Bez pamięci – fragment IRyszard DziewulskiBez pamięci – fragment I– Nie bardzo rozumiem… Przerwał pedałowanie równie prędko jak je rozpoczął. Podszedł do stołu i ciężko dysząc, runął na sąsiedni fotel. – Pytanie nie jest trudne. Brzmi ono tak: Czy obecnie jest pan w kimkolwiek zakochany? Jonatan nie zdołał się oprzeć wrażeniu, iż ujmująca bezpośredniość jego rozmówcy graniczyła ze zwykłą bezczelnością. Mogło też być odwrotnie. – Dlaczego miałbym odpowiedzieć na to pytanie? Krach wrzucił do kawy cztery kostki cukru. – Oczywiście, rozumiem. Chce pan przez to powiedzieć, że guzik mnie to obchodzi. Sam bym tak odpowiedział, gdybym był na pana miejscu. Tu zamilkł, co zdumiało Adamsa bardziej niż wszystko, co do tej pory powiedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, popijając kawę. Staruszek co jakiś czas rzucał badawcze spojrzenie. Jonatan starał się zachowywać naturalnie, ale przedłużająca się cisza czyniła to zadanie niewykonalnym. Po chwili zrozumiał, że Krach wciąż czeka na odpowiedź i nie ma zamiaru zabierać głosu zanim jej nie usłyszy. – Czy to jest powód, dla którego mnie pan tu sprowadził? Chce pan wiedzieć, czy jestem zakochany? – Tak. – Dobrze, odpowiem panu, ale wcześniej chciałbym wiedzieć, dlaczego to pana interesuje. – To zrozumiałe. Otóż odpowiedź, jakiej mi pan udzieli ma decydujący wpływ na dalsze losy tej rozmowy. Więc? – Dlaczego pyta pan o to właśnie mnie? Przecież na świecie są miliony mężczyzn… – Właśnie dlatego, że jest pan jednym z nich. Jonatan poczuł, że dłuższe odwlekanie odpowiedzi stanie się śmieszne. – …Nie. – Słucham? – Nie jestem w nikim zakochany. Profesor drgnął na swoim fotelu. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w organizm wstąpiła dawna energia. – Znakomicie! Żony też pan nie ma, prawda? – Przecież mówię, że nie. – Miłość i małżeństwo nie zawsze chodzą gęsiego. W tym cały ambaras. Cieszę się, że udzielił mi pan takiej właśnie odpowiedzi. Gdyby powiedział pan, że jest zakochany, dopilibyśmy kawy i rozstali się po przyjacielsku. Wynagrodziłbym jakoś stracony przez pana czas, a sprawa poszłaby w zapomnienie. Jeśli jednak nie kocha pan nikogo, mam dla pana pewną propozycję. Nie chciałem tego mówić wcześniej, gdyż… W każdym razie następne pytanie, które panu zadam, brzmi: Czy chciałby się pan w kimś zakochać, panie Adams? – Krach zerwał się z fotela, wskoczył na ruchomą bieżnię i uruchomiwszy ją, zaczął biec w nieistniejącym kierunku. Dał tym do zrozumienia, że zdaje sobie sprawę, iż odpowiedź na to pytanie wymaga nieco czasu do namysłu. Jonatan był zaskoczony. Czy chce się w kimś zakochać?… Tym samym tonem pytał go przed chwilą, czy nie napiłby się kawy. Przez moment zastanawiał się, czy profesor jeszcze pamięta tę delikatną różnicę, jaka dzieli dobrą kawę od miłości. Ale przecież nie to było istotne. Istotną była odpowiedź na pytanie, dlaczego Beniamin Augustyn Krach spotyka się z nim osobiście w celu zadawania tego typu pytań. Szef korporacji, która otrzymała niedawno od parlamentu zgodę na rozpoczęcie badań… Krach jako kupidyn… Oczywiście! W ułamku sekundy wszystko stało się jasne. – Chce pan ze mnie zrobić doświadczalnego królika? – Tak – rzucił Krach nie przerywając galopu. Po chwili męczącego go wyraźnie uśmiechu dodał. – Cieszę się, panie Adams, że domyślił się pan wszystkiego sam. To dowodzi, że nie myliłem się co do pana. Zakładałem bowiem, że jest pan bystrym młodzieńcem. – Dlaczego ja? Profesor galopował bez słowa, jakby uznając swą poprzednią odpowiedź na to pytanie za wystarczającą. – Chciałbym to… przemyśleć. – Wie pan, czego w życiu nienawidzę? Odkładania spraw ważnych na później – zwiększył prędkość bieżni i zaczął finiszować. Jonatan zrozumiał metodę, dzięki której Krach osiągał tak wielkie sukcesy. Nie mogło być inaczej, skoro takie sprawy jak ta, załatwiał w lekkoatletycznym biegu. Zmordowany staruszek padł na fotel. Na jego twarzy gościł wyraz nudy i zniecierpliwienia. – Po co się oszukiwać, panie Adams? Z pewnością domyśla się pan, że drugi raz tego nie zaproponuję. To wielka szansa. Rozpoczynamy etap badań końcowych nad parapsychologiczną metodą doboru osobowości. Potrzebujemy więc ludzi, którzy dobrowolnie poddadzą się naszym testom. Oczywiście – za odpowiednim wynagrodzeniem. Zdradzę panu, iż jest pan pierwszą osobą, na którą padł nasz wybór; połową pierwszej z kojarzonych par. Będzie pan pionierem. Będziecie żywym dowodem skuteczności mojej metody. Bardzo bogatym dowodem… Nie ma pan nic do stracenia. I dlatego się pan zgodzi. Jonatan nie miał wątpliwości, iż profesor celowo użył liczby mnogiej. Wiedział, że