Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment III

« 1 2 3 4 5 »

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III

– Najciekawsza jest wysepkowa, w której niepamięć dotyczy tylko zdarzeń wiążących się z określonym tematem. Czasem opisuje się także niezdolność zapamiętywania wybiórczą, na przykład twarzy, barw, położenia geograficznego. Ale tak dzieje się tylko przy uszkodzeniach kory, a te już zostały wykluczone przez naszą uroczą intelektualistkę, pozbawioną genetycznych defektów…
– Poczekaj! Co to jest? Co się dzieje?
– Czy zawsze, kiedy mówię, musisz patrzeć w okno? I szukać tam czegoś ciekawszego?
– Nie, zobacz, coś tam się dzieje! Co ta za ludzie?
– Ludzie? – Andrea odstawiła żelazko i podeszła do okratowanego okna. – Gdzie?
– W tych krzakach. I tam. I pod tamtymi drzewami. Są wszędzie!
– Jean… Jean, zrób coś, przecież…
– O Boże… – szepnął Ziegler i osunął się na ziemię.

Profesor Bolea wygramolił się spod stołu i opierając o siedzenie krzesła, z trudem podniósł się z kolan. Jedyna droga, jaką mógł dostać się do tylnej ścianki swego hiperkomputera, prowadziła właśnie pod blatem stołu. Otrzepywał nogawki spodni zupełnie niepotrzebnie, gdyż obaj technicy froterowali podłogę w tym miejscu własnymi kolanami przez ostatnie siedem godzin.
– Barany!
Doskonale wiedział, że on sam ponosi równie wielką, o ile nie dużo większą, odpowiedzialność za to, co się stało. Jednak, kierując się zasadą, że nie można być sędzią we własnej sprawie, obsmarowywał niezbyt wyszukanymi epitetami wyłącznie biednych techników. Dał im wolny wieczór dopiero wtedy, gdy wymienili spalone jakimś cudem zasilacze, przeinstalowali całe oprogramowanie i przetestowali wszystko na sobie. Nie mógł się jednak powstrzymać, by – kiedy już wyszli – nie wyłączyć aparatury i nie rzucić okiem na tylną ściankę. Tym bardziej, że kilka monitorów, których nie używano przy ponownej instalacji, wciąż pozostawało nie podłączonych.
– Barany! – szepnął do siebie po raz setny i zasiadł na krześle. – Nic z nich nie będzie – dodał, wzdychając ze smutkiem. Siedem godzin wycierania kurzu nie powinno być dla tych chłopców żadną pokutą. Prawdziwą karą, która dopiero powinna była ich zaboleć, było odesłanie ich do łóżek w momencie, w którym wszystko było gotowe do pracy. Jednak oni tej kary nawet nie zauważyli. Wymierzając ją, Bolea czekał na jakąkolwiek reakcję, był pewien, że chociaż jeden z nich zaprotestuje, że poprosi o swój udział w analizie przebiegu dzisiejszego badania. Wtedy on, po namyśle, zgodziłby się i… Niestety. Najgorszą z kar przyjęli jako nagrodę: z ulgą i radością.
– …
Usadowił się wygodniej i po raz kolejny tego dnia uruchomił komputer. Był w piątym pawilonie sam. Przez chwilę wahał się, czy nie poczekać na resztę zespołu; na wieść o końcu kłopotów z aparaturą wszyscy niezawodnie zjawią się niebawem. Nie mogąc się jednak powstrzymać, uruchomił procedurę porównującą wyniki badania ze schematem aktywacji emocjonalnej Adamsa i po kilku minutach bębnienia palcami o blat stołu – doczekał się zakończenia analizy. Natychmiast wywołał z pamięci komputera wykaz obrazów, na które Adams podczas dzisiejszego badania zareagował pozytywnie. Było ich aż sto sześćdziesiąt dwa.
Bolea wiercił się z niecierpliwości. Wstał i wyłączył górne światło; jeden ze zwisających na długich kablach halogenów umieszczony był tuż nad miejscem jego pracy, przez co odbijał się w większości monitorów. W pawilonie piątym zapanowały ciemności, załamywane jedynie łagodną poświatą krystalicznych ekranów. Bolea nie wytrzymał. Tylko jeden – pomyślał – jeden obrazek… Tak, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Wybrał ekspozycję, należącą do tych, na które odpowiedź emocjonalna była największa. Kliknął w momencie, gdy przed wejściem do pawilonu rozległy się ciche kroki. Przestawiane podczas naprawy z miejsca na miejsce monitory stały teraz w kompletnym nieładzie. Upłynęło wiele sekund, zanim Fabio Bolea odnalazł ten, który wyświetlał wybrany przez niego obraz. Właściwy monitor znajdował się na linii drzwi wejściowych i przesłaniał stojącą w progu postać. Profesor zmarszczył czoło. Nie był pewien, czy to co widzi, nie jest wynikiem jakiegoś błędu. Ekran przedstawiał znaną mu z dziesiątek wydań telewizyjnych wiadomości podobiznę któregoś z przebierańców. Bolea przechylił głowę, by powitać wchodzącego i… zamarł w bezruchu.
Łysa, wymalowana w wojenne barwy twarz Skórołba – identyczna z tą, która widniała na ekranie – wyłoniła się zza obudowy monitora.

Cichy zgrzyt wmontowanego w pękatą klamkę zatrzasku przerwał rozmyślania Jonatana. A jednak… Tuż po wyjściu Laurence, oświetlenie łazienki wyłączyło się automatycznie. W pokoju zrobiło się jeszcze ciemniej, lecz – mimo sekundy wahania – Laurence nie włączyła górnych świateł. Jej poprzednią kreację wzbogacił biały frotowy ręcznik okręcony wokół głowy na kształt turbana i kropelki wody, zraszające jej skórę. Usiadła obok Jonatana.
– Słucham.
Poczuł bijące od niej ciepło. Wziął głęboki oddech.
– Jedynym człowiekiem, który może mi pomóc, jest profesor Radovits Attila.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Attila wie wszystko na temat zaginionego psychotronu. A jeśli nie wszystko, to na pewno tyle, ile trzeba, aby rozwikłać zagadkę uprowadzenia Kracha.
– Więc przypuszczasz, że…
– To nie jest przypuszczenie. Mam pewność.
Zwróciła się ku niemu z zaciekawieniem.
– Jon… czy… przypomniałeś…
– Nie. Po prostu jest coś, o czym do tej pory nikomu nie powiedziałem. Tylko nic nie mów. Sam wiem, że to głupie. Chciałem przez chwilę mieć chociaż jedną tajemnicę, o której nie wiedzieliby wszyscy…
– Od kiedy to ukrywasz?
– Od wczorajszego wieczora.
Czekała bez słowa, nie chcąc go ponaglać.
– Kiedy obudziłem się w szpitalnej izolatce, zauważyłem na swojej skórze coś, czego nigdy przedtem tam nie było. Napis. Zmyłem go z siebie sądząc, że to jakiś żart… Nie pamiętam, czym się kierowałem, ale wtedy nie miałem jeszcze zielonego pojęcia, że od mojej wizyty w Dream Corporation upłynęło ponad dwa miesiące. Kiedy myślę o tym teraz, dziwię się, że nie zauważył tego lekarz, który przyjmował mnie na oddział.
– Gdzie był ten napis?
– Lepiej nie pytaj.
Laurence ze zrozumieniem pokiwała głową, lecz w jej oczach i kącikach ust pojawił się wesoły demonik.
– To był jeden wyraz, którego brzmienia nie mogłem sobie przypomnieć.
– Aż do wczoraj…
– Aż do wczoraj, gdy wymienił go Zenowicz. To było nazwisko tego szalonego naukowca.
– Attila?
Jonatan rzucił okiem na jej dekolt. Znaczna część kropelek wody już wyparowała. Zarys pozostałych był doskonale widoczny dzięki zatopionej w każdej z nich złotej żyłce odbijającego się światła.
– Jesteś pewny?
– Najzupełniej.
– Czy ten napis… Czy to był twój charakter pisma?
– Raczej nie. Im dłużej o tym myślę, tym mniejsze mam wątpliwości, że była to wskazówka celowo pozostawiona na mojej skórze. Wiadomość od naukowców, którą tylko w ten sposób mogłem… przemycić. Informacja wyłącznie dla mnie. Jedyna pewna rzecz, jaką przyniosłem ze sobą z tamtego… czasu.
– Powiedz o tym Zenowiczowi jak najszybciej – Laurence wstała, podeszła do stołu i zaczęła przekładać leżące tam zeszyty, notatniki, segregatory i luźne kartki papieru. – Miałam tu gdzieś ten wykaz…
Jonatan obserwował jej stopę, która powoli wyłaniała się z białego futrzanego bamboszka.
– Zdaje się, że mam aż kilkanaście publikacji Attili. Jeszcze ich nie czytałam. Pochodzą sprzed paru lat… O! Jest.
Wpatrując się w odnaleziony wydruk, Laurence powróciła na swoje miejsce na kanapie. Tym razem – przypadkowo? – usiadła odrobinę bliżej.
– Jedenaście artykułów. Głównie z dziedziny hipnoterapii. Varaut powinien je przejrzeć. Może znajdzie tam jakieś wskazówki.
Jonatan miał ochotę udać zainteresowanie komputerowym wydrukiem, ale nie zrobił tego. Przyrzekł sobie, że nie będzie używał pretekstów, by zbliżyć się do Laurence. Kiedy rzucił okiem na kartkę – wzbudziła ona jednak jego prawdziwe zaciekawienie. Obok nazwiska profesora widniała strzałka prowadząca do jakiejś odręcznie zanotowanej informacji. Nieznacznie przechylił się w stronę Laurence i przyjrzał uważniej notatce.
– To jego adres? – zapytał.
Znów poczuł ciepło bijące od jej ciała. Ostatnia kropelka wody zamieniła się w matową plamkę i znikła.
– Tak.
Nie odsunęła się. Pachniała anyżkowym mydłem i świeżością. Nie mógł się powstrzymać, by nie ściszyć głosu.
– Po co ci adres Attili? Nie wierzysz w jego szaleństwo?
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

18 X 2017   13:08:21

Świetna powieść z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.