Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Bogusławski
‹Krzesło łaski Barabasza›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJerzy Bogusławski
TytułKrzesło łaski Barabasza
OpisRocznik 1986. Absolwent Automatyki i Robotyki Politechniki Gdańskiej, pożeracz wszelakiej wiedzy dotyczącej nowinek astrofizycznych, kwantowych oraz elektronicznych. Publikuje od 2016 roku, głównie na portalu Nowa Fantastyka pod pseudonimem „NoWhereMan”, ale także w „Silmarisie”, „Szortalu”, „Białym Kruku” oraz Fantazmatach.
GatunekSF

Krzesło łaski Barabasza

Jerzy Bogusławski
« 1 3 4 5

Jerzy Bogusławski

Krzesło łaski Barabasza

– Nigdy nie było żadnego Pontio, Vatersonie. Musieliśmy stworzyć drugą osobowość, gdy pierwsze przywracanie zniszczyło ci umysł. Oczywiście nie obyło się bez konsultacji z wyszkoloną zero-iks, od której dostaliśmy przepis na powrót do zmysłów zmartwychwstałego dyktatora. A ironia, że skazałby sam siebie, nie uszła uwadze rządu.
Potrząsa kilkakrotnie moją głową.
– Ileż to razy nazwałeś sam siebie „potworem”? – pyta tryumfalnie Szejt. – A na koniec podsunąłeś nam tak potrzebny dowód, że Łapiduchy co noc się z tobą kontaktowały.
Szejt upuszcza moją głowę. Ból uderzenia jest jak rąbnięcie młotkiem.
– Zabrać go – mówi i spogląda na Angelę. – A pani i ten pani towarzysz. Nie wiem, jak zaaranżowaliście jego ucieczkę, ale…
Zatrzymuje się w pół zdania, gdy spogląda w oczy Emmanula i zastyga w bezruchu. Tyle dostrzegam, nim gwardziści wywlekają mnie z pokoju hotelowego. Potem jest już tylko aureola i samotność w mroku.
• • •
Najpierw są krzyki i groźby. Potem walenie w drzwi i ściany. I w przeźroczysty sufit, przez który do celi zagląda Karzeł.
Żądam, by powiadomiono ambasadora gildii. Po kilku… dniach, godzinach, nie umiem powiedzieć, przychodzi Szejt i rzuca mi pod nogi pismo:
„Nie potwierdzam, by byt identyfikujący się jako Pontio23452328562 kiedykolwiek istniał”.
– Kłamstwo – cedzę przez zęby.
Uśmiech Szejta nie pozostawia żadnych wątpliwości.
Odmawiam jedzenia. Chcę przedstawienia dowodów, że ja to Vaterson. Nie mija chwila, a głośniki w celi zaczynają nadawać zeznania zero-iksa, który schrzanił przywrócenie.
Odmawiam picia wody. Argumentuję, że nie jestem taki, jak Vaterson. Mamy różne charaktery, motywacje. W odpowiedzi puszczają fragmenty negocjacji z Angelą. O tym, jak poskładają psychikę dyktatora do kupy. Mojej kupy.
W końcu wchodzi czterech strażników z rurą. Dwóch przyciska mnie do jednolitej bryły z metalu służącej za pryczę, kolejny rozwiera szczękę. A potem jest już tylko chłód wsuwanego metalu i gorąc wlewanej przezeń zupy.
Wszystko ku wielkiej radości stojącego w drzwiach Szejta.
– Co ci zrobiłem? – pytam, gdy minęła chęć wymiotów po tak podanym posiłku.
– Miałem kiedyś wuja, który zniknął na twoich farmach. A z niego rzeszę kuzynów, których nigdy nie poznam.
Prycha i dodaje z obrzydzeniem:
– Oraz musiałem przez kilka tygodni być twoim usłużnym lokajem, bo bez implantów nawet muzyki byś nie ściszył.
– I byłem taki, jak oczekiwałeś?
W odpowiedzi uderza mnie w twarz i wymierza dwa kopniaki w brzuch. Chwyta szczękę i przytrzymuje, bym nic nie zwymiotował.
– Nie – mówi głosem pełnym żalu. – Byłeś taki… ludzki.
Coś w jego głosie, słowach, uderza mnie z siłą pancernej rękawicy.
Jestem Vatersonem. Człowiekiem-potworem.
Od zawsze pozbawionym jakiegokolwiek wyboru. Przez Hosariusa, rewolucję, Angelę. Przez cały jebany wszechświat.
• • •
Angela siedzi naprzeciwko. Nie pytam, czemu ją tu wpuścili. Pewnie ma jakieś zero-iksowe koneksje.
– Jak się czujesz?
Niemal wybucham śmiechem, słysząc nutę litości w jej głosie.
– Wierzysz w to, co mówią? – drąży dalej.
Patrzę na nią spode łba.
– Tak. I ty powinnaś o tym najlepiej wiedzieć.
Mój złamany głos zdradza wszystko.
– Jak…
– Czego jeszcze chcesz?! – krzyczę. – To jakaś umowa z Szejtem? On za wuja, ty za ojca lub matkę?!
Złote oczy robią się szkliste – a ja nie jestem w stanie powstrzymać śmiechu. Przepona boli mnie tak, że wręcz leżę u stóp Angeli. Patrzyłem w nią jak w gwiazdę, a okazała się tylko jej niedoróbką. Żywym awatarem Karła.
– Tak, sprzedałeś ją jak wielu innych – mówi zdecydowanie. – Na szczęście znalazła mojego ojca, który uświadomił jej kilka rzeczy.
– A potem zmarła? – wtrącam, wciąż się śmiejąc.
– Nie, żyje – odpowiada zirytowana. – To do niej pierwszej trafiła oferta, by przywrócić cię do należytego porządku po zawaleniu sprawy przez Szejta. – Angela przymyka oczy. – Czuła jednak, że nie będzie tego w stanie zrobić. Spojrzeć w twarz i…
– Splunąć – prycham.
– Przebaczyć.
Wybaczyć potworowi?!
Rżę ze śmiechu. Nie panuję nad sobą – żart jest zbyt dobry.
– Wiesz, o czym rozmawiały z tobą co noc Łapiduchy?
– N… nie…
– Oni zawsze mogli cię powstrzymać siłą.
– Dlaczego… by nie? – mówię przez śmiech. – Nie byliby… pierwszymi…
– Uwielbiasz tę swoją wymówkę o braku wyboru, co nie? – Złote oczy zapłonęły niczym gwiazdy. – Łudzić się, że potworem stałeś się przez innych i to ci inni muszą wyrazić pozwolenie na twoje odkupienie.
Błyskawicznie wstaje z krzesła i podchodzi do mnie. Jeden ruch i jestem przyszpilony do ściany.
– Zresztą, co będę strzępić język – syczy.
Opuszcza mnie opętańczy śmiech, zastępuje go paraliżujący strach.
Angela bez słowa dotyka mojego czoła…

