Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ewa Kajtoch
‹Za górami, w tym samym lesie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorEwa Kajtoch
TytułZa górami, w tym samym lesie
OpisEwa Kajtoch urodziła się w Krakowie, gdzie do dziś mieszka i pracuje. W wolnych chwilach lubi czytać i pisać. Pisze najczęściej opowiadania i wiersze, a czytać lubi wszystkie książki, z wyjątkiem nudnych.
Gatunekobyczajowa

Za górami, w tym samym lesie

« 1 2

Ewa Kajtoch

Za górami, w tym samym lesie

Chce się tylko spać.
Na granicy snu słyszę leciutkie pukanie do drzwi. Nie chcę nic słyszeć.
Lato. Jak dobrze. Nieraz siedzę na skwerze, nieraz jak popadnie, na przykład wlokę się do parku. A raczej: wleczemy się. Balkonik, ręce, jedna noga, druga noga, ja. Nawet daję radę się dowlec. Jak ciepło. Ból nie ustaje, ale jest mniejszy. Doceniam to.
Jedna z moich opiekunek chce się wprosić na kawę i pozwalam jej. Rozmawia się z nią prawie jak z człowiekiem. Oczywiście, nie jest już młoda.
Młodych też wszędzie pełno: park, skwer, market, klatka schodowa. Kościół.
Czyli jest pięknie.
Dlaczego zaczyna brakować mi bólu?
Wracam do moich lekarstw, kołyszę pigułki na dłoni. Mojeście wy, lekarstewka… Łykam.
Ból ostatnio nie jest silny, ale drętwieje się tak samo.
Słońce. W zimie zapomniałam, jak bardzo mi go brakowało.
Dzień coraz krótszy. Coraz mniej słońca. Coraz chłodniej.
Coraz mniej pastylek.
Przede mną długi weekend, zupełnie zapomniałam.
Nie mogę dostać recepty.
Nie mogę dostać recepty…
Ten weekend naprawdę był długi.
Jest zimno. Nie chcę wychodzić. Nie chcę otwierać drzwi.
Sąsiedzi patrzą, jakby chcieli zapytać, dlaczego jeszcze żyję. Pewnie w końcu spytają.
Kiedyś siadywałam w fotelu, teraz tylko bym leżała.
Nie, nie nudzę się. Jestem bardzo zajęta.
Na suficie w sypialni są trzy rysy i dwie plamy w jednym rogu. Z przeciwnej strony są dwie plamy i trzy rysy. Kiedy odwrócę się na drugi bok, zaczynam liczyć rysy i plamy po drugiej stronie. Szkoda, że nie ma ich więcej.
Babciu, dlaczego masz tak mało pieniędzy – zapytano mnie w swoim czasie?
Dlaczego nie przyszła pani wcześniej? Później? Dlaczego nie zaczekała pani do poniedziałku? Dlaczego zajmuje pani miejsce? Czas?
Zwijam się w kłębek, na ile pozwoli mi moje stare ciało. Ktoś cicho puka do drzwi. Za cicho.
Lekarstwa działają. Śpię.
Pod balkonem szczekają psy. Gonią się między sobą, gryzą, zanoszą warkotem. Mała dziewczynka przygląda się im bez lęku, podchodzi coraz bliżej. Ciemne futro ociera się o rąbek czerwonego płaszczyka. Chuda dłoń zbliża się do szczerzącego zęby pyska.
– Coś kiepsko pani wygląda, pani Emilio. – Pielęgniarka środowiskowa próbuje wejść do mieszkania. Właściwie nie próbuje, ale prawie już jest w środku, energicznie wycierając buty. – Dlaczego pani… – Nie słucham.
Zamykam drzwi. Dzwoni kilka razy, stuka, potem odchodzi. Rozlega się dzwonek telefonu. Nie odbieram.
Syn sąsiadki z góry hałaśliwie ugania się po mieszkaniu. Ból z lekka mnie podgryza, ale nie na tyle, żebym nie mogła chwycić za szczotkę i solidnie rąbnąć w sufit. Chcąc zaczerpnąć powietrza, wychodzę na balkon. Jest coraz chłodniej. Cofam się o krok i sięgam po sweter.
– … Jeszcze żyje… – Słyszę trzaśnięcie bramy. Chichot nastolatków.
W łazience powiększa się plama na suficie.
Jest dość wcześnie, ale biorę moje lekarstwa. Na granicy snu słyszę szczekanie i warczenie. Psy ścigają się ze sobą, jakby wierzyły, że gdzieś dobiegną.
