Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Szczeniaki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułSzczeniaki
OpisAlternatywny fanfik gwiezdnowojenny rozgrywający się tuż przed „Zemstą Sithów”. Prequel do „Drugiej strony Mocy” i historii Darth Beyre (m.in. „Przed burzą”, „Obława”).
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Szczeniaki

« 1 2 3 4 7 »
– Cran, rozwalisz napęd! Mówiłam ci, że statecznik siada! Odpuść, bo jak całkiem padnie, to nigdzie nie polecisz!
Śmigacz jakby na potwierdzenie jej słów zaczął tracić równowagę. Cran zaklęła szpetnie i znacznie zmniejszyła prędkość. Pojazd powoli odzyskiwał stabilność.
– Dobra, niech Anakin ją goni, jemu bardziej zależy.
I w momencie, kiedy to powiedziała, poczuła nagłe, potężne ukłucie Mocy, żal, strach, nie sposób było tego jednoznaczne określić. Popchnęła stery z całej siły do przodu. Z silnika wydobył się przeraźliwy wizg i zaczęły spadać.
– Cran, przestań, rozbijesz nas!
W ostatniej chwili oprzytomniała i wyprowadziła śmigacz ze spirali. Zatrzymała go pośrodku pustki.
– Patrz – wykrztusiła.
W pewnej odległości przed i pod nimi śmigacz Anakina wycofywał się nienaturalnie powoli z pola ochronnego, w które zupełnie bezsensownie wleciał.
– Jak mógł go nie zauważyć? – zdziwiła się Cran.
– Na pewno zauważył! – Nessie, co zdarzało jej się bardzo rzadko, była po prostu wściekła. – Myślał, że da radę je pokonać, że ma szybką maszynę i pole jej nie zatrzyma. Oczywiście mógł polecieć tam w prawo, ale to by było przecież naokoło! Czy wy zawsze musicie robić wszystko metodą siłową?! Czy to naprawdę takie trudne, trochę pomyśleć?!
Młodsza Jedi nie odpowiedziała ani słowa, tylko poprowadziła uszkodzony pojazd dalej po planowanej trasie. Nie zdążyły się nawet zrównać z Anakinem, kiedy na jednym z odległych chodników zauważyły małe zbiegowisko.
Cranberry pilotowała jak automat, nadal nie mogąc uwolnić się od echa tamtego przeczucia.
• • •
– Trzymaj się! – wrzasnęła Zam i zanurkowała śmigaczem z platformy prosto w dół, pod takim kątem, że maszyna tylko cudem zachowała sterowność.
Nie zdążyli zapiąć pasów, wiec teraz polecieli do przodu wprost na tablicę rozdzielczą. W połowie wysokości budynku Wessel poderwała pojazd w górę, ale ten manewr już jej się nie udał. Ostatnim wysiłkiem skręciła w stronę szerokiej galerii. Przechodnie rozbiegli się na boki, śmigacz uderzył z impetem w podłoże, a potem pędził dalej z zawrotną szybkością, szorując podwoziem po chodniku, aż wokół sypały się snopy iskier. Najwyraźniej stracili antygrawitator.
– Uważaj! – krzyknął Boba, ale na nic to się nie zdało.
Wraz z antygrawitacją stracili możliwość manewrowania. Mimo rozpaczliwych wysiłków Zam, trafili w potężny wspornik. Rozległ się huk, a Boba tym razem nie zdołał się uchronić przed uderzeniem głową w przednią szybę.
Przez chwilę był zdezorientowany, ale nie stracił przytomności i szybko doszedł do siebie. Wyglądało na to, że nic mu się nie stało. Spojrzał na Zam i zaklął, bo śmigacz od jej strony był prawie doszczętnie zmiażdżony, więżąc ranną dziewczynę.
Boba błyskawicznie podjął decyzję. Otworzył dach pojazdu, co szczęśliwie okazało się możliwe mimo zniszczeń, i wyskoczył na zewnątrz. W pewnej odległości od nich zaczęli gromadzić się gapie, ale na razie nikt nie podchodził bliżej.
Chłopak rozejrzał się, a potem podbiegł do ściany budynku i zaczął wspinać się po niej zwinnie jak endoriańska małpka, wykorzystując jako uchwyty rynny i parapety okien.
– Boba, wracaj! – zawyła za nim Wessel nieswoim głosem. – Musisz po mnie wrócić! Sam sobie nie poradzisz! Nie znasz kontaktów, nie wiesz, gdzie mam pieniądze.
Zdziwiłabyś się, pomyślał Boba i przymierzył się do skoku z gzymsu na najbliższy balkon.
– Wracaj! Wszystko im powiem! Wszystko! Wiesz, o czym mówię!
I tu Zam się przeliczyła. Boba złapał barierkę, podciągnął się, wylądował na balkonie, odwrócił się i spojrzał w dół. Wessel pod wpływem bólu i strachu straciła koncentrację potrzebną jej do udawania człowieka i przemorfowała w swoją własną postać. Boba na ułamek sekundy przymknął oczy. Nie chciał jej takiej pamiętać, ale trudno, co miał zobaczyć, to już zobaczył.
Wyciągnął zza kurtki miotacz i strzelił, mierząc dokładnie między oczy jaszczurzycy, poniżej hełmu. Później poprawił drugi raz, dla pewności.

Schował miotacz i czając się pod ścianą, podszedł do drzwi w głębi loggii. Wydawało się, że nikogo nie ma w tym pokoju, a może nawet w całym mieszkaniu. Boba wyciągnął nóż i ostrożnie pomanipulował nim w mechanizmie tak, że drzwi rozsunęły się przed nim. Wszedł do środka i zamknął je starannie za sobą, żeby wejście nie rzucało się w oczy.
Przemknął cicho przez mieszkanie, mając nadzieję, że znajdzie jakieś inne wyjście. Szczęście mu dopisało, bo przeciwległy pokój wychodził na patio, enklawę spokoju w tej podłej dzielnicy.
Szlag. Nie był tu sam.
Ogrodową alejką szła w jego kierunku starsza, skośnooka kobieta, zaniepokojona najwyraźniej hałasem dobiegającym z ulicy. Zaczynało się tam robić zamieszanie. Boba poprawił kurtkę, żeby zasłonić kaburę, i zbiegł z tarasu.
– Proszę pani! – zawołał półgłosem, a ona podskoczyła zaskoczona, chwytając się za serce. – Proszę pani, proszę mi pomóc.
Złapał staruszkę za rękę i pociągnął w głąb ogrodu.
– Potrzebuję pomocy! Ściga mnie mafia, właśnie zabili moją … – chciał powiedzieć „siostrę”, ale przypomniał sobie obecny wygląd Zam. – moją znajomą, przedtem zabili tatę! Czy stąd da się jakoś uciec? Muszę dostać się do rodziców, do mamy – poprawił się.
Cały dygotał i ze zgrozą uświadomił sobie, że wcale nie udaje.
– Oni są przebrani za rycerzy Jedi, ale to mafia! – zęby mu szczękały, mówił niewyraźnie, z rozpędu chyba wtrącił jakieś huttyjskie słowa.
Zszokowana kobieta zrozumiała w końcu, o co mu chodzi.
– Dziecko! Uciekajmy stąd! Mam klucze do mieszkania przyjaciółki tam, po przeciwnej stronie, a stamtąd jest wyjście prosto na stację kolejki.
Jak najszybciej mogła, pobiegła przez patio, a Boba obok niej.
– Uważaj na policję! Oni wszyscy pracują dla Czarnego Słońca! – krzyknęła do niego przez ramię.
Trzęsącymi się rękami otworzyła drzwi i przeprowadziła go do głównego wyjścia.
– Tylko, proszę pani – przypomniał sobie – proszę z nimi nie rozmawiać. Oni są tylko przebrani za Jedi, ale też potrafią… pewne rzeczy. Najlepiej proszę w ogóle na razie nie wracać do domu.
– Dobrze, dziecko! – przygarnęła go do siebie i ucałowała w czoło. – Idźcie z mamą prosto do Jedi, do Świątyni, tylko oni wam pomogą! Biegnij już!

Boba po dwóch przystankach przesiadł się do innej kolejki i potem przesiadał się jeszcze kilka razy, żeby zmylić ewentualny pościg. Na koniec wybrał pociąg jadący w kierunku Świątyni Jedi. Nie ma innego wyjścia, teraz albo nigdy.
Jeżeli miał wykonać zlecenie, musiał to zrobić natychmiast, wykorzystując chwilowy zamęt. Do mieszkania Zam wolał nie wracać, choć nie podejrzewał, żeby ktokolwiek z Jedi tam dotarł.
Zam wynajmowała dwupokojowe mieszkanie w dzielnicy jeszcze paskudniejszej niż ta. Właściciel tych kilku najniższych pięter drapacza chmur był dość wścibski, pewnie dlatego, że Wessel, w swojej ludzkiej postaci oczywiście, wyglądała tak, jak wyglądała. Dla Boby pozostawało zagadką, dlaczego Rodianin ugania się za ludzką, w jego mniemaniu, kobietą, ale najwyraźniej humanoidalne rasy były bliżej spokrewnione niż mu się wydawało. W końcu Zam też wiedziała, jak ma się przeobrazić, żeby stać się atrakcyjną.
Boba przyleciał na Coruscant parę miesięcy temu. Chciał w stolicy ogólnie rozejrzeć się w sytuacji, jak sam to przed sobą tłumaczył. Wiedział przecież doskonale, że to jeszcze nie czas, że jeżeli rzeczywiście chce porządnie załatwić to, na co się poważył, to musi długo poczekać, wiele się nauczyć i solidnie przygotować.
Ale ciągnęło go bardzo na tę planetę, więc wykorzystał pretekst, jakim był fakt, że mieszkała tu Zam Wessel, jedna z nielicznych osób, z którymi jego ojciec od czasu do czasu współpracował. Zam nie zdziwiła się na jego widok, obiecała ochronę, ale szybko zorientowała się, że w akcji Boba wart jest co najmniej tyle, co ona sama, a i kontakty miał zaskakująco rozległe. Po prostu Jango bardzo szybko zaczął go traktować jako równorzędnego partnera. No i zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie przewidzieć, kiedy Boba będzie musiał stanąć na własnych nogach.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

30 IX 2010   18:44:00

całkiem,całkiem,lekkie masz pióro dziewczynoxd

01 X 2010   11:58:00

Z tym lekkim piórem to...lekka przesada,ale że jest " całkiem całkiem"mogę się zgodzić hahaha

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.