Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Sikorska
‹Sin-ra›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Sikorska
TytułSin-ra
OpisAnna Sikorska – Łodzianka szukająca swojego miejsca w Europie. Jej opowiadania ukazały się w „Fenixie Antologii”, „Marsie” oraz w zbiorach z serii „U nas za stodołą”, „Zapomniane sny” i „Rubieże rzeczywistości”. Zdobyła wyróżnienie w konkursie „Krajobrazy słowa”. Regularnie publikuje w „ForuM” MP, udziela się w projekcie Fantazmaty, tłumaczy opowiadania science-fiction. W wolnym czasie czyta, gotuje i zaklina rośliny w ogródku.
GatunekSF

Sin-ra

Anna Sikorska
« 1 2 3 4 »

Anna Sikorska

Sin-ra

Nie gonili jej. Nie byli przygotowani na walkę z jej strony, przynajmniej nie na tak dziką i błyskawiczną. I to ją ocaliło, bo po wyczerpującym, szaleńczym biegu po prostu padła na mech i przespała cały dzień i ponad pół nocy.
• • •
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Przy ognisku zapadła cisza. Jak zawsze w tym punkcie opowieści, nikt nie ośmielił się zadać jakiegokolwiek pytania, czy choćby chrząknąć lub kaszlnąć. Historia Quarany zahipnotyzowała słuchaczy. Ich nawykłe do snutych przy ogniu podań umysły czekały na ciąg dalszy, ich sin-ra podsycały wewnętrzny strach i bezradność. Nie przygotowały ich jednak na prawdziwą grozę tego, co mieli usłyszeć.
Kobieta napiła się wina z podsuniętej jej tykwy. Przetarła usta dłonią. Patrzyła w ogień lekko się kiwając, zbierając siły. Gdy podjęła opowieść, ledwo ją słyszeli.
– Obudziłam się niedługo przed świtem następnego dnia…
• • •
Nie wiedziała, gdzie się znalazła. Przez chwilę cieszyła się prostymi wrażeniami – dźwiękiem ptasiego ćwierkania, zapachem mchu i kwiatów, dotykiem chropowatej kory drzewa, o które się oparła. Odetchnęła pełną piersią i o mało się nie zakrztusiła. Powróciły wspomnienia poprzedniego dnia. Quarana zgięła się wpół i zwymiotowała. Oparła dłonie na kolanach, wbijając nieprzytomny wzrok w korzenie wystające spomiędzy mchu. Przed jej oczyma od nowa rozegrała się scena z szałasu. Co się wydarzyło? Przecież osiągnęła pewne porozumienie z wodzem obcych… A jeśli on nie był ich dowódcą? Jeśli to kobieta miała władzę, a tamten mężczyzna jedynie zabawiał ich rozmową do jej powrotu? Czyżby był kimś takim jak ona, tłumaczem, badaczem?
Uspokoiła oddech i myśli. Spróbowała odtworzyć w pamięci ich nieskładną wymianę zdań. Jej biedny, ranny symbiont nie mógł pomóc. Z zapamiętanych fragmentów wywnioskowała, że Gertrand pytał głównie o sin-ra. Wtedy złożyła to na karb ich obcości, faktu, że sami nie posiadali symbiontów, ale teraz… Przecież jedynym, co interesowało morderczynię, były one, larwy na ciałach Ekkotli! O bogowie, pomóżcie mi sobie przypomnieć! O co on pytał? Usiadła na ziemi i pogrążyła się w płytkim transie. Wspomnienia powoli wypływały z mgły zapomnienia, stawały się coraz wyraźniejsze, choć nadal pocięte.
– Mieszkacie nad jeziorem, tak? – zapytał Gertrand.
– Tak.
– Daleko?
– Dzień i pół drogi stąd.
– Tam, skąd przyszliście?
– Nie, bardziej na północ.
To nie to, chyba dopiero później pytał o sin-ra. O, wtedy.
– Słyszałem, że macie takich… – spojrzał na swoich ludzi, zadał pytanie w szorstkim, urywanym języku. Ktoś mu odpowiedział, z wahaniem. Gertrand przeniósł spojrzenie na Quaranę. – Nie wiem, jak opisać waszych… towarzyszy?
Patrzyła na niego z ciekawością, próbując zrozumieć. Widząc swoją porażkę, uniósł dłoń i wskazał na swoją klatkę piersiową, po czym odsunął połę koszuli i zakreślił dłonią krąg, jakby masując skórę.
– Tutaj? – dodał. – Barwne?
– Sin-ra – przyznała, nagle rozumiejąc. – Nasi towarzysze, tak.
Uchyliła połę odzienia na tyle, by mogli przyjrzeć się pulsującej pod skórą, w rytm jej serca, bursztynowej larwie. Gestem zachęciła towarzyszących jej myśliwych, by zrobili to samo. Rener nosił purpurową, a Gerez seledynową istotę. Obcy pochylili się, by lepiej widzieć niecodzienne zjawisko. Rozległy się pomruki i westchnienia tak zaskoczenia, jak i zachwytu. Po chwili Quarana zawiązała z powrotem troczki tuniki. Pozostali Ekkotli poszli w jej ślady.
Gertrand siedział chwilę w ciszy, jakby coś rozważając.
– Niesamowite – powiedział w końcu. – I przepiękne. My takich nie mamy. Szkoda.
– Wasi poprzednicy próbowali, ale sin-ra was nie akceptują.
Mężczyzna uniósł brwi w geście zaskoczenia jej bezpośredniością.
– Skoro tak… – skomentował. – To trudno. Łapiecie je gdzieś?
– Nie. Same nas znajdują. Gnieżdżą się niedaleko, na klifach. Tam składają jaja, z nich wychodzą gąsienice. Gdy są gotowe, dorosłe sin-ra przynoszą je do nas, one wgryzają się w nasze ciało i rosną w nas. Aż do czasu, gdy uformuje się dorosły osobnik. Wtedy odlatują.
– A co z wami?
– Umieramy.
Milczenie, coś jak niedowierzanie.
– I godzicie się na to?
– Nie rozumiem.
– Sin-ra, tak je nazywacie, prawda?
Skinęła głową.
– No więc – kontynuował. – Sin-ra znajdują was, rosną w was, a odchodząc zabijają. To niedobrze dla was.
Gwałtownie zaprzeczyła.
– To nie tak! Dają nam zdrowie, siłę, wytrzymałość i jedność. A odchodzą, gdy jesteśmy gotowi. I starzy. Jeśli giną wcześniej, jesteśmy kalecy. Jeśli my giniemy wcześniej, sin-ra też umierają.
– Nie bierzecie następnego, jeśli poprzedni umrze?
– Nie. – Potrząsnęła ze smutkiem głową. – Sin-ra i Ekkotli łączą się na całe życie.
Rozmówca westchnął ciężko.
– To przykre – rzekł, a po chwili zastanowienia dodał: – Czym jest jedność? Wybacz moją ciekawość, to tak odmienne.
– Nie przepraszaj. Jedność to dzielenie obecności, emocji, wrażeń.
– Myśli?
– Nie – zaśmiała się. – Myśli nie.
Pokiwał głową.
– Czy sin-ra zawsze są takie piękne? – zapytał. – Mieliśmy okazję podziwiać lot dorosłych osobników, teraz ujrzałem larwy. Co z pośrednimi stadiami? Czy też tak oszałamiają swoim wyglądem?
– Nie tak. – Przez chwilę szukała słów. – Gąsienice są zielone, by kryć się w trawie. Jaja… chyba można je uznać za ładne, choć nudne w porównaniu do feerii barw dorosłych sin-ra. Po złożeniu są czarne, z czasem zyskują białe żyłki, wzdłuż których pękają, by wypuścić gąsienicę.
– Masz może jakieś ze sobą? Chciałbym je zobaczyć.
– Nie! – wykrzyknęła zszokowana. – Nie wolno ich ruszać. Zabrane z gniazda kamienieją i nigdy się nie przeistoczą.
– Wybacz mi – poprosił. – Nie wiedziałem. Musimy uważać. Pozwól, że opowiem o tym moim towarzyszom, zanim zapomnę szczegółów.
Rozejrzał się wokół, po czym zaczął szybko mówić do otaczających ich osób. Od czasu do czasu dało się słyszeć głosy zaskoczenia i niedowierzania. Padło kilka pytań, na które odpowiedział bez wahania. W końcu większość słuchaczy odeszła do swoich spraw. Pozostali usiedli w pewnej odległości. Z perspektywy czasu Quarana zrozumiała, że zrobili to po to, by ich pilnować. Przecież z rozmowy i tak nie byli w stanie nic pojąć.
Wspomnienie odpłynęło, wypchnięte przez przeczucie nieszczęścia. Jeszcze nie wiedziała, jakiego. Rozejrzała się ponownie. W panice uciekła w złym kierunku. Musiała ostrzec mieszkańców wioski przed niebezpieczeństwem, powiedzieć im o ataku na ich małą delegację. Czego obcy mogli chcieć od Ekkotli, czy od samych sin-ra? Zrozumiałe, że ich specyficzna symbioza wydała im się interesująca, może nawet nie uwierzyli, że nie jest możliwa w ich przypadku. Prawdopodobnie spróbują złapać kilka dorosłych osobników, może nawet zapędzą się na klify w poszukiwaniu gąsienic. Ludzie z wioski im pomogą. W końcu Gertrand był przyjacielski, zaoferował im jadło i nocleg. Nie otruł ich, nie zabił we śnie. Może tamta kobieta działała przeciwko niemu, może był między nimi rozłam?
Quarana maszerowała na tyle szybko, na ile pozwalało jej poszycie lasu. Znajdowała ścieżki wydeptane przez zwierzęta. Instynkt sin-ra prowadził ją w kierunku domu. Zorientowała się, że jednak nie uciekła w przeciwnym kierunku, że odbiegła pod kątem. Wieczorem, najpóźniej w nocy powinna dotrzeć do swojej wioski. Sama, idąc skrótami przez las, nie musiała poświęcać półtora dnia na wędrówkę. Wróciła myślami do poprzedniego ranka.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.