Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elżbieta Leszczyńska
‹Umowa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorElżbieta Leszczyńska
TytułUmowa
OpisAutorka pisze o sobie:
Jestem emerytowaną redaktorką, pracowałam m.in. w Naszej Księgarni. Wydawnictwo Skrzat wydało moje dwie książki dla dzieci i młodzieży, a Esensja opublikowała mój dramat „Baśń o miłości”.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Umowa

Elżbieta Leszczyńska
« 1 2

Elżbieta Leszczyńska

Umowa

Bóg spojrzał na człowieczka z niesmakiem:
– Zawsze potrafiłeś zrobić z wady cnotę. Nie dam się na to nabrać.
Diabeł skłonił się, zamiatając kapeluszem niebiański piasek.
– Po co te gadki szmatki. Mogę Ci pomóc, oczywiście nie za darmo. Zastanów się, w końcu i tak zawsze wychodziło na twoje.
Bóg zamyślił się, zwalniając kroku, żeby towarzysz mógł za nim nadążyć.
„Przecież” – rozważał – „i tak ja zdecyduję, nikt inny. Może go jednak wysłuchać, to nic nie kosztuje.”
– Dobrze – zwrócił się do diabła. – Mów!
– Usiądźmy tutaj, na tym zwalonym pniu, Panie – przymilnie odezwał się diabeł. – Będzie nam wygodniej. Potrzebuję czasu, żeby wszystko wyłożyć we właściwym świetle.
„Ten wstęp mi się nie podoba” – pomyślał Bóg, lecz przysiadł na wskazanym przez diabła miejscu. W kosmatych szponach, wystających z rękawów zielonego surduta, pojawił się rulon papieru.
– Co to jest? – zapytał Bóg, wysuwając brodę w jego kierunku.
– Toooo? – przeciągle powtórzył diabeł. – Och, nic takiego: umowa. Oczywiście, wierzę ci bezgranicznie, przecież kłamstwo jest poza twoją istotą. Tu chodzi o mnie. Ja kłamię jak z nut. To twoje zabezpieczenie na wypadek, gdybym chciał cię oszukać.
Bóg pokiwał głową z politowaniem:
– I pewnie mam ją podpisać, zanim przedstawisz swój pomysł?
– Panie, znasz mnie. Jestem mały, zły, bezwzględny i perfidny, i inny być nie mogę. Tak postępuję, jaki jestem. Jeszcze raz powtarzam, że ufam ci bezgranicznie, lecz sobie nie ufam ani odrobinę.
Bóg spojrzał przenikliwie w kosmatą twarz diabła. Jego wzrok przeniknął wszystkie dziesięć zabezpieczeń, jakimi czart obwarował swój umysł. Pomyślał chwilę i skinął głową z uśmiechem:
– Dobrze, kolego. Zgadzam się. Pokaż umowę.
Ta decyzja zbiła diabła z tropu. Spodziewał się dłuższych targów i z niepokojem zastanawiał się, co o tym myśleć.
– Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, Panie, pytaj, a wszystko ci wyjaśnię – wyjąkał, przestępując z nogi na nogę.
– Nie mam żadnych wątpliwości – odrzekł Bóg. – Daj umowę. Podpiszę.
Diabeł rozpostarł rulon na pniu drzewa, na którym siedział Stwórca, i wręczył mu pióro wyrwane po drodze z ogona niebiańskiego pawia. Bóg wziął pióro, przyjrzał się mu i skarcił diabła wzrokiem. Ten spojrzał na niego z miną niewiniątka:
– Przepraszam, lecz nasze piekielne pióra tu nie działają.
Na eleganckim, czerpanym papierze widniał tekst napisany czerwonym atramentem:
Ja, niżej podpisany, twórca wszelkiej materii, ożywionej i nieożywionej, wszystkich bytów i światów, widzialnych i niewidzialnych, zobowiązuję się do przekazania 50% udziałów planety zwanej Ziemią na rzecz Samaela Zielonego i 1% udziałów na rzecz przedstawicieli rasy ludzkiej, których sam wybiorę, w zamian za pomoc rzeczonego Samaela w przywróceniu na Ziemi stanu kosmicznej równowagi i nakierowaniu ludzi na właściwą drogę lub ich unicestwieniu (jeśli pierwsze okaże się niemożliwe) w okresie jednego pokolenia.
– Zaraz podpiszę, diable, tylko powiedz mi jedno – odezwał się Bóg po chwili milczenia. – Komu przypadnie ten jeden procent, kiedy na Ziemi nie będzie już ani jednego człowieka?
– Kto mówi, że nie będzie? – zdziwił się czart. – Przecież nie chcesz wygubić całej rasy, chcesz tylko przywrócić porządek.
– Jak ty to widzisz? – drążył dalej Bóg.
– Zaczniemy wszystko od początku. Zostanie para ludzi: mężczyzna i kobieta.
– I oboje będą mieli ten procent czy jedno z nich?
– Sam zdecydujesz – skromnie odpowiedział czart.
