Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹W oczach gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułW oczach gwiazd
OpisRocznik 1990, miłośniczka fantastyki i gier RPG, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Zakochana w Tatrach i tańcu (od towarzyskiego po flamenco). Publikowała na łamach Esensji, Fahrenheita, Mega*Zine Lost&Found oraz SFFiH. Jej powieść pt. „Taniec gór żywych” – słowiańskie fantasy osadzone w Tatrach – nagrodzona została w konkursie wydawnictwa Genius Creations (planowane wydanie w 2021 r.). W wolnych chwilach czyta i prowadzi literacko-górski blog Piszę o górach.
Gatunekfantasy

W oczach gwiazd

« 1 2 3 4 5 6 »

Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd

Roześmiała się, podrywając żwawo z miejsca. Nieczęsto widywałem taką gościnność wśród ludzi gór. Szybko jednak z opowieści Uliane – bo tak się przedstawiła – poznałem, że ckniło jej się do ludzi. Poza tym pięciolatkiem miała pod opieką jeszcze jednego syna, któremu wstęp do gniazda wciąż był wzbroniony. Najstarszy zaś poszedł już między łowców. Znaczyło to, że od wielu lat Uliane większość czasu spędzała wraz ze swym mężczyzną poza gniazdem. Wspólnie ciężko pracowali, by przekuć łagodność i radość chłopców w wytrwałość i siłę skały. By mogli stać się podporami swego ludu. Kobieta była już zresztą niemłoda – skóra na jej twarzy i dłoniach pomarszczyła się i stwardniała, przypominając powierzchnię głazu. Wciąż jednak zdobił ją uśmiech, który rozgrzewał serce. Zobaczyłem, że przez moment odbił się nawet tęsknym cieniem na twarzy Isirre. Gawędziliśmy długo. Przy Uliane nawet najcięższe wspomnienia szło ubrać w słowa godne, ale lekkie, ulatujące w niebo wraz z dymem. Wspólnie ugotowaliśmy posiłek, nie chciałem bowiem niczego im odbierać. Zbyt dobrze pamiętałem czas, gdy mój ojciec walczył, bym wraz z rodzeństwem miał co jeść.
Taeg przyszedł przed zmrokiem, gdy przepatrywałem już zbocze w poszukiwaniu schronienia. Był wojownikiem, jakiego wcześniej nie widziałem. Kiedyś od starego przyjaciela usłyszałem, że są ludzie, którzy, choć dobrzy, na twarzy wypisaną mają tęsknotę do krwi. Jakąś skazę, groźną, ale i dającą siłę – łatwość zadawania śmierci czy może sumienie, które ledwo kilka kropel deszczu może ukoić. Wyzierała z szarych oczu, ocieniała czoło posklejanymi od potu czarnymi włosami, tkwiła w surowych rysach. Mężczyzna ruchy miał zdecydowane, kanciaste nieco. Przy pasie nosił miecz w solidnej pochwie mocowanej na modłę ludzi równin. Nad ramieniem wystawał mu sajdak z łukiem i włócznia. Obok niego szedł chłopiec. Wedle słów matki miał dziewięć lat, ale był wyrośnięty jak na swój wiek i starannie naśladował ruchy ojca. Wyszedłem Taegowi na spotkanie, zapowiadany radosnym głosem Uliane. Isirre wślizgnęła się jak cień przede mnie i stanęła drętwo u wylotu rysy.
– Kto wy? – spytał ciężkim głosem, gestem zatrzymując syna.
Był jak burzowa chmura – ptasi szczebiot żony nie mógł go ukoić.
– Jestem Rahyt, syn Haisara. Przewodnik z gniazda na Khandarze. Ona zaś…
Przerwałem. Patrzyli na siebie tak intensywnie, że niemożliwym było, by choć jedno moje słowo do nich dotarło.
– Isirre, córka Patrzącej przez Mrok… – powiedziała cicho dziewczyna.
Zapadła cisza. Dziwna, przejmująca. Twarz Taega wykrzywiła się w grymasie, którego nie umiałem zinterpretować. Położyłem ostrożnie dłoń na ramieniu Isirre.
I nagle ciszę przerwał ostry, jazgotliwy głos Uliane.
– To ona?! Jakim prawem?! Jakim prawem tu przyszłaś?!
• • •
Jakby ktoś rzucił kamieniem między uśpione ptaki. Choć była nas ledwie szóstka, na półce się zaroiło. Taeg ruszył naprzód, prawie taranując Isirre. Ona zeszła mu z drogi, ale zaraz wyrwała za nim. Zatrzymałem szczeniaka, który próbował chwycić ją za płaszcz i odciągnąć. Uliane, poczerwieniała na twarzy, wygrażała na poły swemu mężczyźnie, na poły dziewczynie.
– Cicho! – warknął Taeg.
– Chcę tylko wiedzieć – krzyczała dalej jego kobieta. – To ona? Twoja córka?
– Tak, to ja! – wybuchnęła Isirre. – Ojcze, ja…
– Nie. – Przerwał jej surowo, obracając się. – Jest tak, jak się przedstawiłaś. Jesteś córką Patrzącej przez Mrok. Ja byłem twoim ojcem. Ale tyś nie moja… Nie wiem, po co przyszłaś, ale niepokój i złe duchy tu prowadzisz. Zostaw nas.
– Ja cię potrzebuję! – krzyknęła rozpaczliwie.
– Słyszałaś, co rzekł?! Idź. Źle ci nie życzę, ale idź. – Głos Uliane zabrzmiał groźnie. – Dość burz przez ciebie przeszliśmy.
– Ja cię potrzebuję… – powtórzyła Isirre słabiej, nie spuszczając wzroku z Taega. – Mógłbyś… Mógłbyś chociaż spróbować. Ja wam nie zawiniłam.
Ale on powiedział już, co powiedzieć zamierzał. I wiedziałem, że miał rację. On i jego kobieta. Córka widzącej należała tylko do matki i do duchów. Nie miała ojca. Nieważne czy był w gnieździe, czy, tak jak Taeg, wrócił do własnej rodziny, z którą duchy go rozdzieliły.
Delikatnie pociągnąłem Isirre za ramię.
– Chodź. Nie znajdziesz tu tego, czego szukasz.
Wyrwała mi się gwałtownie i popędziła w stronę rysy. Pospieszyłem za nią, kątem oka dostrzegłszy, że w pierwszej chwili i nieporuszony dotąd Taeg drgnął z niepokojem.
– Nienawidzę cię! Nienawidzę! – Te słowa zostały po niej w skalnej niszy.
• • •
Dogoniłem ją dopiero na grzędzie. Klęczała na kamieniach, ręce przyciskając kurczowo do brzucha. Oddychała chrapliwie, przez ściśnięte gardło. Usiadłem obok niej.
– Czyli zostały mi już tylko orły… – wydukała kuląc się jeszcze bardziej, przyciskając czoło do ziemi.
– Wiedziałaś, że go tu znajdziesz?
– Tak. Wszak w gnieździe go znano. Czasem przychodziły wieści.
– Okłamałaś mnie.
– Jeśliś tym urażony, odejdź.
– Nie – odpowiedziałem tylko.
Sam wzdragałem się przed kłamstwem, nauczony, że Tyyine gardzą fałszem. Ale Isirre nie była mi winna prawdy.
• • •
Wiedziałem, że rozsądnie byłoby szukać schronienia w niższych partiach masywu, ale dziewczyna ciągnęła w górę. Zawiedziona ludźmi, szukała resztek nadziei w przychylności majestatycznych ptaków. I choć denerwowały się i krzykami ostrzegały, gdy omijaliśmy ich gniazdo, to zaakceptowały jej obecność w płytkiej jaskini nieopodal. Tam, osłonięci przed wiatrem, ułożyliśmy się do snu.
Obudził mnie ruch w środku nocy. Isirre biegła na grań, nie patrząc przed siebie, potykając się i wpadając na szkielety dawnych zabudowań gniazda. Już chciałem ją gonić, gdy nagle stanęła. Ostrożnie wyszła na przewieszony głaz i tam zamarła, a ciemność spływała z niej powoli, oblepiając skały. Usiadłem tak, by móc ją obserwować i wtedy światło księżyca wyłowiło z mroku jeszcze jedną sylwetkę. Taeg musiał podejść od drugiej strony grani. Przykucnięty o kilkadziesiąt kroków od orlego gniazda, podpierając się ręką, odcinał się na tle rozświetlonej księżycem, białej skały. Z jego sylwetki bił gniew podszyty bezradnością. Jakieś pragnienie, by ruszyć z miejsca i rezygnacja, która sprawiała, że w nie wrastał. Zamiast odepchnąć się pięścią od skały, tylko mocniej ją do niej przyciskał. Przyłapałem się na tym, że wzrokiem chcę go zmusić do ruchu. Choćby nieznacznego. Tyle, by Isirre mogła zobaczyć, że tam jest, że ją obserwuje. Nie wiedziałem, po co. Nie ważyłem się też nic zrobić, by rzecz przyspieszyć. Lecz ona tak.
Jej głos był słaby. Wyrywany ciemności wraz z krótkimi oddechami. Przesycony szlochem i żalem. A jednak niósł się. Wracał z echem albo może pełzł po skałach z czarnymi kroplami opadającymi z jej płaszcza.
– Gdyby jakiś człowiek mógł mi być orłem.
Zdanie urwane jękiem wślizgnęło się pod skalny okap.
– Gdybyś ty chociaż chciał spróbować.
Kolejne sięgnęło białej, muskanej księżycem płyty.
– Chcecie światła moich oczu… Chcecie oddać mnie ciemności. Mam w nią ponieść tę nienawiść?
Słowa ubrały się w melodię. Po części wyznaczaną rytmem oddechów wydzieranych nocy, po części dopełnianą echem, ale przede wszystkim płynącą z duszy Isirre. Niektóre zdania mi umykały, grzęznąc w dolinie, inne wwiercały się wprost w trzewia. W pewnym momencie miałem wrażenie, że nie zniosę już więcej. Wrośnięty w skałę Taeg zerwał się nagle na nogi. Dopadł wpierw do krawędzi półki, jakby chciał skoczyć – czy w dół, czy ku córce…? Miałem pewne przeczucie, ale odepchnąłem je w obawie, że tylko się łudzę. Dość, że zaraz zawrócił i stromym żlebem pognał w dół. Popędził za nim ostatni, żałosny ton, który nawet nie był już słowem, tylko bólem w czystej postaci. I Isirre znów skamieniała. Wiatr przyniósł szept powtarzanych przez nią końcowych wersów.
– Żeby tak człowiek mógł mi być orłem. Żeby szponami wyrwał z serca tę nienawiść. Lub by wyrwał samo serce, jeśli uzdrowić go nie można.
I tak trwała aż do rana. Nieruchoma jak głaz, pogrążona w swojej ciemności. O świcie podszedłem do niej – chciałem nakarmić i ogrzać, ale popatrzyła tylko tymi świetlistymi oczami i wyszeptała:
– Ja tu jeszcze zostanę.
Dopiero w świetle dnia dostrzegłem, że miała stąd widok nie tylko na dolinę i gniazdo, ale także część niszy, w które żył jej ojciec.
– Więc zostań. Zejdę niżej, spróbuję coś upolować.
– Orły…
– Przyniosą tobie, lecz nie mnie. Zapasy jeszcze mam, ale przy niepewnej pogo…
– Możesz po prostu odejść, jeśli chcesz.
– Co?!
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Opar absurdu
— Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.