Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 3

« 1 11 12 13
Beyre wypadła na ulicę, gdzieś za sobą pozostawiając histeryczny wrzask, chyba kogoś raniła. Wyłączyła miecz i ruszyła pędem, mijając luźne grupy przechodniów i sunące powoli śmigacze. Zanurkowała w pierwszą z brzegu przecznicę, wiedząc, że ma jakiekolwiek szanse tylko w wąskich zaułkach, wśród plątaniny mostków, zieleni i ocieniających chodniki, łopoczących lekko na wietrze jasnych tkanin rozpiętych na rusztowaniach.
Kluczyła chwilę, aż nagle zabrakło jej bocznych uliczek, zorientowała się, że oddala się od portu, daje zapędzić w pułapkę. Cały czas czuła obecność zbliżającej się Jedi, krążącej na skuterze gdzieś nad nią.
Chwilę później Beyre znów znalazła się na otwartej przestrzeni. Zatrzymała się i odwróciła, nawet nie zauważając, że odruchowo składa paradę włączonym mieczem.
I spojrzała prosto w oczy zbliżającej się córki Vadera. Bliźniaczej siostry chłopaka, o którym krążyły legendy.
Który jako jedyny uratował się z Gwiazdy Śmierci nad Endorem. Czyli pokonał i zabił Lorda Sidiousa. I własnego ojca…
Skuter Jedi zwolnił nagle, zniżając lot. Beyre nie zdawała sobie z tego sprawy, ale biła od niej taka aura wywołanej strachem i nienawiścią Ciemnej Strony, że Leia po prostu uświadomiła sobie, iż ściganie Sitha w pojedynkę nie było najlepszym pomysłem.
Oczy Beyre zwęziły się, odrzuciła włosy z twarzy i gwałtownie wyciągnęła przed siebie dłoń. Skuter odwrócił się w powietrzu i zawisł siodełkiem do dołu. Leia krzyknęła, nie spadła jednak, tylko przytrzymała się kierownicy i przez chwilę, zamiast skakać, próbowała podciągnąć się i jakoś zapanować nad pojazdem. Przewieszony przez jej ramię karabin poleciał w dół i wyrżnął o chodnik.
Beyre sięgnęła po miotacz i zaczęła strzelać, ale młodziutka Jedi już zasłaniała się mieczem, drugą ręką kurczowo ściskając kierownicę. Następna seria ładunków poszła więc prosto w antygrawitator.
Skuter zwalił się na ziemię z dodatkowym impetem wywołanym przez uszkodzone urządzenie. Leia zdążyła tylko odepchnąć się od niego, wylądowała ciężko, przetoczyła się i znieruchomiała na chwilę.
Beyre nie traciła czasu na obserwowanie efektu swoich strzałów. Biegła już do najbliższego budynku, kiedy przy odzyskującej przytomność księżniczce lądował kolejny skuter. Uciekająca miała tylko ten moment przewagi, dobrze wiedziała, że Leia pozbiera się znacznie szybciej niż przypuszcza przerażony Solo. Bo po sile targających zeskakującym ze skutera mężczyzną emocji poznała, że musi to być właśnie on.
Moc prowadziła Beyre nieomylnie. Czego teraz potrzebowała, to sposobu na znalezienie się na niższym poziomie miasta. Wpadła do centrum handlowego, roztrącając gapiów, którzy zaczęli już wylewać się na ulicę, zaciekawieni wypadkiem. Przemknęła jak wicher przez budynek i dopadła kilkupiętrowej studni, w głąb której sunęły dostojnie windy. Nawet nie zwalniając, jednym susem przesadziła barierkę, przeleciała przez wyświetlane w wolnej przestrzeni dekoracyjne hologramy i wylądowała na śliskiej posadzce. Zszokowane krzyki widzących to Neimoidian przerodziły się w panikę, kiedy wstała, rozglądając się czujnie, jedną rękę wyciągnęła za siebie, gotowa do odparcia potencjalnego ataku, a drugą włączyła miecz.
Starała się nie poddawać euforii, ale teraz była już o lata świetlne przed ścigającymi. Dotarcie przez środkowy poziom miasta wprost pod port, znalezienie wind i drogi do hangaru nie stanowiło najmniejszego problemu.
Jednak kiedy przyczajona przy trapie „Slave” czekała na Fetta, zaczęła się bać. Zacisnęła palce na mieczu, siadła w pozycji, z której w każdej chwili mogła się zerwać do walki, i zamarła.
Wiedziała, że łowca nie mógł zwracać na siebie uwagi, musiał iść, nie biec, że niby wszystko jest pod kontrolą i że on tu wrócić musi. Choćby po to, żeby ratować własną skórę.
Ale kiedy przypomniała sobie to, co stało się na placu, ciarki przeszły jej po plecach. To naprawdę dość narzucające się rozwiązanie: chcieć zarobić milion zamiast pół miliona, w dodatku, kiedy działa się pod wpływem silnych emocji.
Beyre nie mogła opędzić się od myśli, że uderzenie Mocą z tak bliskiej odległości boli. Cholernie boli. I nie nastraja człowieka pozytywnie do atakującego.
• • •
Boba Fett ostatni raz dyskretnie rozejrzał się wokół i wszedł do hangaru. Przekraczając granicę miedzy zalaną słońcem ulicą a cieniem wewnątrz budynku, położył ręce na kolbach miotaczy. Ułamek sekundy potem celował już w stojącą przy trapie postać.
– Możesz łaskawie schować broń i wpuścić mnie na statek? Pora stąd chyba odlecieć, nie? – głos Beyre brzmiał złośliwie, ale Boba miał wrażenie, że wyłapał lekkie drżenie niepewności.
– Taa… – mruknął, otwierając grodzie. – Teraz rzeczywiście musimy się stąd natychmiast zwijać. Po prostu świetnie…
– Co mówiłeś? – warknęła Beyre, kiedy szli korytarzem do sterowni.
– Mówiłem, że jak lecieliśmy przez pół Galaktyki na spotkanie z tym całym Chi Saarim, to po prostu genialnie jest się z nim teraz nie spotkać – nawet nie próbował panować nad wyrazem twarzy, kiedy odwrócił się na chwilę do Beyre.
Potem wyjął z kieszeni kurtki jej oficerską czapkę, cisnął z rozmachem na fotel drugiego pilota i zaczął przygotowywać statek do startu.
Beyre tylko nabrała gwałtownie powietrza, ale po prostu odebrało jej mowę. Widział kątem oka, jak siada, wciąż nie mogąc dojść do siebie, że ktoś mógł się do niej odezwać w taki sposób.
Dość tego, maleńka, albo współpracujemy na moich zasadach, albo wysiadasz.
– Jak ci się śpieszy, pani, to przygotuj skok na Anoat – powiedział lodowato, podrywając patrolowiec stromo w niebo. – A powinno się śpieszyć, bo właśnie startują automatyczne myśliwce.
– Dlaczego na Anoat? – spytała, ale widział, że już robi to, o co prosił.
Nie była przypięta i miał szczerą nadzieję, że przy następnym manewrze walnie się o coś boleśnie, ale ku jego rozczarowaniu jedną ręką sięgnęła po pasy i zapięła je, nie przerywając obliczeń, co zakrawało na akrobację.
– Mój kontrakt jest taki: dostarczyć cię na „Mściciela”. W stanie możliwie nieuszkodzonym – skrzywił się. – Więc w tym celu lecimy teraz na Anoat. Chyba z międzylądowaniem?…
– Tak. Nie ma paliwa na pełen skok. Ale przecież…
– Międzylądowanie klasyczne.
– Czyś ty zupełnie…
– Międzylądowanie nad Bespin – stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Mam tam kumpla, który zna się na hipernapędzie. Nad Bespin, na stacji orbitalnej, nie w samym Mieście w Chmurach.
Fett skupił się teraz całkowicie na pilotażu. Przemknęli między wojennymi okrętami Federacji, wielkimi srebrnymi torusami z kulistymi centrami dowodzenia pośrodku. Oczywiście „Slave” naruszał większość zasad obowiązujących w ruchu nad Cato Neimoidia, ale na szczęście udało im się wystartować na tyle szybko, że od najbliższego krążownika popłynęło tylko ostre ostrzeżenie przez radio. Nawet jeżeli w porcie trwał już alarm, to tutaj nikt jeszcze o nim nie wiedział.
– Gotowa do skoku?
– Tak jest.
No proszę, jaka służbista, pomyślał jadowicie i odpalił hipernapęd. Weszli w nadprzestrzeń.
– Widzisz, działa jak złoto – stwierdziła Beyre.
Boba rzucił jej mordercze spojrzenie, ale już nie komentował. Nourel był najlepszym fachowcem, jakiego znał. Fetta wcale nie cieszyła wizja zastępowania go choćby nie wiem jak wykwalifikowanymi technikami z firmy Calrissiana. I w ogóle wizyta na stacji, która do niego należała.
– Słucham: dlaczego Anoat? – spytała Beyre, odpinając pasy.
– Na „Mścicielu” nadal służy generał Veers, nic się nie zmieniło, prawda?
– O ile wiem, nic.
– Właśnie. Na Anoat są jego żona i córka. Jest za nimi list gończy, za szerzenie propagandy i działalność spiskową, a poza tym każdy sposób jest dobry, żeby złamać „ostatnich wiernych Imperium” – ostatnie słowa powiedział z mocnym przekąsem. – Mając jego rodzinę…
– Chyba przesadzasz, rebelianci to banda naiwnych idealistów, myślących, że zbawiają świat, nie mafia.
– Czy ja mówię, że oni by im cokolwiek zrobili? Tylko że ja widziałem lady Veers. Znasz te bajki o szlachetnych damach, co w dramatycznych chwilach wbijały sobie sztylety w spowite jedwabiem piersi? Jestem pewien, że umiałaby to zrobić nad wyraz skutecznie. Ta kobieta to fanatyczka, nie wyobrażasz sobie…
– Dość, łowco – syk Beyre nieco go otrzeźwił. – To wspaniała wiadomość, że są jeszcze tacy ludzie. Prawdziwie honorowi, służący sprawie, której przysięgali wierność. Nawet jeżeli to nie ona sama przysięgała, tylko jej mąż.
Boba wzruszył ramionami. Ale niezbyt demonstracyjnie.
– Ciekawi mnie natomiast – kontynuowała Beyre – co ty masz z nimi wspólnego? Chciałeś zgarnąć tę nagrodę?
– Nie. Potrzebowałem hakera.
Beyre spojrzała na niego, jakby kompletnie oszalał.
– Jak to? – spytał z szerokim uśmiechem. – Czyżbyś, pani, nie wiedziała, że ta mała Veers to Sessil Aglara we własnej osobie?
– Co?! – Beyre zerwała się z fotela. – Niee, niemożliwe, córka Veersa? Tyle razy… To znaczy…
– Tyle razy próbowałaś się dowiedzieć, kim jest Sessil Aglara, co? I zawsze okazywała się od ciebie lepsza? – zaśmiał się z triumfem. – Trzeba było wynająć zawodowca.
Beyre skrzywiła się brzydko. Uznał, że przesadził.
– Ona teraz trochę inaczej funkcjonuje – wyjaśnił dla złagodzenia. – Wcześniej to było jej hobby, rozrywka, teraz utrzymuje w ten sposób i siebie, i matkę. Potrzebują wpływowych przyjaciół, ochrony, inaczej nie przeżyłyby jednego dnia. A w naszym fachu nie wszystko da się załatwić przez holo, czasem trzeba porozmawiać osobiście.
– Czyli na Anoat spotkamy się z paniami Veers? – spytała Beyre po chwili namysłu.
– Tak, mam nadzieję.
– Ja też. Mam szczerą nadzieję, że tym razem uda nam się zrealizować plan bez… nieprzewidzianych rozwiązań taktycznych.
– Nieprzewidzianych… Że co, że niby to ja zrobiłem coś nie tak?! Ja tylko próbowałem zapanować nad sytuacją.
– „Tylko próbowałem zapanować nad sytuacją”. Słucham, słucham, pogrążaj się dalej, łowco – wyglądało na cud, że spojrzenie Beyre jeszcze nie obróciło Boby w garść popiołu.
Gorzej, że nie był do końca pewien, co konkretnie miała na myśli.
Weź się, dziewczyno, zdecyduj.
Wstał i ruszył do wyjścia.
– Idę do siebie – wycedził dla zachowania pozorów grzeczności.
Kiedy już zamknęły się za nim drzwi do kajuty, pewność siebie jakby mu nieco przeszła. Usiadł ciężko na koi.
No to świetnie, Boba, gratulacje. Teraz to ona cię już na pewno prędzej czy później zabije.
Przypomniał sobie Plac C’cHaana i dotyk chłodnych palców Beyre na swoim karku.
Albo przyjdzie do mnie w nocy.
Nie fantazjuj, Boba.
Jest też trzecia opcja. Przyjdzie do ciebie w nocy i potem cię zabije.
koniec
« 1 11 12 13
5 czerwca 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.