Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Milena Wójtowicz
‹Zasady tajemnic›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMilena Wójtowicz
TytułZasady tajemnic
Gatunekfantasy

Zasady tajemnic

Milena Wójtowicz
1 2 3 6 »
Świetliste drzwi pojawiły się w kamiennym murze, wypuściły Iskierkę i zniknęły. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Stała u stóp jakiejś budowli, wysokiej, ozdobionej płaskorzeźbami i porośniętej winoroślą. Przy wejściu, niczym strażnicy, stały dwie rzeźby przedstawiające smoki. Iskierka podeszła do nich i pogłaskała jednego po nosie.
– Lubię smoki – mruknęła.

Milena Wójtowicz

Zasady tajemnic

Świetliste drzwi pojawiły się w kamiennym murze, wypuściły Iskierkę i zniknęły. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Stała u stóp jakiejś budowli, wysokiej, ozdobionej płaskorzeźbami i porośniętej winoroślą. Przy wejściu, niczym strażnicy, stały dwie rzeźby przedstawiające smoki. Iskierka podeszła do nich i pogłaskała jednego po nosie.
– Lubię smoki – mruknęła.

Milena Wójtowicz
‹Zasady tajemnic›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMilena Wójtowicz
TytułZasady tajemnic
Gatunekfantasy
Deszcz siąpił niemiłosiernie, waląc kanonadą kropli w okiennice gospody. Co jakiś czas rozlegały się grzmoty, a przez szpary między deskami błyskało dzikie światło błyskawic. Klienci spożywali swoje posiłki, tocząc rozmowy półgłosem, jakby obawiali się, że burza usłyszy ich i wytropi. Przy stole w najdalszym kącie siedziały dwie osoby w płaszczach z kapturami, różniące się od pozostałych przede wszystkim rozmiarami. Większość klientów przypominała wielkością bardziej młode dobrze wypasione byczki niż ludzi. Dwójka pod ścianą wyglądała przy nich jak wychudzone krasnoludki.
Jedna z tych dwóch osób była trzynastoletnim piegowatym chłopcem, który burczał niezadowolony nad swoją miską gulaszu.
– Dlaczego ja nie mogłem iść popatrzeć sobie na wojnę? Tygrys chciał mnie zabrać. Dlaczego ja nie mogłem, a puściłaś Amadeusza? Przecież ja jestem bardziej odpowiedzialny. I wcale nie kapryszę ani nie broję. Ale mnie nie puściłaś. Założę się, że wiem dlaczego. Bo mógłbym się nabawić militaryzmu, heroizmu albo jakiegoś innego paskudnego choróbska, a Amadeusz będzie tylko wyrywał ludziom miecze i zakopywał je pod jakimś drzewem.
– To ma o wiele głębsze psychologiczne uzasadnienie – powiedziała siedząca naprzeciw niego dziewczyna. – Ale jeśli odjąć wszystkie fachowe wyrażenia, to w gruncie rzeczy masz rację.
– Wiedziałem. Zawsze tak jest. A twierdzisz, że każdy ma prawo iść własną ścieżką.
– Oczywiście, że każdy ma takie prawo, Herbercie. Po prostu, chwilowo, całkiem dobrowolnie pozwoliłeś, żebym to ja wepchnęła cię na właściwą drogę.
– Chciałby zobaczyć tę swoją dobrą wolę. Założę się, że leży skrępowana w jakimś rowie.
Potężny podmuch wiatru otworzył gwałtownie drzwi, wpadł do pomieszczenia i zgasił wszystkie świece. W ciemności nie dało się rozróżnić nawet kształtów.
– Widzisz, Herbercie – powiedziała dziewczyna, dotykając palcami knota stojącej na stole świeczki – nie zawsze mamy możliwość sami wybierać kierunek, w którym podążamy – knot zapalił się jasnym płomieniem. – Ale tylko od nas zależy, czy będziemy iść drogą, łąką, lasem, czy skakać nad strumie… Herbercie? – dziewczyna rozejrzała się po karczmie. Chłopca nie było ani przy jej stole, ani nigdzie w pobliżu. Poderwała się. – Gdzie jest chłopak?
Karczmarz spojrzał na nią zza kontuaru, pod którym szukał krzesiwa.
– Chłopak?
– Tak, piegowaty, mniej więcej tego wzrostu… – wyciągnęła przed siebie rękę, chcąc pokazać i w osłupieniu spojrzała na swój rękaw. Rozchyliła płaszcz i ze zdziwieniem spoglądała na swoją bluzę, spodnie i buty.
– Coś nie tak, panienko? – zapytał karczmarz.
– To jest zielone! – jęknęła dziewczyna.
– Tak panienko. Bardzo panience do twarzy w tym kolorze, jeśli mogę zauważyć – powiedział karczmarz. Wśród klientów rozległ się aprobujący pomruk.
– Ja nie noszę zielonego – warknęła dziewczyna, a potem wybiegła z karczmy na drogę.
Przestawało już padać i na zachodzie przez chmury przebijały się promienie słońca. Dziewczyna rozejrzała się, sięgając dłonią do medalionu, który miała zawieszony na szyi.
– Ciekawy sposób informowania, że coś jest nie tak – mruknęła. – Ale na przyszłość zapamiętaj, że zmiana koloru w ciemnym pomieszczeniu nie zalicza się do błyskawicznych ostrzeżeń. I ja naprawdę nie noszę zielonego.
Deszcz przestał już całkiem padać i dziewczyna zdjęła z głowy kaptur. Miała ciemne, kręcone włosy, opadające falami na ramiona i ciemne oczy, przypominające gwiazdy, a raczej dwie komety, które lada chwila zderzą się z niewinną planetą, rozbijając ją na kawałki.
Otrzepała płaszcz z wody, spoglądając na jasne niebo i na oddalające się szybko chmury burzowe. Bardzo szybko. Za szybko.
Dziewczyna wpadła do stajni i po chwili wyjechała stamtąd na czarnym koniu, który galopem puścił się w pogoń za burzą.

