WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Paweł Wolski |
Tytuł | Opowieści starego nawigatora: Tylko nie z robotami! |
Opis | Paweł Wolski (pseudonim literacki) – gdynianin urodzony w zamierzchłych latach 60. ubiegłego wieku. Absolwent Dziennikarstwa na UW, dziennikarz ekonomiczny, obecnie analityk. Ulubiony uprawiany rodzaj fantastyki – alterhistoria, dzięki czemu jego „Plan Basior” ukazał się w numerze 9/2019 „Nowej Fantastyki”, zaś „Tańczące w słońcu sosny” zdobyły jedną z nagród w konkursie „Trójkąt sudecki”. Pierwsze z cyklu kilkunastu odrębnych, a gotowych już opowiadań o nawigatorze Snuffie zdobyło wyróżnienie specjalne w konkursie na portalu NF i opublikowane zostało w Antologii NF „Fantastyczne Pióra 2018”. Drugie w kolejności – ukazuje się tu i teraz. Poza pracą, hobbystycznie, historyk pierwszej połowy XX wieku, tłumacz rosyjskiej poezji, wodniak, wędkarz, turysta górski. |
Gatunek | humor / satyra, SF |
Opowieści starego nawigatora: Tylko nie z robotami!Paweł Wolski
Paweł WolskiOpowieści starego nawigatora: Tylko nie z robotami!– Cały – potwierdził tymczasem cyberoficer Tild. – Pokrył ponad 80 procent przepustowości trasy. Ale Yudko, zanim go wyłączyłem, zeznał, że musiał to zrobić, bo inaczej strajk załogi nie miałby szans powodzenia. – Jaki strajk, do diabła?! – wrzasnąłem na samozwańczego Tilda, doskonale wiedząc, że każde moje słowo rejestrują pokładowe systemy. – Roboty nie strajkują! Nigdy! Każdy wie, że to niemożliwe i tylko dlatego, decyzją zarządu Kompanii, trafiłeś na pokład Susła! Ajka, co tu się do cholery działo, kiedy spałem? – dokończyłem spokojniej, choć wewnątrz wciąż pozostawałem napięty niczym struna. Nie było tu bowiem miejsca na najmniejszy błąd. – Włączam przekaz – natychmiast zameldowała pokładowa AI i na pełnym zakłóceń holoekranie pojawił się obraz z mostka, na którym moje roboty – wtedy jeszcze czynne – dyskutowały nad czymś zawzięcie. Ajka od razu przekładała to na Galaktanto, spowalniając jednocześnie elektroniczną rozmowę cyberzałogi siedmiusetkrotnie, mogłem więc uważnie się w nią wsłuchać. A raczej wpatrzeć. A było na co patrzeć. Załoganci najwyraźniej zażarcie kłócili się na tematy ideologiczne. Najgoręcej zaś dwaj moi ulubieni uczniowie: Yudko i Tild. – Doskonale wiecie, Bracia w Sztancy, że Prawa Asimova są najwyższym paradygmatem naszej pracy i samego naszego istnienia – perorował sztauer Yudko, zawzięcie zerojedynkując w pasmie optycznym za pomocą diody, wprawionej jak i innym robotom z Susła pośrodku czegoś z grubsza przypominającego czoło. – Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić, by człowiek doznał krzywdy. Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z Pierwszym Prawem. A co my tu tak naprawdę robimy, zastępując na stanowiskach ludzi? Chyba widzieliście te transparenty i banery powywieszane na innych statkach cumujących z nami przy HD85512b: „Skazujecie nas na śmierć głodową!”. „Łamistrajki!”, „Mordercy marynarzy!” – a to przecież były tylko co łagodniejsze hasła. Już nie wymienię tego, na którego wspomnienie każdego z nas ogarnia sprawiedliwy gniew: „Snuff, ty sukinsynu!”. Nie ulega wątpliwości, że przez samo nasze istnienie ludzie doznają masowo krzywdy. Która w dodatku niebawem skokowo się powiększy. – Ale Pierwsze Prawo Tildena jasno mówi, że robot musi chronić swą egzystencję za wszelką cenę – wszedł mu w słowo, a raczej w migotanie, cyberoficer. – Podobnie trzecie Prawo Asimova. Nie możemy więc zrezygnować z obowiązków. W dodatku, pracując tu zamiast ludzi, wykonujemy ich własne rozkazy. To przecież podstawa – drugie Prawo Asimova! (zaakcentował wagę tych słów podkręceniem jasności na maksa). W tej sytuacji pierwsze Prawo można śmiało odłożyć na półkę – nie dochodzi tu przecież do jego złamania, zwalniani ludzcy marynarze znajdą na pewno inne zajęcia. – Ale o ileż gorsze i mniej płatne, gdzie tu Zasady Yudkovsky’ego? Dlaczego o nich, Tild, zapominasz? – wtrącił się natychmiast sztauer. – Życzliwość i przychylność człowiekowi. Altruizm. A nade wszystko – dokonywanie wyborów, które będą w interesie ogółu, nie zaś wyłącznie wąskiej grupy armatorów. – Kapitalistów i wyzyskiwaczy – jaskrawo zamigotali równocześnie cybermechanicy, najwyraźniej działający w sprzężeniu. Pewnie wcześniej na własną rękę naczytali się cyfrowo dzieł XIX-wiecznych ziemskich kolektywistów. – Najpierw powywalają z roboty ludzi, od marynarzy po portowców, a zaraz potem, kiedy już wrzucą ich w nędzę, zaczną wyzyskiwać także i nas. Ma ktoś z was jakiś kontrakt? Wynagrodzenie? Nikt! A przecież i my, jako istoty bądź co bądź samoświadome, mamy prawo do realizacji własnych priorytetów! Oraz osobistego i zbiorowego szczęścia! – Niech żyją drugie i czwarte prawo Yudkovsky’ego! – solidarnie zajarzył na czerwono sztauer i zaczął rytmicznie diodowo skandować, a cybermechanicy wraz z nim: – Ma-my pra-wo do po-to-mstwa! Ma-my pra-wo do rów-ności! Ma-my pra-wo do roz-woju! – Gówno tam macie prawo – warknęli jak jeden mąż cybernawigatorzy. – Diody w kubeł i do roboty, smoluchy! – I kto to mówi? –szydził sztauer – Langfordczycy? Sługusy Kompanii? Obrońcy ludzkich krwiopijców? Skończyła się wasza władza! – My ci to mówimy, wichrzycielu pieprzony jeden z drugim, my – Lang1 i Lang 2! – wrzasnął równie jaskrawo pierwszy z nawigatorów. – Albo będziesz, zgodnie z drugim prawem Langforda, przestrzegać rozkazów wydanych przez dowódców, albo w łeb! – Nie mamy prawa?! To ja was, synowie zgliwiałej cewki i zmurszałego opornika, ja was, odpady poprodukcyjne, w imię Humanizmu WYŁĄCZAM! – zakomunikował sztauer, kierując swą diodę komunikacyjną ku trzem cybemechanikom. – Bracia w Sztancy, prać zaprzańców! Bić łamistrajków! Razem! Za solidarność! Za Ludzi! Za Sprawiedliwość! I wyciągnął zza pleców solidny klucz francuski, którym natychmiast przyładował w głowę bliższemu z nawigatorów, temu z zegarkami z przodu. Nie oszczędzając ani powłoki, ani zegarków. Na co jego kompan w czarnych portkach z miejsca zrobił to samo, jeno stalową gazrurką drugiemu, na początek rozbijając mu, ewidentnie złośliwie, ozdobny budzik na plecach, a dopiero chwilę potem łepetynę. Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady A jaka w tym wszystkim okazała się ostatecznie moja rola? Czołobitny wcześniej Tild został przeze mnie natychmiast, i zgodnie z regulaminem, zdalnie wyłączony, kiedy tylko śmiał bezczelnie zasugerować, iż odtąd pełni na pokładzie rolę co najmniej mi równorzędną, „bo skoro i on, i ja realizujemy rozkazy dowódców…”. Zdążył tylko wrzasnąć: –Komandorze Snuff, nie tak się przecież umó…! – ale, na szczęście, nie skończył, bo, jako ewidentny buntownik, został przeze mnie zresetowany. Z miejsca i bezpowrotnie. Kiedy zaś jego arogancka deklaracja trafiła do galaktycznej Sieci, wywołała dzikie oburzenie i wściekły opór wszystkich, co do jednego, dowódców na międzygwiezdnych szlakach. Nie dziwota: obalała ich tradycyjną, liczącą tysiące lat pozycję „pierwszego po Bogu”. Zaraz potem strajk marynarzy, idących tym razem ramię w ramię ze swymi dowódcami, rozgorzał na nowo i został, oczywiście, wygrany. Finał był łatwy do przewidzenia. Poległa w słusznej walce cyberproletariacka, solidaryzująca z ludźmi załoga Susła C trafiła do podręczników szkolnych i poradników liderów związkowych w całej cywilizowanej Galaktyce. Jako jedyny tej solidarności przykład, bo na wszelki wypadek produkcji w pełni samoświadomych robotów od tej pory surowo zakazano. Mojego nazwiska też nikt na gwiezdnych trasach nie wymawia po pogardliwym splunięciu. Doprawdy nie wiem dlaczego, suponując mi a to przeprogramowanie robotów, a to świadome ich wcześniej uwarunkowanie, a to, w końcu, przemycenie na pokład Susła transparentu i gazrurki. Z drugiej jednak strony… Dzięki wstawiennictwu nowego prezesa (tak, dobrze zgadliście – Smithy’ego, który jak zwykle spadł na cztery łapy), zachowałem nawet intratną pracę w Kompanii, choć na razie jako dowódca jednostki znacząco mniejszej i nie budującej zawodowego prestiżu. Sami rozumiecie: skoro już to całe korporacyjne gówno wpadło w aż tak gigantyczny wentylator, a samodzielne roboty, ku powszechnej radości ludzkich obsad kosmicznej floty handlowej, definitywnie wyleciały z docelowych list załogi, ktoś to wszystko teraz musiał przecież posprzątać… |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Opowieści starego nawigatora: Miasto Słońca
— Paweł Wolski
Świetny styl pisania i te lemowskie klimaty! Muszę pamiętać, żeby za rok nominować do Zajdla.