Wiersze Miesiąca pl.hum.poezja - maj 2004Zapraszamy do lektury Wierszy Miesiąca grupy pl.hum.poezja, wyselekcjonowanych w maju 2004 r.
Wiersze Miesiąca pl.hum.poezja - maj 2004Zapraszamy do lektury Wierszy Miesiąca grupy pl.hum.poezja, wyselekcjonowanych w maju 2004 r. Po raz kolejny na łamach „Esensji” prezentujemy wiersze pochodzące z grupy dyskusyjnej pl.hum.poezja. W ramach konkursu „Wiersze miesiąca” grupa wybiera najciekawsze utwory zamieszczane następnie na stronie www.grupaphp.com. Pl.hum.poezja powstała w styczniu 1998 roku, jest pierwszą i do dziś jedyną grupą dyskusyjną o poezji w polskim Usenecie. W 2002 roku w Wydawnictwie RUTA ukazała się książkowa antologia grupy: „p.h.p. wiersze”. Niniejsza prezentacja obejmuje utwory z maja 2004. Autorzy: Jacek Filipowicz /wilczysko/; Artur Turski; Elżbieta Lipińska; Arkadiusz Burda; Tomasz Baran; Krzysztof P. Balcerzan; Przemysław Łośko; Michał Kobyliński Jacek Filipowicz /wilczysko/ canta per me nie patrz tak na mnie nie mogę śpiewać aż do końca listu miasteczko z czasem nazwaliśmy invercargill peaks przypomina texas a miejscami szkocję trochę sklepów knajpek i pola golfowe grają emeryci – mają wiele czasu zanim ocean pięć kilometrów prawdziwe foki prawdziwe syreny w niebieskich okularach homary potwory piach wskaże południe - wtedy zasypiają później nieistotne rozmowy prowadzone stopa łydka udo kiedy słońce zachodzi nie wiadomo kto kogo trzyma w ramionach słowo za słowem jestem zdradzana poniżana zostaję królową balu jutro jest tak samo – chłopcy z kijami proszą o drobne żadna ze mnie modliszka powiedziałam mężowi ’nie wyślę’ – skłamałam - już ci nie zaśpiewam w sklepie z pamiątkami sprzedają butelki ocean pół na pół z plażą na dnie jajeczka syren nie patrz tak na mnie zdjęcia się gubią a pamięć -- miasteczko z czasem nazwaliśmy invercargill peaks Artur Turski tykwa metafizyczna morze połyka mnie jak jonasza wtedy wiem że ciało to rafa ocean to pustynia pustynia zawsze jest studnią w której sam się sobie przyglądam na rozgrzanym kamieniu leżąc przodem do boga czuję na brzuchu słoneczne jaszczurki a tam za którymś równoleżnikiem zbieram punkty na benzynowych stacjach gubię adresy biegnę przez miasto na jednym wdechu prorokuję drugą stronę ulicy czekam na krewnych a krewni wiadomo – są zrobieni z tej samej krwi i z tych samych fotografii jeszcze czasami jestem jak gipsowa figurka na duńskich meblach omiatana ogonami leniwych kotów wtedy mógłbym się stłuc i sam się sobie przyśnić w całości koty są spokojne jakby przywędrowały z tybetu a mnie morze wypluwa jak jonasza Elżbieta Lipińska ubiorek wiecznie zielony, czyli sprawozdanie z krainy rododendronów słowik nam wieczorem do snu kląska, a mnie w głowie tawuła japońska. gdy my w łożu razem, a noc ciemna mnie wciąż w głowie ułudka wiosenna. powiesz, że nie dość ci jestem bliska? zrobię minę, jak odętka wirginijska, a gdy wciąż cię do czułostek nie przekonam, krzyknę: precz, ciemiężyco zielona. a gdy ujrzę, żeś nareszcie już skruszony odpłyniemy w sen, w rododendrony. Arkadiusz Burda voodoo namalowany tygrys lśnił jak blacha falista na misternie wgniecionych dachach szeleszcząc w laterytowych domach pośród palm wiatru i kurzu drogą w słońce dotkliwą obieżyświat spocony schłodzone piwo w jednym z barów przydrożnych śnić w obrazach Celnika Rousseau wyczuwałem świąteczność niedzielnych poruszeń życie zaczynało się w cieniu tu jest całkiem inaczej zwyczajniej skwar nieznośny tropików minibus do Togo przez checkpointy kontrole paszportu konieczne jest szczepienie przeciwko żółtej febrze na malarie preparat Lariam i moskitiera w Lomé spędzamy czas na gromadzeniu artefaktów to fetysz podróżny trzy razy szepnąć Ty jesteś mój podróżny amulet! i wetknąć patyczek by poczuć potencjał nasionka hebanowca na dobry sen wzmożony intelekt w strzelistym cieniu baobabu dwie muszelki kaori na szczęście Tomasz Baran Hawana Nie potrafię wytłumaczyć ci dlaczego pociąga mnie Kuba, widok Lorki w drzwiach hotelu Inglaterra, deszcz kładący się na pozłocony obraz Hawany. Coś takiego jest w rytmie ziaren, kropli drewna, kajmanie, w sonach śpiewanych po klubach i w kobiecych, w miękkich męskich ruchach, że cały przepych drogich pubów, oddałbyś za noc w Hawanie. W czarno-białej fotografii Evansa murzyn w białym garniturze – elegancko, róg dużej ulicy, spogląda poza kadr. Pewnie wie, że w jednym z tanich nocnych klubów, zamroczona słowami pachangi, za szklankę rumu, parę butów, śpiewa La Estrella Krzysztof P. Balcerzan dopełnienie szklanki usiadłaś dokładnie naprzeciw były wilgotne jak nosek myszki miki ty z kłosem pod nosem uśmiechasz się wąsem złocisto-pszenicznym wiedziałaś kiedyś będę smutny ale dzisiaj nie boję się już niczego zmężniałem za mną gorące kolejowe podkłady niosły mnie budząc pragnienie wszystko się już przeżyło powolny regionalny zamienił się w pospieszny następna stacja nad oceanem gdzie czeka prom do nowego świata odwracam się z uśmiechem co było się spełniło Przemysław Łośko majoliki żeglując po rzece niewielką tratwą dotarliśmy do jej delty. szczęśliwie przebrnęliśmy przez przełomy w górnym biegu i ślepe, zwodnicze odnogi w gęstym, ciemnym lesie. rzeka nie należy już do żadnego plemienia, a strzały wypuszczone z przybrzeżnych zarośli dosięgają tylko wiosłujących przy brzegu. jeszcze przed zmierzchem nawoływał tajemny, tęskny głos słowami, które kiedyś, dawno, słyszeliśmy: przez rwącą strugę nie przeprawisz promu jest mi znajomy jej bieg i jestem jej znajomy nadstawiamy ucha. potrafimy jednak głośniej, piękniej śpiewać. * zawsze ze sobą rywalizowaliśmy. kiedy król puszczy szkolił nowych łowców, ja pustoszyłem drewniane sioła na łachach piasku i ruchomych mierzejach. to śmieszne, lepić z gliny statki i ozdabiać je cyną i ołowiem. nie ma rzeki, która uniesie taką flotę. powiedziałem do syna: spójrz, jacy są zabawni. ale był zbyt młody i miał w oczach łzy. * pewnej nocy, musieliśmy przycumować do przystani. władca okazał się być nam życzliwy. czy zwiodła go nasza uroda, nasze dumne spojrzenie? były tańce i śpiew, panny i chłopcy, młodzi i zgrabni jak powietrze zaklęte w bieg rzeki. mimo to nie zdołaliśmy przekonać piorunów, żeby spadły o innej porze, w innym miejscu. uznałem, że ich władca jest zdrajcą. kiedy posnęli kazałem wybić mężczyzn do nogi, ich żonom wyciąć macice i porzucić, ich córki zgwałcić i powiesić w lesie. * nigdy nie zapomnę śmierci mojej babki. żyliśmy wtedy więcej w puszczy niż na rzece. w porze deszczu rzeka przychodzi do kniei, najstarsze drzewa wiedzą o czym mówię. pomagałem ojcu zarżnąć świnię, kiedy zawołała nas matka: ona umiera! przybiegliśmy, ja z postronkiem, ojciec z brunatnym nożem. wyprowadziliśmy babkę przed dom, na deszcz. wskazał mi siwe włosy babki, schwyciłem je mocno i odchyliłem wiotczejącą szyję, a on poderżnął jej gardło. reszty dokonał deszcz. * pamiętaj, nigdy nie waż się osiąść na brzegu. omamią cię taniec piękne ciała, nadmiar pokarmu sprawi, że zabijanie przestanie sprawiać przyjemność. jesteśmy rzeką, synu, dziką, drapieżną -- to prawda, niesiemy w sobie szlam, ale wyrzucamy go w bezmiar oceanu. * kochałem. raz. tak sądzę. była prześliczna, połyskująca jak strumyk. i jak strumyk znalazła ujście w zlewisku wielkiej rzeki, i już jej nie było. * narodziny nie znaczą nic, jeśli nie dają początku nowej rzece, jeśli nie wzmacniają biegu rzeki nas niosącej. nie dowiesz się tego nigdy jeśli nie zobaczysz jak nowa rzeka przełamuje się, zawraca, spada z impetem w przepaść rozpryskując się na miliard drobin, aby potem zwołać każdą z nich i sformować nowy nurt, potężniejszy, prący do oceanu. * nie patrz tam. nie ma horyzontu z boku, który mógłby cię zainteresować. tego zaś przed tobą lub za tobą nigdy okiem nie sięgniesz. liczą się prąd, linia brzegu i cierpliwość. ocean do ciebie nie przypłynie, synu. * pieśń jest jak rzeka. naucz się śpiewać tak, aby rzeki nie płoszyć, abyś więcej był rzeką, dziką, potężną, rządzącą się swoim prawem. nie pozwól zagłuszyć się pieniom z puszczy. tam mieszkają syreny o miękkich grzbietach. trzeba zatopić ich kryjówki, zedrzeć łuskę, wybebeszyć wnętrzności i zasypać piaskiem. nic z nich nie wzrośnie. * jest tylko jedna rzecz od nas ogromniejsza. strzeż się powietrza. kiedy zamieni cię w wodny pył, niewielka jest szansa, że wrócisz do swojej postaci. kiedy uniesie cię powietrze, zrzuci tam, gdzie poczuje twój nadmiar, nad obcym lądem, i staniesz się pożywieniem osadników i ich trzody, zostaniesz uwięziony w zbiornikach. * żeglując, dotarliśmy do swojej delty. szczęśliwie przebrnęliśmy przełomy w górnym biegu i ślepe, zwodnicze odnogi w gęstym, ciemnym lesie. noc ponad nami nie jest większa od dnia, który przekroczyliśmy. muzyka, którą słyszymy z oddali jest bezsilna – przybywa słów, lecz oddalamy się, ich sens staje się niejasny, ginie treść. w końcu oddalimy się tak, że pozostanie głuchy pomruk nurtu. Michał Kobyliński Tonie ja No i znalazłem wreszcie zagajnik w którym spokojnie rozłożyłem zeszyt Gdzieś nieopodal krakało ptaszysko na skraju chyliła się sosna Daleko daleko był mój psychiatra i cała ta szopka Bo cóż to była za szopka skoro w niej nie rósł żaden zagajnik I cóż to był za psychiatra skoro przestraszył go zeszyt A przecież straszniejsza jest sosna i to kraczące ptaszysko Teraz tu tylko kracze ptaszysko w oddali pali się szopka a straż nade mną trzyma sosna Wokół szumi zagajnik przede mną leży zeszyt i daleko daleko jest mój psychiatra Marny psychiatra - lepiej od niego straszy ptaszysko dziobiące zeszyt Dla niego dziś moja szopka to z pewnością zagajnik a ja pilnująca go sosna I ja – dziurawa sosna i mój dziurawy psychiatra to dla ptaszyska zagajnik Łakomie patrzy na nas ptaszysko - przytulna szopka Pojemny dla niego mam zeszyt - Twój zeszyt i twoja sosna to tylko szopka - mówi psychiatra a ja widzę krążące ptaszysko i z psychiatry wyrastający zagajnik Mój zagajnik – w nim zeszyt i moje ptaszysko i moja sosna pod spodem zaś psychiatra i ta spalona szopka 31 lipca 2004 |
Światowy Dzień Poezji w roku 2024 powitajmy razem z przemyśleniami o Niej pióra Teresy Paryny (Przemyśl), Waldemara Jaglińskiego (Kraków), Katarzyny Hop-Drzewieckiej (Legionowo), D’Arii Galickiej (Przemyśl).
więcej »Dygotając w przestrzeni
W polu serca człowieka
Sam człowiek się zastanawia
Co go jeszcze tu czeka?
...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak