Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Luka w pamięci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułLuka w pamięci
OpisNie jest zawodową pisarką. Od kilkunastu lat uprawia amatorską literaturę wieczorowo-weekendową. Pomimo okazjonalnych wycieczek w okolice kryminału i grozy, pozostaje niezmiennie wierna klasycznemu sci-fi, które darzy platonicznym, lecz nieodwzajemnionym uwielbieniem.
GatunekSF

Luka w pamięci

« 1 3 4 5 6 7 »

Marianna Szygoń

Luka w pamięci

– No co? – żachnęła się Małgorzata. – To się nazywa starość. Czego chcesz?
Androidka podeszła do blatu, postawiła tacę i cofnęła się pod szafę. Sięgnęła do kieszeni po kość pamięci z napisem „T. Mazur” i pokazała ją Małgorzacie na otwartej dłoni.
– Chcę wiedzieć, co to jest. Dlaczego usunęłaś z pamięci androidów informację, kto popłynął z Piotrem. I dlaczego akurat tych wspomnień mnie też nie przekazałaś.
Staruszka obróciła fotel, by lepiej widzieć podopieczną i wyprostowała się zbyt energicznie, jak na swoje niedołęstwo, niemal wytrącając robotowi z dłoni gąbkę.
– Bo te wspomnienia nie mają już znaczenia. Starczy, Marto. – Przerwała na moment, gdy stara maszyna wycierała jej plecy ręcznikiem, a potem pomogła założyć koszulę. – Idź już. No idź, do jasnej cholery! – ponagliła ociągającą się Martę, a gdy wysłużony robot zniknął za drzwiami, wyjaśniła: – To engramy Tomasza Mazura. Człowieka. Starzy naukowcy, którzy zostali na stacji, bo nie mieli dokąd pójść, pozwolili mi je zapisać, żeby po śmierci coś po nich zostało.
– A zgodzili się, byś zaszczepiła je w ciałach robotów? – spytała androidka. – Kasując własną pamięć i historię tych maszyn? Żebyś decydowała, co mogą pamiętać, a czego nie?
Zapadła cisza. Obydwie Małgorzaty mierzyły się wzrokiem jak przeciwnicy na ringu.
– Nie masz prawa mnie osądzać, niedobra dziewczyno – zagrzmiała wreszcie staruszka. – Zawsze to robiłaś, nic się nie zmieniło!
Ilustracja: Katarzyna Szymonik
Ilustracja: Katarzyna Szymonik
– Nie osądzam cię – zauważyła Margaret, nieco zbita z tropu tym wybuchem. Podniosła wzrok ponad głowę opiekunki. Na ścianie nad pulpitem wisiały wyblakłe zdjęcia ludzi, dorosłych i nielicznych dzieci. Nie rozpoznawała ich. Pomyślała, że gdyby odziedziczyła wszystkie wspomnienia Małgorzaty, nie miałaby z tym problemu. – Powiesz mi, kim jestem?
– Androidem naukowym – odparła oschle kobieta, marszcząc brwi.
– Nie o to pytam.
Małgorzata obróciła fotel i zamyślona zatrzymała spojrzenie na fotografiach, jakby szukała tam pomocy.
– A kim chciałabyś być? – spytała wymijająco.
– Nie o to pytam – powtórzyła Margaret.
Staruszka zamyśliła się mocno. W końcu powiedziała:
– Dużo dostałaś ode mnie, ale… – zawiesiła głos.
– Ale nie tylko od ciebie? – podchwyciła androidka. – Kim była Margaret?
Małgorzata nie odpowiedziała. Przysunęła tacę z posiłkiem i sięgnęła po łyżkę.
– Idź już. Zupa mi przez ciebie wystygła – powiedziała z rozdrażnieniem.
Margaret nie ruszyła się z miejsca. Patrzyła, jak opiekunka pochyla się nad blatem, nabiera zupy i drżącą dłonią, rozlewając płyn, usiłuje trafić łyżką do ust. Dopiero po chwili staruszka uznała, że ignorowanie androidki nic nie da.
– Jeszcze tu jesteś? – wymamrotała.
– Tak. – Margaret oderwała ramię od szafy i stanęła prosto, jakby to, co miała właśnie do powiedzenia, wymagało uroczystej postawy. – Zdecydowałam. Zbadam północny stok Radogosta.
Łyżka zatrzymała się w połowie drogi do ust, ale drżała wraz z dłonią, by wreszcie opaść z powrotem do talerza. Małgorzata obróciła fotel i zerknęła na podopieczną w popłochu, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. Androidka pojęła, że w tym spojrzeniu czaił się strach. Tylko przed czym? Może przed tym, że zbyt wcześnie doprowadzi poszukiwania do finału i Małgorzata nie będzie już miała po co żyć? A może przed tym, że podopieczna nie wróci? Zanim zdołała zakwalifikować to spojrzenie, staruszka zwiesiła głowę i obróciła się do ściany.
– Nie starczy ci powietrza – zauważyła.
– Nie muszę oddychać.
– Nie musisz. Ale im dłużej będziesz trwać na zasilaniu zewnętrznym, tym większe spustoszenie spowodujesz w swoich komponentach organicznych. Elementy biologiczne zaczną obumierać. Może się okazać, że zmiany okażą się nieodwracalne i będziesz musiała codziennie ładować ogniwa, jak roboty starego typu. Stracisz to, co w twojej generacji najlepsze.
– Będę już na zawsze tylko maszyną? – spytała prowokacyjnie Margaret. – I tak nią jestem.
– Nie – odparła cicho staruszka. – Zależy, kim się czujesz. Zresztą, małe jest prawdopodobieństwo, by Piotr tam w ogóle dotarł.
– Powiesz mi, dlaczego?
Małgorzata potrząsnęła głową w bezradnym zaprzeczeniu. Androidka uklękła przy jej fotelu, oparła dłonie na poręczy i podniosła wzrok na opiekunkę.
– Powiedz – szepnęła. – Muszę wiedzieć.
• • •
Ciecz otaczająca łódź nie była zwykłą wodą. Zawierała dodatki, bez których zamarzłaby na kość, zmieniając cały księżyc w lodową kulę. Rozgrzewały ją także siły pływowe gazowego giganta Tichego, ale nie na tyle, by uczynić ocean zdatnym do życia. Paradoksalnie tu, na przestrzeni wielu tysięcy kilometrów to Margaret była jedyną żywą istotą. Zanurzona w odwiecznym mroku oceanu, zdała się na śledzenie wyznaczonej sobie ścieżki, na kontrolę prędkości i głębokości, na odczyty z echolokacji, przesyłane bezpośrednio do jej zmysłów. Najmniej ufała oczom i obrazom za szybą batyskafu, ale nie wyłączyła reflektorów, bezwiednie śledząc taniec skalnych i lodowych drobin w strugach ich świateł. Obrała kurs na Ostrzycę i płynęła na głębokości, na której nie powinna napotkać żadnych większych przeszkód, a jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że za zasięgiem lamp ciemność formuje ściany, a moc reflektorów kruszy je, czyniąc wyłom w niewidzialnym.
Stok Ostrzycy zaczynał się łagodnie. Osiągnięcie najwyższego ze szczytów wymagało stopniowej redukcji głębokości. Prędkość zmalała i Margaret po raz wtóry odsunęła od siebie myśl, że niepotrzebnie traci czas i zasoby. Zamierzała jednak na własne oczy zobaczyć to miejsce z symulacji Piotra, które zrobiło na niej takie wrażenie, nawet, jeśli miałby to być ostatni przejaw ludzkiej części jej natury.
Im bardziej się wznosiła, tym więcej lśniących, zamarzniętych drobin wirowało przed batyskafem. Prędkość spadała coraz bardziej, symulacyjny procent wyczerpania zapasu powietrza rósł nieubłaganie, a wkrótce komputer batyskafu zaczął ostrzegać ją przed nawisami z lodowej pokrywy księżyca. Androidka monitorowała ciągle malejący dystans do nich, aż w końcu potężne bryły o nieregularnych kształtach pojawiły się w zasięgu wzroku. Nie minęła nawet godzina, a Margaret musiała manewrować łodzią, by omijać twory, przypominające odwrócone szczyty. Przemknęły kolejne umowne godziny i batyskaf znalazł się między lodowym stropem a skalnym dnem, błądząc w nim jak w labiryncie. To wymagało nieustannej czujności, zwłaszcza w momencie, gdy obydwa łańcuchy zaczęły zbliżać się do siebie, a wloty do wnęk i szczelin w monstrualnych, odwróconych piramidach można było wziąć za puste przestrzenie i wpływając do nich, uszkodzić statek. Starej symulacji nie mogła do końca zaufać. Lodotwory zmieniały się też szybciej niż skały i między symulację Piotra a rzeczywistość zaczęły wkradać się różnice, ale Margaret parła dalej. Byle tylko nie zgubić się w labiryncie, byle zobaczyć coś, co tak niewielu widziało przed nią: dwa z lodowych nawisów, na stałe zrośniętych ze stokami Ostrzycy.
Odnalazła je, przepłynęła przez igielne ucho, utworzone przez lodotwory nad granią prowadzącą do szczytu, ale ciemność oceanu spłyciła to doświadczenie, nie czyniąc go podniosłym. Rozczarowała ją. Margaret oczekiwała, że coś chwyci ją za gardło, zatarga wnętrznościami, że metafizyka obcowania z surowym pięknem gór wyzwoli w niej człowieka. Nic takiego się nie stało. A więc naprawdę była tylko maszyną…
Bez żalu zapadła się w korytarzach labiryntu, szukając szlaku ku Radogostowi. Wreszcie przestrzeń między oboma łańcuchami zaczęła się rozszerzać, pozornie pusta, lecz wypełniona milionami lodowo-skalnych igieł. W jej mroku, niewidoczny jeszcze dla instrumentów, krył się potężny kriowulkan. Margaret opadała coraz niżej, by osiągnąć wreszcie głębokość pozwalającą monitorować dno za pomocą sonaru i porównywać jego ukształtowanie z symulacją Piotra, unikając jednocześnie zagrożenia ze strony kominów. Tam, na dole, wszystko się zgadzało.
Niebawem znowu zaczęła się wznosić, a między symulację i rzeczywistość wkradało się coraz więcej różnic. Na stoku Radogosta przed Margaret wyroiły się „ostańce”: samotne dryfujące bryły lodowe, często o wiele większe od jej maszyny. Według mapy Piotra, w tym miejscu z pokrywy lodowej miał sterczeć ostatni potężny lodotwór, ale, najwidoczniej rozpadł się na tysiące fragmentów, które lewitowały teraz, zawieszone w oceanie. Póki mogła, androidka prowadziła maszynę pod polem lodowych asteroid, wkrótce jednak musiała zanurzyć się w ich gęstwinie. Uwolniła cztery „meduzy” i nastawiła się na odbiór ich odczytów. Niewielkie pływające czujki o ograniczonym zasięgu rozproszyły się w mroku między podwodnymi wyspami, uzupełniając zmysły Margaret i urządzenia batyskafu. Statek powoli popłynął za nimi.
« 1 3 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Dobry glina
— Marianna Szygoń

Negatywy
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.