Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 4

1 2 3 12 »

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 4

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF
• • •
– To pan. - Promotor otworzył portal. - Spóźnił się pan. Proszę, proszę dalej.
Celuję czubem buta w pobliski stos książek na podłodze, wyprężone grzbiety tanich cyberpunków, Śmierć neurowojażera, W poszukiwaniu straconego bitu, dużo w zupełnie obcych mi narzeczach. Tuż obok piętro 3D-komiksów, Bushido kontra Wolfenstein Maus, platynowe okładki, papieżyce aerografu, chromatyczne tapety, itepety.
– Pan to wszystko trawi, panie profesorze? - zawołałem ku kuchni.
Wrócił z szelestem paczki herbatników. Położył ją na najbliższym sterczu woluminów. Przestarzałe, niesmaczne, muliste.
– Naprawdę oglądam pornosy - odwołał. - Te papirusy leżą dla szpanu. Udał mi się podstęp?
– Ja zrobiłbym na odwrót.
– Lecz nie feng shui pana tu sprowadza.
– Zatrudniłem się w pewnej firmie…Mają INRI wielkości, proszę wybaczyć, wielkości tego mieszkania. Nowe procesory. Bezpośrednie wtyki do neurosieci, nie przez witryny, kody, akcesoria, ale właśnie bezpośrednie…
– Odwiedziłem pana matkę - przerwał Promotor, nie słuchałem go uważnie, bo moje wieści miały pierwszeństwo.
– Mają tam takie rzeczy, na przykład Swedenborga, profesorze, reaktor mentalny i podświadomość, i czy to możliwe żeby przyspieszyć balistykę myśli, żeby jej tor tak odkształcić, żeby…
– Dlaczego od roku pan jej nie odwiedził? - Promotor mówi coraz głośniej.
– A przy okazji zarobię na wszczepy dla siostry…
– Pana siostra jest autystką. Nie, nie powiedziałem artystką. Ani też altystką. Wmawiam sobie, że robi to pan dla niej, bo tylko to mogłoby pana jakoś usprawiedliwić.
– Firma… - Zakręciło mi się w głowie, czaszka łupaszka. Swedenborg, chciałem z nim powalczyć, głodny, głodny, ham.
– Puszczę panu coś. - Promotor kreśli film za wschodnią ścianą, pomiędzy kataną a goblinem z gobelinem.
Oczy wcale nie chciały ale je zmusiłem. Milczeć, raby, ham! Patrzeć, oczy, patrzeć kiedy wam każę, a zdrajców na potem! Widzę się na czubku potężnej EQ katedry. To Wigilia Nowego Jorku, New York’s Eve. Ściskam ręce ludziom, których nie znam. Potem Meksyk, szkolenie mózgu, burze, sztormy, brainwaivery. Słucham ludzi, których znam choć powinienem się tego wstydzić. Bóg dał frytki, bóg zabrał frytki. Jakieś banały, jakieś przekształcenia. Mundur Łowcy, łowcy ogranów, oto ja w szarostalowym uniformie, żerujący na rumowiskach, złomowiskach i potrzęsawiskach. W Turcji czy gdzie indziej. W nagrodę pasający swoje instynkty na nuklearnej plaży w Jutaca. Rok życia, nie pieprzone trzy dni, ale rok, cudzy scenopis, obce charakteryzacje, rekwizyty, do których się nie przyznaję. A jednak ham, jestem tam. Podpisuję umowy, pasuję cyfry, jakieś hasła, śmieję się, zbyt gwałtownie, zbyt szorstko. Metelski stoi przy mnie, klepie po ramieniu. I coś przypinają mi do piersi. Coś wkładają mi do głowy. Coś wyjmują mi z życia. Fotomontaż! Ale, jak za różdżki dotknięciem, słyszę nagle, na-mgle, myśli Promotora. To jednak jest prawda.
– Skąd pan to ma?! - Powiedziałem wbrew sobie, kojarząc wbrew sobie, spóźniając się z reakcjami, a jeden kanał słuchał a drugi kanał trawił a dopiero trzeci czekał, czekał i odpowiadał. - Neurosieć…
Jak to: od roku? Na ścianie wisi tandetny elektroniczny kalendarz. Sobota, przecie umawialiśmy się na sobotę. Na pewno z kimś umawiałem się na pewno na sobotę. (A może nie, ham, sam już nie wiem.) Dzisiaj jest właśnie sobota, profesorze, to niemożliwe, sobota sprzed trzech tygodni? Trzech miesięcy? Dłużej? Jak to? (Jeść i jeść i jeść. Przełącznik pod skorupą czaszki, pstryk!)
– Oto i sobota - syczy Promotor. Nie syczy a myśli sykiem. Czytuję go na całego. Nie musiałby wyświetlać filmu. Też już czytam. Film dostał ode mnie, jakieś dwa miesiące temu z okładem. - Przybyłeś, patrzysz, zwyciężysz?
