Wiersze Miesiąca pl.hum.poezja - wrzesień i październik 2004Zapraszamy do lektury Wierszy Miesiąca grupy pl.hum.poezja, wyselekcjonowanych we wrześniu i październiku 2004 r.
Wiersze Miesiąca pl.hum.poezja - wrzesień i październik 2004Zapraszamy do lektury Wierszy Miesiąca grupy pl.hum.poezja, wyselekcjonowanych we wrześniu i październiku 2004 r. Wrzesień 2004 Anna Agata Tomaszewska Liguria Mieszkasz po tamtej stronie gór, co wieczór układasz pasjansa i nasze dzieci do snu - śnię się Damą Karo z walizką pełną lizaków. Po tej stronie gór, Włoszki z rodzinami przesiadują na plaży, karmią noworodki mlekiem pinii, swoim matkom dawkują słońce - pomarańczową cząstkę (przymykają powieki, tuż obok trzaskają zamykane okiennice). Wiotka skóra dłoni matek jest lustrem przepowiadającym przyszłość niemowlętom: czerwień i czerń. Niebo jest atramentem, mężczyźni piszą listy, kobiety wsuwają pod prześcieradła kwiaty bugenwili. W czas sjesty wzdłuż ulic pachną oleandry. Przed tawernami starcy piją wino, podnoszą szklanki na wysokość chmur i patrzą na morze, jakby było ekranem. Mówią: po tamtej stronie gór mieszaka Bóg. Ale to nieprawda, po tamtej stronie ty układasz dzieci do snu, a ja jestem Damą Karo z Ligurii. -- Alassio 2004 Katarzyna Kobylińska Ariadna pruje się rzeczywistość mówiłam nie pociągaj za nitkę bo posypie się najpierw liśćmi potem śniegiem ślady guzików wygniotą się przyfrunie zapięta koperta z niedobrą wiadomością - płacić za miłość za niepewność za śmierć zabierz sobie tę nitkę i ścieg na brzegach trawnika granatową płachtę z frędzelkami - zabierz i tak jestem przyszyta do udeptanej ziemi jak kieszeń Październik 2004 Stefan Sokołowski Sura o nowych czasach Allach jest wielki! To On uczynił góry wysokie, jeziora słone, lecz nie zapomniał i o pustyni -- dał jej skorpiony. Obcy się patrzy, lecz nie dostrzega ruchu wśród zwałów piachu suchego, żółtawych kleszczy w pęknięciach skały. Nie wie o żądłach, które nas strzegą, jadem nabrzmiałych . . . -- Porozmawiajmy! -- obcemu wołasz, lecz widzisz tylko pancerz i koła. Kogoś rozjedzie -- i znika w dali, i zawsze w ruchu, w wiecznej pogoni. Ciężko się gada z lufą ze stali, co śmiercią zionie. Lecz my już wiemy, że pod mundurem obcy ma ludzkie stopy i dłonie, spoconą skórę i miękką szyję, i że pod skórą serce mu wali . . . . . . póki się żądła w ciało nie wbije. Więc to nieprawda, że nic nie możesz! Czołem o ziemię uderz nad ranem, po raz ostatni spójrz na świat boży, druh ci odczyta surę z Koranu . . . Potem już tylko chodzi ci o to, byś, nim ci odwłok butem rozgniotą, zdążył ich żądłem przebić w rozpaczy! I niech ich matki za oceanem jak nasze płaczą. A kiedy wreszcie wolność się ziści, to, bracia w Wierze, bracia w Rozumie, zmyć trzeba będzie krew z naszych sumień! Uchroń nas, Boże, od nienawiści, jeżeli umiesz . . . Elżbieta Lipińska pożegnanie z czerwienią pani ma takie zagraniczne dziecko słyszała wciąż mamusia śniadoskórej buzi tak bardzo orientalnej w łazienkach alejach gdzie buź takich niewiele doprawdy zostało kiedy się przepychała z wózeczkiem przez gruzy. jaka śliczna chineczka słyszała w Krakowie spacerując po plantach radośnie wpatrując się w środek szkolnej sceny kiedy jej córeczka sadziła ryż schylona w jedwabnej piżamie. tak bardzo była dumna do dnia gdy wariatka uderzyła chineczkę bo głośno śpiewała piosenkę o chińczykach i małych murzynkach. na zachodzie uznała że najlepiej będzie sugerować hiszpankę. na drogę do źródła wiedzy dała chineczce czerwone pończochy budrysówkę i szalik. buzia była piękna chociaż pończochy w biegu koniecznie na czarne trzeba było wymieniać w brudnym szkolnym kiblu. ale w końcu musiała spytać mamę w domu co też pan miał na myśli gdy na lekcji stwierdził że tak czerwone ciuchy noszą tylko kurwy. bogiem a prawdą użył słowa które brzmiało dostojniej ale dla niej było bez różnicy śniada buzia na szczęście ukryła rumieńce. po wyjaśnieniach piękna czerwień jakoś zbladła i wtedy zrozumiała chyba po raz pierwszy za to po wszystkie czasy że trzeba uciekać. lubi czernie zielenie popiele granaty usta maluje wiśnią zgaszoną ugrami oczy łagodzi brązem ożywia uśmiechem który płoszy przez wieki utrwalony smutek i wyszła za blondyna. do niej nikt nie mówi ma pani takie zagraniczne dziecko. Arkadiusz Burda Podpłomyki zmielone ziarno to na żarnach jeszcze raz przylgnie do blatu, fajerki pieca