Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Ale nas zbaw ode złego›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułAle nas zbaw ode złego
OpisNie. Naprawdę nie mówcie, że nie wiecie, kim jest Agnieszka Hałas i/lub czego się spodziewać po jej tekstach. Mrocznych fantasy, choć – tym razem bez udziału Krzyczącego w Ciemności. Nikt Wam w to przecież nie uwierzy…
Gatunekgroza / horror

Ale nas zbaw ode złego

1 2 3 8 »
Otchłań jest królestwem cierpienia, które spala dusze. Tak powiedział anioł stróż. Strzeż się, aby twoje serce nie stało się popiołem. Pamiętała jego ostrzeżenia jak przez mgłę. Wydawały się teraz abstrakcyjne, żeby nie powiedzieć – naiwne w swym patosie. Wędrowanie przez piekło nie miało w sobie niczego wzniosłego. Żadnych kuszeń, żadnych zmagań z podstępnymi demonami – ani jednej okazji do udowodnienia, że godna jest znaku, który nosi na czole.
Tylko krwawiące stopy, brud, pył w oczach i ustach…

Agnieszka Hałas

Ale nas zbaw ode złego

Otchłań jest królestwem cierpienia, które spala dusze. Tak powiedział anioł stróż. Strzeż się, aby twoje serce nie stało się popiołem. Pamiętała jego ostrzeżenia jak przez mgłę. Wydawały się teraz abstrakcyjne, żeby nie powiedzieć – naiwne w swym patosie. Wędrowanie przez piekło nie miało w sobie niczego wzniosłego. Żadnych kuszeń, żadnych zmagań z podstępnymi demonami – ani jednej okazji do udowodnienia, że godna jest znaku, który nosi na czole.
Tylko krwawiące stopy, brud, pył w oczach i ustach…

Agnieszka Hałas
‹Ale nas zbaw ode złego›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułAle nas zbaw ode złego
OpisNie. Naprawdę nie mówcie, że nie wiecie, kim jest Agnieszka Hałas i/lub czego się spodziewać po jej tekstach. Mrocznych fantasy, choć – tym razem bez udziału Krzyczącego w Ciemności. Nikt Wam w to przecież nie uwierzy…
Gatunekgroza / horror
Nadziei brama strzaskana w pył
Znów dłonie splecione w modlitwę,
Co pomóc ma
W oczach mych woda
We włosach ogień
Świata kres – między mną a nim nie ma nic
(Artrosis „Nie ma nic”)
1. Droga na zamek
Ślepy starzec wisiał przykuty do skały za nadgarstki i kostki u nóg.
Rany prawie się już zasklepiły, tak jak zasklepiały się co noc, lecz wcale nie czuł się dzięki temu lepiej. Dręczyły go pragnienie i głód; język przysechł do podniebienia, żołądek skręcał się w skurczach. Rozciągnięte do granic możliwości ścięgna paliły żywym ogniem. Jednak najgorszy ze wszystkiego był dławiący gardło strach. Starzec dobrze wiedział, chociaż nie mógł tego zobaczyć, że niebo nad szczytami gór z czarnego powoli staje się szare. Chłód był znakiem, że wkrótce nadlecą kruki.
Ptaki zawsze zjawiały się o tej samej porze. Nie był pewien, ile ich jest – czasem wydawało mu się, że tylko jeden, kiedy indziej, że całe stado. Za każdym razem rozpaczliwie próbował je płoszyć, krzycząc i szarpiąc się w więzach. Bez skutku.
Kiedy koło południa znikały, był kukłą z krwawiącego mięsa i przez kilka błogosławionych sekund nie czuł zupełnie nic. Potem rozpoczynała się tortura mozolnej regeneracji. Znów wrzeszczał jak opętany, podczas gdy zmasakrowane ciało walczyło, by odzyskać poprzedni kształt; rany wypełniały się ziarniną, stawały się bliznami. Na samym końcu, już wbrew wszelkim regułom biologii, blizny przemieniały się w zdrową skórę. Tylko wzrok nie wracał – stanowiła o tym specjalna, oddzielna klauzula w wyroku – mimo że wydziobywane oczy codziennie odrastały.
Nagle zesztywniał, słysząc – rzecz niebywała – kroki. Kroki! Ktoś nadchodził powoli, chyba kulejąc. Potem przystanął.
– Starcze! Czy możesz mi pomóc? – zachrypnięty ze zmęczenia głos należał do kobiety. – Chcę się dostać na szczyt tej góry, na której stoi zamek księcia. Którędy powinnam iść?
– Dla… haa… czego pytasz ślepca o drogę? – wyskrzeczał starzec, z trudem formując słowa. Prawie zapomniał już, jak się wydaje dźwięki inne niż wrzask.
– Zdaje się, że cierpisz tu od bardzo dawna, twoje okowy są całkiem zardzewiałe. Nie wierzę, że nie wiesz, jak dotrzeć na zamek.
– Po co chcesz tam iść?
– Szukam brata, nazywa się Philippe. Podobno trafił gdzieś w te okolice, może na zamku mi powiedzą, gdzie go znaleźć.
– Jak ci na imię, dziecko?
– Blanche.
– Blanche, niestety nie wiem, którędy się idzie na zamek, ale coś ci poradzę – starzec przerwał na chwilę, żeby nabrać sił. – Zejdź w kotlinę, jest tam osada. Pytaj mieszkańców o dom Mamki Gorylicy. Stara chętnie przyjmuje u siebie przybyszy z powierzchni. Ona ci objaśni, którędy wiedzie ścieżka na szczyt góry. Zrozumiałaś?
– Tak.
– Świetnie – skazany uśmiechnął się chytrze. – No, Blanche, pomogłem ci, więc teraz ty zrób coś dla mnie. Zgoda?
Dziewczyna przytaknęła niepewnie.
– Okaż mi miłosierdzie i zabij mnie.
– Nie mogę… – wyjąkała przerażona Blanche. – Nie wolno mi się wtrącać do wyroków… A zresztą, przecież nie można umrzeć po raz drugi!
– Nie do końca masz rację, ale na jedno wychodzi. Umrzeć można jak najbardziej i po raz drugi, i trzeci, i czwarty. Umierałem już setki razy… i cóż z tego? Ale jeśli ty mnie zabijesz, być może więcej się nie obudzę. Błagam, przynajmniej spróbuj!
Odpowiedział mu tylko cichnący zgrzyt żwiru pod butami. Odchodziła… Gdy to pojął, wybuchła w nim wściekłość pomieszana z rozpaczą.
Jego krzyki goniły ją jeszcze długo.
• • •
W piekle nigdy nie widuje się słońca, lecz w jego górnych partiach dzień i noc następują po sobie tak, jak na powierzchni.
Noc przeraża. Nie ma księżyca ani gwiazd. Na ziemi gdzieniegdzie żarzą się ogniki, wskazując położenie miejsc, gdzie cierpią potępieni. Co i rusz w oddali strzela gejzer płomieni albo niebo przecina złowrogi, czerwony meteor.
Jedną noc od drugiej oddziela kilka godzin szarzyzny, spowitych w mgłę i dymy. Najpochmurniejszy listopadowy dzień na powierzchni ma się do nich tak, jak ludzka twarz do nieudolnej rzeźby z masy papierowej.
Wstawał ranek. Chmury spełzły niżej, przesłaniając skalne masywy. Powoli, kulejąc, Blanche schodziła coraz niżej po łagodnie nachylonym stoku. Podpierała się zniszczoną kulą inwalidzką, którą znalazła poprzedniego dnia pomiędzy piargami.
Była tak drobna i szczupła, że na pierwszy rzut oka wydawała się małą dziewczynką. Miała na sobie wyświechtane dżinsy oraz niebieski sweter, który wyglądał jak wygrzebany ze śmietnika. Ciemne, długie do ramion włosy zwisały w strąkach wokół umorusanej twarzy.
Pośrodku jej czoła widniało znamię, wyglądające jak plamka srebrnej farby; pocałunek anioła stróża, jej glejt na ścieżkach Szeolu.
Nosiła stare, rozdeptane tenisówki z dziurami w podeszwach. Skarpetek ani śladu. Poobijane i pokaleczone stopy sprawiały, że każdy krok na kamienistym podłożu przypominał stąpanie po rozżarzonych węglach.
Idąc modliła się. Czy raczej z samego nawyku szeptała słowa, które dawno przestały nieść otuchę. Jakby zamiast chleba połykała piach.
Otchłań jest królestwem cierpienia, które spala dusze. Tak powiedział anioł stróż. Strzeż się, aby twoje serce nie stało się popiołem. Pamiętała jego ostrzeżenia jak przez mgłę. Wydawały się teraz abstrakcyjne, żeby nie powiedzieć – naiwne w swym patosie. Wędrowanie przez piekło nie miało w sobie niczego wzniosłego. Żadnych kuszeń, żadnych zmagań z podstępnymi demonami – ani jednej okazji do udowodnienia, że godna jest znaku, który nosi na czole.
Tylko krwawiące stopy, brud, pył w oczach i ustach…
Zadrżała, gdy z podmuchem wiatru przypłynęło ochrypłe krakanie. Po niebie kołował kruk. Po chwili dołączył do niego drugi i razem zniknęły wśród skał. Wiedziała, że nie są to zwykłe ptaki, ale nie przestraszyła się. Dopóki nosiła znak, nic nie miało prawa jej tu skrzywdzić.
Chmury rozstępowały się, ukazując ciemne dno kotliny. Blanche zmrużyła oczy. W dole wznosiły się budowle, między którymi wytężywszy wzrok mogła dostrzec uwijające się sylwetki. Chwilę później mgły zwarły się znowu, zasłaniając widok. Ale przynajmniej wiedziała już, w którą stronę się kierować.
Z góry wraz z wiatrem doleciał potworny wrzask – wrzask człowieka rozszarpywanego żywcem. Zmusiła się, by go zignorować.
• • •
Budowle z bliska prezentowały się imponująco. Imponująco i z lekka absurdalnie pośrodku pustkowia. Architekturą trochę przypominały gotyckie katedry, trochę zaś – olbrzymie termitiery. Blanche naliczyła ich sześć. Siódmą, położoną najbardziej z brzegu, dopiero wznoszono; była o połowę niższa od pozostałych, a jej mury jeżyły się rusztowaniami. Wokół wrzał gorączkowy ruch; szaro odziane postacie dwoiły się i troiły, zwożąc na taczkach kamienie, obrabiając je, mieszając zaprawę. Budowę nadzorowały postacie jak z meskalinowych wizji – ni to jaszczury, ni skrzydlate małpy. Dzierżyły bicze, z których od czasu do czasu czyniły użytek, ponaglając opieszalców.
Wokół sześciu pozostałych budowli wyrosło nader ziemsko wyglądające osiedle bud i szałasów. Dykta, blacha, płachty folii, szmaty rozwieszone na sznurach… Jedyne, co się nie zgadzało, to cisza. Brakowało bzyczenia much, krzyku dzieciaków. Tylko folia szeleściła na wietrze.
Może ktoś bardziej obeznany z piekłem po samej ciszy zorientowałby się, co to za miejsce.
Pierwszy mieszkaniec osady, jakiego Blanche zobaczyła z bliska, wyglądał prawie normalnie, tyle tylko, że na czole miał jaśniejszą łatę źle dopasowanego przeszczepu. Jednak poruszał się wolno i niepewnie – widocznie luźna szata kryła poważniejsze defekty.
Im dalej, tym było gorzej. Przed każdą budą kuliła się jedna lub kilka zdeformowanych postaci. Kalecy bez rąk, bez nóg, wsparci na szczudłach lub pełzający w pyle. Łyse dzieci, pokryte jakimiś potwornymi naroślami… W pewnej chwili Blanche minęła kobietę, która nie miała twarzy. Oczu, nosa, nic – prócz bezkształtnej masy blizn.
Przełamując strach i obrzydzenie, próbowała pytać tych ludzi, gdzie szukać Mamki Gorylicy, ale bez skutku. Albo odpowiadali milczeniem, albo – w najlepszym razie – wydawali jakieś nieartykułowane gulgoty czy jęki.
1 2 3 8 »