W następnej scenie jestem nad grobem Beaty. To znaczy, to mógłby być grób Beaty. Jeśli byłby to grób Beaty (oj, czwarty tryb warunkowy), byłbym wtedy właśnie tam. [Wtem oczy gasną, przeciwiają się, nie słuchają bicza rozkazu z mózgu, nie chcą.] Dlaczego dałem mu taki film? Ale to jeszcze nie najgorsze, mówi profesor. [Stary pierdołakus, zaproponował MBA Grzegorzowi, pewno dupczyli na zapleczu, pedały.] Najgorsze dopiero nastąpi. [Dopiero, Del Pierro, doppiorę, dopierdolę mu, ham. Grzegorza zaś nienawidzę, przyjaciela.] I widzę aż mamę (tylko mamę!), brutalnie odpychaną od progu naszego (mojego?) (dawnego?) mieszkania, ktoś, ale kto, jacyś ludzie rzucają ją, gdzieś tam, ham, wbiegają do środka, wymachują jakimś dokumentem, ja go znam, ham, ów dokument, mama cofa się na kolanach, cudze postacie pochylone nad Sommą!
– Dlatego w chwili jasności dał mi pan ten film na przechowanie. Część pana na pewno chce wrócić do życia. Mentis vult gubernari. Przedumali panu mózg. Boi się pan i instynktownie szuka…
[Sprzymierzeńca! Wepchnę mu ten bełkot z powrotem, ham, do ględoryja! Znam tamtych ludzi. Głód, jeść, jeść!]
Promotor zerwał się z miejsca, chwycił mnie za ramiona, zatrząsł, wyczerwienił się żyłkami w oczach, nabrzmiał przeciw mnie zgrubieniami żył naczelnych i wrzasnął mi wprost w twarz, tak głośno, żeby głuszyć mój głód:
– Słuchaj mnie wreszcie, szczeniaku! Spójrz na siebie! Zabijesz matkę! I nikt cię nie poznaje! Podpisałeś dokument, który pozwala tym oprychom eksperymentować na twojej siostrze!
Zabulgotałem, Swedenborg nawoływał jak syrena, kusił, a ten wymiot, pomiot, skurwygawiedź wrzeszczał tak brzydko:
– Sądzisz, że nie znam tej twojej firmy?! Znam, naiwny głupcze! Projekt Strindberg, gówniarzu, słyszałeś o nim?!
Strindberg? Swedenborg? Głód, głód. Mniam, ham, mniam. Rety, jak ten dziadek harmiderczy. Taaak.
– Dziesięć lat temu! Projekt uczelni! Mój projekt, gówniarzu, a twoja pieprzona korporia wykupiła! Znasz różnice?!
Ochrypł. Syrena zawyła. Przywiążcie mnie do masztu, mniam. Profesorek odzyskuje pas bon ton. Uciszyć go, hej, sokoły, sokoły, oczu ostrokoły, mniam, uciszyć, ham, taaak.
– Może teraz nazywa się Swedenborg! Rzecz gustu! I neurokatalizatorów prosto w łeb! Trują cię! Swedenborg dawkuje ci Bóg wie jakie psychotropy za każdym razem, kiedy się z nim łączysz! NCM fasonuje cię jak chce! Wiesz dlaczego? Żebyś zachorował na całego! I kiedy zachorujesz na całego, wówczas twoja siostra…wówczas nie zapanujesz już nad sobą…oni zaś…nieśmiertelni!…
[„Dlaczego tak wrzeszczysz? Nie wiesz, że rozdzierasz mi głowę?! Coś się tak rozgadał? Przyszedłem tu na podwieczorek, nie na konkurs wyjców. Irytujesz mnie, starcze. Ham, jeść! Jeść, bo zwariuję!”]
Swedenborg, dziadek powiedział to: Swedenborg. I powiedział też: Bóg wie. Wcale nie był taki mądry, ten mój Promotor, za jakiego go miałem. Co ja robię?! Jeść mniam ham ham jeść! Teraz zaraz. Ham. Jeść głodny! Głodny » płodny, głowny, głośny, słowny, łowny, płonny, płynny, mowny, nośny, zborny, zgodny, sprośny, spaśny, przaśny, donośny, obrotny, lotny, potny, kotny, nagorny, rodny, dorodny, orny, koronny, ranny, poranny, poronny, godny, wodny, pogodny, woźny, zawodny, przygodny, potoczny, wolny, drobny, chłonny, skłonny, wonny, zboczony, barwiony, równy, zbawiony, zbawczy, sprawczy, naprawczy, sprawny, prawny, trafny, stadny, sądny, brudny, trudny, troczny, mroczny, kroczny, zakroczny, juczny, roczny, cudny, główny, owczy, łowczy, oczny, boczny, skoczny, mączny, modny, skromny, korny, konny, orli, obły, strojny, hojny, słony, szczodry, modry, psotny, sromotny, ropny, istotny, krotny, ochotny, zwrotny, stratny, zawrotny, mozolny, konopny, drobny, dolny, dobry, próbny, mroźny, ukośny, chłodny, chrobry, ksobny, wsobny, zasobny, łagodny, łakomy, załadowczy, trwożny, nałożny, położny, żądny, możny, sążny, obłożny, osobny, podzwonny, nudny, cny, mogilny, markotny, bezczelny, czelny, chmielny, szkolny, obronny, skalny, solny, skalski, halny, szczelny, pilny, walny, spalony, zespolony, palny, polny, rolny, wyludny, zbożny, kopny, skajski, skośny, przewoźny, ostrożny, narożny, nożny, cenny, strzemienny, trzodny, radny, barwny, bratni, bramny, bratny, kostny, kupny, toczny, tłoczny, stanowczy, nabożny, nocny, nagrobny, cynowy, cynobry, ej hej, ham, raz dwa trzy, ściągam cugle, i widzisz, profesorku, czego nauczyli, myślę już kołczanami, nie strzałami. Głodny, mniam ham jeść ham.
– Pańska matka!…A siostra!…Tamci…Musi pan zrozumieć, że…!
1 2 3 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 5
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.