Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ryszard Dziewulski
‹Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRyszard Dziewulski
TytułEcha Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
OpisOpowiadanie „Skarb Cyrusa” stanowi zamkniętą całość, ale jest również wstępem do powieści interaktywnej „Echa Achelonu”, prezentowanej na łamach serwisu FANTAZIN. Do uczestnictwa w zabawie, jaką jest tworzenie interaktywnej powieści, zapraszamy w imieniu pomysłodawców.
Gatunekfantasy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa

1 2 »
– A bo, widzisz, gdybyśmy cyrusową księgę znaleźli i oddali karczmarzowi, tobyśmy kiepami byli. Ale że księgi u alchemika nie ma, przeto po zapłatę pójdziemy, bo bieda nie z naszej przyczyny. Pewnikiem Sendivogius jeno przy gorzałce dworował, że Cyrus z nim księgę w kości przegrał. Karczmarz, pierdoła, dał wiarę, a my tu głową za darmo szafujem.

Ryszard Dziewulski

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa

– A bo, widzisz, gdybyśmy cyrusową księgę znaleźli i oddali karczmarzowi, tobyśmy kiepami byli. Ale że księgi u alchemika nie ma, przeto po zapłatę pójdziemy, bo bieda nie z naszej przyczyny. Pewnikiem Sendivogius jeno przy gorzałce dworował, że Cyrus z nim księgę w kości przegrał. Karczmarz, pierdoła, dał wiarę, a my tu głową za darmo szafujem.

Ryszard Dziewulski
‹Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRyszard Dziewulski
TytułEcha Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
OpisOpowiadanie „Skarb Cyrusa” stanowi zamkniętą całość, ale jest również wstępem do powieści interaktywnej „Echa Achelonu”, prezentowanej na łamach serwisu FANTAZIN. Do uczestnictwa w zabawie, jaką jest tworzenie interaktywnej powieści, zapraszamy w imieniu pomysłodawców.
Gatunekfantasy
– Pssst…
Obydwa księżyce wychynęły w jednej chwili zza chmur, konturując krępe postacie przywierających do muru krasnoludów. Było ich dwóch. Pierwszy z nich, wspiąwszy się na ramiona drugiego, usiłował chwycić kratę najniżej położonego okna baszty.
– Szwagier…
Nie doczekawszy się odpowiedzi po raz drugi, Walvoord pochylił głowę i opierając białą brodę na piersiach omalże zawołał:
– Pssst! Kacper!!
– No i czego tam na górze mordą chlapiesz?!
– A boś to głuchy, czy jak? Odpowiadaj, kiedy wołają.
– Zamknijże się lepiej, bo kto usłyszy.
– Tedy podnieś mnie wyżej, bo mi do kraty pół chłopa brakuje.
– Stawaj!
Kacper zgiął łokcie, układając dłonie w szpon skierowany ku górze. Walvoord, namacawszy stopą tak skonstruowane podpory, po kolei wsunął w nie ostrożnie obie ciżmy.
– Ot, na gadkę go przy robocie wzięło… – bez najmniejszego wysiłku Kacper podniósł szwagra, prostując ręce nad głową.
– A ktoż może słyszeć, skoroś służebnym cerbom łby powyginał?
– Nicem nie powyginał! Śpią jeno, niby te harpie w przeromblu.
– Uchowaj mnie, YouPeterze, od takiego snu – Walvoord stęknął z wysiłku, lecz jego palce ześlizgnęły się z dziwnie połyskujących prętów.
– Jeno nie wiem, czym wszystkich puknął – mruczał Kacper, usiłując podrapać się czarną jak smoła brodą w bark. – Przeto stul paszczysko i kraty chwytaj. A żywo, bo mi łapska ciarnieją.
– Kiedy nie mogę, bo łojem, sracze syny, u dołu żeleźce wysmarowali…
– No to na „ry": trzy… – czte… – rry!
Obaj lekko przykucnęli i na dany znak – wybili się w górę, dzięki czemu Walvoord z łatwością chwycił obiema dłońmi za pręty. Odczekawszy, aż szwagier poprawi uchwyt i zwiśnie bez ruchu, Kacper popluł w dłonie, wziął rozbieg, wybił się i złapał go za kostki. Podciągnąwszy się, chwycił Walvoorda za pas, potem za młot przytroczony na plecach, skórzane epolety na ramionach i wreszcie dosięgnął kratownicy.
– Kacper!
– A czego znowu?
– A nie boiszże się, iże skończymy jako ten parob, co młynarza okpił?
– Jakiego młynarza?
– No, tego z Krzemionek.
– E tam… – Kacper wspiął się po kracie najwyżej jak mógł i, chwyciwszy pręty z całych sił, odsunął ramiona i głowę do tyłu tak, by mogły stanowić podparcie. – A, powiadasz, jak skończył?
– Tego nie wiem, a i wiedzieć nie chcę. – Tym razem Walvoord, czepiając się części garderoby szwagra, przesuwał się ponad niego. – Nadto mi, że mu jeszcze przed batożeniem skórę z dupy zdjęli.
– A czemuż to?
– Pono przebrał się za wróża, któren z dziewiczych życi umi wieszczyć… – ostrożnie oparł ciżmy na ramionach Kacpra, wyprostował się, chwycił okratowań wyższego okna i ponownie zawisł.
– I co z tym wróżem? – zapytał Kacper, gdy po plecach Walvoorda dobrnął do drugich krat. Spojrzał w górę. Trzeci otwór nie był już zabezpieczony.
– Ano usiadł w karczmie podle młynarza i dalej narzekać, że mu materii do patrzenia nigdzie nie staje, bo do jednego widzenia aż dwóch dziewic potrzeba.
– A to czego, osioł jeden, w Krzemionkach szukał? – Kacper odchylił tułów i zaparł się, czując na plecach ciężar szwagra.
– Jak to czego? Młynarzówien.
– Młynarzówien? Ponoć już z dawna obiedwie fałszowane.
– He… Teraz już na pewno – Walvoord oparł stopy o ramiona Kacpra i chwycił za gzyms. Podciągnął się lekko na rękach i zniknął w ciemnym otworze. Zaraz jednak wychylił się, podając szwagrowi trzonek młota.
– A czemuż to? – zapytał Kacper, gdy stanął na gzymsie.
– Bo gadają, że jeśli co ów wróż w ich dupach wypatrzył, to chyba młynarskie wnuczęta.
– Eeeee. Dziwy skrzydlate pieprzysz – splunął przez okno i ruszył krętymi schodami w górę baszty. Po chwili zatrzymał się w ciemnościach, nie widząc drogi. – Młynarz z Krzemionek może i chłop niepiśmienny i jeno na węzełkach rachuje, ale swój rozum ma. Nie dam wiary.
– Cóż, że ma rozum, skoro chciwy. – Walvoord skrzesał ogień, rozniecił pochodnię i dołączył do szwagra. – A parob mu przy szóstej stągiewce zdradził, niby to w komitywie, do czego mu tych dziewic potrzeba. Owoż do odgadnięcia miejsca, gdzie Cyrus Perfidny skarb straceńców zakopał.
– Nasz skarb?! – Kacper o mało nie spadł w biegnącą środkiem baszty studnię.
– Taki on nasz, jak i jego. Temuż się należy, któren go pierwej znajdzie.
– I co?
– I nic. Młynarz dwie córczane dupy za weksel na pół skarbu oddał. Cztery dni kopał w pokazanym miejscu, a jak do młyna wrócił, to już ani wróża, ani mąki w spichrzu nie było.
– No i, gadasz, złapali…
– Złapać – niby złapali, wybatożyli i co tam jeszcze, ale powiadają humowie, że ten złapany wróż jakiś taki był do siebie… niepodobny.
– No, jak to? A młynarzówny? Nie rozpoznały?
– Owoż nie bardzo, bo ponoć przez całą noc, skubaniutki, od tyłu wieszczył.
– A młynarz? Przecie z nim pysk w pysk gambrinus żłopał.
– Młynarzowi za jedno było, kogo batoży. On by i z własnego dupska chętnie skórę zdjął, byle gębę przed ludźmi zratować.
– A myślisz, że… – Kacper stanął u szczytu schodów przed rzeźbionymi w smocze pyski drzwiami i dziwnie się zadumał. – Myślisz, że prawdę gadał?
– Kto?
– No, ten… niby-wróż.
– Prawdę? Wróż? – Walvoord podał szwagrowi pochodnię i odruchowo zważył ciężki młot w dłoni. Zamachnął się szeroko, lecz zastygł, czekając na zawisłą w powietrzu krotochwilę. – Bo co?
– Hmm. Nie zaglądałem ci ja do młynarskich życi, przeto że Cyrus Perfidny swego skarbu tam nie wrażał, nie poręczę. – Tu Kacper ryknął gromkim śmiechem, nieledwie cichszym od grzmotu miażdżonych toporzyskiem drzwi. Skobel nie puścił, ale dobra ćwiartka wrót zmieniła się w rozrzucone po ziemi szczapy.
Wleźli do środka. Dopiero, gdy pozapalali sterczące ze ścian pochodnie i stojące w uchwytach świece, obaj stanęli w wielkim zadziwieniu.
– …Więc tak to pomieszkuje alchemik Sendivogius…

