zlewII i inne
zieleń miejska – zawsze dobre hasło dla małych wojen,
małych ludzi, wysokich drabin
Marcin Perkowski
‹zlewII i inne›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
Autor | Marcin Perkowski |
Tytuł | zlewII i inne |
Opis | Marcin Perkowski. Marcin Perkowski. Urodzony 16 czerwca 1977 roku. Magister Zarządzania. Drukowany w PRACOWNI, białostockiej Kulturze i TOPOSIE. Wiele publikacji internetowych. Mieszka w Białymstoku. |
Gatunek | poezja |
nie ulega najmniejszej wątpliwości, że idea biopaliw jest
sensowna. to już nie pierwsze weto, nie pierwsze. czemu kiedy
byłem dzieckiem bogusław nie powiedział mi: pij mleko.
wielki bym był – a tak odeszłaś i branie cię na świetliki,
pearl jam czy kult jest braniem tabletek przeciwbólowych
na brak bólu. ale co z tego, że ci powiem jak z mówienia do
ciebie nic nie wynika. zacznijmy współpracę – o ile chcesz
być z kimś – kogo pięć minut nadeszło właśnie pięć minut
temu. nic nie powiesz. może i masz rację. niewygodny świadek –
– sumienie. w telewizji ginie ostatnio tylu niewygodnych
świadków. a może zastawić pułapkę. obliczyć kiedy owulujesz
i ewoluować w kierunku prężnie postawionego wykrzyknika.
z chaosu wychodzi się przez właz, który chwilami światłem
razi. z chaosu wychodzi się stopniowo, na początku kupując
bilet dekadowy zamiast pięciu piw. potem można szczerzyć
zęby do obcych plemion i siać niepokój w małych, zalęknionych
snach. można też – chociaż w wersji dla odważnych – patrzeć
na cudze szczęście. z chaosu wychodzi się przez właz. stopniowo
potykając się, spotykając się, zaglądając do środka. ja wiem, to
zacznie robić się coraz mniejsze. to będzie plamą, która sama
z siebie wywabi się z białego i na inne, równie kolorowe przelezie.
z góry – z perspektywy – cmentarza widać miasteczko
dokładnie. charakterystyczna niska zabudowa, więc
chmury opierają się na ulicznych latarniach. wycierają
się w nie jak wyciera się nos w chustkę. noc ścieka,
oblepia gęstą mazią wszystkie chodniki. kot przebiegł,
przypomniał o sobie. już prawie dziesięć lat jak
widziałem cię pierwszy raz na schodach tego kościoła.
w czerwonej kurtce byłaś i mnóstwo niezdarnych
wierszy napisane zostało. w tym czasie wiele z ciebie
przedostało się na drugą stronę barykady. tysiące
razy wywieszałem białą flagę. z góry – z perspektywy –
– cmentarza widać nas dokładnie. charakterystyczna
niska wykrywalność małych kłamstw i zdrad. tylko
chmury ciągle opierają się na ulicznych latarniach.
ten kształt sprawia, że stajemy się wilgotnym
miejscem. wycieramy się w noc, w chustkę do nosa.
chmurzymy się.
(***) tym bardziej bez szans na tytuł
skorupka pęka i wiosna wyłazi. mokra jeszcze. wymagająca
lizania po plecach. śnieg za oknem wydaje dźwięk tłuczonego
talerza. kwiecień naznaczył kilka kalendarzy i przeplata. dobre
ze złym żyje w zgodzie. z kim wejdziemy do unii skoro nawet
wyjść, wyrzucić śmieci nie ma komu. dobry moment wiersza.
autor ma szansę uniknąć typowej wyliczanki. wiosna robi zwód
i daje na zapowiedzi. ogłoszą przyjście klina wyżowego. ten kac
dalej trwać nie może. sobota była trzeźwa. marcin skonstruował
sztuczny problem. przecież jest z kim spać, rozmnażać się. jest,
jest. skorupka pękła i przyszło chodzenie po parkach. tłuczony
talerz wydaje dźwięk topniejącego śniegu. dobrze, że cicho jest
i możemy powiedzieć to sobie wyraźnie: ______.
przyuliczne drzewa – sprowadzone do rangi futurystycznych
rzeźb. zieleń miejska – zawsze dobre hasło dla małych wojen,
małych ludzi, wysokich drabin. wojna będzie szybka i
zwycięska. zły będzie miał tylko siedemdziesiąt dwie godziny
na opuszczenie miasta. między jedną plamą śniegu, a brzegiem
ust rozkwitnie nowy rodzaj cierpliwości. właśnie postawiono
ultimatum. więc jednak wiosna zadziwi jeszcze raz. dolar pójdzie
w dół, złoto pójdzie w górę. dylemat będzie jeden i przyjmie postać:
sprzedawać, nie sprzedawać. w tym układzie ulic, ud i uśmiechów
nie wytniemy już nic więcej. więc stoimy tu i teraz, patrzymy
dokładnie na to skrzyżowanie i nowa wojna krzyżowa śni się.