WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Marcin Pindel |
Tytuł | Zerwany kwiat |
Opis | Autor pisze o sobie: Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”. |
Gatunek | obyczajowa |
Zerwany kwiatMarcin PindelZerwany kwiatPodszedłem do pierwszego od lewej i przyjrzałem mu się. Przedstawiał jakąś polną kapliczkę, przed którą skupiła się grupka kilkunastu pogrążonych w modlitwie wiernych. Zwróceni do mnie tyłem, nie byli świadomi, że ruda dziewczyna za ich plecami posyła mi figlarne, a zarazem nieco tajemnicze spojrzenie. Wszyscy odziani byli w mniej więcej jednolite stroje ludowe. – Podoba mi się – rzekłem. – Nie tylko ładna technika, ale i ciekawe przesłanie. W tamtych czasach,– bo zakładam, że obraz ilustruje rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat,– religia była dla prostej ludności niemal wszystkim. A tu proszę, jest i miejsce na odrobinę swawoli, nawet w trakcie nabożeństwa… Piotrek chrząknął znacząco. – Nie zaprosiłem cię tu, żebyś je recenzował. No prędko, przyjrzyj się reszcie. Nic nie rzuca ci się w oczy? Przeniosłem spojrzenie na kolejny obraz. Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady Spojrzałem na kolejny obraz i na kolejny, aż doszedłem do ostatniego. Wszędzie ta sama kobieta, coraz starsza i starsza. Ostatni przedstawiał ją w wieku mniej więcej sześćdziesięciu lat, stojącą pośrodku pokrytej dywanem krokusów polany. Już wiedziałem, o co chodziło mojemu przyjacielowi. – Twój dziadek miał swoją muzę… I z tego, co widzę, nie była nią twoja babcia. Za młodu miała ciemne włosy, prawda? Piotrek wypuścił głośno powietrze. – Otóż to! I co teraz o nich myślisz? Czy to nie… zastanawiające? Powiedział to takim tonem, że nie mogłem powstrzymać śmiechu. Parsknąłem raz czy dwa, a łzy napłynęły mi do oczu. – Czekaj, czekaj, żebyśmy mieli jasność. Czy ty sugerujesz, że twój dziadek miał romans z tą kobietą? I to najpewniej przez kilkadziesiąt lat? – Nie znam jej, nie wiem, kim jest. Nie znalazłem jej na żadnej z fotografii, jakie dziadek pozostawił w albumie. A jednak musiała być blisko niego przez te wszystkie lata… Pokręciłem głową, wciąż nie potrafiąc ukryć rozbawienia. – Nie, nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Nie w takim mieście, jak Nowy Targ, tutaj by się to nie ukryło przez tyle czasu. No, bo chyba niczego nie zauważyliście, prawda? – Prawda. Dopiero gdy po śmierci dziadka wszedłem do mieszkania i zacząłem się po nim rozglądać, zauważyłem, że pozostawił te obrazy. Słuchaj, na razie nikt oprócz mnie o tym nie wie. Nie zamierzam nikomu opowiadać o swoim odkryciu, ale po prostu… Po prostu chcę wiedzieć, jak było, niezależnie, jaka okaże się prawda. Zresztą spójrz choćby na ten obraz. Wskazał jeden ze stojących pośrodku – ruda kobieta z dwójką małych chłopców trzymających się jej spódnicy. – Rozumiem. – Skinąłem głową. – Zastanawiasz się, czy gdzieś nie żyje twoje potencjalne wujostwo, a może i kuzyni. Czy twoja mama nie ma braci, których istnienia nawet nie podejrzewa. – Właśnie. Szukałem w albumach, przeczytałem nawet kilka starych listów dziadka… Ale nie, nigdzie nie natrafiłem na jej ślad. Pomyślałem, że może tobie lepiej pójdzie. Grzebanie w starych papierach to dla ciebie nie pierwszyzna, a tego jest tutaj naprawdę sporo. Zresztą znasz się na historii lepiej niż ja. Może należeli razem do Konfederacji Tatrzańskiej i tam się poznali? Jeśli jest rówieśniczką dziadka, to pierwszy obraz przedstawiałby ją właśnie za tamtych czasów. To jak, pomożesz mi? Zastanowiłem się. Sprawa, jakkolwiek absurdalna, wydała mi się jednak całkiem intrygująca. Nawet pomijając teorię wysnutą przez Piotrka, sama tożsamość kobiety była nie lada zagadką. – A jeśli to wcale nie jest żadna autentyczna osoba? – zastanowiłem się jeszcze głośno. – Może twój dziadek miał jedynie swego rodzaju zamysł artystyczny, żeby… – Oby tak było! – przerwał mi Piotrek. – W takim wypadku pokryję koszty napraw tego twojego gruchota, który nazywasz samochodem, przez najbliższe trzy lata, choć pewnie zdąży się rozpaść znacznie wcześniej. I dorzucę karnet na mecze „Szarotek”. – Biorę to – rzekłem zdecydowanie. – Może od razu zostawisz mi klucze? • • • W piątek po pracy wpadłem do domu tylko na chwilę. Spakowałem do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, jak bielizna na zmianę, ręcznik i szczoteczka do zębów. Zarzuciwszy go na plecy, ująłem w dłoń torbę z laptopem i wyszedłem. Mój dom na Podtatrzańskiej dzieliło od rynku jakieś dwadzieścia minut niespiesznego spaceru, nie było zatem sensu wsiadać w samochód. Dzień był pogodny, nie zapowiadało się, żeby ulewa kolejny raz miała mnie zaskoczyć. Ruch samochodowy powoli łagodniał, dało się za to zauważyć wielu rowerzystów i spacerowiczów, korzystających ze sprzyjającej aury. Po mniej więcej dziesięciu minutach wszedłem w ulicę Królowej Jadwigi. Pośród jej zabudowań z pewnością najbardziej wyróżniał się dziewięciopiętrowy hotel, zajmujący niemal pół przecznicy. Po siedzibie Konfederacji Tatrzańskiej, która stała wcześniej mniej więcej w tym samym miejscu, nie pozostał nawet ślad. A szkoda, był to jednak ważny punkt na historycznej mapie miasta. Niestety, władza ludowa uznała, że takich pomników należy się bezwzględnie pozbywać. Wprawiony w nieco refleksyjny nastrój, odbiłem w ulicę Krzywą. Deptak zaczynał się zapełniać młodymi ludźmi, szukającymi miejsca na piątkowe spotkanie ze znajomymi. Większość, jak ja, podążała w stronę rynku. Około osiemnastej siedziałem już przy biurku w mieszkaniu dziadków Piotrka. Zaparzyłem sobie mocnej kawy, otworzyłem laptopa i przystąpiłem do pracy. Na początek przejrzałem wszystkie zdjęcia członków Konfederacji, jakie miałem na dysku. Nie było tego wiele, ale uznałem, że najlepiej zacząć właśnie od tego. Niestety, na żadnym nie znalazłem ani pana Lucjana, dziadka Piotrka, ani kobiety z obrazu. – No dobrze, zatem zerknijmy na regały. Piotrek nie przesadzał. Na półkach walały się całe stosy różnych papierów, w większości zapewne niemających żadnej wartości historycznej. Zdjąłem je wszystkie i ułożyłem na podłodze, aby łatwiej je było przeglądać. Nie zauważyłem wśród nich niczego, co można by wziąć za dziennik. – Nie traćmy nadziei – mruknąłem sam do siebie. – Pojedyncze kartki również mogą nam dostarczyć ciekawych informacji. Pierwszy stos przyniósł jedynie rozczarowanie. Wśród starych gazet, rachunków i zupełnie prozaicznych notatek nie znalazłem niczego interesującego. Za to drugi okazał się dla mnie zdecydowanie bardziej łaskawy. – No proszę. – Uśmiechnąłem się, unosząc stare, czarno-białe zdjęcie. – To już jest prawdziwa gratka. Zdjęcie ukazywało grupkę około dziesięciu uśmiechniętych osób, wśród których z miejsca rozpoznałem Jadwigę Apostoł, Augustyna Suskiego i Tadeusza Popka, a więc przywódców Konfederacji. Towarzyszyło im kilku innych członków, między innymi pan Lucjan; charakterystyczny kształt jego brwi nie pozwalał pomylić go z nikim innym. W tle widoczny był dom Apostołów będący siedzibą organizacji. „Jakie to niesamowite” – pomyślałem. „Żyjemy w jakimś dziwnym przekonaniu, że podczas wojny nie było nawet odrobiny miejsca na śmiech i radość. Ale to nieprawda; mimo że wszystko pokrywał złowrogi cień okupacji, to nawet i wtedy człowiek odczuwał potrzebę cieszenia się choćby najmniejszymi rzeczami.” Miałem więc za sobą pierwsze ważne znalezisko. Muzea mogły się nim zainteresować, a nawet jeśli nie, zawsze warto było zdigitalizować tę fotografię i opublikować w Internecie. Zachęcony odkryciem, podjąłem pracę ze zdwojonym zapałem. Kolejne sterty papierów przechodziły przez moje ręce, a każdej pojedynczej kartce przyglądałem się z największą uwagą. Niestety, nie było w nich niczego, co pozytywnie by mnie zaskoczyło. Ani się obejrzałem, jak zegar w pokoju wybił północ. – To już tak późno? Nagle zrobiłem się naprawdę senny. Przetarłem oczy i głośno ziewnąłem. Wstałem z podłogi i ruszyłem do łazienki, aby się umyć. Przed udaniem się do łóżka pomyślałem, że przyjrzę się jeszcze zawartości regału w pracowni pana Lucjana, tak, żeby wiedzieć, z czym przyjdzie się mierzyć kolejnego dnia. Zapaliłem światło, wyławiając z mroku pustą sztalugę i rząd obrazów. Zdjąłem z półek co najmniej kilka kilo makulatury, wśród której mogły się kryć prawdziwe skarby. – Jutro się wami zajmę – powiedziałem sennie, po czym zgasiłem światło i udałem się na nocny spoczynek. • • • |
— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak