Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment III

« 1 2 3 4 5 »

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III

– Nie ma o czym mówić – Keller uśmiechnął się ze wstrętem.
Kušik usiadł na obrotowym krześle. Odchylił głowę do tyłu i przebierając nóżkami, zaczął kręcić się w kółko.
– I co? Wyspałeś się? – zapytał, nie przerywając wirowania.
Młodszy agent nie odpowiedział. Zagryzł tylko wargi, docisnął słuchawki do uszu i poprawił przymocowany do nich filigranowy mikrofon.
– Pytam, bo widzę, że już wróciłeś do kieratu – odepchnął się nogami od ściany i dzięki plastikowym kółeczkom wbudowanym w podstawę krzesła przejechał tyłem pod samo okno.
– Zgarnęli mnie z korytarza, kiedy wychodziłem z archiwum – syknął Keller.
Kušik pokiwał głową ze zrozumieniem i współczuciem.
– Co tam słychać? Dzieje się coś ciekawego? – wyjął z kieszeni portfel i zaczął przeliczać pieniądze. – Myślisz, że dadzą nam jakąś premię? No, wiesz, jak to wszystko się skończy…
Keller włączył zewnętrzne głośniki. Gałkę natężenia dźwięku obrócił w prawo.
– Powinni coś dać – Kušik próbował przekrzyczeć płynące z głośników komendy. – Ja bym nam dał…
W lewym rogu konsolety zapaliła się czerwona lampka. Keller przełączył odbiór na właściwą częstotliwość. Z głośników popłynął miękki kontralt.
– Kilkuset łysych u wylotu trasy B-22. Uzbrojeni. Kwadrat sto dwudziesty siódmy, okolica arboretum.

Jak wszystkie pokoje na parterze, również pokój Laurence posiadał dwa wyjścia. Jedno z nich wiodło na korytarz, a drugim były ocieplane drzwi prowadzące – za pośrednictwem kilku schodków – bezpośrednio na zewnątrz. Do tych właśnie drzwi zapukał Jonatan.
Kiedy otworzyła, miała mokre włosy, a na sobie biały frotowy szlafrok. Nie spodziewała się zobaczyć go przed swoimi drzwiami i mimo woli drgnęła na jego widok. Zawahała się przez moment, lecz chłodne, wieczorne powietrze zmuszało ją do szybszego podjęcia decyzji. Jonatan, wciąż milcząc, stał przed drzwiami o stopień niżej i spoglądał na nią nieco z dołu wzrokiem, który w jednym ułamku sekundy zepchnął całą stanowczość, z jaką składała sobie obietnice unikania go, do rangi niedorzecznego kaprysu. Odsunęła się, by wpuścić go do środka.
W pokoju panował półmrok. Jedynym oświetleniem była pękata nocna lampka, stojąca teraz na stole. Z łazienki dobiegał szum uruchomionego natrysku. Najwyraźniej Laurence brała właśnie prysznic.
– Chciałem… z tobą porozmawiać – powiedział Jonatan, nie bardzo wiedząc, jak ma się zachować. Zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy jest z nią sam na sam w zamkniętym pomieszczeniu. Wcześniej w ogóle o tym nie myślał. Dotychczas ich spotkania odbywały się wyłącznie na łonie natury i, wyłączając nocny spacer, w zasadzie pozbawione były pierwiastka bezwzględnej prywatności.
Laurence wskazała mu miejsce na kanapie.
– Poczekaj, to potrwa sekundkę.
Weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Czynność ta zaskoczyła Jonatana – była w jakiś sposób niezwykła. Cóż niezwykłego może być w zamknięciu drzwi? – pomyślał. – Nic. A jednak… Zamknięcie drzwi? Nie, to nie są zwykłe drzwi. To są drzwi do łazienki. Cóż jest więc dziwnego w zamknięciu drzwi do łazienki? Uderzenie o framugę, odgłos puszczanej klamki i… I nic. Nic więcej! Nie użyła zatrzasku? Nie zamknęła się od wewnątrz! Przypadek?
Zuchwała, nieokrzesana myśl przemknęła przez jego głowę, lecz odpędził ją najdalej, jak to możliwe. Cóż za prostacka, żałosna omyłka… Objaw normalnego zaufania, jakim wzajemnie zwykli darzyć się kulturalni ludzie, wziął za wyrafinowaną celowość…
Czekając, aż Laurence wyjdzie z łazienki, przez chwilę rozglądał się po jej pokoju jak przybyły do nowej klasy uczeń, usiłujący ukryć swoje zażenowanie pod pozorami zaciekawienia. Zaraz jednak opanował się i pod wpływem nieoczekiwanego, zaskakująco silnego impulsu – opadł na oparcie kanapy. Miał dosyć.
– Dosyć…
Dosyć pytań. Dosyć odpowiedzi. Dosyć odgrywania biernej roli męczennika. Dosyć ukrywania faktów, mającego poprawić jego zakompleksiałe samopoczucie. Udawania przed innymi, udawania przed sobą. Dosyć miał wszystkiego, a w szczególności – samego siebie. W każdej grze przychodzi taki moment, który waży o losach rozgrywki. Jest to moment, w którym wreszcie można coś zrobić i z reguły – wiadomo co. Jednak działanie to ma jedną cechę, jedną własność, która różni je od większości innych poczynań: jest nieodwołalne. Wprowadza nowy układ sił, nowy status quo, który aby przetrwać – musi być stabilniejszy od poprzedniego. Ale nie o stabilność, nie o rozgrywkę i nie o wygraną chodziło Jonatanowi. Nie to było przecież najważniejsze. Przegranym można być tylko wtedy, gdy się gra. A on już po prostu nie chciał, już nie mógł dłużej udawać. Przed kimkolwiek. Czegokolwiek.