Komentarze

02 III 2012   03:40:57

Mysle, ze obawy i scatrhy maja zawsze duze znaczenie, juz samo ogladanie filmow, ktore powoduja strach sprawia, ze w takie czy inne frekwencje wchodzimy, wtedy nie ma sie co dziwic, ze cos sie przykleja, co w danych frekwencjach dziala.Mam znajomych, ktorzy swiadomie, regularnie dziela sie energia, ktora w tym celu otrzymuja. Ludzie , ktorzy jednak na codzien nie zajmuja sie zbieraniem i zawiadowaniem wlasna energia nie powinny dawac sie z niej okradac, kazdy ma swoja energie prenatalna i energie, ktora moze zebrac, w chwili kiedy ta, ktora mozna odnowic ulega wyczerpaniu zostaja pozytkowana energia prenatalna, tej odnowic sie nie da, w takich przypadkach mozna sobie narobic szkody nieodwracalnej. Mialam czas kiedy naiwnie pozwalam na pobieranie nie majac czasu na odnawianie az doszlo do tego, ze zostala nadszarpnieta energia prenatalna, to nie sa juz zarty, wtedy zaczyna byc powaznie. Energie kazdy moze nauczyc sie zbierac i nia zawiadowac, jednak cwaniacy wybieraja najlatwiejszy sposob.Niektorzy uciekaja kiedy zostaja rozpoznani, jezeli dawca rozpozna, co sie dzieje, a czasem nawet zobaczy kto zacz, biorca ucieka w panice. Moze byc, ze biorca zobaczy, ze moze byc inny sposob postepowania jak branie (podczas gdy ktos chetnie daje )i to go jakos poruszy i spowoduje jakas w nim zmiane.Znajomi, ktorzy codziennie przekazuja energie potrzebujacym i w tym celu ja otrzymuja twierdza, ze zmiany w bioracach pod wplywem milosci i ich checi dawania moga nastapic, ale maja na mysli tych, ktorzy sa przysylani przez przewodnikow aby od nich dostac, ci sa na zmiany gotowi.Trzeba pamietac o tym, ze aby dawac trzeba miec i to nie w ten sposob, ze sobie wziac od kogos ale samemu to wypracowac, wtedy mozna dac tez komus , kto spontanicznie sie pojawil, np. znajomy jest w dolku i wlasnie pomyslal o tobie, jego podlecenie wtedy nie wynika z powodu checi wziecia energii, ale jest to swego rodzaju sygnal, ze sam potrzebuje i nie jest teraz w stanie nic zrobic, taki rodzaj nieswiadomej prosby, w takich przypadkach szybko sie daje i chetnie, ale jezeli wlasnie czlowiek sam sie nie czuje na silach to powinien to zrobic potem, kiedy juz sil nabierze. Oddawanie na prawo i lewo bo wszedzie jest nie jest dobre dla dawcy, najpierw trzeba samemu byc w dobrej formie , zadbac o nia itd. inaczej szybko mozna sie znalezc po drugiej stronie i byc bardzo potrzebowskim.Wielu swietnych bioterapeutow zmarlo wlasnie dlatego, ze sie szybko wyczerpali, dzialali nawet gdy sami zle sie czuli, to powazny blad, dzialania dawania bez zwracania uwagi na swoja forme energetyczna do pewnego czasu nie szkodza, ale potem zaczyna byc ostro, a czasem nie da sie juz tego odwrocic.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.