Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment III

« 1 3 4 5

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III

– Dopóki… gra… orkiestra… – wydyszał Kocioł i – jakby chwytając ostatni łyk powietrza – również on pogrążył się w topieli, nad którą górowała, niby samotny żagiel, uśpiona twarz Pani Walkirii, niesionej wysoko na rękach Chędogroma.

Kušik zamknął oczy i na wszelki wypadek prześledził w myślach rozmieszczenie pawilonów i większych alejek. Po raz ostatni spojrzał na plan arboretum i podał go któremuś z kolegów. Zdjął z nosa okulary i schował je do futerału. Sznur zielonych furgonetek WZS przejechał przez wielkie drewniane wrota w chwili, gdy nad ogrodzonym terenem pojawiły się sylwetki policyjnych i wojskowych helikopterów. Skręciwszy w aleję biegnącą wzdłuż muru, furgonetki, począwszy od ostatniej, zatrzymywały się co pięćdziesiąt metrów. Wysypujący się z nich ludzie wkrótce utworzyli długą tyralierę, która miała przeczesywać ogrodzony teren. Pod przeciwległym murem podobną tyralierę miała uformować antyterrorystyczna jednostka specjalna „Grom”. Zamknięcie dużo większego, zewnętrznego pierścienia powierzył Baronelli przydzielonym mu przez Ministerstwo Obrony batalionom brygady powietrzno-desantowej.
Furgonetka prowadząca kolumnę zatrzymała się jako ostatnia. Stanislav Kušik zeskoczył na ziemię, włożył kask i zapalił latarkę przymocowaną do armatki miotającej sieciami, w jaką uzbrojony był każdy z uczestników operacji. Jego oddział miał przeczesać pas terenu leżący pomiędzy stawem a zachodnią częścią muru. Przełknął ślinę, zacisnął dłonie na zimnej lufie i ruszył przed siebie.
Nie musiał uczestniczyć w tej akcji, lecz nie wahał się ani przez moment. Zresztą jakiekolwiek wahanie nie figurowało w aktualnym wykazie alternatywnych możliwości działania inspektora Stanislava Kušika. Decydował los. Ślepy bieg wypadków – ten sam, który nie pozwolił mu dzisiaj zasnąć i któremu poddawał się bez grymasów, nie wiedząc dlaczego i nawet nie próbując się nad tym zastanawiać. Był to jego pokutny ukłon w stronę przeznaczenia, w które zresztą nie wierzył.
Radio trzeszczało głosem Baronellego, który dowodził całą operacją z budynku DODK. Wydawał swe polecenia, przechadzając się po obszernym pokoju SAT-SECURITY. Na wielkich monitorach obserwował zarówno satelitarną „wizję” terenów arboretum, jak i graficzną interpretację wskazań trzykilometrowego pierścienia fotokomórek.
– Zachodnia ściana! Duże zgrupowanie! Przedostają się poza obręb muru! Powtarzam: wydostają się na zewnątrz! Zamknąć pierścień! Jak najszybciej zamknąć wewnętrzny pierścień!
Kušik usłyszał przed sobą trzask łamanych gałęzi, a po upływie sekundy poczuł w całym ciele uderzenie adrenaliny wydzielonej przez jego gorliwe nadnercza do krwiobiegu. Za drzewami, po zewnętrznej stronie muru, dostrzegł łunę. Bał się, lecz – jak wszyscy jego koledzy – zrobił to, czego oczekiwał od nich dowódca: ruszył biegiem przed siebie.
Zobaczył ich, gdy tylko wypadł z gęstwiny. Tłum Skórołbów przelewał się przez wyrwę w murze, a od strony pawilonów wciąż jeszcze nadbiegali maruderzy. Za wyrwą płonął słup ognia, oświetlający w iście piekielny sposób szatańskie malowidła łysych głów. Po drugiej stronie potoku kolorowych czaszek trzęsły się światła latarek chłopaków z „Gromu”. Charakterystyczne świsty miotanych w powietrzu sieci rozlegały się na przemian po jednej i drugiej stronie stłoczonych przebierańców. Kilkunastu z nich padło skrępowanych, lecz wtedy stało się to, o czym nikt wcześniej nie pomyślał: Skórołby, jak na komendę, zaczęły siec leżących mieczami i toporami.
Uczestnicy akcji odrzucili puste armatki i ruszyli w pomoc leżącym przebierańcom, zasypując atakujących gradem gumowych pocisków i rażąc ich prądem paralizatorów. Kušik jednak wciąż trzymał w rękach armatkę i – jak zamieniony w kamień – przez chwilę przyglądał się jednej z szalejących postaci. Światło latarki skierował na wymalowaną głowę Skórołba i zbliżył się do niego na ugiętych nogach. Barbarzyńca spojrzał na niego i uniósł zakrwawioną lancę. Zanim nacisnął na spust armatki, Kušik rozpoznał dobrze sobie znaną twarz. To był… Lutz. Inspektor Johannes Lutz.

