Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Żołnierzyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułŻołnierzyki
OpisZawód ankietera ma swoje plusy i minusy. Zwiedza się miasto… Poznaje się wielu ciekawych ludzi… Czasem tak ciekawych, że wolałoby się jednak ich nie poznawać.
Gatunekrealizm magiczny

Żołnierzyki

– Ale Piorun chce się bawić z tobą – powiedziała z uporem dziewczynka, patrząc na mnie tak, że przypomniały mi się wszystkie trzeciorzędne horrory o opętanych dzieciach i psychopatycznych morderczyniach. Zrobiłem krok do tyłu, czując w duchu gwałtowną tęsknotę za tymi normalnymi praskimi kamienicami, które już odwiedziłem, z ich całkowicie normalną galerią drobnych pijaczków, kłótliwych emerytek, dresiarzy i nastoletnich matek. Czy w tej obłąkanej kamienicy nie mieszka nikt normalny?

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Żołnierzyki

– Ale Piorun chce się bawić z tobą – powiedziała z uporem dziewczynka, patrząc na mnie tak, że przypomniały mi się wszystkie trzeciorzędne horrory o opętanych dzieciach i psychopatycznych morderczyniach. Zrobiłem krok do tyłu, czując w duchu gwałtowną tęsknotę za tymi normalnymi praskimi kamienicami, które już odwiedziłem, z ich całkowicie normalną galerią drobnych pijaczków, kłótliwych emerytek, dresiarzy i nastoletnich matek. Czy w tej obłąkanej kamienicy nie mieszka nikt normalny?

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Żołnierzyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułŻołnierzyki
OpisZawód ankietera ma swoje plusy i minusy. Zwiedza się miasto… Poznaje się wielu ciekawych ludzi… Czasem tak ciekawych, że wolałoby się jednak ich nie poznawać.
Gatunekrealizm magiczny
Kamienica mieściła się w centrum Warszawy. No, nie w centrum w sensie nazwy dzielnicy – na planie miasta widać, że Plac Wileński znajduje się na Pradze – ale w sensie bycia głęboko wewnątrz miasta. Czułem się tu nawet bardziej „w mieście” niż w okolicach Dworca Centralnego, które mimo intensywnie prowadzonej zabudowy nadal wydawały się smętnym wygwizdowem.
Trafiłem tam w ramach mojej pierwszej pracy, którą było przeprowadzanie ankiety na temat liczby i rozkładu godzin oglądania telewizji. Pukałem do kolejnych drzwi, zadawałem te same pytania, oglądałem standardowe reakcje ludzi: od przeganiania mnie wyzwiskami poprzez „paaanie, a kto by to tam liczył!…” aż do zainteresowania, czy to jakiś konkurs i co można w nim wygrać.
Idąc tak od jednej przedwojennej kamienicy do drugiej, minąłem monumentalny szpital kolejowy położony przy skrzyżowaniu, z którego ruszały dzwoniące tramwaje. Na otoczonym przystankami placyku stał Pomnik Braterstwa Broni Armii Czerwonej, zwany potocznie „Czterema śpiącymi” – figury zamyślonych żołnierzy były tak zaśniedziałe, że wyglądały jak pokryte pleśnią. Za szpitalem była duża, czteropiętrowa kamienica ze śladami pocisków na murach i oknami zabitymi dyktą. Z balkonów pozostały już tylko wystające metalowe szyny, podobne do obgryzionych kości. Sąsiedni budynek był w niewiele tylko lepszym stanie, ale jeszcze zamieszkały. Wszedłem do mrocznej, pachnącej kurzem klatki schodowej. Drzwi zamknęły się za mną same i znalazłem się jakby w innym świecie, w rozproszonym świetle sączącym się przez brudne szybki, wśród obcych zapachów, nawet hałas ulicy ledwie dobiegał, jakby te zmurszałe, przedwojenne drzwi były dźwiękoszczelnym cudem techniki.
Czas<br/>Ilustracja: <a href='mailto:D.Olga@aster.pl'>Olga Dąbrowska</a>
Czas
Ilustracja: Olga Dąbrowska
Mimo że zwiedziłem już kilkanaście równie starych kamienic, w tej czułem się jakoś dziwnie. Nawet zapach był inny: tamte domy woniały wilgocią murów, grzybem, kiszoną kapustą i kocimi sikami, tutaj pachniało starym drewnem i czymś, czego nie byłem w stanie zidentyfikować. Drewniane schody nie trzeszczały – przeciwnie, wydawały się jakby… gąbczaste? Oczywiście wiedziałem, że to tylko złudzenie. Drewniana poręcz przez dziesiątki lat dotykania częściowo się starła i twardsze drewno słojów tworzyło na niej połyskliwe karbowania. Wszedłem na ostatnie piętro, zawsze tak robiłem, bo przyjemniej było „zaliczać” kolejne mieszkania schodząc w dół. Po drodze zauważyłem, że na każdym piętrze drzwi były inaczej umieszczone: dwoje naprzeciwko i jedne w narożniku; dwoje niesymetrycznie, jakby z przesunięciem; jedne w narożniku i jedne w prostopadłej ścianie… co ciekawe, nie było widać żadnych śladów zamurowywania, jakby od początku kamienica była zaprojektowana w taki sposób.
Na czwartym piętrze odsapnąłem (schody były strome) i wcisnąłem staroświecki, okrągły przycisk dzwonka przy framudze drzwi, których dwa wąskie, cięte w ozdobne prostokąty, skrzydła pomalowane były odłażącą ciemnobrązową farbą. Ze środka nie dobiegał żaden dźwięk. Zresztą, w ogóle w całym tym budynku panowała dziwna cisza: żadnych odgłosów radia czy telewizji, hałasujących dzieci czy choćby szczekającego psa. Dlatego niemal podskoczyłem, gdy znienacka stuknęły otwierane drzwi za moimi plecami.
– Oni nie otworzą – usłyszałem nieco zdarty damski głos. Odwróciłem się, podświadomie oczekując widoku wścibskiej staruszki szpiegującej sąsiadów, tymczasem w uchylonych drzwiach stała wysoka dama w nieokreślonym wieku i szarozielonej sukni przypominającej strój sprzed pierwszej wojny światowej.
Bliżej<br/>Ilustracja: <a href='mailto:D.Olga@aster.pl'>Olga Dąbrowska</a>
Bliżej
Ilustracja: Olga Dąbrowska
– Nigdy nie otwierają – dodała tajemniczo i znikła za drzwiami, cicho zamykając je za sobą, zanim zdążyłem się do niej zwrócić z ankietowym pytaniem. Postałem chwilę, gapiąc się bezmyślnie na nieczytelną mosiężną wizytówkę, wzruszyłem ramionami i zszedłem piętro niżej. Drzwi z kawałkiem obszarpanego czerwonego dywanika zamiast wycieraczki wyglądały nawet sympatycznie. Zadzwoniłem. Coś zaszurało i otworzył mi zgięty w pół dziadek, woniejący stęchlizną – a może to jego mieszkanie śmierdziało, trudno powiedzieć. Wydał z siebie niesamowity charkot, patrząc na mnie z dołu jakby chciał wyciągnąć szyję niczym E.T.
– Dzień dobry, jestem z firmy…
– ChchchrrrSZSZSZkhhhhhrrr…
– E, prowadzę takie badanie… na temat oglądalności, wie pan… – wykute na blachę formułki zamierały mi na ustach pod niesamowitym spojrzeniem tego człowieka, lustrującego mnie z dołu do góry wzrokiem ryby dwudysznej. Dźwięki zresztą też wydawał podobne. Kiedy po raz kolejny na moje pytanie zakaszlosyczochlupotał, bąknąłem „To ja przepraszam” i szybko zbiegłem piętro niżej, zapomniawszy zapukać do drugich drzwi.
Z tego wszystkiego zapomniałem, na którym piętrze jestem i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że na drugim. To było to piętro z trojgiem drzwi, choć dopiero teraz zobaczyłem, że te w narożniku zrobione są z byle jak pozbijanych kawałków dykty i wyglądają raczej na wejście do jakiegoś składziku. Zebrałem się w sobie i zadzwoniłem do pierwszych z brzegu.
Otworzyła mi mała dziewczynka, cztero- albo pięcioletnia. Wpatrywała się we mnie nieruchomym, uporczywym spojrzeniem, jakie czasem mają dzieci w tym wieku. Przywołałem na twarz profesjonalny uśmiech.
– Dzień dobry, ja z firmy ankieterskiej, czy jest ktoś z rodziców?
Wewnątrz<br/>Ilustracja: <a href='mailto:D.Olga@aster.pl'>Olga Dąbrowska</a>
Wewnątrz
Ilustracja: Olga Dąbrowska
– Nie ma, ale jest Piorun. Chcesz się pobawić? – zapytała. Już miałem zapytać, kim jest Piorun, kiedy w mroku korytarza za jej plecami zobaczyłem dużego, wilczurowatego psa. Nie warczał, wpatrywał się we mnie takim samym nieruchomym, taksującym spojrzeniem jak dziewczynka. Zwilżyłem językiem wargi.
– E-em, chyba nie. Nie mam czasu się bawić. To ja już pójdę.
– Ale Piorun chce się bawić z tobą – powiedziała z uporem dziewczynka, patrząc na mnie tak, że przypomniały mi się wszystkie trzeciorzędne horrory o opętanych dzieciach i psychopatycznych morderczyniach. Zrobiłem krok do tyłu, czując w duchu gwałtowną tęsknotę za tymi normalnymi praskimi kamienicami, które już odwiedziłem, z ich całkowicie normalną galerią drobnych pijaczków, kłótliwych emerytek, dresiarzy i nastoletnich matek. Czy w tej obłąkanej kamienicy nie mieszka nikt normalny?
Ostrożnie, bokiem podszedłem do przeciwległych drzwi. Kiedy nacisnąłem dzwonek, dziewczynka zrezygnowała wreszcie z gapienia się na mnie i zamknęła się z powrotem w mieszkaniu. Dopiero wtedy odwróciłem się przodem do drzwi, przed którymi stałem. Zdębiałem: pokryte były cieniutką warstewką szarej pleśni. Nigdy nie słyszałem, żeby drewno mogło zapleśnieć. Odsunąłem się z obrzydzeniem. Chyba nikt tu nie mieszka, przecież żaden normalny człowiek nie dopuściłby do tego, żeby drzwi mu spleśniały…
„Normalny”. Patrząc na mieszkańców tej kamienicy, wyobraziłem sobie, kto mógłby mi otworzyć i zbiegłem na dół, w ogóle już nie dzwoniąc do drzwi na pierwszym piętrze. Zamierzałem opuścić ten dom wariatów, ale kiedy byłem już przy wyjściu, zobaczyłem mężczyznę otwierającego położone w głębi sieni, za schodami drzwi, których początkowo nie zauważyłem. Wyglądał normalnie: drobny, przygarbiony, lekko łysiejący, odziany w sweterek, który mgliście skojarzył mi się z którymś z moich nauczycieli z podstawówki. Może to sprawiło, że obowiązkowość zwyciężyła i podszedłem do niego z profesjonalnym uśmiechem.
Rozpad<br/>Ilustracja: <a href='mailto:D.Olga@aster.pl'>Olga Dąbrowska</a>
Rozpad
Ilustracja: Olga Dąbrowska
– Dzień dobry, reprezentuję firmę ankieterską, czy mógłby mi pan odpowiedzieć na kilka pytań…
Proszę – odparł matowym, bezbarwnym głosem, wchodząc do mrocznego przedpokoju.
Wąski korytarzyk, w którym się znalazłem, od góry do dołu wypełniony był półkami, na których stały pięcio- czy sześciocentymetrowe figurki żołnierzy, uporządkowane, jak mi się zdawało, według epok i armii. Na ile mogłem stwierdzić w panującym półmroku, były bardzo realistycznie pomalowane. Wyglądało to bardzo dziwnie: zazwyczaj w przedpokoju ludzie mają jakiś wieszak, lustro, czasem obrazki albo coś podobnego – tu były tylko te półki, jak w jakimś magazynie. Mógłbym przysiąc, że reszta mieszkania też jest cała obudowana tymi półkami… dziesiątki, setki małych żołnierzyków, z karabinami, szablami, rusznicami, pikami…
– Widzę, że podoba się panu moja kolekcja – zaszemrał gospodarz, widząc kierunek mojego spojrzenia. – Zbieram żołnierzyki już od wielu lat. Jedna figurka za każdy tysiąc poległych na polu bitwy…
Przeszedł mnie dreszcz. Szybko zadałem pytania z ankiety, uzyskując odpowiedzi, jakich można się był spodziewać (nie wiem, nie oglądam, nie mam ulubionego kanału), pożegnałem się i wyszedłem. Kiedy znalazłem się na ulicy, miałem wrażenie, jakbym wrócił z jakiejś długiej podróży. Przeszedłem do następnej kamienicy. Na dole miała sklepik spożywczo-alkoholowy, a w bramie słychać było pomstowania jakiegoś faceta, że jak złapie tego pierdolonego kota, to go, kurwa, zajebie. Odetchnąłem z ulgą. Tu przynajmniej mieszkali normalni ludzie. Nie żeby mili i przyjaźni, ale przynajmniej normalni.
• • •
Skończyłem robotę z ankietami, po kilku miesiącach podłapałem następną, lepszą i zapomniałem o tamtej kamienicy. Przypomniałem sobie dopiero niedawno, natrafiwszy przypadkiem na Onecie na informację o zagadkowej zbrodni w okolicach Dworca Wileńskiego. W jednym z tamtejszych domów w pustym mieszkaniu znaleziono zwłoki mężczyzny w średnim wieku pokryte setkami niewielkich nakłuć. Prawdopodobnie zmarł w wyniku wykrwawienia.
Najdziwniejsze jest to, że podobno całe jego ciało porośnięte było pleśnią.
koniec
15 kwietnia 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Gwiezdne wojny: Powinności Jedi
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Baśń o trzech siostrach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Prima Aprilis: Odyseja ko(s)miczna
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiazdka Semiramis
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Daleko od domu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Bez wyjścia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 2
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Ucieczka
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 1
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Na straży
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.