Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Luka w pamięci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułLuka w pamięci
OpisNie jest zawodową pisarką. Od kilkunastu lat uprawia amatorską literaturę wieczorowo-weekendową. Pomimo okazjonalnych wycieczek w okolice kryminału i grozy, pozostaje niezmiennie wierna klasycznemu sci-fi, które darzy platonicznym, lecz nieodwzajemnionym uwielbieniem.
GatunekSF

Luka w pamięci

« 1 2 3 4 7 »

Marianna Szygoń

Luka w pamięci

– Dobrze. – Staruszka skinęła głową z zadowoleniem i ponownie podjęła opowieść: – Przez bazę w ciągu tych lat przewinęło się wielu naukowców. My z Piotrem przybyliśmy tu w jednej z ostatnich takich grup. Kilka lat później Instytut zamknął projekt, bo nie znaleźliśmy tu nawet jednej bakterii. – Zrobiła pauzę. – Stacja opustoszała, ale kilkoro z nas zostało. Niektórzy na zawsze.
Margaret przekrzywiła głowę.
– Nie rozumiem – powiedziała.
– Jeśli za mocno wrośniesz w takie miejsce jak to, poza nim czujesz się obco, jak ryba wyjęta z wody. Albo raczej z oceanu. – Małgorzata westchnęła, a widząc pytający wzrok podopiecznej machnęła ręką. – Po prostu nie wszyscy mieli dokąd pójść. Od lat żyliśmy z Piotrem jak mąż i żona, a on pokochał to miejsce. Taki, widzisz, kosmiczny romantyzm. No i też zostaliśmy.
Margaret machinalnie skinęła głową. Spośród odziedziczonych obrazów przywołała widok brodatego mężczyzny w jakiejś wielkiej hali, spoglądającego w górę i machającego dłonią na pożegnanie.
– Żyło się nam dobrze razem, ale sukinsyn wolał góry – kontynuowała staruszka. – Był oceanografem, wciąż wypływał do Trójkąta Vliperdiańskiego, choć Instytut nie wyznaczał mu już żadnych celów badawczych. To niebezpieczne zajęcie: batyskaf ma zapas powietrza na dwadzieścia cztery godziny, plus awaryjny zbiornik powietrza kombinezonu termicznego, wystarcza, jeśli nie zdarzą się żadne niespodzianki. Jeśli się nie przeciąga struny, nie szuka czego nie zgubiło… – Zawiesiła głos. – Wypływał, wypływał, no i kiedyś nie wrócił. Nie wysłał sondy SOS z lokalizacją. Nigdy go nie znalazłam, choć wysyłałam automaty, póki jeszcze działały i sama przeczesywałam Trójkąt w batyskafie. To rozległy teren, mnóstwo miejsc, do których nie zdążyłam dotrzeć. Zdrowie przestało mi na to pozwalać.
– Piotr nie określił celu podróży? – spytała Margaret. – Nie ustaliłaś trasy, którą miał podążać?
Staruszka prychnęła gniewnie.
– Nie obrażaj mnie, przemądrzała dziewczyno! Gdyby to było takie łatwe, dawno bym go znalazła. Najbardziej prawdopodobne miejsca poszły na pierwszy ogień, dopiero potem zaczęłam przeszukiwać wszystko. Musiało go spotkać coś nagłego, może zderzenie z „ostańcem”, może nagły pływ od kominów. Coś, co nie pozostawiało czasu na reakcję i zniosło go ze ścieżki. Może być wszędzie.
Wagonikiem zakołysało, androidka oparła plecy o ścianę. Gdzieś spośród cudzych wspomnień przypłynął do niej zegar, odliczający minuty do wyczerpania czyjegoś zapasu powietrza.
– A ja mam go znaleźć – odgadła.
– Tak – odparła Małgorzata. – Myślisz jak my i umiesz czuć jak człowiek. Przekazałam ci wszystko, czego będziesz potrzebowała.
Uderzenie wagonika o dno stacji odsunęło obce obrazy. Margaret dopiero teraz zrozumiała, czego oczekuje od niej ta kobieta. I jak bardzo będzie to niebezpieczne.
– To naprawdę ma znaczenie? Po tylu latach? – spytała, zadzierając głowę. Opleciona pajęczyną lampa na suficie wagonika zamrugała niepewnie. Androidka otworzyła usta ze zdziwienia, zdając sobie sprawę, jak bardzo jest znajoma, choć stworzenia, które utkało ten dziwaczny twór jeszcze nie widziała.
– Dla mnie ma – odparła Małgorzata. – A dla ciebie dopiero go nabierze. Z czasem.
Margaret przyjęła to jako pewnik. Polecenie, które miała wykonać.
• • •
Nawet zapach na poziomie podlodowym intensywniej przypominał o czasie, który powoli pożerał stację. Płonęła co trzecia lampa, a światłu tych, które działały, daleko było do jasności. Podpowierzchniową część bazy wypełniały nieczynne laboratoria, magazyny zapchane bezwartościowymi już częściami morskich sond i androidów, starymi kombinezonami termicznymi, zapomnianymi próbkami minerałów, skatalogowanymi przez lata okruchami skał, kolekcjami kości pamięci z fachową literaturą i terabajtami raportów, świadectw mrówczej pracy załogi „Hermaszewskiego”. Po drodze z windy do schodów na poziom doków staruszka i androidka mijały je, nie zaglądając do zagraconych wnętrz przez pouchylane w różnym stopniu drzwi.
– Czemu wszystkie są otwarte? – spytała Margaret.
– Roboty – prychnęła Małgorzata. – Powtarzam, że mają tu nie złazić, a ciągle to robią. Nie wiem, czego szukają. Uważaj na schodach, są strome – dodała i jeszcze mocniej zacisnęła palce na przedramieniu podopiecznej. Wskazała laską na metalową kratownicę stopni. – Pomożesz mi zejść.
Margaret zerknęła w dół, oceniając, że schody wcale nie wyglądają na strome, ale nie odezwała się ani słowem. Gdy przystanęły na platformie przed pierwszym zakrętem, by staruszka mogła odpocząć, androidka bez zdziwienia odkryła, że stoją niemal pod sufitem hali z dźwignicą do obsługi batyskafów, stanowiskami serwisowymi, zasobnikiem kombinezonów i części zamiennych oraz dwoma basenami dla maszyn eksploracyjnych w podłodze. To miejsce też nie było nieznajome, to stąd Małgorzata patrzyła, jak Piotr machał jej na pożegnanie. Margaret spojrzała na opiekunkę: staruszka dyszała ciężko, ale jej brwi pozostawały ściągnięte. Unikała patrzenia na halę, wbijając wzrok w ażurową płytę pod stopami. Wtedy androidka po raz pierwszy pomyślała, że nie tylko słabość starzejącego się ciała powstrzymuje Małgorzatę przed pokonaniem schodów.
– Wrócimy na górę? – spytała cicho.
– Nie. – Staruszka dwukrotnie uderzyła laską o balustradę. Metal zadźwięczał jak dzwon, echo wróciło, odbite od ścian hali. – Idziemy. Za późno, by się wycofać.
Ostatni sprawny batyskaf od dawna spoczywał w doku. Margaret zaprowadziła staruszkę do balustrady okalającej zejście do maszyny i zerknęła w dół. „Pływak-3”, głosił prawie zatarty napis na burcie noszącej stygmaty rys, wgnieceń i napraw. Małgorzata, przytrzymując się wolną dłonią poręczy, wskazała laską na właz maszyny.
– Zejdź na pokład – poleciła.
Androidka powoli ruszyła wzdłuż balustrady. Pamiętała ten dotyk zimnego metalu; echa emocji, które mu towarzyszyły, nie należały do najprzyjemniejszych. Niepokój nasilił się jeszcze, gdy pokonywała stopnie drabinki i gdy postawiła stopy na płycie okalającej właz. Minął na moment, gdy go otwierała, ale spojrzenie w ciemną czeluść wnętrza maszyny obudziło inne wspomnienie, choć Margaret nie umiała go nazwać. Rozczarowanie? Strach? Trudno określić uczucia, których doświadczało się pierwszy raz w życiu, zwłaszcza pochodzące z drugiej ręki.
– No, dalej. – Otrzeźwił ją głos staruszki. – Rozejrzyj się. Nie bój się, nie wypuszczę cię dziś do oceanu. Jeszcze nie.
Androidka skinęła głową i zeszła pod pokład. Lampy w klaustrofobicznej kabinie zapłonęły automatycznie. Powoli wcisnęła się na jeden z foteli i rozejrzała się dookoła. Znów automatycznie wyciągnęła rękę w intuicyjnie wybranym kierunku i podświetliła przyrządy konsoli, ale przeznaczenia poszczególnych wskaźników, przełączników i dźwigni nie potrafiła odgadnąć. Lampy w kabinie zgasły. Za wypukłością okna zobaczyła tylko szarą ścianę basenu.
A potem nagle wszystko pociemniało, jakby w hali zgasły światła. Przerwa w zasilaniu, czy sprawka Małgorzaty? Wtedy przez myśli androidki jak błyskawica przemknął obraz: ten sam mrok, te same kolorowe podświetlenia kontrolek, drobiny skalne, tańczące w snopach świateł reflektorów przed łodzią. I nagle wyłaniający się z mroku lodowy „ostaniec” widoczny na granicy ich zasięgu. Margaret bez zastanowienia wybrała z konsoli przycisk, który włączał główne reflektory statku, żeby zobaczyć wyraźniej.
Kabinę zalała jasność odbita od ścian doku. Margaret odruchowo zasłoniła oczy przedramieniem.
– Brawo! – Przez otwarty właz niósł się z góry głos Małgorzaty. – Przypominasz sobie!
• • •
Do pierwszego zejścia do oceanu Margaret przygotowała się starannie pod czujnym okiem Małgorzaty. Zapisała w pamięci wszystkie mapy regionu, koordynaty punktów orientacyjnych, obszary przeszukane już przez autonomiczne sondy „Hermaszewskiego” i te, które Małgorzata przemierzyła osobiście w batyskafie. Obszar Trójkąta Vliperdiańskiego podzielony został na pola. Androidka w każdej chwili mogła wywołać z pamięci ich siatkę. Zauważyła pewną prawidłowość: Małgorzata rozpoczęła od terenów najbliższych stacji i stopniowo posuwała się coraz dalej. Granica dobrze zbadanych stref przebiegała przez zbocze najbliższego stacji szczytu Ostrzycy. Rozległy obszar z odległym szczytem Grodźca i najdalszym Radogosta zostały przeszukane fragmentarycznie.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Dobry glina
— Marianna Szygoń

Negatywy
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.