Piątek, 29 października, godz. 0.15
Świetliste punktowce patrolowych helikopterów przeczesywały teren arboretum i jego okolicę. Tuzin ambulansów lawirował po alejkach i między nimi, usiłując dotrzeć do miejsc potyczek. Kilkadziesiąt aut osobowych i policyjnych oraz drugie tyle furgonetek i ciężarówek transportowych – stało z pozapalanymi światłami w różnych miejscach arboretum. Setki umundurowanych postaci, krążących z latarkami pośród drzew i krzewów, nie zwracając uwagi na lament botaników, rozdeptywało wszystko, co tylko dało się jeszcze rozdeptać.
Carlos Baronelli stał przed wielką wyrwą w sześciometrowym murze i obserwował dopalające się szczątki przedziwnej drewnianej konstrukcji.
– Jak myślisz, Kušik, co to jest?
– Bo ja wiem… Chyba… frondibola… Albo trebusz.
– Co?
– Machina miotająca.
Nadinspektor pokiwał głową z niedowierzaniem. Kušik pokazywał palcem.
– To wielkie żelastwo musiało być czymś przytwierdzone do krótkiego ramienia tej belki. Na dłuższym ramieniu powinno być… coś w rodzaju procy, składającej się z siodła na sznurach, gdzie umieszczano… te… pociski.
– Procy?
– Może się spaliła, albo w ogóle jej nie było. Tych pocisków jest więcej po zewnętrznej stronie muru.
– Wyglądają jak stare klocki hamulcowe od wagonów kolejowych.
Kušik podniósł jedną sztabę i przyjrzał się jej z bliska.
– I to są stare klocki hamulcowe od wagonów kolejowych.
– Musieli przytargać je ze sobą. Może ich meliny powinniśmy szukać w pobliżu jakiejś kolejowej bocznicy…
– Albo wysypiska złomu…
– Jak to możliwe, żeby nikt z naukowców nie usłyszał odgłosów rozwalania muru?
– Jeden z profesorów powiedział mi, że gdy rozwalali mur, wewnątrz arboretum było już pełno Skórołbów. Musieli przełazić górą. A burzenie nie trwało długo. Profesor twierdzi, że uderzeń nie było więcej niż dziesięć.
– Tylko po co go burzyli? – Baronelli westchnął i sam odpowiedział na zadane przez siebie pytanie – Żeby porwać wnuczkę prezydenta. – Zamyślił się i westchnął po raz drugi. – Wywalą mnie z roboty…
Kušik przytaknął ze współczuciem.
– Zewnętrzny pierścień… Nie zdążyli go zamknąć?
Nadinspektor uniósł brwi, rozszerzył oczy i rozłożył ręce.
– Komandosi dali dupy!
– Wszystko wskazuje na to, że porwanie Odin było ich jedynym celem. Zupełnie nie zwracali uwagi na inne osoby. Ten profesor, zdaje się… Bolea, w trakcie całego zajścia przebywał w pawilonie piątym – tam, gdzie stoi aparatura. Powiedział, że jeden ze Skórołbów wszedł do środka, spojrzał na niego i po prostu wyszedł. Zupełnie go zignorował.
– A ten ochroniarz? Raczej nie wyglądał na zignorowanego.
Björn, oświetlając sobie drogę latarką, wyłonił się zza drzew. Wyraz jego twarzy stanowił jedynie nikłe świadectwo tego, co działo się w jego głowie. Po raz kolejny nie uczestniczył w przeprowadzonej przez wydział akcji. Takiej akcji! Podszedł do rozmawiających.
– Panie inspekto…
Baronelli wycelował w niego wskazujący palec.
– Ilu mamy Skórołbów? Tych żywych.
– Siedemnastu rannych i dziewięciu zdrowych, w tym Lutz.
– Keller go sprawdził?
– Tak. Wszystko się zgadza. Analiza numer pięćdziesiąt cztery tysiące… ileśtam łamane przez cośtam. Psychotron źródłowy: Apolinary XL.
Nadinspektor po raz kolejny pokiwał głową z niedowierzaniem.
– Dzwoń do Klausa! Niech sporządzi listę wszystkich osób, które zostały przebadane w tym psychotronie, a potem wyizoluje tych, którzy jeszcze nie oszaleli. Do rana chcę mieć ich wszystkich pod kluczem. Już!
– Tak jest. Panie inspektorze…
– Co jeszcze?
– Prosi pana Zenowicz. Jest na tarasie.
– W porządku. Czy wszyscy są już w tym drugim pawilonie?
– Niektórzy tak, inni jeszcze pomagają przy opatrywaniu rannych – ponoć z niektórymi Skórołbami jest kiepsko. Również jeden z profesorów źle się czuje. Jest na tarasie z Zenowiczem. Ale wszystkich i tak nie zgromadzimy.
– Dlaczego?
– Bo prócz tej Odin brakuje jeszcze jednej osoby. Niejakiego… – Björn zajrzał do swojego notesu – Jonatana Adamsa.
koniec
« 1 3 4 5
1 stycznia 2001

Komentarze

18 X 2017   13:08:21

Świetna powieść z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.