Zwisające ze stropu wiechcie suszonych ziół i sylwety wypchanych jaszczurów oplatały gęste pajęczyny. Z głębi szkaradnych paszcz, migoczących w świetle płomieni, wyzierały gołe czaszki z zatopionymi w oczodołach kryształami. Gdzieniegdzie powałę zdobiły też kości dziwacznych szkieletorów oraz wyprawione indywidua smoczych nietoperzy i szponiastego ptactwa. Wzdłuż ścian, bogatych w zdobne kotary, arrasy i malowidła, rozstawione były przedziwne sprzęty, służące do tajemnych praktyk królewskiego rzemiosła. Na półkach stały różnej grubości słoje z piaskowego szkła, retorty z długą wylewką, ogniotrwałe tygle, gliniaste flakony, miseczki i lejki, a obok nich różnochwilowe klepsydry i różnociężarne wagi. Z wiklinowych koszyków sterczały wieloforemne korzenie i bulwy, a pękate dzbanuszki przepełniały niezliczone rodzaje proszków o odmiennej barwie i sypkości.
– Magia magią – szepnął Walvoord, ściskając mocniej trzon wielkiego młota – a tłuczek tłuczkiem.
Tak to otrząsnąwszy się z pierwszego wrażenia, obaj ruszyli przed siebie, rozglądając się uważnie i komentując każdą nową osobliwość.
– Kudłate łby… – Kacper zbliżył się do opartego o ścianę polerowanego zwierciadła, wokół którego sterczały z muru drewniane kule pokryte włosiem. – Pewnikiem tego kłacza do plugawych praktyk używa.
– Głupiś? Przecie to fałszywe czupryny. Nie pojmujesz?
Kacper zamyślił się.
– Szlachetny Sendivogius… jest… glaca? – zaśmiał się ochryple.
– Lepiej zerknij na to – Walvoord zbliżył pochodnię do cudacznego kształtu. – Ten wieszak na amulety, widzi mi się, ze smoczych pazurów.
– Potężne było smoczysko…
– Hej. Za takiego siołami płacą.
– A te talizmany… Hm, całkiem podobnymi Helvecja Koptyjka kupczy. Takież same gwiazdy różnoboczne, zdobne na każdym ramieniu inną runą. – Kacper odgarnął wisiory, lecz ze wstrętem cofnął rękę. – A to co?
– Wygląda na Dłoń Sławy.
– Dłoń Sławy? Przecie to zwykła ususzona i zamarynowana humska ręka.
Walwoord przytaknął ruchem głowy.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.