Bóg podrapał się w głowę. Targały nim sprzeczne uczucia. Kusiła go gra z diabłem, a równocześnie pragnął jak najszybciej usunąć popełnione przy tworzeniu ludzkich istot błędy.
– Czy coś jeszcze leży ci na wątrobie? – zapytał Samaela.
– Tak. Chciałbym wiedzieć, jaką karę przewidujesz za niedotrzymanie umowy – jednym tchem wyrzucił z siebie diabeł.
– Czy jest taka opcja? – zdziwił się Bóg.
– Znasz mnie… – czart zarumienił się pod kosmykami włosów porastających jego twarz.
– Skoro ja, jak sam uznałeś, jestem poza podejrzeniem, to wyznaczenie kary należy do ciebie – odparł Stwórca.
– Dobrze. Odejdę na tysiąc lat.
– Zbyt mało – nie zgodził się Bóg.
Diabeł rozważał coś przez chwilę w myśli, po czym powiedział:
– Jeśli nie dotrzymam umowy, zabierzesz sobie połowę moich udziałów.
– Jeszcze się nimi z tobą nie podzieliłem – odparł Bóg. – Wymyśl coś innego.
Diabeł znowu się zamyślił.
– No dobrze, Panie – powiedział wreszcie. – Niech ci będzie, niech stracę. Przysięgam na moje istnienie, że opuszczę ten wszechświat i nie będę ci już więcej przeszkadzał. Tylko gdzie ja się biedny podzieję?
– Nie ma co rozpaczać na zapas – pocieszył go Stwórca. – Dotrzymaj umowy, a wszystko będzie dobrze.
Samael łypnął na niego zaniepokojony.
„Coś za łatwo mi poszło”, pomyślał. „Może zrobiłem jakiś błąd. Tylko jaki?” Prześledził uważnie każdy element swojej wizji i nie znalazł słabego miejsca.
„To blef”, wzruszył ramionami. „Bóg blefuje.”
– Podpisz, Panie – zwrócił się do Boga.
Stwórca wziął do ręki pawie pióro, dmuchnął delikatnie w jego zaostrzony koniuszek i złożył niebieski podpis na białym, czerpanym papierze.
– Teraz ty, Samaelu – powiedział wręczając mu pióro.
Samael wbił ostrze w kosmaty serdeczny palec lewej dłoni i złożył swój czerwony podpis obok podpisu Boga.
– Umowa zawarta – uroczystym tonem powiedział Bóg do diabła.– Teraz słucham.
– Najpierw wstęp. Jak widzisz, Panie, zmieniłem kolor z czarnego na zielony. Nie jestem już tym duszożercą, jakim byłem kiedyś. Zrozumiałem, że nie leży w moim interesie podcinanie gałęzi, na której siedzę. Jeśli ludzie zniszczą Ziemię, dokąd pójdę? Na inną planetę? Będę musiał wszystko zaczynać od początku. To mi się nie opłaca. Mam już spory kapitał dusz i na pewno jeszcze mi ich przybędzie. Dlatego teraz chcę współpracować z tobą przy utrzymaniu na Ziemi materialno-duchowej równowagi. Uwierz mi, działam we własnym, dobrze pojętym interesie.
– No, diable, przejdź do rzeczy – przerwał Bóg ze zniecierpliwieniem.
– Już przechodzę, Panie. Jak sam wiesz, natura ludzka nigdy nie była zbyt wzniosła….
– Dobrze się nad tym napracowałeś – wtrącił Bóg.
– Jak było, tak było, nie o tym teraz mowa – odpowiedział Samael. – Kiedy ludzie mieli do dyspozycji tylko maczugi i kamienie, nie mogli ani sobie, ani swym młodszym braciom i siostrom, ani ciału planety wyrządzić większej szkody. Ale ty obdarzyłeś ludzką rasę rozumem i wolną wolą w nadziei, że doskonaląc te narzędzia, staną się pomocnikami w twoim dziele na Ziemi, a po upływie wyznaczonego czasu powrócą do ciebie z bagażem doświadczeń, które będziesz mógł wykorzystać przy budowie innych, doskonalszych światów. Ziemia miała być laboratorium, a ludzie zwierzętami doświadczalnymi. Tak się jednak nie stało…
– Bo ty się wmieszałeś… – ponownie przerwał mu Bóg.
– Nie mogłem pogodzić się z takim traktowaniem własnych dzieci – z godnością odpowiedział Samael.
– I dlatego podrzucałeś im idee tak naładowane emocjami, że wyzwalały w nich olbrzymie pokłady okrucieństwa, wzniecały rzezie i wojny…
– Tylko nadmuchiwałem to, co i tak już w nich było, nic nie dodawałem od siebie – warknął diabeł. – Ty za to, Panie, postępowałeś z nimi w sposób perfidny. Nazywałeś ich swoimi dziećmi, obdarzyłeś iskrą własnej światłości i kazałeś im to nazywać duszą, wynoszącą ich ponad inne twoje stworzenia, a w rzeczywistości była to pluskwa, pozwalająca Ci na totalną kontrolę całej rasy w każdym miejscu i czasie.
– Tak? – odrzekł Bóg z przekąsem. – Niezbyt dobrym okazałem się kontrolerem. Ty za to świetnie się spisałeś jako zbawca i opiekun.