trafi tym w dziesiątkę. Po co się oszukiwać? Któż zastanawiałby się nad tym, co ma do stracenia, mając do zyskania wszystko? Szczególnie wtedy, gdy niczym nie ryzykuje. Któż by się nie zgodził? – Owszem. – Proszę? – Owszem – chciałbym się w kimś zakochać i chyba nie ma w tym nic nienaturalnego. Muszę jednak uprzedzić pana, że jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć… Byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan przybliżyć mi nieco warunki… eksperymentu, bo chyba tak to trzeba nazywać. Kiedy wyrażam na coś zgodę, wolę wcześniej wiedzieć – na co. Ale… sam pan rozumie, że… – Brawo! Przy kolacji omówimy szczegóły. A tymczasem przyniosę umowę – wybiegł do sekretariatu i po chwili powrócił, trzymając zadrukowany papier, który położył na szklanym blacie, sam zaś zasiadł do wioseł. – Proszę przeczytać umowę uważnie i podjąć decyzję. Proszę się nie spieszyć. Znajdzie pan tam ogólny zarys przebiegu… eksperymentu. Wszelkie detale wyjaśnię panu wtedy, gdy podpisze pan umowę. Ważne jest, aby zgodził się pan na wszystkie warunki, jakie stawiam. I zgodzi się pan. Jestem pewien, że zgodzi się pan, gdyż przecież nie proponuję niczego, jak sam pan to nazwał, nienaturalnego. Chcę tylko poznać pana z pewną kobietą, nic więcej. Mniemam, iż kwota, którą proponuję jako… posag i dodatek do szczęścia małżeńskiego jest nawet z lekka wygórowana. Jeśli wyda się ona panu zbyt duża – proszę tylko powiedzieć, nie będę się przy niej upierał – Krach uśmiechnął się szelmowsko. – Przyniosę panu długopis – zerwał się i pobiegł do sekretariatu. Wracając z długopisem, tłumaczył się. – Nie lubię czekać, aż panna Berta wykona moje polecenia. To zawsze trwa zbyt długo. Spośród trzystu czterdziestu sekretarek, które zgłosiły się w odpowiedzi na moje ogłoszenie, wybrałem najbardziej ospałą. Proszę mi wierzyć, ona myśli dużo wolniej niż chodzi. To mnie mobilizuje do działania. Wszystko muszę załatwiać sam. Energiczni ludzie są mi potrzebni na stanowiskach kierowniczych, za to w sekretariacie potrzebuję żółwia. W moim wieku trzeba się ruszać. Dzięki niej robię dziennie parę kilometrów więcej. Proszę przeczytać umowę. Kiedy pan skończy niech pan zawiadomi o tym pannę Bertę, a ona powiadomi mnie. Potem zasiądziemy do kolacji, przy której wyjaśnię panu niejasności i odpowiem na wszystkie… prawie wszystkie pytania. Krach powiosłował jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł. Jonatan został sam. Przez chwilę głucho wybrzmiewały w jego uszach wypowiedziane przez profesora zdania. Jego pośpiech w mówieniu i lekkość, z jaką podchodził do tematu rozmowy, niezbyt adekwatna do jej treści, stanowiły olbrzymi kontrast dla spokoju i ciszy, która zapanowała w gabinecie. Owa cisza podkreślała komizm niedawnej wymiany zdań, ale stanowiła jednocześnie jakby jej lustrzane odbicie, jej potwierdzenie. To była prawda! To się zdarzyło! To nie był sen. Jonatan przewrócił kartki i spojrzał na ostatnią stronę. Poczuł, jak oczy wychodzą mu z orbit. Milion EURO!! Boże… Ktoś tu zwariował! Ten facet proponuje mu milion EURO?! Za co?! „Chcę tylko poznać pana z pewną kobietą, nic więcej.” To chyba jakiś żart… To po prostu niemożliwe. Ale to przecież prawda! Zerwał się z fotela i włożywszy ręce do kieszeni, zaczął spacerować pomiędzy przyrządami do ćwiczeń. Wiedział, że zanim przeczyta umowę – musi to wszystko przemyśleć. Przez ten czas ręce przestaną mu drżeć i będzie w stanie przewracać kolejne strony umowy. Ciekawe, czy kiedy dojdzie do ostatniej, nadal będzie tam… Dziwne… Zawsze uważał się za człowieka, któremu pieniądze nie uderzą do głowy. Inna rzecz, że nigdy nie przewidywał ewentualności posiadania ich w takiej ilości… A tu byle sześć zer robi z niego galaretę. Ciekawe, ilu jeszcze rzeczy o sobie nie wie? Przecież… zgodziłby się nawet… za darmo? W zamyśleniu wkroczył na ruchomą bieżnię, ale nie włączył jej. Stał z rękami w kieszeniach i spoglądał na leżący na stole dokument umowy. |
Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.
więcej »Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.
więcej »Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski
Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski
Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski
Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski
Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim
Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska
Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski
Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski
Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski