Nad Miastem w Chmurach
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Anna ‘Cranberry’ Nieznaj |
Tytuł | Wróg publiczny |
Opis | Anna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011. |
Gatunek | space opera |
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4Anna ‘Cranberry’ NieznajGwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4Rozdział 10 Nad Miastem w Chmurach Beyre przeszła wzdłuż korytarza i stanęła w wejściu do mesy. Fett szukał czegoś w szafce. W tym momencie poczuła nagły impuls jego instynktownego strachu. Zarejestrowała, jak łowca błyskawicznie się odwraca i sięga po broń. Zanim zobaczyła krwawą smugę laserowego światła, zdążyła tylko zasłonić się gołymi rękami. Odbity strzał uderzył rykoszetem w ścianę, zostawiając na niej dymiący ślad. Beyre rzuciła się na podłogę za futryną. Mówiono o nim, że zabijał Jedi, teraz uwierzyła. – Idiota! – krzyknęła. – Nie przyszłam się przecież bić! Cisza. Umiem to zrobić, umiem się zasłonić jak Vader, bogowie, nie przypuszczałam. – Schowaj broń, wchodzę! • • • Boba zamarł z miotaczem w dłoni. Miał problem z odtworzeniem tego, co się stało. Zadziałał zupełnie automatycznie. I teraz cholernie tego żałował. Sam nie był pewien, czy bardziej tego, że strzelał, czy że zrobił to nieskutecznie. – Wchodzę! – krzyknęła Beyre. Stanęła w drzwiach z uniesionymi rękami. Wiedział, że to w żaden sposób nie uniemożliwia jej ataku, ale docenił pojednawczy gest. Chcąc nie chcąc, schował miotacz. Głównie dlatego, że przyjrzał się jej dokładniej. Miała na sobie bluzę z rękawami do połowy przedramion i spodnie. Bez kurtki, butów i – co najciekawsze – również bez broni. Bez miecza. – Przyszłam po wodę. Wiem, że się mnie boisz, ale nie musisz od razu wpadać w panikę i strzelać na oślep. Jasne, skradasz się tu po lodowatej podłodze, ubrana jak do spania, żeby wziąć sobie wody, której dystrybutor masz we własnej kajucie. Skoro była boso, to tłumaczyłoby też, dlaczego nie usłyszał jej kroków. Odetchnął lżej. Beyre podeszła do stołu i siadła na krześle, podwijając nogi na siedzenie. Widać podłoga była rzeczywiście zimna. Boba, starając się nie odwracać do Beyre plecami, sięgnął po szklankę, napełnił ją wodą i postawił na blacie. – Proszę. Zignorowała to. Wpatrywała się w Fetta tym swoim drwiącym spojrzeniem. Przez chwilę sprężył się cały, oczekując paskudnego uczucia oznaczającego, że próbuje bawić się jego umysłem. Ale nie, nic takiego się nie stało. Tylko uśmieszek na jej ustach stał się jeszcze bardziej złośliwy. – Siadaj, Boba. No proszę. A już myślałem, że nie wiesz, jak mam na imię. – Siadaj. Chyba że z dwoma miotaczami przy pasie nie masz odwagi usiąść przy stole z bezbronną kobietą. Tjaa, nie bajeruj, pomyślał. – Żarty się ciebie trzymają – powiedział na głos i powoli usiadł. Przechyliła głowę lekko na bok, jej jasne włosy przesypały się na ramię. – Gdybym cię chciała zabić, nie zdążyłbyś się nawet zorientować. – To taka uwaga na rozluźnienie atmosfery? Zaśmiała się bezgłośnie. – Punkt dla ciebie, Boba. Wracasz do formy, jak widzę. Położyła ręce na blacie i pochyliła się do przodu. – To jak? Bardzo się boisz Sitha? – zmrużyła oczy. – A powinienem? Ty chyba jesteś uzależniony od adrenaliny, Boba, pomyślał, kiedyś to się źle skończy. Przykrył dłonie Beyre swoimi. – Jasne, że powinieneś. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy z bardzo bliska. – Nawet nie myśl, Beyre, że pocałuję cię pierwszy. Jeżeli teraz mi przywalisz Mocą, rozbiję sobie czaszkę o piecyk mikrofalowy. Są milsze sposoby na śmierć. – Konkretnie nie o piecyk, ale o kant zamrażarki – powiedziała Beyre i pocałowała go w usta. Po chwili cofnęła się, wskazała na dzielący ich stół i powiedziała: – Nie wiem, jak tobie, ale mnie tu jest niewygodnie. Przenieśli się do jego kajuty. Boba usiadł na koi i zdejmując z przegubu komunikator, spytał: – To co? Czas start, za pół godziny wywalisz mnie za drzwi? – Niee – zaciągnęła z huttyjska. – Zasłużyłem na specjalne traktowanie? – Jesteśmy u ciebie, po prostu sama stąd pójdę. Jak już dostanę to, czego chcę – zaśmiała mu się w twarz. Kiedy odłożył na podłogę pas z miotaczami, sięgnęła w ich kierunku. – Są świetne, zawsze chciałam je… Złapał ją mocno za nadgarstek, a kiedy się szarpnęła, natychmiast zwolnił uchwyt. Powiedział cicho, ale bardzo dobitnie: – Możesz sobie dotykać i oglądać mnie, ale nie moją broń. – Oglądać… ciebie? – skrzywiła się. – Zlituj się, Fett… Ty, w przeciwieństwie do swojej… – Pani – przerwał jej, podchwytując ten sam ton. – Przyszłaś tu rozmawiać o urodzie broni, czy jednak w innym celu? – Ależ ty masz tupet, łowco nagród – syknęła, a jej oczy się zwęziły. – Potrafię być też dobrze wychowany – popchnął Beyre lekko na koję. Całował ją ostrożnie, aż poczuł, że już przestaje być spięta, zatapia się w chwili. Wtedy powoli podwinął jej bluzę. Czyli jednak nie sypiasz tak całkiem ubrana… Czy to tylko dzisiaj? Potraktował to jako zachętę. Na ile ja się znam na kobietach, takie pieszczoty są bardzo miłe… Jej chyba też to odpowiadało, bo zaczęła szybciej oddychać. Potem cicho westchnęła, kiedy poczuła jego oddech na brzuchu. Ale gdy zaczął rozpinać jej spodnie, zaprotestowała. – Chodź tu do mnie – powiedziała, jakby odrobinę nerwowo. – Noo… Nie bądź taka, wstydzisz się? – mruknął, odpiął drugi zatrzask i przesunął usta jeszcze niżej. W tym momencie poczuł, że Beyre napina wszystkie mięśnie. O, cholera… Ona się naprawdę wstydzi! Mało brakowało, a wybuchnąłby śmiechem, ale na szczęście w ostatniej chwili powstrzymał się resztką przytomności. Coś ty chyba nie jesteś taka doświadczona, jak udajesz, co, maleńka? Usiadł, a Beyre rozebrała się i pociągnęła go do siebie. Jej włosy rozsypały się na granatowym prześcieradle. Chcesz szybko? Twoja strata. Unieruchomił jej ręce nad głową. Dotarło do niego, że jest bezczelny, dopiero, gdy zobaczył, jak bardzo się to Beyre spodobało. Na jej jasne policzki wypłynął lekki rumieniec. Zamknęła oczy, przygryzła wargę i schowała twarz za włosami. Sith zamienił się w onieśmieloną własną namiętnością dziewczynę i zrobiło to na Fetcie piorunujące wrażenie. Urocza jesteś, wiesz? Pocałował ją w szyję i ta pieszczota wyszła mu zaskakująco czule. Absolutnie urocza. • • • Beyre ubierała się, śmiejąc przy tym najpierw bezgłośnie, później coraz bardziej jawnie. – Można wiedzieć, z czego się śmiejesz? Ze mnie? Parsknęła tylko i dopiero widząc jego minę, z trudem powiedziała: – Nie, Boba, nie z ciebie. Do ciebie! – Do kogoś to się można uśmiechać – tak go zdziwiła, że nawet nie zdążył poczuć się urażony. Zresztą rzeczywiście w oczach Beyre mignęły mu cieplejsze niż zwykle iskierki. Zsunęła się z koi na podłogę i zaczęła rozglądać wokół siebie. – Szukasz butów? Są pewnie w twojej kajucie. Dostała znów takiego ataku śmiechu, że aż zakryła dłońmi twarz. Po chwili wytarła załzawione oczy i wstając rzuciła: – Nad wyraz słuszna uwaga, łowco. Odwróciła się, machnęła mu od niechcenia ręką na pożegnanie i wyszła. • • • Kilka godzin później spotkali się na korytarzu. – Chut chut, Bobaa – rzuciła Beyre. – Witam – skłonił się. Kiedy przepuszczał ją w wejściu do sterowni, nie mógł się powstrzymać i poufałym gestem przesunął dłonią po jej włosach i karku. Miał pełną świadomość, że może za to dostać po mordzie. Ale nie dostał. • • • – No i jak, przejrzałeś te materiały o Willim? – spytała Beyre, siadając w fotelu pierwszego pilota. Odwróciła się w stronę Boby, postawiła jedną stopę na siedzeniu i oparła się o podłokietnik. Fett bez pośpiechu odpalił odpowiedni plik i jeszcze raz rzucił okiem na akta. – Niby wszystko bez zarzutu. Wszystko pięknie. Za pięknie właśnie. Nie za szybko mu ta kariera szła? Bo mi to tak jakoś… – Jeżeli był choć w połowie tak inteligentny jak jego ojciec, to wcale mnie to nie dziwi – rzuciła Beyre z kpiącym uśmieszkiem. – Skoro tak stawiasz sprawę – wzruszył ramionami. Siedział w swoim fotelu rozwalony jak w knajpie, kompletny luz. Powinno ją to wkurzać, ale jakoś nie wkurzało. – Dobrze już, dobrze. Co konkretnie ci się nie podoba? |
Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.
więcej »Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.
więcej »Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Druga szansa
— Magdalena Stawniak
Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Świetna powieść z pełnowymiarowymi bohaterami. Czekam niecierpliwie na kolejne części!