Andrea Schmidt włączyła małe turystyczne żelazko do sieci i rozłożyła bluzkę, którą zamierzała wyprasować.
– Gdzie jest ten cholerny dyktafon? – zapytał Ziegler, ubierając spodnie.
– Znowu zgubiłeś? Widocznie za często używasz go zamiast głowy, Misiu.
– Ciągle tylko Adams i Adams. Nikogo nie obchodzi, że i ja mam kłopoty z pamięcią? Przynajmniej ty mogłabyś mnie czasem przebadać.
– Przecież robię to codziennie ze trzy razy.
– I jak? Doszłaś już do jakichś wniosków?
– Owszem. Stwierdziłam u ciebie brak chwiejności form działania, szczególnie w sferze poznawczej oraz afektywno-emocjonalnej.
– Tylko tyle?
– I zadowalającą trwałość produktywności fizjologicznej, głownie przy wykonywaniu zadań… półintelektualnych.
– Andrea, proszę cię…
– …wymagających długotrwałego i ukierunkowanego utrzymywania celu i konsekwencji działania.
– Szkoda, że tego nie nagrałem. Puściłbym żonie. Gdzie jest ten dyktafon?
– Mogę dać ci to na piśmie.
– To na nic. Zdaje się, że ona nie umie czytać.
– Jak przystało na dobrą małżonkę dla dziennikarza.
– Tu jest! Przykryłaś go spódnicą.
– Nie ja, tylko ty – o ile pamiętam.
– Nieważne. – Ziegler włączył dyktafon, postawił go na nocnej szafce i zapytał bez ogródek. – Co to jest amnezja wsteczna?
Andrea Schmidt skrzywiła się z niesmakiem. Zaczęła prasować.
– Mógłbyś chociaż udawać, że tego nie włączyłeś. Chociaż raz.
– Amnezja wsteczna, o której mówiła Odin.
Skrzywiła się jeszcze bardziej.
– Gówniara! Wydaje się jej, że diagnozowanie polega na eliminowaniu hipersensacyjnych fantazji z gatunku science-fiction.
– Przesadzasz.
– Podoba ci się, co? Przyznaj się. Widziałam, jak na nią patrzysz.
– Przede wszystkim rzucił mi się w oczy jej brak… uwarunkowanych genetycznie defektów fizjonomicznych.
– Widzę, że szybko się uczysz medycznego bełkotu. Szkoda tylko, że na takim przykładzie – Andrea ścisnęła mocniej rączkę żelazka.
– Nie lubisz jej, bo zalazła ci za skórę.
– Ta pieprzona euforyczka z wtórnym urojeniem wielkościowym? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Zmieńmy temat. Więc jak jest z tą amnezją?
Andrea westchnęła.
– Amnezja wsteczna to niepamięć wypadków, które miały miejsce jeszcze przed zadziałaniem czynnika, który ją wywołał.
– Jak to możliwe? I czy daleko sięga?
– Różnie. Najczęściej obejmuje minuty lub godziny, rzadko dni lub tygodnie. Jeśli uraz, na przykład uderzenie żelazkiem w głowę, nastąpi po kolacji, to po odzyskaniu przytomności dziennikarz nie będzie pamiętał z kim spał tuż przed posiłkiem.
– Dlaczego tak się dzieje?
– Musiałabym ci tłumaczyć caluteńką teorię.
– Promyczku nadziei…
– Niepamięć wsteczna powstaje dlatego, że… Nie, powiem inaczej. Każdy docierający do ciebie bodziec – zanim zostanie utrwalony w pamięci długotrwałej – musi przez pewien czas „krążyć” w… określonej strukturze twojego zniszczonego rozpustą mózgowia, zwanej układem brzeżnym albo krócej rąbkiem. Krąży po pętlach neuronowych, zwanych obwodami samowzbudzającymi się. W momencie gwizdnięcia żelazkiem zanika stan wzbudzenia w rąbku, nie ma więc warunków do utrwalenia bodźców, które właśnie „krążyły” po obwodach, gdyż dotarły tu bezpośrednio przed urazem. Rozumiesz?
– Tak, kochanie.
– Jest też amnezja następcza, w której zapomnieniu ulegają wszystkie zdarzenia z okresu bezpośrednio po urazie.
– A jakieś inne?
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

18 X 2017   13:08:21

Świetna powieść z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.