Diabeł nie odpowiedział. Zacisnął zęby i twarz mu stężała; widać było, że prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę. Po chwili wziął głęboki oddech i powiedział pokornym głosem:
– Nie kłóćmy się. Nie o to teraz chodzi. Mamy do załatwienia poważną sprawę i apeluję o spokój i współpracę.
– Dobrze – odpowiedział Bóg z rozbawieniem. – Mów dalej.
– Samael podlega sobie, nie Bogu, i nie składał nigdy ludziom żadnych obietnic. Uzgodnimy postępowanie, wyselekcjonujesz tych, których chcesz zatrzymać dla siebie, a resztą ja się zajmę. W taki oto sposób słowa nie złamiesz.
Bóg spojrzał na niego z zaciekawieniem.
– A co chcesz z nimi zrobić?
– Interesuje cię to? – pytaniem na pytanie odpowiedział diabeł.
– W końcu są to moje dzieci – odparł Bóg.
– Stworzę wspaniały świat, w którym panować będzie niezmienny porządek, utrzymywany przez doskonale zdyscyplinowaną nową ludzką rasę.
– A jak zamierzasz to uzyskać?
– Mówiłem już. Zacznę od Adama i Ewy. A zrobię to rękami samych ludzi. Genetyka, Panie, to cudowny wynalazek, dający niespotykane możliwości.
– A jeśli się na to nie zgodzę? – zapytał Bóg poważnie.
– Podpisałeś umowę – szybko odpowiedział Samael. – Oddasz mi własne udziały, a ja i tak zrobię swoje. Zostanie ci tylko jeden człowiek, obdarzony zaledwie jednym procentem mocy, zmuszony żyć w moim świecie i przeżywający katusze aż do śmierci. Naprawdę, Panie, miej litość i nie rób mu tego. Oddaj mi także ten procent.
– Samaelu, Samaelu – pokiwał głową Stwórca. – Myślałeś, że przechytrzysz samego Boga. Spójrz na umowę. Co tam jest napisane?
Diabeł zaniepokojony rozwinął rulon i przeczytał:
Ja, niżej podpisany, twórca wszelkiej materii, ożywionej i nieożywionej, wszystkich bytów i światów, widzialnych i niewidzialnych, zobowiązuję się do przekazania 1% udziałów planety zwanej Ziemią na rzecz Samaela Zielonego i 50% udziałów na rzecz przedstawicieli rasy ludzkiej, których sam wybiorę, w zamian za pomoc rzeczonego Samaela w przywróceniu na Ziemi stanu kosmicznej równowagi i nakierowaniu ludzi na właściwą drogę lub ich unicestwieniu (jeśli pierwsze okaże się niemożliwe) w okresie jednego pokolenia.
– To oszustwo – zawył diabeł, drapiąc pazurami niebiański piasek i wymachując z wściekłością zaciśniętymi szponami przed nosem Boga.
– Samaelu – spokojnie odpowiedział Bóg. – Trzeba patrzeć, co się podpisuje. Zamieniłem cyfry wtedy, gdy dmuchałem w koniuszek pawiego pióra. Gdybyś przed złożeniem podpisu spojrzał na tekst, zauważyłbyś zmianę. Lecz ty byłeś taki pewny siebie i tak się spieszyłeś. Sam jesteś sobie winien, nie było żadnego oszustwa. Czy po wyjaśnieniu sprawy masz jakieś inne propozycje, związane z ludźmi? Na tamtą się nie zgadzam. Jesteś zobowiązany do pomocy, albo…
– Zaraz, moment, chwileczkę, Panie, niech się uspokoję – załkał diabeł i opadł bez sił na pień drzewa nieopodal Boga.
Siedział długi czas ze zwieszoną głową, dumając, a Stwórca spoglądał na niego z uśmiechem.
W końcu diabeł podniósł głowę i powiedział:
– Myślisz, żeś wygrał, a ja przegrałem. Wiedz jednak, że pięćdziesiąt procent twojej mocy musi teraz pójść do ludzi, a diabeł jeden wie, co z tego wyniknie?
– Tak – odpowiedział Bóg z powagą w głosie. – Może nadejść taka chwila, że los rasy ludzkiej będzie zależał od tego procenta, który jest w twoich rękach. Rasa ludzka i ty zdecydujecie, na którą stronę przeważy szala. A wtedy ja się podporządkuję.
koniec
« 1 2
10 kwietnia 2021

Komentarze

11 IV 2021   16:35:47

Fajne, przypomniało mi informacje o kilku cwaniakach, co w ten sposób nie musieli spłacać kredytów (raz jak dobrze pamiętam całości, innym razem odsetek). Również w trakcie czytania umowy dokonali albo skreśleń, albo dopisków, po czym pracownik banku nie sprawdził treści, tylko podpisał.

17 IV 2021   00:01:09

Przeczytałem z dużą przyjemnością. Podobnie jak „Baśń...”!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Gelimer
— Elżbieta Leszczyńska

Baśń o miłości
— Elżbieta Leszczyńska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.