• • •
Kobieta ze snu czuje ciepło. Po raz pierwszy od dawna ma ciepłe dłonie. Wsuwa palce w ciemne, gładkie włosy, przesuwa dłoń dalej i dalej. Włosy stają się szorstkie i splątane, krępują jej palce, nagle nie może nimi poruszyć. Nie może uciekać ani zamknąć oczu, a tuż przed jej twarzą pojawia się zębata, dysząca paszcza…
Zbawcza czerwień faluje w jej ciele i nieubłaganie wzbiera pod papierową, bladą skórą…
Kogo prosić o ratunek? Próbuje sięgnąć myślą w stronę osoby, która musi gdzieś tam być i z pewnością cierpi tak samo, ale wciąż nie jest w stanie jej dosięgnąć.
Budzę się słysząc plusk wody spływającej z sufitu. Po jakimś czasie zwlekam się z łóżka. Przedpołudnie schodzi mi na ścieraniu podłogi w łazience i łykaniu lekarstw.
Po obiedzie urozmaicam sobie czas wyglądaniem przez okno. W momencie, gdy cofam się w głąb mieszkania, słyszę odgłos kamyka uderzającego w szybę. Akurat dziś poruszam się z wyjątkowym trudem, więc po powrocie do okna nie widać już nic konkretnego.
Stuk, stuk, stuk, stuk, kto stuka? Nikt nie stuka. Babciu, dlaczego masz takie pokręcone dłonie? Obolałe stopy?
Chcę dalej spać. Czekam na pielęgniarkę, ale nie przychodzi.
Idę po zakupy wspomagając się balkonikiem. Udaje mi się dojść, a wrócić do domu pozwalają mi jakieś dziewczynki z osiedla. Całej portmonetki nie zabrały, ale pięćdziesiąt złotych musiałam oddać.
Aha, pielęgniarka nie przyjdzie, bo to znowu długi weekend. W telewizji mówią, że tym razem czterodniowy.
Mój sąsiad Kacper urządza balangę z tej okazji. Piętro wyżej chłopaki ryczą, dziewczyny kwiczą… kiedyś to się tańczyło, rozmawiało…
A może nie. Może znowu mi się myli.
Nie śpię, bo nie mogę. Ale przymykam oczy i widzę smugę światła prześwitującą między drzewami w lesie.
Znów nie mogę wyjść z domu. Wiem, że powinnam.
Co z niego zniknie, gdy wyjdę na zewnątrz?
Moje książki, bibeloty… bursztynowy kot… broszka w kształcie skrzypiec, broszka kwiat… elegancko spakowane w koszyczek, albo zgarnięte wprost do kieszeni… grunt, że ich nie ma. Nie ma też pierścionka o czerwonym, krwawym oczku… tego pierścionka…
W przychodni, jak zawsze, jest gorąco. Najpierw długo tkwiłam oparta o ścianę – o ile taka pokręcona stara baba, jak ja, w ogóle może stać – a teraz siedzę, czy raczej staram się usiedzieć, oparta o kaloryfer. Rozpalony kaloryfer.
Po zaparowanych szybach spływa deszcz. Chciałabym przetrzeć szybę dłonią, ale w tym celu musiałabym się przekręcić. Na bok.
– No więc, pani Emilio…
„Pani Laskowska, jeśli już, bo nie wypiłyśmy na ty.” Chciałabym dodać, tylko po co? Kiedyś już jej mówiłam, ale pewnie zbyt cicho.
Lekarka skupia się na wypisywaniu recept. Jest jeszcze dosyć młoda i niebrzydka. Trzeba przyznać, że zna się na tym, co robi, zawsze bada mnie dokładnie… kiedy tylko odkłada stetoskop, przestaje na mnie patrzeć.
„Nie bój się, dziewczyno, zmarszczki nie są zakaźne. I owszem, stare próchno ze mnie, ale ciągle tu jestem!”
A może się mylę?
Wychodzę. Na twarzy czuję zaskakująco przyjemny powiew wiatru i na moment zatrzymuję się w progu.
Zataczam się na ścianę, popchnięta przez kogoś, kogo nawet dobrze nie widzę. Wiem tylko, że jest silny i trzyma się prosto, porusza się szybko i bez trudu – jest młody.
Chcę rozmasować stłuczone ramię i bęc… był facet, nie ma faceta.
„Babciu, babciu, gdzie się podziała twoja ręka?”
• • •
Kobieta pełznie byle dalej przed siebie. Podłoga rani ją drzazgami, mimo że deski zostały dawno temu oheblowane, a wygasły piec nagle pluje złowrogim gorącem. I znów dręczy ją ból sprawiający, że staje się kimś innym, ból który dzieli ją od reszty świata i którego nie umie przezwyciężyć. Jęczy, zwinięta w kłębek, drapiąc wokół siebie paznokciami. Gdyby nie oślepiające cierpienie, ona też może myślałaby o przyjaciółce z odległego świata, która także poznała ból.. Nie zauważa zakrwawionych palców ani siniaków. Istota w czerwieni siada na łóżku, włazi na wysoko wypiętrzone poduchy, nie, kiwa na dziewczynę zza uchylonych drzwi…
Obserwuję ją wiedząc, że jesteśmy daleko i że zbliżamy się do siebie, zaciskając obolałe dłonie. Chcę być z nią, chcę być w jej domu wiedząc, że z jej oczu patrzy na mnie podobny lęk. Podobna tęsknota za tym, co daleko od nas. To ona i ja jesteśmy od siebie daleko, ale się zobaczymy… Prędzej czy później.
Co tu mówić o odległych miejscach, kiedy bolą mnie plecy. Wlokę się do domu noga za nogą. Przerażona, że nie dojdę.
Daję radę dojść do domu. Trafienie kluczem do zamka sprawia mi kolejną trudność.
Na klatce schodowej otwarto okno. Jestem w środku osiedla, ale czuję zapach lasu.
Po wejściu do mieszkania wkrótce dociera do mnie, że straciłam kolejną rzecz. Tym razem okulary.
Ściemnia się. Siłą wieloletniego nawyku moje ręce same znajdują włączniki prądu na ścianach. Bez okularów światło pomaga o tyle, o ile.
Siadam w fotelu pod lampą i otwieram książkę. Akurat dziś blok jest idealnie cichy, jak biblioteka albo grobowiec. Jak las z baśni nawiedzany przez bestię.
• • •
Mój las jest nadal pusty. Bestia wyje daleko za drzewami, bliżej jej do kobiety z leśnego domu. To nas łączy: każdą z nas dręczy potwór, przed którym nie sposób się ukryć i dla każdej z nas jest on prawdziwy. Wiem, że tak czy inaczej wkrótce się spotkamy.
Pochylając się do przodu sięgam po balkonik i opieram się na nim ciężko. Jakoś udaje mi się podnieść pupsko z fotela i już mogę dzielnie człapać w świat, aż do drugiego pokoju. Włączam telewizor, a potem sięgam po książkę. Nie mam okularów, więc może być ta pierwsza z brzegu.
Muskam kartki i okładkę. Wodzę opuszkami palców po drewnianych poręczach fotela. Wypolerowały je lata użycia, ale teraz mam wrażenie, że są szorstkie. Szorstkie i nierówne jak kora…
Czuję, że ona i ja jesteśmy teraz naprawdę blisko siebie. I blisko wilka – bólu i choroby – który nas nie opuści, który za moment nas dopadnie…
Pokój zaczyna się kołysać, jakbym siedziała na konarze olbrzymiego, leśnego drzewa…
Opuszczam rękę niżej i moje palce natrafiają na coś ciepłego i miękkiego… pokrytego futrem.
Kobieta stoi za domem, nasłuchując. Podnosi głowę do góry. Ból ucichł. Ciemna postać kiwa do niej spod lasu. W twarz kobiety uderza niesiona wiatrem, czerwona szmata.
„Babciu, babciu, dlaczego masz taką chłodną skórę?”
„Babciu, babciu, dlaczego nie odejdziesz?
Przecież las na mnie czeka. Gałęzie postukują o szybę.
Kładę rękę na łbie wilka i wychodzimy razem. Nic mnie nie boli. Nie potrzebuję balkonika.
„Babciu, babciu, dlaczego tak długo czekałaś?” – pyta dziewczyna, biorąc mnie za rękę. Ona też już nie czuje bólu.
Opowieść się kończy.
koniec
« 1 2
27 marca 2021

Komentarze

22 VI 2021   23:29:47

"Za górami, w tym samym lesie" Ewa Kajtoch. Przeczytane z zapartym tchem!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

O tacie, który miał dwie twarze
— Ewa Kajtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.