Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Światełko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułŚwiatełko
OpisAlternatywna kontynuacja „Drugiej strony Mocy” Achiki i Cranberry przy założeniu, że Cran została Darth Beyre. Akcja rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach opisanych w „Obławie”.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Światełko

« 1 2 3 4 »
Uczeni byli zachwyceni. Ktoś tam protestował i powoływał się na neutralność planety, ale go nie słuchano. Przecież nikt tu nie przysyła żołnierzy, tylko pieniądze i technologię. A że efekty prac wykorzysta flota, bogowie, do tej pory też to robiła.
Beyre przyleciała obejrzeć Centrum dzień przed jego oficjalnym otwarciem. Na wszystkich wydziałach trwała właśnie ceremonia rozpoczęcia roku akademickiego. Kiedy znaleźli się w rektoracie, Piett spytał, gdzie jest aula i poszli zrobić rektorowi niemiłą niespodziankę. Beyre nie widziała powodu, dla którego miałaby nie wejść na główną, ogólnouniwersytecką uroczystość w połowie wykładu inauguracyjnego.
Aula była ogromna. Na scenie profesor Nur’chadaa’ah, błękitnoskóry n’Lyehi’ii, pisał coś na elektronicznej tablicy, a efekt wyświetlał się na telebimie nad jego głową. W pewnej chwili spojrzał na widownię i zamarł. Przez salę przemknął szmer i poruszenie.
Bocznym wejściem na balkon weszło kilku szturmowców w szarostalowych mundurach i z gotowymi do strzału miotaczami. Stanęli po obu stronach drzwi i przy barierce. Wtedy pojawiła się młoda kobieta w czarnej pelerynie obszytej srebrem, w rękawicach, z jasnymi włosami do ramion. Za nią pozostali żołnierze.
Na balkonie zrobiło się momentalnie pusto. Usiadła, szturmowcy stanęli za jej plecami. Była w świetnym humorze, nawet chciało jej się śmiać z piorunującego wrażenia, jakie osiągnęli, ale jej twarz nie drgnęła. Zimna, okrutna maska.
Nur’chadaa’ah opanował się, oderwał od niej wzrok i usiłował wrócić do przerwanego wątku. Po chwili mówił już płynnie, doceniła jego silne nerwy, zważywszy, że był znany z mocno antyimperialnych wypowiedzi i miał prawo poczuć się bardzo nieswojo widząc Sitha na swoim wykładzie.
Nie zamierzała aresztować profesora Nur’chadaa’aha. Ciągle miała nadzieję, że jej agentom uda się wreszcie odkryć, jaką drogą kontaktuje się z Rebelią. Bo to, że się kontaktuje, nie budziło najmniejszych wątpliwości.

Profesor wykładał ciekawie, ale jedyną osobą, która to doceniła, była Beyre. Pozostali byli zbyt zajęci nerwowym zerkaniem w jej stronę. Kiedy n’Lyehi’ii skończył, rektor i kilku wyznaczonych wcześniej profesorów rzuciło się do schodów na balkon, udając oczywiście, że wcale się nie śpieszą, oni po prostu zawsze witają gości tak wylewnie.
Beyre skinęła głową na ukłony, bez słowa wysłuchała przemowy powitalnej, a kiedy rektor umilkł speszony promieniującym od niej lodowatym chłodem, spytała pozornie bez związku:
– Nur’chadaa’ah przez dwa, czy przez trzy „a"?
– Przez trzy – jęknął rektor, a przez głowę przemknęła mu okropna myśl, że zatrudniając wywrotowca umożliwia mu głoszenie jego poglądów, czyli współuczestniczy w zdradzie stanu.
Beyre minęła go i ruszyła do wyjścia. Po tej demonstracji siły nie miała już ochoty bardziej ich straszyć. Szła powoli, pamiętając, że rektor jest niewysokim obcym, sięgającym jej do łokcia. Nie chciała, żeby śmiesznie podbiegał, starając się ją dogonić.
Szli więc dostojnie. Profesorowie, by zatrzeć złe wrażenie, mówili jakieś okrągłe i miłe dla ucha bzdury, których nawet nie próbowała słuchać. Mogli pojechać do Centrum kolejką, oczywiście specjalnym wagonem, ale Beyre nie po to przyleciała w ten cudowny klimat. Machnęła od niechcenia ręką.
– Przecież to tylko dwa kilometry.
Z rozkoszą zarejestrowała zgrozę w oczach gospodarzy. Wizja spaceru z Darth Beyre wcale ich nie zachwyciła.
Wtedy właśnie rektor uświadomił sobie, że popełnił straszliwą gafę, a mianowicie zapomniał przedstawić Beyre swoich towarzyszy. Wiedział, że teraz jest już za późno, ale rozpaczliwie szukał jakiegokolwiek tematu do rozmowy.
Beyre wysłuchała listy nazwisk i specjalności, przyglądając się kolejnym twarzom, należącym przeważnie do obcych. Ożywiła się, kiedy padło nazwisko Erskine Clavell.
Ten Erskine Clavell? – spytała, znów wprawiając rektora w konsternację.
Potem odkaszlnęła. Nie reagowała uczuleniem na vornskra za każdym razem, kiedy go widziała, ale jeżeli już tak się stało, kaszel długo nie mijał.
– Filozof Erskine Clavell – ukłonił się zainteresowany. – Zasadniczo jestem prawnikiem, ale teraz zajmuję się filozofią.
Clavell był człowiekiem, dość niskim, z brodą i krótkimi włosami ciemnoblond. Nosił liliową szatę i ogólnie można by o nim powiedzieć „elegancik”. Był piekielnie inteligentny i nieprzytomnie wprost pewny siebie. Milcząca, mierząca go pustym spojrzeniem Beyre nie onieśmielała go w najmniejszym stopniu.
– To pan mówił w wywiadzie dla „Nowej Chandrilli” te kompletne idiotyzmy o dualizmie korpuskularno-falowym Mocy?
Tym razem nawet Piett zerknął na nią, zdziwiony nazwą radiostacji.
– Ja. Ale ośmielam się zauważyć, że nie zgadzam się z określeniem ich jako idiotyzmy.
Byli w ogrodzie botanicznym pełnym egzotycznej gruboliściastej roślinności i kipiących kolorami kwiatów.
Rektor przestał oddychać, słysząc bezczelność Clavella. Beyre prychnęła.
– Rozumiem, że chciał pan zdobyć popularność wśród studentów, ale proszę mi nie mówić, że pan w to wierzy.
Profesorowie ostrożnie nabrali powietrza. Z jakiejś niewidomej przyczyny Beyre wdała się z filozofem w dyskusję. Szli dalej przez ogród – Beyre, Clavell, rektor i Piett z przodu, za nimi pozostali uczeni, a uzbrojeni szturmowcy otaczali ich dużym półkolem.
– Oczywiście, że wierzę! Nie mam zwyczaju mówić nieprawdy. Przecież to się da udowodnić. Moc można raz uważać za falę, rodzaj pola, które działa na różne przedmioty, a kiedy indziej da się stwierdzić jej obecność w postaci cząstek – midichlorianów. Od niepamiętnych czasów wiadomo, że osoby wrażliwe na Moc – nie umknęło uwadze Beyre, że nie powiedział „Jedi” – mają więcej midichlorianów, niż inni. Poza tym…
– Dość – przerwała potok jego słów.
Przez moment nie zrozumiał, dopiero po chwili dotarło do niego, że potraktowała go tak obcesowo. Zamilkł zaskoczony.
– Midichloriany to mit, w który poważny uczony wierzyć nie powinien. No, ale pan jest humanistą i chyba nie wie, o czym mówi – Beyre żywiła lekką pogardę dla osób, które nie umiałyby wyjaśnić, jak działa hipernapęd.
Erskine Clavell wrócił do obrony swojej tezy z ogniem w oczach.
– W ogóle Moc należy raczej do sfery mitu, doznań metafizycznych niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. Wyjaśnienie dualistyczne jest równie dobre, jak każde inne. Szczerze mówiąc, pierwszy raz słyszę, jakoby midichloriany miały nie istnieć…
– To wymysł.
– Ja osobiście jestem zwolennikiem wszelkich teorii materialistycznych. Każde zjawisko można opisać i wyjaśnić w sposób naukowy.
– Każde?
Clavell nie wyczuł jadowitej ironii. Była dobrze zamaskowana.
Dochodzili już do Centrum, widzieli z daleka stojący na wzgórzu budynek. Szeroka aleja biegła równolegle do torów kolejki.
Clavell brnął nadal:
– Na odpowiednim poziomie wiedzy każde.
– Jak magiczną sztuczkę?
– O właśnie! – ucieszył się, nie widząc, że go podpuszcza. – Zawsze się okazuje, że to na przykład gra świateł.
– Zaraz panu zaprezentuję rodzaj gry świateł.
Piett popatrzył na Beyre z błyskiem strachu w oczach. Adiutant znał ją chyba lepiej, niż ona sama. Ale tym razem nie chciała zrobić nic złego. Jeszcze tylko przez chwilę usiłowała się powstrzymać przed czymś potwornie dziecinnym.
Nawet nie poruszyła dłonią. Erskine Clavell powoli i dostojnie zaczął unosić się w powietrzu, wprawiając w totalne osłupienie zarówno kolegów uczonych, jak i siebie samego. Kiedy jego buty znalazły się na wysokości oczu Beyre, postawiła go z powrotem na chodniku. Poczuła ogarniający ją wstyd. Czemu ona tak strasznie lubi się popisywać.
Chciała go tylko podnieść, ale przecież nie jest magikiem, żeby robić wesołe sztuczki. Razem ze wstydem dopadła ją złość. Odruchowo zacisnęła dłoń w pięść.
Clavell złapał się za szyję i upadł na kolana charcząc.
Beyre rozprostowała palce, zła na siebie, tego też nie powinna była zrobić. Szybkim krokiem przeszła koło klęczącego Clavella, który łapał z ulgą powietrze. Znowu zaczęła kaszleć, co rozzłościło ją jeszcze bardziej. Wyprzedziła znaczenie grupę i zwolniła dopiero u stóp wzgórza, przy bramie Centrum. Powiedziała rektorowi kilka pochwalnych słów na temat budynku, żeby oczyścić atmosferę. Clavell trzymał się od Beyre z daleka, ale pewność siebie chyba mu wróciła, bo patrzył na nią z bezczelną ciekawością.

« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.