Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać ›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułTryptyk wojenny: Nic już nie słychać
OpisTytuł opowiadania zaczerpnięty został z wiersza Federico Garcii Lorki, w którym czytamy: Ale płacz jest olbrzymim aniołem / płacz jest olbrzymimi skrzydłami / łzy tamują głos wiatru / i nic już nie słychać prócz płaczu.
Gatunekhistoryczna

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać

1 2 3 5 »
Dogonił ją na kolejnym skrzyżowaniu, kiedy stanęła pośrodku pustej ulicy i rozglądała się bezsilnie, nie wiedząc, który kierunek wybrać. W ręku miała tylko czarną torebkę. Nowak zdał sobie właśnie sprawę, że wszystkie jej rzeczy zostały na dworcu. Nie było pewnie tego zbyt wiele, ale zawsze coś – bielizna, sukienka na przebranie, może wygodniejsze buty. Wracać po walizkę nie miało jednak sensu. Podróżni i tak już pewnie wszystko rozdrapali, kiedy zdali sobie sprawę, że są to rzeczy pozostawione przez „morderczynię”.

Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać

Dogonił ją na kolejnym skrzyżowaniu, kiedy stanęła pośrodku pustej ulicy i rozglądała się bezsilnie, nie wiedząc, który kierunek wybrać. W ręku miała tylko czarną torebkę. Nowak zdał sobie właśnie sprawę, że wszystkie jej rzeczy zostały na dworcu. Nie było pewnie tego zbyt wiele, ale zawsze coś – bielizna, sukienka na przebranie, może wygodniejsze buty. Wracać po walizkę nie miało jednak sensu. Podróżni i tak już pewnie wszystko rozdrapali, kiedy zdali sobie sprawę, że są to rzeczy pozostawione przez „morderczynię”.

Sebastian Chosiński
‹Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać ›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułTryptyk wojenny: Nic już nie słychać
OpisTytuł opowiadania zaczerpnięty został z wiersza Federico Garcii Lorki, w którym czytamy: Ale płacz jest olbrzymim aniołem / płacz jest olbrzymimi skrzydłami / łzy tamują głos wiatru / i nic już nie słychać prócz płaczu.
Gatunekhistoryczna
1.
Na peronie panował zgiełk nie do opisania. Płaczące z głodu i niewyspania dzieci, zawodzący starcy, kobiety wykłócające się o lepsze miejsce w oczekiwaniu na pociąg, który spóźniał się już o ponad dwie godziny. Zdenerwowanie udzielało się wszystkim, nawet przyzwyczajonym już do takiego ścisku i niewygody kolejarzom i policjantom patrolującym dworzec. Przeżywali to każdego dnia od trzech tygodni i nic nie zapowiadało, by w najbliższym czasie coś miało się pod tym względem zmienić na lepsze. Nieprzebrane tłumy przewalały się z zachodu na wschód i ze wschodu na zachód. Co zaskakujące, wszyscy powtarzali jak buddyjską mantrę, że tam, dokąd jadą, będzie lepiej. „Lepiej” znaczyło zapewne „bezpieczniej”. Bo wybór, przed jakim stawali, był w rzeczywistości jedynie wyborem mniejszego zła.
Jakby na przekór ludzkiemu nieszczęściu, przyroda przeżywała drugą młodość. Płynący z nieba żar przypominał o zakończonych niedawno wakacjach. Co odważniejsze nastoletnie urwisy, które nie bały się odejść choć na chwilę od koczujących na dworcu matek czy babć, pluskały się w niewielkim sztucznym stawku położonym kilkanaście metrów za torami. Kolejarze mówili, że to był staw rybny, ale gdy tylko zaczęło się nieszczęście, miejscowi wyłapali sieciami wszystkie ryby, obawiając się, że mogą zrobić to za nich wygłodniali podróżni. Gdy jednak tylko z oddali dobiegał ryk samolotowych silników, wisusy wychodziły na brzeg i co sił w nogach pędziły do swoich opiekunów. Nie pomagało tłumaczenie żandarmów, że jeśli to będą wrogie samoloty, przede wszystkim zbombardują dworzec, więc w razie nalotu należy raczej uciekać w stronę brzozowego lasku albo, gdy nie będzie już innej możliwości, do miasteczka. W ciągu ostatniej doby parokrotnie podnoszono alarm. Na szczęście za każdym razem nadlatujące samoloty okazywały się mieć na skrzydłach biało-czerwoną szachownicę. Aż strach pomyśleć, w jaką jatkę zamieniłby się dworcowy peron, gdyby to były niemieckie bombowce.
Długie oczekiwanie na pociąg działało na podróżnych wyjątkowo drażniąco. Wszyscy byli podenerwowani i wystarczył byle pretekst, aby przyjacielska rozmowa zamieniła się w karczemną awanturę. Z obawy przed wciągnięciem do kłótni innych pasażerów w takich sytuacjach natychmiast interweniowali policjanci lub żandarmi, wyprowadzali swarliwych przybyszów z różnych stron poza dworzec i obsztorcowywali, apelując do ich zdrowego rozsądku, a gdy to nie pomagało, to do patriotyzmu. Kłótliwi dotąd sąsiedzi z dworcowego peronu milkli wówczas i, pochylając nisko głowy, ze wstydem obiecywali, że to się więcej nie powtórzy. Ale powtarzało się, bo beznadzieja, strach i znużenie oczekiwaniem na pociąg brało górę – i nad zdrowym rozsądkiem, i nad patriotyzmem.
– Łatwo być patriotą, kiedy się ma karabin w ręku i wroga sto metrów od siebie – bąknął pod nosem starszy mężczyzna, którego chwilę wcześniej policjanci wylegitymowali i wyzwali od dekowników, ponieważ w niecenzuralnych słowach domagał się od nich natychmiastowego podstawienia choćby jednej drezyny. – Co mnie obchodzą inni? – grzmiał dalej. – Jestem weteranem, a z tych gówniarzy jeszcze żaden nie powąchał nawet prochu…
– Daj pan już spokój – odezwał się inny mężczyzna, oparty o ścianę i podpierający się gustowną drewnianą laseczką. Jego niski, tubalny głos przypominał komunikaty odczytywane co jakiś czas przez dworcowe megafony. – Wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
– Jedziemy? – spytał ironicznie weteran. – Pan wybaczy, ale dużo bym dał za to, żeby wreszcie stąd odjechać.
– Nie podoba się panu nasze towarzystwo? – wtrąciła się do rozmowy gruba kobieta w okularach, otoczona wianuszkiem wypchanych po brzegi walizek i dwójką zapłakanych i zasmarkanych dzieci. Nieprzyjazny ton głosu starała się zrównoważyć uśmiechem. Ale jej nierówne, poczerniałe od papierosowego dymu zęby odstręczały jeszcze bardziej.
Weteran już chciał jej odpyskować, ale w ostatniej chwili chyba ugryzł się w język i tylko machnął od niechcenia ręką. Obrócił się do niej plecami i spojrzał na siedzącą na odwróconym do góry dnem starym cynkowanym wiadrze niemłodą już brunetkę. Mrugnął do kobiety porozumiewawczo i wycedził spomiędzy zębów:
– Głupie, tłuste babsko.
Jakimś cudem okularnica usłyszała jego słowa i podniosła jeszcze większy rwetes. Krzyczała tak głośno i wyrzucała słowa z taką prędkością, że trudno było zrozumieć, co myśli o swoim adwersarzu. Jej dzieci, schowane za matką, wyły jeszcze głośniej. Podróżni starali się nie zwracać na scysję większej uwagi, by nie rozjątrzać sytuacji, ale siedzący najbliższej w końcu nie wytrzymali, podnieśli się z miejsc, jakie zajmowali, i zaczęli uspokajać kobietę. Efekt był jednak odmienny od zamierzonego. Okularnica wyrywała się, machając rękoma i waląc na oślep pięściami, a kiedy ją już skutecznie unieruchomiono, splunęła w stronę niedawnego oponenta. Ten jednak uchylił się w porę i plwocina dosięgła siedzącej tuż za nim brunetki.
W harmiderze, jaki miał miejsce, nikt pewnie by tego nie dostrzegł, gdyby kobieta nie podniosła się i ostentacyjnie nie wytarła rękawem wełnianego swetra twarzy. To, co stało się chwilę później, zaskoczyło wszystkich. Opluta brunetka zrobiła trzy kroki do przodu i wymierzyła krzyczącej wniebogłosy grubasce siarczysty policzek. W jednym momencie wszystko wokół umilkło, nawet dzieciom nagle odjęło głos.
– Ty… – spoliczkowana kobieta próbowała znaleźć odpowiednie do targających nią emocji przekleństwo, ale widocznie nic stosownie ordynarnego nie przyszło jej do głowy. Brunetka tymczasem odwróciła się, chcąc wrócić na miejsce. Ale grubaska odzyskała wreszcie i rezon, i głos. – Ty myślisz, że ja nie wiem, kim jesteś?! Że cię nie poznałam? Ty… Widziałam twoje zdjęcie w gazecie!
Teraz prawie wszyscy siedzący w pobliżu, którzy jeszcze przed chwilą zdawali się nie zauważać całego zajścia, skierowali wzrok na brunetkę. Ta, jakby instynktownie, spuściła głowę i nerwowo zaczęła przygryzać dolną wargę.
Tymczasem okularnica, oswobodziwszy się już z uścisku, zaczęła szukać wspólników, zwracając się do wszystkich coraz bardziej, jeśli to jeszcze w ogóle było możliwe, skupionych wokół jej osoby:
– Przyjrzyjcie się jej, a poznacie tę twarz. Ja nigdy jej nie zapomnę. To ona – ta morderczyni! Łapcie ją!
I choć było mało prawdopodobne, aby wszyscy dokoła w ciągu zaledwie kilku sekund rozpoznali w brunetce jakąś przestępczynię czy zbrodniarkę, polecenie zostało wydane z takim wewnętrznym przekonaniem w głosie, że kilka osób odruchowo rzuciło się we wskazanym kierunku.
Brunetka była jednak szybsza. Chwyciła wiadro, na którym jeszcze parę minut temu spokojnie, przez nikogo nie niepokojona siedziała i cisnęła nim w stronę biegnących do niej ludzi, po czym puściła się do ucieczki. Przeskakiwała nad nogami siedzących lub leżących na peronie ludzi, chcąc jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem goniących. Miała nadzieję, że kiedy już wybiegnie z dworca, zaprzestaną oni pogoni – czy to z lenistwa i zmęczenia, czy też z troski o pozostawione bez opieki rzeczy. Potykając się o próg, wbiegła do poczekalni dla podróżnych, popchnęła starszego mężczyznę w ciemnym, zupełnie nieprzystającym do pogody prochowcu i żegnana jakąś niemiłą, wykrzyczaną przez niego uwagą wybiegła na brukowaną ulicę. Kilka minut wcześniej ktoś musiał polać bruk wodą, bo poślizgnęła się i upadła na prawe kolano, zdzierając je sobie do krwi. Była już pewna, że teraz ją dogonią, w każdej chwili oczekiwała szarpnięcia za ramię, a może pchnięcia w plecy, po którym uderzy głową w wilgotną kostkę. Zamiast tego usłyszała jednak tylko krzyk:
– Co tu się dzieje?! Stać w miejscu!
Podniosła głowę i zobaczyła obok siebie patrol żandarmerii. Trzem żołnierzom towarzyszył policjant. Jako jedyny nie miał on w ręku karabinu wymierzonego w ludzi stojących za jej plecami. Podniosła się powoli i dłonią starła krew z kolana.
– Panowie żołnierze… – zaczął jakiś mężczyzna. – Ta kobieta to podobno znana morderczyni. Goniliśmy ją.
Podróżni widzący wcześniejsze zajście na peronie wypływali teraz z dworca, zaciekawieni, czy pościg za „zbrodniarką” zakończył się powodzeniem. Tłum gęstniał i wydawał nieprzyjazne pomruki.
– Morderczyni? – spytał jeden z żołnierzy, nie opuszczając ani na sekundę karabinu. – Czy na dworcu dokonano zbrodni? Czy ta kobieta kogoś zabiła?
Z tłumu co rusz dobiegały groźby i wyzwiska, nie wiadomo nawet dokładnie w czyim kierunku adresowane – ściganej kobiety, żołnierzy, a może policjanta, który w międzyczasie chwycił brunetkę za rękę, przyciągnął do siebie i ukrył za swoimi plecami.
– Zabiła już dawno – krzyknął tubalny męski głos. – Powinna zgnić w więzieniu.
– Pewnie – zawtórowała mu piskliwie jakaś kobieta. – Dla takiej nie ma miejsca wśród nas.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 2
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 1
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.