zaiskrzą się w drwach... przyniesionych z drewutni, w letniej kuchni tam gdzie stoi balia w której dokonuje się porannej ablucji. i koszule niedzielne krochmali by lśniły śnieżnobiało, nim zasiądzie się do stołu obmyje dłonie, chleb nakreśli znakiem krzyża. w wodzie słońce wesołe chlupocze, rozbrzmiewa śmiechem dziecięcym, zajączki puszczając w dni pogodne, to zabawa. na cztery fajerki z ciocią Zenią, której serce rosło i rosło, a lekarze z przychodni postawili jej diagnozę. że nie dożyje siedmiu wiosen, dożyła lat czterdziestu siedmiu, zmarła jesienią gdy babie lata snuło srebrną nić. ponoć wyglądała cudownie, z tworzy zeszła jej różyczka, wypogodniała gdy przeszły głogi, wzrosły szczepione róże. przydrożne w sadzie maliny zimowe zostały wyzbierane, jabłka i grusze. do późnej jesieni piec chlebowy piekł chleb, wśród młodnika drzew liściastych i dźwięku zegara z kukułką, która kukała jeno kiedy chciał... a może nie było zegara, i nic oprócz leszczyny, bruzd na twarzy i naszej powszedniej pamięci. Michał Kobyliński biała ścieżka wszystko jest możliwe nawet to że małpa znudzona bananem iskaniem i ipsacją uda się w drogę białą ścieżką na przykład na północ małpa będzie się oddalać od wrzasków poskręcanych lian splątanych drzew i bananów oddali się tak bardzo że umrze z głodu kiedy najgorsze będzie za nią nieżywa przysiądzie na przydrożnym kamieniu przy białej ścieżce na przykład na północ kij który będzie miała w ręku wyda się jej już zupełnie niepotrzebny zdecydowanym ruchem wbije go w ziemię i spojrzy na koniec wszystko jest możliwe nawet to że nieżywa małpa złamie wystający kij drugą część wbije obok i wyruszy w dalszą drogę pozostawiając za sobą dwa końce Renata Zrajkowska-Bujak odcień cynamonu *** ciała kobiet dojrzeją pod odcieniem cynamonu. tak mówił szaman a kobiety unosiły wysoko głowy. czarne warkocze spadały im na plecy. szaman tańczył a skorupki brzuchów zamykały się ciasno w ciepły orzech. szaman wie jak prosić o urodzaj. od każdego świtu po każdy zmierzch przesiewał palcami żółty piasek. mrużył oczy a wtedy nieostrość obrazu układała się w treść. śpiewał. śpiewał tak głośno swoje magiczne "a une re sali a une redwa de sabre" że nieme ptaszyska zapadały w las. ocean. przy lekkich uderzeniami fal kobiety kołyszą się rytmicznie. wędrują. mokre ślady przesuwają się wraz ze słońcem. wiatr znosi wieczór na prawą stronę wioski. dzień zwija się w siwy rulon. dym przypomina szamanowi o zapachu cynamonowego ciasta. środek nocy. brzęczą bransolety gdy szaman dziękuje żywiołom. piach oddaje mu ciepło zebrane w ciągu dnia a cienie kładą się z dala od ognia. kobiety zamykają brzuchy. przytulają dzieci pachnące cynamonem. jutro dzień zacznie się zwyczajnie. znów światło za wcześnie trąci liście i tylko kobiety będą często pochylać głowy. warkocze spadną na piersi. "a une re sali a une redwa de sabre" szepcze szaman. źrenica zachodzi mgłą. Krystyna Myszkiewicz od ujazdu do centrum - ver 2 czego jeszcze ode mnie chcecie przecież biegnę parasol rozpięty nad lunatykiem kursu na przełaj kładę haracz na spękane ′nie wiem już czy warto′ skrzypię szukaj mnie przy śliskich palach mostów albo tam gdzie mogę się urodzić lepiej gdziekolwiek jakkolwiek albo daj się zgubić do końca wymrzeć bez reszty od ujazdu do centrum kuleć kuleć przykładnie Hania Milewska księżniczka jazdy księżniczka wjechała w pęk róż (to ja to ja to ja to ja księżniczka) a to był efekt jej końcowego upodobania ma zapał wjechania z płatków w różne rzeczy księżniczka ma szybkość jak pęk róż co na dywanach rośnie po prostu tak sobie róże wymyśliła żeby nie pomyślał sobie chłopak (to o mnie o mnie o mnie o mnie ja książę) że nie zapomniała o nim księżniczka nie pamięta to co nie pamięta by to zapisać księżniczka jest taka jak szybkość szybkości a dywany są tam gdzie dywan jej i nie ma już róż (z moim dywanem super) RaV _|U|_ szelest liści monotonne skrzypienie pustej huśtawki rustling leaves a playground swing creaks back and forth 10 lutego 2005 |
Światowy Dzień Poezji w roku 2024 powitajmy razem z przemyśleniami o Niej pióra Teresy Paryny (Przemyśl), Waldemara Jaglińskiego (Kraków), Katarzyny Hop-Drzewieckiej (Legionowo), D’Arii Galickiej (Przemyśl).
więcej »Dygotając w przestrzeni
W polu serca człowieka
Sam człowiek się zastanawia
Co go jeszcze tu czeka?
...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak