WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Grzegorz Wiśniewski |
Tytuł | Tolkienowska opowieść wigilijna |
Opis | Zgodnie z długą (już czteroletnią) tradycją, Greg Wiśniewski obdarza nas opowieścią wigilijną (wcześniejsze – Imperialną, Matriksową i Obcą znajdziecie w poprzednich numerach „Framzety” i „Esensji”). Miała sie ona pojawić w grudniu, który to termin wydawał się właściwszy, ale dystrybutor wyciął nam numer i wprowadził do polskich kin „Władcę Pierścieni” z dwumiesięcznym opóźnieniem. Dlatego też, drodzy Czytelnicy, otrzymujecie Tolkienowską Opowieść Wigilijną na …Wielkanoc. |
Gatunek | fanfiction, fantasy |
Tolkienowska opowieść wigilijnaGrzegorz Wiśniewski
Grzegorz WiśniewskiTolkienowska opowieść wigilijna– Powiedziałem: Laponia, szczeniaki – sprecyzował warknięciem Annatar – To takie miejsce na północy, gdzie jest pełno najrozmaitszych różnych prezentów…kosztowności… elfich mieczy… zbroi z mithrilu… – uniósł wzrok pod powałę. – Złota… balrogów…klejnotów… bogactw… Fiona, najmniejsza córka Pippina otworzyła szeroko oczy. – Ballogów? – wysepleniła. – Bogactw – poprawił ją Annatar, zdenerwowany jak zwykle. – A ballogowie? – Nie ma żadnych balrogów. Przejęzyczyłem się. Fiona wygięła usta w podkówkę, a oczy zaszły jej łzami. – Nie ma ballogów? Łeee… Ballogowie byli kuuul. Annatar był wstrząśnięty. Jak one się wyrażały? Co to znaczy kuuul? I dlaczego balrogowie byli kuuul? Gdyby jego ktoś pytał, to byli raczej skur… Zresztą, nieważne. Chciał uniknąć niezręcznej sytuacji i sięgnął szybko do worka, podsuniętego żwawo przez eee… elfy. – Zobacz, no zobacz – powiedział do Fiony podstawiając jej pod nos zabawkę, wielkiego pająka z naklejką „Made in Umbar”. – Zobacz, jakie ładne, włochate zwierzątko. Możesz sobie zrobić z niego przytulankę… Fiona obdarzyła podarek ponurym spojrzeniem. – Ale chała – podsumowała. Chwyciła pająka za nogę i poszła sobie, popłakując z cicha i napełniając Annatara kiepskimi przeczuciami. Przeczucie to okazało się słuszne. Żaden dzieciak nie był zadowolony. Annatar miał w worku najlepsze rzeczy, jakie zdołał zgarnąć w Umbarze, Mrocznej Puszczy, na bagnach Dagorladu i w Morii. Niektóre z nich były co prawda nieco nadgryzione zębem czasu (i nie tylko czasu), ale wciąż wydawały mu się interesujące. Minęło sporo czasu, od kiedy ostatni raz zetknął się z jakimiś dziećmi i teraz się to zemściło. Gdy ostatni dzieciak opuścił salon, atmosfera – dotąd nieziemską grobowa – pogorszyła się o kilka rzędów wielkości. Była pewnie taka jak w najgłębszych lochach Barad Dur, jednak Annatar nie wiedział na pewno, bo nigdy nie opuszczał sali tronowej. Barad Dur był po prostu zbyt straszny i zbyt ponury. Hobbici, gromada sztywniaków ciągle siedząca za stołem i pykająca z licznych fajek, częstowała go spojrzeniami, które były niczym ostrza pik. – No cóż… – Sam odchrząknął, wreszcie budząc się z pełnego zdumienia letargu. – Dobry hobbicie, bardzo dziękujemy ci za twój trud. Nie nawykliśmy tutaj do podobnych zaskoczeń, ale w ten miły wieczór jesteśmy w stanie cieszyć się każdymi odwiedzinami. – Nie podobało wam się, prawda? – Annatar słyszał w myślach trzeszczenie fundamentów własnego planu. – Nie ujęło was tak samo, jak nie ujęło waszych dzieci? Sam wyraźnie był w kropce. – Nooo… wiesz… – Może nie było tak źle… – Pippin przyszedł mu w sukurs zza stołu. – Nie było – przytaknął Merry. Wstał i stanął u boku Sama. Wskazał worek. – A te ołowiane Nazgule to bardzo sprytny pomysł… Dzieciak dostaje tylko króla Nazguli i jak chce dozbierać pozostałych