WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Anna ‘Cranberry’ Nieznaj |
Tytuł | Przed burzą |
Opis | Autorka pisze o sobie: Rocznik 1979. Programistka, mieszka w Lublinie. Kiedyś opublikowała pod panieńskim nazwiskiem Borówko kilka opowiadań w „Filipince”, potem „Telemacha” w „Science Fiction” (28/2003). Mężatka, ma syna. „Przed burzą” jest alternatywną kontynuacją „Drugiej strony Mocy” Achiki i Cranberry przy założeniu, że Cran została Darth Beyre. Akcja rozgrywa się bezpośrednio po „Światełku” i kilka lat przed „Obławą”. |
Gatunek | fanfiction, space opera |
Gwiezdne wojny: Przed burząAnna ‘Cranberry’ NieznajGwiezdne wojny: Przed burząImperator mówił coś do niej długo, wydawał jakieś polecenia, cały czas nad martwym Jedi, a Beyre nie była w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. Wiedziała, że prędzej czy później tego pożałuje, Lord Sidious nigdy nie wygłaszał bezcelowych przemówień i zawsze sprawdzał, czy jego rozkazy wykonano. Kiedy wreszcie ją odesłał, przeszła przez pałacowe korytarze jak lunatyczka. Kompletnie nie docierało do niej piękno mijanych pomieszczeń, blask słońca wlewającego się przez okna ani gwar przelewającego się we wszystkie strony tłumu. Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi apartamentu, zwinęła się w kłębek na podłodze w przedsionku tak, jak stała, w obszytej srebrem pelerynie. Nic mu nie byłam winna, nic mu nie zawdzięczam. Tylko to, że zabrał mnie z tej nieszczęsnej planety, na której się urodziłam. Dziesięć lat później Beyre biegła korytarzami swojego niszczyciela w kolejnej godzinie morderczego sithowskiego treningu. Co pewien czas otwierały się przed nią wielkie hangary. Zazwyczaj kręciło się tu kilku mechaników, ale dziś było pusto. Potem znowu ciasne, nieprzyjemne przejścia. W zupełnej ciszy miarowe uderzenia jej butów odbijały się echem. Ciemny kolor ścian i przygaszone w trybie oszczędnościowym światła sprawiały, że trasa stawała się jeszcze bardziej ponura. Ale przecież celowo wybrała najbardziej odludną część okrętu. Słyszała swój oddech, równy, chociaż już głośny. Znała tę trasę na pamięć, zamknęła oczy i biegła dalej, nie zwalniając tempa. Nagle jej wyczulony słuch złowił szmer, zakłócenie rytmu. Spojrzała za siebie, ale nic nie zobaczyła. Jednak tuż po każdym jej kroku, a przed odgłosem echa coś było. Nieuchwytne, ale obecne. Czujna, napięta w nasłuchiwaniu poczuła, jak mimo wysiłku robi jej się zimno. Lodowato. Choć dawno zaschło jej w ustach, odruchowo przełknęła ślinę i błyskawicznym ruchem obejrzała się. Ale nie zwolniła nawet na chwilę. W bocznym korytarzu mignął cień. Poła płaszcza. Beyre zamiast zawrócić, przyspieszyła. Zaraz zaczną się czynne lądowiska, tam jest załoga. Co ja myślę. Uciekała. Powietrze wokół gęstniało od Mocy, ale zagrożenie było dziwne, niesprecyzowane i nadchodziło jakby znikąd. Beyre sprężyła sie do skoku i minęła zakręt. Stanęła jak wryta. To było absolutnie niemożliwe, ale zmyliła drogę. Była dwa pokłady wyżej, niż się spodziewała. Korytarz zamiast prowadzić dalej, kończył się rzędem wind. Wiedziała, że nie działają, dopiero je instalowano. Pułapka! Beyre odwróciła się powoli. Daleko przed nią, w półmroku, stał wysoki, długowłosy mężczyzna. Usłyszała swój wrzask, choć nie zdawała sobie sprawy z tego, że krzyczy. Odruchowo rzuciła się w stronę wind, ale straciła równowagę, potknęła na idealnie równej podłodze i upadła na kolana. Spanikowała, skuliła się, dłońmi w czarnych rękawicach zasłoniła twarz, a potem spróbowała ochronić głowę ramionami przed spodziewanym ciosem. Czekała. Nic się nie stało, rozkołysana Moc uspokajała się, szum w uszach cichł. Beyre po dłuższej chwili odważyła się podnieść wzrok. Klęczała dokładnie naprzeciwko drzwi windy, których szklana tafla odbijała jej obraz jak lustro. Przez mgnienie oka widziała tam Sitha w masce na twarzy. Wtedy wrzasnęła po raz drugi. Kiedy Beyre weszła do sterowni, Tarkin siedział w fotelu na pomoście widokowym. Minęła go szybkim krokiem i stanęła przy oknie. Gubernator wstał, żeby się ukłonić. Siedział w półmroku i ktoś inny mógłby go po prostu nie zauważyć, ale Beyre najwyraźniej zignorowała jego obecność. Czasem jej się to zdarzało. Podszedł bliżej i skłonił się lekko. – Pani… Drgnęła. Czyżby rzeczywiście nie wiedziała, że ktoś tu jest? Dziwne. Stała tyłem do sali, wpatrzona w pustkę. Ręce miała założone na piersi, obejmowała się, jakby było jej bardzo zimno. Odwróciła się powoli i wlepiła w gubernatora nieprzytomne spojrzenie. Nie był pewien, czy go w ogóle poznaje. Ona chyba ma gorączkę, pomyślał. Na