Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Wiatr›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułWiatr
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekgroza / horror

Wiatr

« 1 2 3 4
Halny pożre sporą część, pomyślał Franek, dotarłszy w końcu do celu. Nie tracąc czasu, nabrał naręcze drewna i ruszył z powrotem po własnych śladach. Tym razem było o tyle łatwiej, że wiatr wiał mu w plecy. Przy drzwiach nie bez problemów namacał klamkę, jako że drewno zasłaniało mu cały widok. Z westchnieniem ulgi wszedł do środka.
Już w progu salonu wyczuł, że coś się zmieniło. Zarówno Zbyszek, jak i kobieta siedzieli skamieniali i milczący, a ich spojrzenia zderzały się ze sobą. Nie wyglądali, jakby mieli zaraz nawiązać grzecznościową konwersację. W pokoju świecił tylko jeden kinkiet, a ogień na kominku dogasał, przez co ich sylwetki tonęły w półmroku. Franek nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego powrót coś przerwał, tak jak pojawienie się w klasie nauczycielki ucina wszystkie rozmowy uczniów. Wydawało się to jednakowoż dość absurdalne, zważywszy, że para zupełnie się przecież nie znała.
Mimo to był pewien, że intuicja go nie myli.
— Ostatni raz dałem się wrobić — oznajmił, rozładowując naręcze.
Miał nadzieję, że zabrzmiał naturalnie. Zajmując swoje miejsce, przyjrzał się Zbyszkowi, odkrywając, że twarz tamtego całkiem zmieniła wyraz. Nie był w stanie dobrze opisać emocji, jakie się na niej malowały, ale nie spodobały mu się.
— To prawda, niespokojną mamy noc. — Odpowiedź kobiety nieprzyjemnie zadźwięczała mu w uszach. To nie był ten pełen powabu ton, który Franek słyszał wcześniej.
Nie zdążył choćby zadać sobie pytania o przyczynę takiej zmiany, gdy od strony schodów dobiegł ich odgłos zbliżających się kroków.
— Znalazłem, psiakrew, znalazłem! — Sławek ukazał się z trzema świecami w garści. — Ostatnio palone chyba z dziesięć lat temu, ale ważności raczej nie straciły!
Jego sąsiadka wstała i przyjęła je, dziękując skinieniem głowy. Znowu przywołała na twarz kusicielski uśmiech, mrużąc przykryte długimi rzęsami oczy.
— Oddam, jak tylko nie będą już potrzebne — rzekła, odwracając się w stronę wyjścia.
— Jak to? A chociaż jednego kielicha pani nie wypije? Tak, coby się lepiej poznać.
— Zostawmy to na inną okazję, zgodnie z umową. Mąż pewnie już się wścieka, nie mogąc niczego po ciemku znaleźć. Czasem emocje łatwo go ponoszą, ale przy mnie zaraz ochłonie. I zacznie całować po rękach, bo ostatecznie to ja zapewnię nam dzisiaj światło.
Sławek roześmiał się.
— Taka kobieta to skarb, jeśli mogę sobie pozwolić na podobną uwagę. Pewnie ciężko mu bez pani wytrzymać, co?
—    No cóż, w końcu sami to sobie przysięgaliśmy — uśmiechnęła się, obnażając zęby. — Dopóki śmierć nas nie rozłączy. Do zobaczenia!
Uniosła dłoń na pożegnanie i opuściła salon. Drzwi otwarły się i Franek znowu usłyszał wycie wiatru, tym razem chyba jeszcze bardziej przeraźliwe, niż gdy sam był na zewnątrz, lecz ledwie sekundę później odgłos ucichł.
Odetchnął z ulgą.
Sławek tymczasem przyklęknął przy kominku, aby dorzucić do ognia.
— Proszę, proszę. Że taka babeczka kupiła tę ruderę? Ciekawa sąsiadka mi się trafiła. Mówiła coś więcej? Cholera, może uda się ją czasem podwieźć na dół, do miasta…
— Wróciłem ledwie chwilę przed tobą. — Franek skierował wzrok na Zbyszka. — O czym gadaliście?
Musiała minąć chwila, zanim ten odpowiedział, jakby nie od razu zarejestrował pytanie.
— O niczym. W sumie to nie mówiła zbyt wiele. O zwykłych pierdołach.
Sławek siadł z powrotem przy stole.
— Pal ją licho! Wódka się sama nie wypije! Na kim to stanęło? Chyba na mnie. Informuję was, panowie, że w lodówce mam jeszcze dwie flaszki, a w razie, gdyby brakło, do sklepu jest raptem piętnaście minut.
— I pół godziny z powrotem — uzupełnił Franek. — Ale chyba powinno wystarczyć to, co mamy. Prawda, Zbyszek?
— Jasne, pewnie.
Wypili ze trzy kolejki, z wolna otrząsając się z wrażenia, jakie wywołała wizyta pięknej nieznajomej. Z pozoru atmosfera wróciła na tory sprzed jej odwiedzin; Sławek znów gadał jak najęty, czując się pewnie w każdym temacie, a Zbyszek co chwila wybuchał głośnym śmiechem. Może nawet częściej niż wcześniej, ale było to pewnie zasługą wypitego alkoholu. Franek musiał przyznać, że zaczyna czuć się naprawdę dobrze, co jeszcze przed kilkoma godzinami w życiu nie przyszłoby mu do głowy. Choć na chwilę wspomnienie Hanki stało się tak odległe, jak przebłyski obrazów z dzieciństwa. Wydawało mu się nawet, że nie czuje już do niej żalu, a nawet więcej, że życzy jej szczęścia u boku tego drugiego. Wiedział, że rano wszystkie smutki powrócą ze zdwojoną siłą, ale na razie liczył się tylko czas spędzany z kumplami.
W pewnym momencie Zbyszek nagle wstał. Pokołysał się przez chwilę, łapiąc pion, po czym wyciągnął dłoń w stronę Sławka.
— Poczęstujesz mnie papieroskiem? — spytał. — Wyjdę zapalić.
Nieprzyjemne uczucie naraz przeszyło Franka. Przyjrzał się Zbyszkowi z obawą, której źródła za nic nie rozumiał. Miał ochotę poprosić go, żeby jednak nie wychodził, ale uzmysłowił sobie, że takim zachowaniem tylko zrobiłby z siebie idiotę. Ostatecznie, co złego mogło być w zwykłej przerwie na fajkę? Wyjdzie, zapali i wróci, co najwyżej wiatr go zawieje.
Zignorował przeczucie, ale drzemiącego niepokoju nie zdołał się całkiem pozbyć.
— Ty, zapalić? — zdziwił się Sławek.
— Alkohol lubi dym, co nie? — Zbyszek uśmiechnął się szeroko. — A ja już trochę wypiłem.
— Przecież ty nigdy nie paliłeś. Co cię tak nagle…
— Dasz, czy nie? — głos Zbyszka uniósł się.
— Jasne, ale nie musisz wychodzić. Nam przecież nie będziesz przeszkadzał.
— Nie, nie, chyba jednak wyjdę. Przewietrzę się, bo w głowie mi już szumi. A jak wrócę, jedziemy z następną flaszką!
— Jasne, jak wolisz. — Sławek wydobył paczkę z kieszeni i rzucił ją przyjacielowi wraz z zapałkami. — Zakurzyłbym z tobą, ale wystarczy mi już tego wiatru na dzisiaj. Wracaj szybko, bo ci łeb urwie!
Zbyszek machinalnie skinął głową i wyszedł.
— Co on? — zdziwił się Sławek, gdy już zostali sami. — Nigdy nie widziałem, żeby palił. Zawsze się zarzekał, że za nic tego świństwa nie tknie.
— To chyba ta twoja nowa sąsiadka — odparł Franek. — Ona…
No właśnie, co? Był świadkiem dziwnej sceny, to prawda, ale nie wiedział przecież, jak ją interpretować.
Sławek na swój sposób zrozumiał sugestię przyjaciela.
— Mówisz? No w sumie kobitka niczego sobie, nie ma co. Nie mów, że i tobie się nie spodobała.
— Nie wiem. Było w niej coś takiego, że…
Sławek pokiwał z uśmiechem głową.
— Że miałeś ochotę zapaść się pod ziemię, wiem. Z takimi najgorzej, bo co byś nie robił, wychodzisz przy niej na durnia. Ale, cholera, jestem pewien, że skądś ją kojarzę… Nie ze szkoły, bo jest ode mnie z jakieś trzy, cztery, no góra osiemnaście lat młodsza, ale… Pewnie po prostu spotkałem ją gdzieś na mieście.
— Może. Jak byłeś w piwnicy, to nie słyszałeś, o czym gadali?
— Nie podsłuchiwałem przecież, choć drzwi były otwarte. Ale skoro pytasz, to nie, nie słyszałem nawet najdrobniejszego szmeru. Musieli chyba przez cały czas milczeć. Dziwne… To do Zbyszka raczej niepodobne.
Na tym na razie poprzestali. Któryś kloc drewna najwyraźniej był mocno sękaty, bo ogień strzelał raz za razem. Sławek wykorzystał przerwę, aby uzupełnić talerze z przekąskami, a następnie włączył telewizor i nastawił go na stację grającą akurat stare świąteczne kawałki. Cichy akompaniament oraz fakt, że jego przyjaciel zajął się pochłanianiem śledzia, a nie gadaniem, pozwoliły Frankowi skupić na chwilę myśli. W mig zakradły się w nie spostrzeżenia, jakich dokonał idąc po opał.
— Ta chałupa Dziubasów — odezwał się — stoi poniżej twojego domu, prawda?
— No tak, a co?
— Więc ta kobieta musiała nadejść z tej samej strony, z której ja przyszedłem? Ścieżką biegnącą od ganku prosto ku drodze?
— Tak by było najprościej.
— Dziwne. Nie zauważyłem jej śladów na śniegu. Jedynie swoje.
Sławek zmarszczył czoło.
— Że nie zauważyłeś, to nie znaczy, że ich tam nie ma, stary pijaku! Jak inaczej miałaby tutaj przyjść?
Franek nie odpowiedział. Jeszcze coś mu nie pasowało, ale co to było? Coś w wyglądzie tej nieznajomej, to z pewnością, ale co dokładnie?
Nagle go olśniło.
— Buty — wyszeptał przez spoczywające na ustach palce, po czym zwrócił się do przyjaciela. — Czy ona otrzepała buty przed wejściem do środka?
Sławek tym razem nie tylko zmarszczył czoło, ale w ogóle zrobił taką minę, jakby rozmawiał z kompletnym pomyleńcem.
— Jakie buty, o co ci chodzi? Nie, chyba nie, ale co to ma do rzeczy? Dobrze się czujesz?
— W takim razie — Franek zignorował ostatnie dwa pytania, czując, jak tętno mu przyspiesza — jakim cudem nie miała na nich grama śniegu? Ani na podeszwach, ani nigdzie indziej. Przecież tutaj w najlepszym razie brnie się w nim po łydki, jeśli nie po kolana. A widziałeś jej płaszcz? Jakby go ledwo co z szafy wyjęła. Jak to możliwe przy takiej zamieci?
Sławek wbił wzrok w podłogę, starając się znaleźć logiczne wytłumaczenie. Prawą dłonią zaczesywał włosy do tyłu, jak zwykle, gdy się nad czymś zastanawiał.
Naraz w jego oczach błysnęła iskierka irytacji.
— Nie wiem, psiakrew, nie wiem. Powiedz mi inną rzecz: gdzie się tyle czasu podziewa ta łajza Zbyszek?
Pytanie przywaliło we Franka niczym młot o kowadło, rozniecając tlące się od dłuższej chwili uczucie niepokoju. Minęło sporo czasu, stanowczo za dużo, jak na zwykłą przerwę na fajkę. Odruchowo zerknął na zegar na ścianie. Z górą pół godziny, o ile dobrze się orientował.
Nie chodziło mu tylko o odprężenie się przy dymku, pomyślał.
W jednej chwili nabrał głębokiego przekonania, że pozostawienie Zbyszka sam na sam z kobietą o włosach jak płomień było jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogli zrobić tego wieczoru.
A gorszą było tylko wypuszczenie go samego na zewnątrz.
— Lepiej to sprawdźmy. I to od razu.
Sławek cmoknął niezadowolony, ale zerwał się bez słowa sprzeciwu.
Ganek okazał się pusty.
— Kurwa mać! — przeklął gospodarz spotkania, wtulając głowę w ramiona. — Gdzie on polazł? Zbyszeeeek!
Okrzyk zginął wśród podmuchów wiatru.
— Ubieraj kurtkę i chodź! — zarządził Franek. — On od początku nie miał zamiaru jedynie wyjść na fajkę. Coś się musiało wydarzyć pod naszą nieobecność. Coś niedobrego.
— Co ty bredzisz? Co takiego miałoby się stać? Może i tobie ten halny w głowie namieszał?
— Zamknij się i chodź! Nie zauważyłeś, jak się zmienił po jej wizycie? Może i śmiał się, jak wcześniej, ale był już inny. Myślami daleko od nas.
Zanurzyli się w ciemność nocy. Sławek przytomnie wyjął telefon i oświetlił im drogę. Mamrotał kolejne przekleństwa, niby to lżąc niefrasobliwość Zbyszka, ale tak naprawdę chyba też zaczął się martwić.
— Widzisz gdzieś jego ślady? Czy to wszystko twoje?
— Trudno ocenić. Chodźmy dalej.
Dotarli do miejsca, w którym Franek poprzednio odbił w stronę wiaty. Tutaj jeden trop wyraźnie oddzielał się od drugiego, biegnąc jednak w tym samym kierunku.
— Zbyszek?! — krzyknął znowu Sławek. — Jesteś tu?!
Odpowiedź znowu nie nadeszła. Zatrzymali się przy drewnie, aby lepiej przyjrzeć się śladom.
— Był tu — ocenił Franek. — Widzę dokładnie odciski swoich stóp, ale spójrz tutaj, są jeszcze inne. Chyba prowadzą do garażu.
— Ale po chuja miałby tam iść?!
Wymienili milczące spojrzenia.
Drzwi były uchylone, choć Franek założyłby się o wszystko, że jego przyjaciel nigdy by ich tak nie zostawił. Wślizgnęli się środka; dłoń Sławka przez chwilę błądziła po ścianie, szukając włącznika światła.
W końcu znalazła.
— Chryste Panie!
Franek poczuł, jak miękną mu kolana.
Tuż za maską samochodu zwisało martwe ciało Zbyszka; jego szyję opinała lina holownicza. Oczy spoglądały wprost na obu mężczyzn i gdyby nie fakt, że były martwe, można by rzec, że się uśmiechają. I to po raz pierwszy naprawdę szczerze.
— Franek, ja już wiem — usłyszał obok siebie zdławiony głos Sławka. — Już wiem, skąd ją znam…
Paręnaście minut później stary dom Dziubasów minęła karetka. Był pusty i całkiem ciemny, tak samo martwy, jak przez ostatnich dwadzieścia lat.
koniec
« 1 2 3 4
26 czerwca 2021
1) Miastem, pisanym przez duże „M”, górale nazywają potocznie Nowy Targ (przyp. aut.).

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bestseller
— Marcin Pindel

Zerwany kwiat
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.