osiem, musi być co roku grzeczny. – Trochę praktyki… odrobina charyzmy… – Sam uśmiechnął się niemal promiennie. – I któregoś dnia można na tej kanwie można na większej liczbie dzieciaków zrobić naprawdę solidny szmal… – I te kawałki palantiru niby z Barad Dur – pochwalił na koniec Bilbo. – Naprawdę wyglądają jak prawdziwe kawałki palantiru. Spodobają się dzieciakom. Chociaż – dodał po chwili namysłu, wspominając reakcję obdarowanego syna Meriadoka – może nie od razu… Annatar był w naprawdę kiepskim humorze. – Naprawdę tak myślicie? Sam i Merry popatrzyli po sobie. – Oczywiście, mój dobry hobbicie. Oczywiście – uśmiechęli się i pyknęli Annatarowi dymem fajkowym prosto w twarz. Zakrztusił się, zakaszlał i kichnął potężnie, aż ogień poszedł. – Na zdrowie – grzecznie życzył mu Bilbo. Ale Annatara trafił ostateczny szlag. Żądza plugawienia wzięła w nim górę nad rozsądkiem i chlasnął ich w twarze najplugawszym językiem na jaki było go stać. – Bagosz! Gorzaleń! Myślicie żeście tacy cwani? Jesteście jak krzatowe kalosze, które zdepczę kiedy tylko będę miał pragnienie! W salonie znów zrobiło się cicho i ponuro. – Za przeproszeniem – odezwał się Bilbo zza stołu. – Chcesz w mordę za Bagosza? – A ten Gorzaleń? – zapytał zdezorientowany Merry. – Mieszkam tu całe życie, a jakoś nie znam hobbita. Za późno, za późno Annatar się opanował. Teraz stał jak słup, z głupawym uśmiechem błąkającym się wokół ust. Za nim słychać było stękania jego eee… elfów, które nie upuszczając worka próbowały wyciągnąć spod swoich zielonych kaftanów różne ostre przedmioty. Róża Gamgee wstała, z twarzą różową z gniewu. – Samie – powiedziała. – Wyproś tego gościa. I to był koniec. • • • Szli gęsiego przez zasypane śniegiem na kilka łokci pola. Annatar na przedzie, za nim szóstka jego eee… elfów. Zaprzęg z saniami na końcu, powoli i nieco zygzakiem. Żadne nieszczęście nie zostało oszczędzone ambitnemu Panu Darów. Pozostawione bez dozoru wierzchowce z zaprzęgu zlekceważyły widmowych jeźdźców i zaczęły tłuc się na poroża. Po kilku rundach popręgi i rzemienie zaprzęgu przemieniły się w prawdziwy mordyjski węzeł, a tak się złożyło, że żadnego miecza Annatar ze sobą nie miał. Wlekli się więc na piechotę, a Sauron Wielki, obecnie uwięziony w postaci Pana Darów, w złoworogim milczeniu rozpamiętywał swą klęskę. Po jakimś czasie jeden z eee… elfów zdecydował się (mimo, że kompani ze wszystkich sił starali się do tego nie dopuścić) zadać swemu panu pytanie. Dogonił Annatara i chwilę szedł równo z nim. – Panie, panie… czy mygę… o cyś zapytać? Annatar skinął przyzwalająco głową. – Panie, panie… Co włyściwie pyszło ne tak? Eee… elf spodziewał się najgorszego. Gniewu. Krzyku. I własnej potwornej śmierci. Jednak żadna z tych rzeczy się nie zdarzyła, co oznaczało, że wygrał zakład i kompani byli mu teraz winni cztery krasnoludzkie czaszki. Zamiast tego Sauron nie zwalniając spojrzał na swojego sługę i pozwolił sobie na paskudny uśmiech. – To zupełnie nieistotne. Spróbujemy znów. Przyspieszył kroku. – Za rok. KONIEC |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Imperialna Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski
Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski
Niewielka wojna
— Michał Kubalski
Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski
Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski
Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski
Dobrzy, źli ludzie
— Grzegorz Wiśniewski
Płomień Tiergarten
— Grzegorz Wiśniewski
Mój brat, Kain
— Grzegorz Wiśniewski