ile dało się to ocenić w słabym oświetleniu, nie miała wypieków. Była śmiertelnie blada, z ostrymi cieniami podkrążonych oczu. Podobne efekty dawała czasem biała wróżka, ale Beyre była ostatnią osobą, którą Tarkin podejrzewałby o branie narkotyków. Nie umknęło jednak jego uwadze, że ma wilgotne włosy i kołnierz bluzy, jakby ochlapała się, myjąc twarz. Zapewne zimną wodą, żeby się otrzeźwić. Beyre otuliła się mocniej płaszczem, wsuwając dłonie w rękawy. Zaraz zacznie szczękać zębami! Gubernator rozejrzał się dyskretnie. Na mostku panowała senna atmosfera, z dołu dobiegał szum maszyn i ściszone głosy łącznościowców. Cokolwiek się działo, Beyre na pewno nie życzyłaby sobie, żeby podwładni oglądali ją w takim stanie. – Pani, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? Przecież jej nie powiem, że Ozzel właśnie kończy odprawę i za parę minut będzie na mostku! Kiedy ruszył do wyjścia, poszła za nim, trochę sztywno, bez właściwej sobie tanecznej gracji. Za to zaczynała chyba rejestrować, co się wokół niej dzieje, bo parę razy rzuciła Tarkinowi uważne spojrzenie. Odprowadził ją pod drzwi apartamentu z zamiarem dopilnowania, żeby znalazła się w środku. Zdjęła rękawicę i położyła dłoń na czytniku. Gdy drzwi się rozsunęły, skinęła zachęcająco głową. Zawahał się, niepewny jak to rozumieć. – Chodź – powiedziała. Miała tak zachrypnięty głos, że musiała odkaszlnąć, żeby ją było słychać. Wszedł za nią do apartamentu. Automat zapalił przyćmione światło i bezszelestnie zamknął drzwi. Inaczej niż prywatna kwatera Tarkina, urządzona z dużym smakiem, gabinet Beyre nie różnił się od pozostałych pomieszczeń na niszczycielu. Ściany w przytłaczającym szarogranatowym kolorze, kilka czarnych mebli, martwy w tej chwili ekran interkomu i duże okno. Beyre siadła ciężko na koi pod ścianą i tak zamarła wpatrzona w okno. Za pancerną szybą lśnił cudownie błękitny łuk Eriadu, wokół której orbitowali. Gubernator odczekał chwilę, ale Beyre jakby o nim zapomniała. Podszedł więc do niej i przyklęknął tak, żeby ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Cisza. – Tak, pani? – zaryzykował. Powoli spojrzała w jego stronę. Wstrząsnął nią dreszcz. – Od tygodnia nie spałam – powiedziała bardzo cicho. Tłumaczyła się przed nim. Głos miała nadal bardzo chropowaty, a kiedy skończyła mówić, zaniosła się suchym kaszlem. – Co się stało? – zapytał, chociaż instynkt mówił mu, że nie powinien. – Nic. Trenowałam. Ale dzisiaj… – przełknęła ślinę. – Zobaczyłam, tu, na niszczycielu, człowieka, który od wielu lat nie żyje. Przez jej twarz przemknęła groza, zacisnęła palce na rękawie płaszcza. Miała drobne, dziecinne dłonie, tylko kostki palców szpeciły nieregularne blizny. – Ja go zastrzeliłam. Taki był rozkaz. Tarkin prawie nie oddychał. Nie wiedział, kim była ofiara, ale tylko jedna osoba w Galaktyce mogła wydawać Beyre polecenia. – Zastrzeliłam go – powtórzyła Beyre i wbiła spojrzenie w gubernatora. W jej oczach tliło się szaleństwo. – Jednego z moich mistrzów. A teraz po mnie przyszedł. Oparła głowę o ścianę, spod zamkniętych powiek zaczęły jej płynąć łzy. Siedziała tak przez chwilę, a Tarkin oparł się o krawędź koi. Bał się poruszyć. Nagle Beyre wzdrygnęła się i wytarła mokry policzek. Potem szyję, bo łza spłynęła jej prawie za kołnierz. Przerażona obejrzała wilgotną dłoń i znów przetarła oczy, bo nie przestawała bezgłośnie płakać. – Zwariowałam. Jej głos brzmiał pozornie trzeźwo i rzeczowo, ale Tarkin wyczuł w nim niepewność. Z tego, co słyszał o Jedi, wynikało, że Beyre wcale nie miała zwidów. Poczuł na karku lodowate mrowienie. Otarła się o coś potwornego. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, zdjął rękawicę i zawinął Beyre kosmyk za ucho. Potem przygarnął ją do siebie i objął. Zesztywniała, ale nie protestowała, kiedy musnął ustami jej włosy. Dopiero po chwili odsunęła się lekko i przyjrzała mu się uważnie, mrużąc oczy. Ona mnie zaraz uderzy. Ale Beyre bardzo potrzebowała teraz bliskości człowieka. Jego dotyku, zapachu, bicia serca. Ciepłej otoczki Mocy, która tworzy się wokół każdej żywej istoty. Pocałowała Tarkina. Był tak zaskoczony, że cała ta sytuacja wydała mu się nagle nierealna. Popchnął Beyre delikatnie na koję, rozpinając klamrę jej pasa. Beyre zaczesała palcami włosy, włożyła płaszcz. – Widziałeś, jak płaczę. Właściwie powinieneś już nie żyć. Przejaw czarnego humoru? Pochylił się nad nią i pocałował w szyję. |
— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Druga szansa
— Magdalena Stawniak
Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj