Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment I

1 2 3 8 »
Przedstawiamy Państwu pierwszy fragment powieści „Bez pamięci” Ryszarda Dziewulskiego.

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I

Przedstawiamy Państwu pierwszy fragment powieści „Bez pamięci” Ryszarda Dziewulskiego.
Nie każda rzeczywistość jest bezwarunkowo dostępna dla wszystkich.
Jean-Paul Sartre, „Byt i Nicość”
Środa, 11 sierpnia, godz. 22.00
Przekraczając próg głównego budynku Dream Laboratories, Jonatan Adams nie znał celu własnej wizyty. Kilka godzin wcześniej w wynajmowanym przez niego niewielkim mieszkanku na szesnastym piętrze Shipton&Toft Apartments odwiedził go pewien sympatyczny staruszek. Zapewniając, że jest długoletnim pracownikiem Dream Corporation, wyraził zadowolenie z faktu, że to właśnie jemu przypadł zaszczyt zaproszenia Adamsa w imieniu profesora Kracha na spotkanie. Jeśli nie robi to różnicy, spotkanie odbędzie się jeszcze tego samego dnia o godzinie dwudziestej drugiej w gabinecie profesora. Potem wręczył jakąś kopertę, podał rękę, uśmiechnął się i wyszedł. Być może Jonatan wybiegłby za nim na korytarz, aby dowiedzieć się czegoś więcej lub wyjaśnić ewentualną pomyłkę, ale wzrok jego padł na kopertę, którą wciąż trzymał w sztywno wyciągniętej ręce. To, co ujrzał, przedłużyło o parę chwil stan osłupienia, w jakim pozostawił go staruszek. Wielka koperta z psychodelicznym znakiem firmowym zaadresowana była do niego: Jonatan Adams, STA pokój 1646. Znalazł w niej magnetyczną kartę przepustki ważną do godziny dwudziestej trzeciej i oficjalne zaproszenie z zamaszystym podpisem. Krach w grzecznych słowach przepraszał, iż nie mógł stawić się osobiście, że nadmiar obowiązków, że mimo to liczy na spotkanie… Nic konkretnego.
Adams nie należał do ludzi, którzy nie potrafią odmawiać. Nie miał jednak zamiaru zastanawiać się przez resztę życia nad tym, czego mógł chcieć od niego główny udziałowiec Dream Corporation, legenda światowej psychotroniki i założyciel United Union University w jednej osobie – profesor Beniamin Augustyn Krach.
Punktualnie o dwudziestej drugiej Jonatan opuścił windę i znalazł się w przestrzennym holu najwyższego piętra Dream Laboratories. Ktoś wskazał mu właściwe drzwi, za którymi ujrzał obszerne biurko i siedzącą za nim równie obszerną sekretarkę. Zauważyła go dopiero wtedy, gdy stanął tuż przed nią.
– Nazywam się…
– Pan Adams? – zapytała słabym głosem, jakby nie słysząc, że właśnie to chciał jej wyjaśnić.
– Tak.
– Proszę zaczekać. Profesor ma ważne spotkanie. – Siła jej głosu i wygląd powiek dowodziły, że w ciągu minionej doby nie zmrużyła oka.
– Czy aby nie ze mną? – zapytał, kładąc przed nią zaproszenie z podpisem Kracha.
Spojrzenie, którym obdarzyła go w odpowiedzi było aż nazbyt wymowne, więc oddalił się pospiesznie i zagłębił w jednym z foteli stojących przy niewielkim stoliku, na którym rozrzucone były kolorowe czasopisma. Niewiele myśląc, sięgnął po jedno z nich, aby zabić nadciągającą nudę.
Bezwiednie przerzucał strony, zastanawiając się po raz kolejny nad tematem czekającej go rozmowy. Właściwie tylko raz w życiu zetknął się z ludźmi Kracha i być może tu należało szukać powodów zainteresowania jego osobą. Nic jednak nie przychodziło mu na myśl. Było to mniej więcej cztery miesiące temu. Starał się o zatrudnienie w dziale reklamy QuicKomu i po rozmowach wstępnych skierowano go do Dream Corporation na rutynowe badanie. Chodziło wyłącznie o tak zwany charakterologiczny dobór grupy pracowniczej. Otrzymał zapewnienie, że jeśli testy wykażą, iż jego charakter pasuje do charakterów jego ewentualnych przyszłych kolegów, zdobędzie pracę. Warunek, na który musiał się zgodzić był jeden. W przypadku pozytywnego wyniku testu, jego koszty będą odliczane od poborów przez najbliższy rok. W wyznaczonym dniu Jonatan zgłosił się do badania. Zaprowadzono go do wielkiej hali, wyglądającej jak wnętrze gigantycznego komputera. Na jej środku stały dwie ogromne kule, przypominające kapsuły ratunkowe statku kosmicznego. Wstrzyknięto mu coś do żyły, po czym ułożono go wewnątrz jednej z kapsuł na najwygodniejszej leżance, na jakiej kiedykolwiek przebywał. Kiedy go stamtąd wyprowadzano okazało się, że przespał cztery godziny. Badanie było zakończone. Następnego dnia w dziale zatrudnienia QuicKomu dowiedział się, że nie pasuje do zespołu i pracę dostanie ktoś inny. Adams zakładał, że wyniki jego testu znajdują się wciąż w ręku Dream Corporation. Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem jego tu obecności było przystawanie jego charakteru do charakterów jakiegoś zespołu ludzi, którzy poprzez korporację poszukują współpracownika. Ale o tym przecież nie musiał informować go osobiście profesor Krach…
Chciał odrzucić bezmyślnie przeglądane czasopismo, ale jakoś nie mógł. Z początku sam nie wiedział, co przykuwało jego uwagę, lecz po powtórnym przejrzeniu tych samych stron znalazł humorystyczny obrazek. Przedstawiał profesora Kracha jako pucułowatego amorka fruwającego pomiędzy obłokami i strzelającego do bezbronnych ludzi z łuku. Ponad rysunkiem widniał wytłuszczony nagłówek: „KRACH GÓRĄ”. Zaczął czytać.
Po wielomiesięcznych perypetiach United Union Parlament zaakceptował projekt badań nad interaktywną metodą doboru małżeństw, opracowaną przez grupę naukowców z Dream Corporation pod okiem profesora Beniamina Kracha. Projekt ten został przedłożony komisji parlamentarnej w styczniu ubiegłego roku jako antidotum na stale rosnącą falę rozpadów małżeńskich. Pół roku temu, gdy Krach uwiódł senatorów swoim wystąpieniem na temat społecznej przydatności jednostek szczęśliwie zakochanych, nikt nie miał wątpliwości, iż chodzi wyłącznie o potężną dotację rządową. Komisja opiniująca projekt badań składała się w większości z konserwatywnych republikanów, sprawę więc uważano za praktycznie zamkniętą. Niespodziewanie jednak Dream Corporation zrezygnowała z dotacji, a projekt badań zyskał pozytywną opinię komisji. Dopiero wtedy obudzili się demokraci i podnieśli krzyk, że w projekcie znajdują się niezbyt jasno sprecyzowane szkice eksperymentów, w których Krach dopuszcza ewentualność ingerencji w ludzką psychikę. Ale było już za późno. Projekt przeszedł większością głosów, a Krach po raz kolejny wystrychnął Parlament na dudka.”
Drzwi gabinetu otworzyły się bezszelestnie. Wyszedł z nich jakiś mężczyzna, a tuż za nim profesor we własnej osobie. Pożegnał swego gościa i nie tracąc czasu zwrócił się w kierunku Jonatana. Był to niezwykle energiczny człowiek, przypominający wzrostem i posturą Napoleona. Jego wiek był od dawna przedmiotem spekulacji większości mediów, a żarty na ten temat znalazły swe stałe miejsce w rubrykach rozrywkowych. Najbardziej rzetelną wydawała się wersja sugerująca, iż Napoleon i Krach są po prostu rówieśnikami.
– Pan Jonatan Adams, nieprawdaż? – pytał, prawie biegnąc z wyciągniętą dłonią.
– Prawdaż – wyjąknął Jonatan, nie bardzo wiedząc co mówi, gdyż staruszek trząsł jego ręką z mocą pneumatycznego kafara.
– Proszę wejść. Panno Berto, dwie kawy. Napije się pan kawy?
Gabinet Kracha zasługiwał raczej na miano Fitness Clubu. Miał ze sto metrów kwadratowych, a cała jego powierzchnia zastawiona była różnego rodzaju przyrządami do ćwiczeń. Profesor poprowadził swego gościa do stojącego w rogu pomieszczenia szklanego stołu i posadził na jednym z okalających go foteli. Kiedy tylko Adams usiadł fotel automatycznie dopasował się do jego sylwetki.
– Proszę zaczekać. Przebiorę się tylko i zaraz do pana wracam.
Panna Berta przyniosła dwie kawy w maleńkich filiżankach, bez słowa postawiła je na stole i wyszła. Tym razem wyglądała jak świeżo wybudzony niedźwiedź. Z pewnością nieprzypadkowo została sekretarką szefa Dream Corporation.
Czekając na Kracha, Jonatan z ciekawością przyglądał się gabinetowi. Przez oszklony sufit do wnętrza zaglądały setki gwiazd. Pierwsza z czterech dziesięciometrowej długości ścian była olbrzymim oknem, więc miliony świateł oddalonego miasta zlewały się z mrugającym niebem na kształt wielkiego namiotu. Naprzeciw okna znajdowały się cztery pary rozsuwanych drzwi wind, którymi prawdopodobnie Krach przedostawał się na dowolny poziom budynku. Trzecią ścianę stanowiły dziesiątki monitorów, a na czwartej, pomiędzy drzwiami, za którymi zniknął profesor i wejściem do sekretariatu, umieszczono pokaźnych rozmiarów logo korporacji.
Profesor, ubrany w błękitny dresik, wparował do gabinetu, zasiadł na symulatorze roweru i począł żwawo obracać pedalikami.
– Proszę mi raz jeszcze wybaczyć, że nie odwiedziłem pana osobiście. Obowiązki. Szczerze mówiąc, lubię oglądać wnętrza zamieszkiwane przez osoby, z którymi pracuję. Dostarcza mi to wielu informacji na ich temat. Ale trudno. Może innym razem. Miło z pańskiej strony, że zdecydował się pan przyjąć moje zaproszenie. Jestem pewien, że nie pożałuje pan tej decyzji. Oczywiście nie domyśla się pan, dlaczego tu jest? To zrozumiałe. Sam bym się nie domyślał, gdybym był na pana miejscu. Czy jest pan zakochany?
Adams nie dosłyszał pytania, gdyż właśnie zastanawiał się nad tym, czy profesor szybciej obraca nogami, czy językiem. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że obydwa tempa nieznacznie się od siebie różniły. Współistnienie tych dwóch czynności było więc możliwe wyłącznie przy założeniu, iż jedną z nich Krach wykonuje całkowicie mechanicznie, bezmyślnie. Tylko którą? Po krótkiej chwili obserwacji Jonatan nabrał przekonania, że całe skupienie i uwaga profesora przykuta jest do ruchu nóg.
– Proszę?
– Zakochany. Czy pan jest. W kimkolwiek.
1 2 3 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.