Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jakub Miazga
‹Rocznica śmierci mamusi›

WASZ EKSTRAKT:
100,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJakub Miazga
TytułRocznica śmierci mamusi
OpisUrodzony w 1986 roku. Ukończył filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz zootechnikę na Uniwersytecie Rolniczym im. Hugona Kołłątaja w Krakowie. Pod pseudonimem Jakub Houst debiutował w Esensji opowiadaniem „Extrema unctio”. Pod koniec października 2020 roku ukazała się jego pierwsza powieść pt. „Absalon”.
Gatunekobyczajowa

Rocznica śmierci mamusi

« 1 2 3

Jakub Miazga

Rocznica śmierci mamusi

– Niejeden staruszek o takiej emeryturze może tylko sobie pomarzyć – żartuję, chociaż bratu nie jest do śmiechu.
Wykluczone. Nie po to wkłada w gospodarstwo tyle wysiłku, aby potem sprzedać je obcym ludziom. Jaką będzie czerpał satysfakcję z życia na starość?
W odpowiedzi na to pytanie rozkładam ręce. Dodaję tylko, że ja również będę, jak się zapowiada, samotnym starcem.
• • •
Podczas porannego spaceru mijam wierzby i udaję się nad jezioro. Jeszcze unosi się nad nim lekka mgiełka. Wciągam w nozdrza powietrze i poza zapachem mułu oraz zgnilizną pierwszych opadłych liści wyczuwam w jego chłodzie jakby delikatną zimową nutę. Nie wiem, czy to dlatego, że powietrze jest już inne niż wczoraj, czy też dlatego, że nie jestem w Krakowie. W dali dostrzegam jakieś brodzące ptaki, których gatunku nie rozpoznaję. Obchodzę kawałek jeziora wzdłuż jego brzegu, a następnie wracam do domu tą samą drogą, którą przyszedłem.
Po śniadaniu poświęcam najbliższe dwie godziny na swoje sprawy. Przez okno widzę, że przyjechał facet z mleczarni odebrać mleko. Następnie znów się wybieram przejść, tym razem drogą prowadzącą do miasteczka (choć nie docieram do niego), a potem przypatruję się pracy brata. Uważam, że już przy tej ilości bydła powinien kogoś zatrudnić. On odpowiada wymijająco, że sezonowo opłaca traktorzystę, a także paru chłopaków z sąsiednich wiosek za pomoc w nakrywaniu kukurydzy w silosie, by się skisiła, ale ja mówię, że ktoś powinien już jeździć paszowozem i wywozić obornik, kiedy on doi. Nie upieram się przy tym, bo nie chcę, żeby pomyślał, że się wymądrzam.
Późnym popołudniem, już po obiedzie, pomagam z nudów przy wyścielaniu wybiegów słomą, którą brat sprasowaną przywozi w belach. To lekka praca. Pamiętam ją dobrze z czasów chłopięcych. Nożykiem rozcinam sznurki wiążące belę, którą rozwijam tak, jak rozwija się wąż strażacki. Potem nadziewam słomę na widły i rozrzucam ją po wybiegu.
Kiedy brat się udaje karmić cielaki, ja już wracam do domu, żeby wziąć prysznic i przygotować dla nas kolację. W trakcie posiłku Michał zadaje mi kilka pytań o moją pracę. Jak się dogaduję ze studentami? Czy jestem usatysfakcjonowany? Na wszystkie z tych pytań odpowiadam dobrze albo w porządku i nie wdaję się w wyjaśnienia. Prawda jest jednak taka, że wielu rzeczy już mi się nie chce. Po prostu jestem tym wszystkim szczerze znużony. By zmienić temat, opowiadam bratu o seminariach, których udzielam dla wąskiego grona ekspertów z branży. Ale ponieważ większość z tych spotkań sponsorowana jest przez firmę, w której pracuję, moje odczyty poza wymogiem naukowości muszą spełniać także pewne inne kryteria. Michał nie dopytuje, jakie kryteria. Nie dopytuje również o moją pracę w laboratorium.
Po kolacji chwilę siedzimy przy stole, milcząc, aż w końcu brat proponuje zimne piwo z tonikiem. Z chęcią przystaję na propozycję. Odchodzimy od stołu i rozsiadamy się na kanapie.
– A powiedz… – Próbuję nawiązać jakąś bardziej ludzką rozmowę. – Czy nie myślałeś o tym, żeby sobie kogoś tutaj sprowadzić? Przed obiadem poszedłem przejść się jeszcze trochę między domami i zaczepiła mnie ta… zawsze zapominam nazwiska… Monika Czapla?
– Czepla – poprawia brat, w reakcji na co zaczynam śmiać się z samego siebie.
– No tak… Czepla, nie czapla… to chyba przez to, że jest tu tyle gatunków ptaków… – Kiwam głową na znak uznania. – Monika Czepla, no właśnie. Pamiętam ją z czasów szkoły. Taka troszkę wycofana, ktoś by pomyślał, że szara myszka, ale widać, że potrafi się o siebie zatroszczyć. I chyba nie tylko o siebie. Mieszka wciąż z rodzicami?
Brat, nie odzywając się, potakuje.
– Mijałem ich dom, też zadbany. Prosiła, żebym ciebie pozdrowił.
Michał nie podtrzymuje rozmowy, więc pojawia się między nami drętwe milczenie. Lecz ja nie daję za wygraną i drążę dalej.
– Ona została, o ile się nie mylę, nauczycielką, prawda?
Znów potaknięcie.
– Dodała, że dawno cię nie widziała, chociaż mieszkasz tak blisko. I przypomniałem sobie, że przecież jakieś dwa lata temu czasem cię odwiedzała.
– Odwiedzała – odzywa się wreszcie brat.
– No i?
– Co no i?
– I nic z tego nie wyszło?
Brat milczy chwilę.
– Nic.
– Szkoda.
– Może i szkoda.
Wzdycham na te słowa, nie ukrywając rozczarowania.
– Więc nic już się nie da w tej sprawie zrobić?
Brat tym razem kręci przecząco głową i podnosi do ust szklankę piwa.
By zmienić temat, wspominam nasze wspólne wypady w góry. Chciałem tylko, żeby nasza rozmowa nie była sztywna, i jedynie z tego powodu zapytałem go o Monikę. Niestety, szybko się przekonuję, że Michał wcale nie marzy o tym, by na nowo się móc powspinać, i nawet kiedy mu przypominam o sytuacji, kiedy chwytając moją linę uratował mnie przed upadkiem oraz kalectwem, jeśli nie gorzej, ten wydaje się niezdolny do przywołania w sobie tamtych emocji, zupełnie jakby nigdy w tym zdarzeniu nie uczestniczył.
– Czy myślisz, że mama nas kochała? – pyta mnie nagle.
Jestem tym pytaniem tak zbity z tropu, że z początku wydaje mi się ono nieomal śmieszne, ale dość szybko uprzytamniam sobie, że Michał zadał mi je ze śmiertelną powagą, i sam zaczynam serio się zastanawiać nad odpowiedzią. Obracam się mimowolnie w kierunku okna, lecz poza własnym odbiciem widzę tylko potworną mgłę. Wieczorem jezioro zdaje się unosić ponad swój poziom i rozchodzić po okolicy, jak jakiś upiór.
– Co ci przyszło do głowy? – Po chwili decyduję się jednak odeprzeć jego pytanie, zadając inne, bo tracę pewność, czy aby nie kryje się w nim jakaś pułapka.
– W rzeczach mamy natrafiłem na list, jaki ojciec jej zostawił przed swoją śmiercią – tłumaczy Michał. Urywa, dlatego wbijam w niego swoje spojrzenie. Potem dodaje: – Zarzucał jej, że nigdy go nie kochała, a parę linijek dalej napisał jeszcze, że mnie i ciebie też nie. Jego zdaniem mama traktowała nas jako ciężar. Dlatego chciałem ciebie zapytać, czy myślisz, że nas kochała?
Zupełnie nie wiem, co odpowiedzieć.
– Gdzie masz ten list? – pytam.
– Spaliłem.
Po usłyszeniu tej odpowiedzi wydaje mi się, że czuję ulgę. Znów zastanawiam się chwilę, nim się odezwę.
– Może faktycznie mama nie była w pełni zadowolona ze swego życia – mówię do brata tak, jakby każde wypowiadane przeze mnie słowo było ostrożnie stawianym krokiem pośród mokradeł, gdy jedną nogą stopniowo naciska się na podłoże, zanim oprze się na niej ciężar całego ciała. – Sądzę, że wolałaby się stąd wynieść… Tutaj się nudziła. Ale to nie ma żadnego związku ze mną czy z tobą.
Brat patrzy na mnie jakby to mu jednak nie wystarczało, a po chwili zaczyna szlochać. Odkąd przestaliśmy być dziećmi, ani razu nie widziałem go płaczącego, przez to nie wiem nawet, jak się zachować. On sam jest najwidoczniej speszony tą sytuacją, bo odwraca ode mnie głowę. Mimo wszystko nie potrafi się pohamować.
Odkładam piwo i myślę, czy go nie objąć, lecz zamiast tego poklepuję go po ramieniu.
Po paru chwilach Michał ociera łzy i tłumaczy się, mówiąc, że nie rozumie, co się z nim dzieje. Odpowiadam, że to ze stresu i z przemęczenia. „Masz zszargane nerwy”, mówię do niego, po czym wyjaśniam, że nie powinien się wszystkim aż tak przejmować.
• • •
W końcu na peronie pojawia się spóźniony pociąg. Wsiadam do środka i szukam miejsca po numerze, który wydrukowany mam na bilecie. W swoim przedziale zjawiam się na razie jako jedyny i mam głęboką nadzieję, że tak zostanie do końca trasy. Poza mną na peronie czekały na ten pociąg zaledwie cztery osoby, lecz wszystkie one ustawiały się przy wagonach należących do drugiej klasy.
Nie wiem, czemu nadal stoimy. Spoglądam przez szklane drzwi na korytarz i obserwuję ukazujących mi się co chwila, chodzących w tę i we w tę dwóch konduktorów: kobietę oraz mężczyznę. Przypuszczam, że gdybym słyszał, co teraz do siebie mówią, dowiedziałbym się między innymi, dlaczego pociąg się spóźnił, ale na dobrą sprawę w ogóle mnie to nie obchodzi. Interesuje mnie tylko, czy w końcu ruszy. Nie żeby było mi jakoś śpieszno, jednak chciałbym znaleźć się znowu w drodze.
Wreszcie daje się słyszeć odgłos pracującej maszyny i czuję silne szarpnięcie, które wydobywa tabor z bezruchu. Pociąg zaczyna sunąć po torach i pomału się rozpędzamy.
• • •
Skrępowany jego płaczem powiedziałem bratu, by poszedł spać. Kiedy zjawiam się w oborze z poranną kawą, wita mnie już z uśmiechem. Przerywa swoją robotę, i mówi, że wziął ze sobą śniadanie, dlatego mam na niego się nie oglądać i się posilić, gdy tylko zechcę. Po raz kolejny spotykamy się razem przed godziną dwunastą na drugiej kawie. Brat jest już wtedy po pierwszym doju i myciu hali.
Tak, jak poprzednio, szykuję obiad i pomagam przy wyścielaniu wybiegów słomą.
– Jutro zamówię sobie taksówkę – mówię Michałowi, lecz on się upiera, że mnie zawiezie. – Najwyżej przerwę dojenie – tłumaczy.
Rano jednak nie tylko przerywa dojenie, ale jeszcze przygotowuje dla nas śniadanie.
– Przecież mógłbym to zrobić – mówię. – Chyba, że mój omlet ostatnio ci nie smakował.
Oczywiście nie wykłócam się z nim na ten temat, bo wiem, że w ten sposób Michał okazuje życzliwość. Pyta, czy wszystko spakowałem, a ja potwierdzam.
– Będziesz miał co robić w pociągu? – zagaduje już podczas naszej drogi na dworzec, by przerwać ciszę.
– Tak – odpowiadam. – Mam do przygotowania prezentację, więc pewnie się nią zajmę. Może uda mi się też trochę zdrzemnąć.
Pod dworcem żegnamy się bez niepotrzebnego tracenia czasu. Michał nie trudzi się nawet parkowaniem i wyłączaniem silnika. Podajemy sobie ręce, po czym ja wyskakuję z samochodu, a on odjeżdża.
• • •
Pociąg staje akurat w miejscu, z którego widać gospodarstwo mojego brata. Jest ono teraz zanurzone w porannej mgle. Spoglądam przez okno na konduktora, mężczyznę w średnim wieku chodzącego wzdłuż wagonów z krótkofalówką. Po drugiej stronie dostrzegam, że jeden z pasażerów z sąsiednich przedziałów błąka się nerwowo po korytarzu, potem pokazuje komuś na swój zegarek i wymachuje rękami w wyrazie złości. Ja natomiast trzymam na kolanach materiały do prezentacji oraz gazetę i cierpliwie patrzę przez okno. Pod domem widzę zaparkowane auto Michała. Na pewno myśli, że jestem już kawał drogi od niego. Kto wie, może również się mylę, wyobrażając sobie, że Michał znajduje się obecnie w oborze i podłącza aparaty udojowe do krowich wymion?
Czekając, aż pociąg ruszy, bawię się, spekulując, co innego mógłby porabiać. Może po powrocie postanowił zajrzeć do domu? Nasuwa mi się, że może poczuł się głodny i zdecydował się zrobić sobie jeszcze jedną bądź dwie kanapki, lecz szybko uświadamiam sobie, że skoro jedliśmy razem śniadanie, pewnie czuje się tak, jak ja, najedzony. O wiele bardziej prawdopodobne wydaje mi się zatem, że poszedł sprawdzić, czy zostawiłem swój dawny pokój w takim samym stanie, w jakim go zastałem, gdy przyjechałem. Zagląda do szafy i patrzy, czy nie ruszyłem czasem sukienek i płaszczy mamy. A może wypadło mu coś niespodziewanego, podobnego do tej usterki w pociągu – coś, co zaburzyło jego rytm pracy? Mógł przypomnieć sobie, że nie doregulował tego poidła, o którym mówił. W istocie zapomniałem go zapytać, czy już to zrobił. Niewykluczone że tak, a tylko o tym mi nie powiedział, uznając, co zrozumiałe, że nie ma o czym.
Z tych myśli wyrywa mnie ponowne szarpnięcie wagonem, po którym zauważam, że pociąg rusza. Po raz ostatni spoglądam na swój rodzinny dom, na oborę oraz silosy, i patrzę, jak razem z zaoranymi polami, rzędami wierzb i jeziorem przesuwają się w lewo, a następnie znikają za mną. W ich miejsce pojawiają się teraz lasy i dalsze pola. Nareszcie znowu jestem w podróży! Zamykam oczy, mając poczucie, że zostawiam za sobą opary śmierci.
16 – 22 sierpnia 2018
koniec
« 1 2 3
30 stycznia 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.