Po kilku godzinach ciemnowłosa dziewczyna musiała przyznać, że nie jest w stanie dogonić chmur. Do niewielkiego miasteczka weszła już na własnych nogach, prowadząc zmęczonego konia. Do ucha szeptała mu jakieś zaklęcia, rzucając jednocześnie nieprzyjazne spojrzenia w stronę burzy, która znikała za horyzontem. Nie odrywając od niej wzroku, przywiązała wierzchowca przy wodopoju. Na miasteczko, w którym się znalazła, spojrzała dopiero, kiedy całe niebo było już czyste i błękitne.
Okolicę poznała od razu. Była tu już kiedyś – i wtedy też czegoś szukała. Na środku miasteczka, przy rynku, stał niewielki niepozorny budynek, siedziba wyroczni. Dziewczyna stanęła przed drzwiami budynku tak jak kiedyś i, tak samo jak wtedy, bez wahania pchnęła drewniane wrota. Od dziecka wychodziła z założenia, że strach dogoni cię tylko wtedy, jeśli dasz mu się złapać, a każda chwila niepewności zmniejsza dystans między wami.
Za drzwiami znajdowała się niewielka komnata, z powietrzem przesiąkniętym wilgocią. Przy kamiennym ołtarzu medytował jakiś młody mnich z ogoloną głową. Dziewczyna nie miała najmniejszych skrupułów odnośnie wyrwania go z transu.
– Dokąd odeszła burza? – zapytała.
Mnich, brutalnie oderwany od rozważania problemów natury duchowej, zamrugał oczami.
– Ludzie wierzą, że burza to krążące bez końca po świecie echo ostatnich krzyków starożytnych bogów, wydanych, kiedy ci spadali w otchłań zapomnienia – powiedział tonem wyrozumiałego nauczyciela i z powrotem zamknął oczy.
– Bzdura – stwierdziła stanowczo dziewczyna.
Mnich otworzył oczy, zdumiony takim brakiem szacunku.
– Inni mówią, że to dzikie demony ścigają się w swoich rydwanach do piekła.
– To też bzdura.
Mnich spojrzał na nią, wyraźnie niepewny, co ma zrobić w sytuacji, gdy ktoś jawnie lekceważy sobie autorytet świątyni i jej mnichów.
– Są też tacy, którzy mówią, że burza to skutek zderzenia ze sobą dwóch chmur. Kiedy zużyją całą swoją energię i przestaną one się zderzać, burza kończy się i odchodzi w niebyt.
– Nie odchodzą mnie wszystkie burze, tylko ta konkretna, która przeszła tędy kilkanaście minut temu. I chyba powinnam znaleźć kogoś bardziej kompetentnego – ruszyła w głąb świątyni, za grubą kotarę.
Mnich poderwał się tak gwałtownie, że aż się przewrócił.
– Mistrzowi nie wolno przeszkadzać! – jęknął.
Dziewczyna odsunęła kotarę. Siedzący za nią stary mnich podniósł głowę.
– Znam cię – powiedział. – Nazywasz się Iskierka i byłaś tu już kiedyś.
– Gratuluję pamięci.
Mnich spojrzał na nią uważnie.
– Amulet.
Iskierka uśmiechnęła się.
– Mówiłam, że go znajdę.
– A ja przepowiedziałem ci, że za spełnienie tego pragnienia zapłacisz najwyższą cenę. Byłem przekonany, że już nie zobaczę cię żywej. Moje przepowiednie zawsze się sprawdzają.
– Można powiedzieć, że w pewnym sensie miałeś rację – mruknęła dziewczyna. – Ale wracając do spraw bieżących, dokąd poszła ta burza?
– Tam, gdzie jej nie odnajdziesz.
– Możesz mi wierzyć, mam talent do znajdywania różnych rzeczy.
– Ta jest poza twoim zasięgiem.
– Po prostu powiedz mi, gdzie szukać.
Mnich pokręcił głową.
– Nie mogę. Są tajemnice, których się nie ujawnia.
– Jeśli mnie pamiętasz, to chyba wiesz, że łatwo nie ustępuję. Sama zapytam wyrocznię.
Młody mnich jęknął ze zgrozą. Starszy tylko pokręcił głową.
– Wyrocznia odpowiada tylko tym, którzy umieją jej słuchać.
Iskierka uśmiechnęła się, podchodząc do kamiennego ołtarza.
– I tu się mylisz, staruszku. Ona odpowiada tym, którzy są w stanie wysłuchać odpowiedzi – spojrzała na kamienną tablicę, porytą runami. – Jestem Iskierka, wiedźma – powiedziała. – I chcę wiedzieć, dokąd poszła burza.
Przez chwilę nie działo się nic, a potem tablica rozbłysła światłem, padającym przez drzwi, które się nagle na niej otworzyły.
– Zaklinam cię, nie wchodź tam – jęknął stary mnich.
– A znasz lepszy sposób, żeby dowiedzieć się, co jest po drugiej stronie? – zapytała Iskierka i weszła w świetliste drzwi, które zamknęły się za nią tak, jakby nigdy nie istniały.

Herbert otworzył oczy. Czuł, że wszystko wokół nie jest do końca takie, jakie być powinno. Przede wszystkim było miękko. Herbert ostrożnie się rozejrzał i stwierdził, że zamiast na ławie w gospodzie siedzi na stosie poduszek. Po za tym miał na sobie jakąś obficie haftowaną szatę, a grupa straszliwie wypacykowanych kobiet podtykała mu pod nos talerz z dziwnymi owocami. Wszyscy znajdowali się w jakimś pokoju, którego ściany, sufit, a nawet podłoga pokryte były malowidłami. Wyglądało to tak, jakby jakiś artysta desperacko starał się wykorzystać do maksimum całą wolną przestrzeń. Herbert stwierdził, że mu się to nie podoba.
1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski

Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady

Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula

Laser Alladyna
— Milena Wójtowicz

Łowy
— Milena Wójtowicz

Statystyka magii
— Milena Wójtowicz

Kocha? Lubi? Szanuje???
— Milena Wójtowicz

(Nie)Szczęśliwy traf
— Milena Wójtowicz

Bardzo czarna dziura
— Milena Wójtowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.