Szef bezpieki kończy wpół zdania, gdy tylko odzywa się zegar wahadłowy.
– Dokończymy jutro – mówię i poklepuję go po ramieniu. – Rebelianci nie zrobią przewrotu w jedną noc. Tym niemniej osoby z listy…
– Pod mur – chichocze tamten i wychodzi.
Wzdycham i zaczynam swój codzienny rytuał. Odsłaniam okno w suficie i pozwalam Karłowi zbrukać moją samotnię. Dwa krzesła lądują na środku pomieszczenia, stolik dla gości ustawiam w rogu. Na moment tracę oddech i opieram się o ścianę.
Dzisiaj świat wiruje mi częściej niż zwykle. Przejdzie, jak zawsze.
Po kilku minutach jestem prawie gotowy. Siadam naprzeciwko drzwi i zdjęć przy akompaniamencie piosenki.
Puste krzesło przede mną czeka. Czeka długo, a mnie znów brakuje oddechu.
Czyżby w końcu Łapiduchy dały spokój…
Ból w sercu dołącza do bezdechu. Chcę zawołać o pomoc, ale z gardła wydobywa się tylko warczenie i jęk, zagłuszony przez puszczoną muzykę.
Wstaję i ląduję twarzą w posadzce.
Boli złamany nos. Obrazy przelatują przed oczami. Wizytowana farma, żłobek, kontrahenci. Nienawistne spojrzenia niewdzięczników: matek, ojców, ministrów.
Nie mam wyboru. Wszystko oddałem dla Hosariusa – łącznie z własnym sumieniem! To dzięki mojej niewoli oni mają całą technologię!
Blask rozświetla pokój. Coś odwraca mnie na plecy. Patrzę w biel, niezdolny do zamknięcia powieki. I wbite we mnie szafirowe oczy transwymiarowego bytu.
Czego teraz mogą chcieć? Co noc przybywali, co noc błagali. „Przestań, pomożemy, wesprzemy, obronimy” – mówili. Bezsilne byty, równie bezwolne jak ja. Więc teraz, gdy to już koniec, czego jeszcze chcą? Czy nie będzie lepiej, gdy umrze kolejny potwór?
Wstęga światła dąży ku mej dłoni. W błękicie oczu nadal widzę to samo błaganie: „pozwól sobie pomóc”.
Tylko jeden, jedyny gest…

Obraz zapłakanej matki z farmy. Krzyczy:
– Gdzie jest moje dziecko?

Wstęga muska dłoń.

Setki sierot po rebeliantach. Patrzę na generała i tylko warczę:
– Przecież mówiłem, że dziewczyny na farmę.
Nigdy wcześniej nie widziałem bardziej oskarżycielskiego spojrzenia.
– Ale…
– Dziewczyny na farmę, chłopaki do dołu. Czego ty, cholera, nie rozumiesz?!

Wstęga chwyta mocniej. Pali dłoń niczym ogień.

Kontrahent śmieje się do rozpuku. Ogląda hologramy dzieci jak towar na targu i mówi:
– Ty nie masz sumienia, co?

NIE!
Odsuwam rękę ostatkiem sił.
To na ten moment odmawiałem cyborgizacji. To dlatego nie chciałem kopii osobowości. Pozwólcie umrzeć potworowi.

Padam i łkam. Blada Angela siedzi na pryczy, ścierając z siebie moje wymiociny.
– Oni zawsze chcieli pomóc – mówi i patrzy w moją stronę. – I tobie, i Hosariusowi. Mieszkańców jeszcze ocalą, a ciebie…
– Czemu to robią?
Uśmiecha się.
– Ich drogi nie są naszymi drogami.
Emmanul, dryblas o szafirowych oczach, trzyma wyciągniętą dłoń.
Do mnie.
Do potwora.
Nie reaguję. Nie zasługuję. Patrzę tępo, jak czerwony ze złości Szejt wyrzuca ich z celi.
Godzina łaski skończona.
• • •
To nie egzekucja.
To święto.
Tłum krzyczy w ekstazie, spiker zapowiada mnie niczym celebrytę.
Tak, jestem gwiazdą wieczoru. Moja śmierć odkupi ich winy. Moje konanie zmaże ich grzechy. Kozioł ofiarny – ostatnie stadium egzystencji takiego potwora jak ja.
Więc czemu moje myśli wędrują do Angeli i faktu, że nie poddała się zemście? Czemu wracam do podającego mi rękę Emmanula? Co Łapiduchy zyskają na mym odkupieniu?
Czy aż tak bardzo nie myślą jak ludzie?
Pole ochronne zatrzymuje przedmioty rzucane w moim kierunku. Szejt idzie na czele korowodu, niczym kapłan w procesji, ku ołtarzowi w formie krzesła elektrycznego.
Przypinają mnie do niego. Owijają głowę drutem. Gdy popłynie prąd, przez moment zapłonę jaśniej niż Karzeł kalający Hosariusa. Światło ocalenia, odpuszczające grzechy wszystkim zebranym, by mogli dalej korzystać z darów kupionych za cenę mego bezeceństwa.
Złote oczy błyskają w tłumie. Patrzę w stronę Angeli. Jej wzrok mówi to samo, co wcześniej usta: „Zawsze miałeś wybór”.
Blask powala katów. Ludzie kulą się, uciekają przed ciepłą bielą.
Świecący niczym latarnia Emmanul kroczy przez powietrze. Sięga ku mnie po raz trzeci. Po raz ostatni.
– Nie! – krzyczy w furii Szejt. Oczy jego płoną czerwienią. – Nie macie prawa! To potwór! Pomyślcie o swojej reputacji…
Drze się, wskazuje mnie palcem, ryczy w bezsilności. Strzela słowami prawdy przekutymi w kule zemsty.
Patrzę to na niego, to na Angelę.
– Zawsze miałeś wybór – wracają do mnie jej słowa.
Wstęga światła Emmanula zatrzymuje się na wyciągnięcie nieskrępowanej ręki.
To składam dłoń w pięść, to ją rozluźniam.
Zawsze miałem wybór.
Kiedy więc go dokonuję, szepczę słowa prosto z zasłyszanej w limuzynie piosenki:
„Barabasz człowiek też”.
koniec
« 1 3 4 5
9 stycznia 2021
1) Fragment utworu „Kara Barabasza”, słowa i muzyka: Jacek Kaczmarski.
2) Fragment utworu „Kara Barabasza”, słowa i muzyka: Jacek Kaczmarski.
3) Fragment utworu „Krzesło łaski”, oryginalne słowa i muzyka: Nick Cave i Mick Harvey, tłumaczenie na j. polski: Aleksander i Roman Kołakowski, wykonanie polskie: Kazik Staszewski.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.