich kierowca.
Zatrzymał samochód koło nich i przekręcił korbką, by uchylić opuścić szybę w drzwiach. Tamci podeszli widząc, że ma do nich sprawę.
Od razu było widać, że są braćmi. Byli podobni do siebie niczym… no może nie jak dwie krople wody, ale przynajmniej jak dwa kartofle z tej samej uprawy.
– Widzieliśmy paru sztywnych po drodze. Chcecie wyrobić normę? – zapytał, po czym widząc ich twierdzące kiwnięcia głowami dodał: – To pakujcie się do tyłu. Powinni być niedaleko.
Obydwaj znowu skinęli głowami i zajęli miejsca z tyłu samochodu. Nie potrzebowali żadnych wyjaśnień. Polowanie na sztywnych było we wsi zwyczajną rzeczą, każdy wiedział, o co chodzi.
Przez chwilę jechali, aż dotarli do miejsca, gdzie Sławek wcześniej widział truposzy i wysiedli z pojazdu.
– Powinni gdzieś tu być. Trzymamy się tak, by każdy widział pozostałych i szukamy. Sprzęt swój masz, czy czegoś ci poszukać? Mogę ci pożyczyć cep, zawsze go ze sobą wożę.
To ostatnie zdanie skierował do kuzyna. Pozostali byli przygotowani. Sławek nosił siekierę, Grzesiu trzymał w ręku łom, a Tadziu odwiązał od pasa gruby łańcuch.
– Spokojna głowa. Zabrałem sprzęt ze sobą – odpowiedział kuzyn na potwierdzenie swoich słów wyciągając z plecaka kij bejsbolowy. – Z tym sobie lepiej radzę – wytłumaczył.
Grzesiek spojrzał na niego podejrzliwie. Przez chwilę wpatrywał się w milczeniu, po czym odezwał do Sławka:
– A ten tu miastowy to kto w ogóle jest? Jakoś go tu nigdy nie widziałem?
Sławek zaklął w myślach. Mieszkańcy Berdyszczy zwykle nie przepadali za obcymi, szczególnie tymi z większych miejscowości. Grzesiek i Tadek zdecydowanie nie odbiegali tutaj od średniej statystycznej. Dopiero teraz uświadomił sobie, że kuzyn nosi dżinsy i nową koszulę. Ubiorem zdecydowanie różnił się od reszty obecnych mających na sobie znacznie bardziej pospolity ubiór, pamiętający lepsze czasy.
Sławek wcześniej nie zwrócił na to uwagi, bo pamiętał, że kuzyn przyjechał na komunię chrześniaka, więc nic dziwnego, że ubrał się odświętnie. Poza tym dla niego Łukasz był zawsze jednym ze swoich. Nie dość, że krewniak, to większość życia spędził na wsi, do miasta wyjechał dopiero parę lat temu. Bracia Jędrzejczakowie tego jednak nie wiedzieli, Łukasza, który mieszkał w sąsiedniej wsi, też najwyraźniej nie pamiętali. Sądząc po ich ponurych minach i łapskach mocno zaciśniętych na broni, gotowi byli wziąć się do bitki nie czekając na przybycie sztywnych.
– To mój kuzyn Łukasz. Jest chrzestnym Maćka. – Sądząc po minach braci, wytłumaczenie raczej do nich nie przemawiało. A może po prostu byli w złym humorze i chcieli obić jakiegoś miastowego? – Mieszkał niedaleko, w Okopach – nie był pewien, czy dobrze było wspominać, że jest z sąsiedniej wsi. Nie pamiętał, czy Jędrzejczaki byli tam z kimś skłóceni, ale nie miał czasu wymyślać żadnych wyjaśnień, więc próbował chociaż powiedzieć prawdę. – Parę lat temu musiał się przenieść, bo naraził się staremu Wasylowi.
Wspomnienie o urzędniku PZPR najwyraźniej przemówiło do braci. Mogli nie lubić miastowych, a z sąsiadami z Okopów miewali relacje raz lepsze a raz gorsze, ale nikt nie przepadał za lokalnym aparatczykiem. Spojrzeli po sobie, jakby jeden drugiego chciał zapytać, co robić?
Tadek obrócił się w stronę przyjezdnego i łypał na niego spode łba, jakby starając się ocenić, czy przeważa w nim niechęć do wspólnego wroga, czy raczej ochota do bitki.
– Ano. Z gęby trochę podobny do starego Andrzeja – odezwał się w końcu, wymieniając imię świętej pamięci dziadka Sławka. – Andrzej był dobry chłop. Znaczy się… trochę jakby swój jest.
Jego brat pokiwał głową twierdząco. Obaj opuścili broń i atmosfera od razu zelżała. Sławek nie chciał im tłumaczyć, że Łukasz nie jest wnukiem Andrzeja tylko drugiego dziadka. Nigdy nie wiadomo, czy wyprowadzeni z błędu nie zmieniliby zdania. Nie był pewien, czy z drugim przodkiem mieli równie dobre relacje.
Chciał już powiedzieć, że pora szukać sztywnych, ale właśnie zobaczył, jak ich sylwetki wyłaniają się spomiędzy drzew. Najwyraźniej zwabiły ich dźwięki rozmowy. Naliczył razem pięć osobników, o jednego więcej, niż ich samych, ale to nie powinno być problemem.
Jędrzejczakowie ruszyli powoli w stronę przeciwników bardziej z ich lewej strony. Łukasz z kuzynem skierowali się ku tym z prawej. Nie trzeba było za wiele wyjaśnień, wiedzieli, co mają robić. Zresztą i tak nie mieli czasu na obmyślenie jakiegokolwiek planu.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.