Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6

« 1 2 3 4 5 14 »
– Dzieciaka zastrzelił Han Solo, któżby inny – powiedział spokojnie Fett, wydmuchując dym. – Oczywiście, jak zwykle, były dwie wersje wydarzeń. Jedna taka, że to Greedo strzelił pierwszy. Śmiech na sali, każdy trafiłby człowieka przez szerokość stolika w kantynie, nawet Greedo. Wersja druga zakłada, że Solo rozwalił go bez drgnienia powieki. Ja mam swoją prywatną hipotezę, choć mnie tam nie było. Stawiam na to, że Greedo chciał, żeby Solo potraktował go poważnie, i strzelił ostrzegawczo w ścianę. Solo spanikował i z małego została mokra plama. Pieprzony tchórz…
– Surowo go oceniasz. Myślałam, że akurat ty powinieneś rozumieć kogoś, kto w ataku paniki strzela do ludzi.
Fett zakrztusił się dymem.
– Nie porównuj się, pani, ze smarkatym łowcą nagród – stwierdził, patrząc jej prosto w oczy. – Zresztą tego nie mam kapitanowi Solo za złe. Każdemu się zdarza popełnić błąd. Ale on zwiał. Zostawił Greedo w tej kantynie i tyle go widzieli. Na Tatooine wrócił dopiero w mojej ładowni, zatopiony w karbonicie.
– Zwiał pewnie przed tobą?
– Może i przede mną. Ale zwiał. A co ważniejsze – nie wrócił. Zupełnie go to nie zainteresowało.
Umilkli, przechodząc przez grupę zadziornie wyglądających młodych Rodian przed klubem sportowym. Kilku pozwoliło sobie nawet na zaczepki, ale rozstąpili się przed Beyre i Fettem bez dyskusji. Mimo, a może właśnie dlatego, że żadne z nich nie zwróciło na miejscowych bandziorów najmniejszej uwagi.
Polecana przez Avaro restauracja znajdowała się tuż za rogiem. Okazała się być maleńkim barem. Przez jego rozświetlone okna Beyre zobaczyła wnętrze: jasny wystrój, cztery dwuosobowe stoliki i dużą podgrzewaną ladę z potrawami.
Za kontuarem stała – sądząc po stroju, była to ona – Mrlssti. Najwyraźniej nawet zakup robota do obsługi klientów stanowił dla niej problem. Wręczyła właśnie swojemu rodakowi dużego naleśnika, owiniętego w folię tak, żeby można go było jeść w marszu, i odliczała resztę.
Beyre zatrzymała się przed bramką prowadzącą do kawiarnianego ogródka. Lokal posiadał bowiem ogródek, teraz w miarę oczyszczony ze śnieżnej pulpy, a w nim kilka większych stolików oświetlonych lampionami. Ze zrozumiałych względów jedynymi gośćmi, którzy tu siedzieli, była para Bothańczyków i Wookiee, pogrążeni w rozmowie nad parującymi kubkami.
Beyre poczekała, aż minie ich wychodzący właśnie Mrlssti, i spytała:
– Mają jedzenie na wynos. Może kupimy sobie coś i pójdziemy dalej?
– Musimy?
W zasadzie już od pewnego czasu widziała, że od czasu wydarzeń w dokach Fett znów utyka, ale nie brała tego zupełnie pod uwagę. Boba, zauważywszy, że Beyre taksuje wzrokiem jego lewą nogę, powiedział szybko:
– Jest lodowato.
– Tobie to ciągle zimno – skrzywiła się. – Za dużo czasu spędzasz na Tatooine.
– Przypominam, że mam buty pełne morskiej wody.
– A ja to niby nie?
– I nie mam czapki.
Ogarnięta szatańskim pomysłem, odparowała:
– Chcesz moją?
Sięgnęła do kieszeni i wręczyła mu nakrycie głowy. Fett zachował kamienną twarz, najwyraźniej chciał grać dalej, tylko mu konceptu zabrakło, więc by zyskać na czasie, zmienił szerokość czapki tak, żeby pasowała, i założył ją.
Beyre roześmiała się, jak to ona, niezbyt głośno, ale aż zrobiła kilka kroków do tyłu, zgięta lekko wpół.
– Cuudnie! Jaki znajomy widok! Aż szkoda, że odprułam godło.
Nie mogła się powstrzymać i mimo że widziała minę łowcy, dodała:
– Ale wtedy było was więcej.
Jakby ktoś próbował jej te słowa wtłoczyć z powrotem do gardła.
Fett sięgnął po czapkę, bardzo powoli zdjął i widziała, jak zaciska na niej palce. Płynęła od niego taka wściekłość, że aż ją zmroziło. Zrobiło jej się nagle okropnie głupio.
– Boba – zrobiła krok w jego stronę, wyciągnęła rękę i tak zamarła. – Bobaa – łatwiej byłoby jej to powiedzieć po huttyjsku, ale w tym języku takie słowo chyba po prostu nie istniało, więc wymówiła je prawie bezgłośnie. – Przepraszam. I oczywiście, że posiedzimy chwilę w knajpie. W cieple – dodała, żeby zgasić ostatni punkt zapalny.
Fett stał, patrząc na nią. Beyre też nie odrywała od łowcy wzroku. Czuła, jak nienawiść powoli się rozwiewa.
– Uważaj na słowa, pani. Nawet tobie nie wszystko wolno – stwierdził, a Beyre przymknęła oczy na ułamek sekundy.
Milczała. Nie była w stanie nic więcej powiedzieć.
Fett prychnął, brzmiało to jak śmiech, ale chyba służyło tylko do rozładowania napięcia.
– To może wejdźmy wreszcie do środka. Od stania noga też mnie boli.
Uśmiechnęła się, maskując ulgę. Nawet tego nie zauważyła, ale dopiero teraz rozluźniła mięśnie, do tej pory była spięta jak do skoku. Łowca otworzył bramkę i poczekał, aż Beyre przejdzie. Pachniał dymem, jak Tarkin.
– A co z tym? – podniósł trzymaną wciąż w ręku czapkę.
– To prezent. Chyba rzeczywiście nad ranem będzie mróz – powiedziała, zdejmując kaptur.
Odwróciła się, zamiotła połą płaszcza buty Fetta i weszła do baru. Nie musiała się oglądać, czuła, że łowca poszedł za nią.
Zanim w ogóle spojrzała na jedzenie, wybrała stolik. W kącie, pod ścianą. Podeszła do niego, rzuciła okiem na okno i nie pytając kogokolwiek o zgodę, opuściła jedną z pomarańczowych rolet.
– Od razu przytulniej – rzucił Boba i skinął głową. – A teraz wybierz coś dla siebie. Ja jem stek z banthy, mówiłaś, że ci to nie będzie przeszkadzać. Okazji na taką wyżerkę nie mam zamiaru przepuścić. – Uśmiechnął się szeroko i chyba nareszcie szczerze.
Beyre zajrzała przez zaparowaną szybę do wnętrza lady.
– A ja poproszę… to – niezbyt elegancko pokazała palcem, ale nie znała miejscowej nazwy.
– Będziesz jadła małże?!
– Co ci się nie podoba? Białko zwierzęce. Avaro miał rację, że na syntetycznym długo nie pociągnę przy takim trybie życia.
– Ale przecież…
– Małże nie myślą. Tak mi się wydaje. Fett, nie psuj mi apetytu! Tak naprawdę to wszystko jest w mojej głowie, nic już nie mów!
– Nic nie mówię, w porządku. Jak chcesz, nawet zjem kilka dla towarzystwa.
– Obejdzie się. Jedz swoje martwe zwierzę.
Fett sięgnął do kieszeni po pieniądze.
– Boba, ja zapraszam. Ty siedziałbyś teraz spokojnie u Avaro i próbował przysmaków jego żony.
– Dopiszę do rachunku – skrzywił się. – Bey…
Widziała, jak ugryzł się w język, ale na szczęście właścicielka lokalu, nie mogąc doczekać się zamówienia, odsunęła się dyskretnie. A nawet gdyby nie, co za problem, Mrlssti są tacy… podatni.
Łowca przeskoczył wreszcie nad kwestią imienia:
– Pozwól mi zachować się kulturalnie. Ten jeden raz. Ojciec naprawdę starał się mnie przyzwoicie wychować, a nie mam zbyt wielu okazji, żeby się tym pochwalić. Kurtuazja wobec dziwek średnio mi wychodzi, moje koleżanki po fachu też nie są zbyt subtelne, a inne znajomości… Nie mam czasu. I nie było nikogo… takiego na horyzoncie. – Beyre słuchała, nie odrywając wzroku od wzorów skroplonej pary na ladzie. – Do tej pory, rzecz jasna.
– Witam, czy państwo już się zdecydowali? – rozległ się głos właścicielki lokalu.
Chyba powinniśmy w tym momencie podskoczyć? Niestety, nie z nami takie numery, pani ciekawska.
Beyre spełniła prośbę Fetta, zostawiając go samego z problemem lokalnych nazw, reszty i wścibskich spojrzeń. Zwłaszcza tych rzucanych w kierunku miotacza. Jej miotacza, migającego czasem spod poły płaszcza.
Już miała usiąść na krześle pod ścianą, kiedy Boba pokręcił głową. Wziął z kontuaru tacę i podszedł do stolika.
– Możemy się zamienić? – wskazał drugie miejsce. – Nie lubię siedzieć tyłem do drzwi.
– Przecież mówiłeś, że jakby co…
– Ale wolę widzieć. Jeżeli mam wybór.
– W porządku, mnie jest absolutnie wszystko jedno.
Nie do końca mówiła prawdę, ale liczy się wrażenie.
Dopiero teraz zorientowali się, jak bardzo są głodni. Zjedli szybko i chęć do rozmowy wróciła im przy herbacie. Dokładniej to Beyre piła herbatę, a Fett miejscowy wyrób, funkcjonujący pod uniwersalnym mianem piwa, sądząc po minie Boby chyba nie do końca zasłużenie. Kolor rzekome piwo też miało dziwny.
« 1 2 3 4 5 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.