Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bohdan Waszkiewicz
‹Części zamienne›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBohdan Waszkiewicz
TytułCzęści zamienne
OpisAutor urodził się w drugiej połowie lipca w Kętrzynie. Zawodowo zajmuje się logistyką w drukarni, a hobbystycznie muzykowaniem oraz pisarstwem. Kilka jego opowiadań zostało opublikowanych na łamach periodyków literackich, a wkrótce ukaże się jego debiutancka powieść.
GatunekSF

Części zamienne

« 1 2 3 »

Bohdan Waszkiewicz

Części zamienne

– Niecały miesiąc – powtórzył cicho, lecz po chwili, jakby obudzony z krótkiego letargu, kontynuował energiczniej, wyraźnie chcąc zakończyć nasze spotkanie: – To nic takiego, bardzo przepraszam. Też jestem zadowolony z jego postawy i cieszę się, że Simon tak świetnie radzi sobie również w innej pracy. Życzę dobrej zabawy w naszym zoo. Do widzenia!
I zniknął szybciej niż się pojawił.
„Co to za dziwak? Za dużo czasu spędza wśród zwierząt i to pewnie dlatego” – znalazłem proste wyjaśnienie dla jego zachowania.
• • •
Podczas spotkania z menadżerem przecierałem oczy ze zdumienia. I nie byłem w tym odosobniony, jeśli dobrze rozumiałem wyraz twarzy moich kolegów. Nasze oczy wędrowały to na mówcę, to na Simona. Milczeliśmy jak zaklęci. Co prawda obiło nam się o uszy, że takie testy miały miejsce w innych dużych korporacjach, aczkolwiek czym innym była wiedza, a czym innym praktyka.
– Wiem, że to dla was lekki szok – kontynuował menadżer – ale tak to się zazwyczaj odbywa. Uwierzcie mi, że nikt nie chciał wprawiać was w zakłopotanie. Po prostu takie są wymogi firmy udzielającej licencji. Zabieg miał na celu obiektywne podejście do jego pracy i innych ewentualnych zachowań.
„Lekki szok, dobre sobie. To jest mega szok” – myślałem, zaciskając mocno pięści, żeby nagle nie wstać i nie rąbnąć Serdelowi centralnie w nos.
– Simon jest najnowocześniejszym androidem serii 8XT7 – tłumaczył dalej. – Jego ogromna pamięć pozwala mu się szybko uczyć, ale nie wszystkiego, rzecz jasna. Tylko wybranych zagadnień i czynności.
– Czego niby nie jest w stanie się nauczyć? – Padło pytanie gdzieś z tyłu.
– Wielu rzeczy. Kochać, sikać, jeść i tak dalej – odpowiedział ze spokojem menadżer.
– A ma fujarę?
– Nie ma.
– Powiedzcie lepiej, ile was kosztował – warknął Scott. – Na podwyżki nigdy kasy nie ma, ale na robota się znalazła, co?
– Nic nas nie kosztował. – Serdel uśmiechnął się szeroko. – W zamian za zgodę na test, otrzymaliśmy od Japan Modern Robotics licencję na rok. I co najmniej tyle Simon z nami zostanie, a potem się zobaczy. Oprócz nas jeszcze jedna firma w Nottingham testuje go w weekendy. I, z tego, co się orientuję, też są zadowoleni.
Przez godzinę zadano wiele pytań, większość istotnych, kilka mniej ważnych, a nawet zupełnie bzdurnych jak: „czy możemy Simona pożyczać, żeby posprzątał nam dom lub naprawił samochód?”, albo „czy jak wylejemy na niego wiadro wody, to się zepsuje?”, lub „nie mogli nam wysłać jakiejś fajnej laski zamiast starego dziada?”. Menadżer bez mrugnięcia okiem odpowiedział na każde z nich. Mnie najbardziej zainteresowała część o programie Simona załadowanym wirtualnymi wspomnieniami, dzięki czemu, zgodnie z intencją konstruktorów, robot był przekonany o swoim człowieczeństwie.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.
Trzeba Serdelowi przyznać, że jego przygotowanie do rozmowy stało na wysokim poziomie. Nie pominął żadnego szczegółu, wzbudzając we mnie podejrzenie, że może też jest japońskim robotem. I, gdybym wcześniej nie poznał jego żony i dzieci, z uporem maniaka trzymałbym się swojej teorii.
• • •
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Następne tygodnie w firmie upłynęły w innej niż dotychczas atmosferze. Moi koledzy obarczali Simona wszelkimi możliwymi pracami, a on wykonywał je z uśmiechem, nawet nie próbując oponować. Z nudów zdarzało się komuś rzucić w niego pustym bidonem lub kartonowym pudłem, ale niczym ciężkim, ponieważ każdy zdawał sobie sprawę, iż android był wart kupę pieniędzy. Magazynowy monitoring skutecznie odstraszał amatorów bardziej radykalnych żartów, a Simon reagował śmiechem i uniesionym kciukiem w pochwale naszego poczucia humoru.
Ja sam, czując się oszukany, omijałem androida szerokim łukiem. Z każdym kolejnym tygodniem rósł we mnie gniew i obawiałem się, że mogę stracić panowanie nad sobą. Szczęśliwie nasz magazyn zaliczał się do największych w Anglii, więc dość łatwo unikałem spotkań z robotem.
W piątki, po zakończeniu pracy, regularnie spotykaliśmy się w pubie. Naturalnie, temat androida zdominował nasze rozmowy.
– Niedługo to wszystkich nas zastąpią – burknął John. – Robię dwadzieścia lat w Bertbooks i różne rzeczy widziałem, ale nigdy jeszcze czegoś takiego.
– To fakt – zgodził się Scott i dodał załamany: – A ja mu opowiadałem o swoich wypadach do Amsterdamu…
– A ja mu opowiedziałem o swoich wypadach do burdelu! A przecież jestem żonaty – przelicytował go Brad. – Ten świat zmierza donikąd.
– Bo trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i pokazać tym wszystkim politykom, bankierom i innym bogaczom, czym tak naprawdę jest klasa robotnicza! – wykrzyczał podenerwowany John. – Jeśli nic nie zrobimy, to skończymy na ulicy.
Milczałem, zaciskając coraz mocniej i mocniej dłoń na szklance.
Pękła z cichym trzaskiem.
• • •
Naprzeciwko firmy, tuż za płotem, znajdował się duży park. Staraliśmy się jak najczęściej zamykać największą bramę na rampie, gdyż gołębie okupujące okoliczne drzewa lubowały się we wlatywaniu do magazynu. A ptak w połączeniu z półkami pełnymi książek nie wróżył niczego dobrego.
Długo nie trzeba było czekać na kłopoty.
– Uwaga, mamy potencjalnego sracza w Bertbooks! – Rozległ się ostrzegawczy okrzyk, odbijając się echem od ścian budynku.
Mój wzrok powędrował ku sufitowi. Tuż pod dachem, na jednej z rur klimatyzacji, siedział tłusty gołąb. „No to się zacznie” – zawyrokowałem w myślach.
Następnego dnia znaleziono kilka książek przyozdobionych ptasimi odchodami, a do tego dołożono ze trzy podziobane. Spora w tym była wina kogoś z załogi, bo kartonu nie zakleił taśmą, ale czasem w pośpiechu zapominało się i o ważniejszych detalach. Na domiar złego Scott zaliczył na głowę pełny zrzut, co, delikatnie rzecz ujmując, bardzo go zdenerwowało.
– Mówię ci – wysyczał mi w twarz, szczerząc wściekle krzywe zęby. – Załatwię go. Serdel ma jutro urlop, więc nikt mi nie przeszkodzi.
Nie brałem jego gróźb na poważnie. Przytaknąłem tylko z udawanym zrozumieniem, bo wiedziałem, że i tak nic nie był w stanie zrobić. Przecież nie wdrapałby się pod sufit, ani nie zarzuciłby na zwierzę sieci. Każdy poprzedni gołąb w magazynie padał martwy z głodu lub wylatywał przez otwartą bramę, chociaż to drugie zdarzało się niezmiernie rzadko. A zabicie lub skrzywdzenie zwierzęcia mogłoby skończyć się wyrokiem sądowym. Dlatego miałem stuprocentową pewność, że Scotta tylko chwilowo poniosło.
• • •
Zajadając słone orzeszki, siedziałem na wypełnionym książkami pudle. Znalazłem świetną kryjówkę pomiędzy półkami. Od kiedy menadżer ogłosił prawdę o Simonie, niewiele robiłem dla firmy. Android odwalał, lekko licząc, chyba połowę pracy trzydziestu ludzi, więc po co się wychylać? Niech robot sobie pracuje w najlepsze, dyskopatia raczej mu nie groziła.
Nagle usłyszałem hałas. Ktoś na hali obok wrzeszczał jak poparzony. Chcąc nie chcąc, postanowiłem opuścić kryjówkę.
Moim oczom ukazał się dziwny widok.
Pośrodku hali stał android, dzierżąc w dłoniach niewielki karabin pneumatyczny, a wokół niego biegał rozsierdzony Scott. Klnąc na czym świat stoi, co jakiś czas próbował bezskutecznie odebrać Simonowi broń.
– Oddawaj to, ty kupo złomu! – krzyczał. – Słyszysz?! Dawaj to, pieprzona maszyno!
Robot stał niewzruszony całym rabanem, powtarzając niczym mantrę:
– Scott, nie wolno zabijać zwierząt bez odpowiedniego zezwolenia. Nie pozwolę ci skrzywdzić ptaka, kolego.
Mówił to uśmiechając się przyjaźnie, co jeszcze bardziej rozjuszyło niedoszłego myśliwego.
– To należy do mnie! Oddawaj, pieprzony robocie!
Wokół nich szybko zaczął się zbierać tłum obserwatorów. Początkowo wszyscy podchodzili do sprawy z rozbawieniem, niemniej jednak w miarę upływu czasu śmiechy i żarty stawały się bardziej gniewne. Coraz więcej głosów oburzenia i inwektyw kierowano w stronę androida. Nawet nie wiem, kiedy do nich dołączyłem.
– Oddawaj to, głupi blaszaku! – Słowa wyskoczyły z moich ust zupełnie bezwiednie, jakbym stracił kontrolę nad własnym ciałem. – Oddaj karabin Scottowi, cholerna pralko!
Simon ani myślał się poddać. Ktoś ruszył do niego, ale robot bez większych kłopotów go odepchnął. Następnego śmiałka spotkało dokładnie to samo. Inni bali się nawet dotknąć androida, wiedząc, jaką dysponował siłą.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Biała nienawiść
— Bohdan Waszkiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.