Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 1

« 1 2 3 4 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 1

Arto zawahał się. Żimmy miał rację. W grupie musi być równowaga, sam to powtarzał. Z drugiej strony, szkoda mu było spisywać kogoś na straty, nie poznawszy jego możliwości.
Może Nowy do czegoś się przyda? A może próbuję na siłę znaleźć mu miejsce, nie potrafiąc go wyrzucić?
Nie. Przed samym sobą musiał być szczery. Nie robił tego dla Nowego, lecz dla grupy.
Nie sądzę aby się nadawał na jajcogłowego” – odpisał po chwili.
Na wojownika też nie wygląda.
Wielu nie wygląda i co z tego aby tylko chciał walczyć
Nie wygląda na beksę chociaż nas unika
Uśmiechnął się do siebie. Też to zauważył, lecz jego autorytet nie pozwalał przyznawać racji podwładnemu, nawet gdy był o rok starszy od niego.
Jeśli napiszą że się nie nada sam zajmę się resztą
Więc dzisiaj po szkole powiem innym” – jego zastępca skończył rozmowę; okno dialogu zamknęło się.
Bycie kapitanem grupy miało swoje dobre strony. Miał zastępców i wojowników. Mógł im rozkazywać, lecz jako przywódca był za nich odpowiedzialny. Według niego, przywództwo nie było nagrodą – jak myślała większość wojowników – a funkcją, najważniejszą ze wszystkich, wymagającą szczególnej uwagi. Grupa darzyła go zaufaniem, a on odpłacał się rozwagą w działaniu. Problemy grupy były jego problemami. Nie musiał kończyć czternastu lat, by to zrozumieć.
Teraz jego funkcja wymagała podjęcia wciąż odkładanej decyzji – co mają zrobić z Nowym. Powinien zdecydować o tym dzisiaj. Nie, Żimmy miał rację. Powinien podjąć ją od razu, lecz zwlekał i nawet nie wiedział dlaczego.
Od chwili kiedy się pojawił, Nowy był jedynym tematem wiadomości, jakie chłopcy wymieniali między sobą na kanale grupy. Jaki on jest? Czy go przyjmą, czy zostanie pozostawiony samemu sobie jako wyrzutek? Ostatnie pytanie powracało jak kometa. Ilu z nich zdawało sobie sprawę, że ich kapitan wciąż pozostawiał to pytanie bez odpowiedzi? Lecz dobry kapitan musiał sprawiać wrażenie, że jest pewny każdej swojej decyzji, nawet gdy się waha. Nie wypadało pytać się o radę.
Czy Nowy jest coś wart?
Niektórzy zdążyli porobić zakłady. Rzadko kiedy mieli tak dobrą okazję. Choć założone przedmioty były cenne, Arto nie brał w tym udziału. Myśl, że los Nowego może się sprowadzić do krótkiego, rzuconego w triumfie: „A nie mówiłem?” i zgarnięcia wygranej, przyprawiała go o dziwny ucisk w brzuchu.
Wątpliwości jak ta czasem pojawiały się w jego głowie, lecz pozostawiał je tylko dla siebie. Nie dzielił się nimi z nikim, nigdy. Zaś chłopiec, który wzbudzał w nich taką ciekawość, ani o tym wiedział, ani interesował się innymi uczniami w swojej nowej klasie. Dokładniej mówiąc, unikał ich jak tylko mógł. Unikał wszystkich uczniów w szkole, a to niepokoiło grupę.
Wieczne unikanie innych dzieci nie było tu możliwe. Zwłaszcza starszych dzieci.
Kanał ogólny grupy wiele mówił o myślach innych chłopców. W jego grupie wszyscy byli wobec siebie szczerzy. Z wymienianych wiadomości Arto łatwo odczytywał niecierpliwość, z jaką oczekiwali na próbę Nowego.
Pochodził z dołu, z Ziemi. Nie znali takich dzieci, więc nikt nie wiedział czego się po nim spodziewać. Życie na powierzchni planety zdawało się im miłe, spokojne i bezpieczne. Każdy, kto stamtąd przybywał, automatycznie był uznawany za bezwartościowego słabeusza, nie wiedzącego co to trudności i prawdziwa walka. Wielu uważało, że Nowy to zwykła beksa i mazgaj. Jego spokój i odsuwanie się od klasy brali za oznakę ukrywanego strachu.
Arto sądził inaczej. Nowy unikał ich, bo chciał, by go zostawili w spokoju. Może nawet lubił być sam. Z polecenia kapitana to zachowanie miało się wkrótce skończyć. Dla jego dobra, dla dobra grupy.
Jako kapitan, zajmował uprzywilejowane miejsce w klasie – na samym końcu, w środkowym rzędzie. Miał stąd doskonały widok na całe pomieszczenie. Spojrzał na Nowego, jak robił to niemal na każdej lekcji, bacznie obserwując jego zachowanie. Nowy miał krótkie, zaczesane do góry, jasnobrązowe włosy i duże, szaroniebieskie oczy. Nie wyróżniał się wzrostem ni budową. Wyglądał jak przeciętny dziesięciolatek; wydawał się trochę słabszy i spokojniejszy od swoich nowych kolegów, ale na Ziemi mogło to być normalne. Przestrzeń jedna wiedziała, jakie były szkoły na dole.
Nowy nie próbował się rozglądać. W każdej klasie wolne były tylko dwa boczne miejsca w pierwszym rzędzie – najgorsze ze wszystkich. Drzwi znajdowały się po prawej stronie sali, ale Nowy siadł na stanowisku po lewej, tak daleko od nich, jak tylko mógł. Według Arto, ten wybór nie był przypadkowy. W obcym otoczeniu każdy odruchowo wybierał miejsce jak najbliższe drogi ucieczki. Postępując inaczej, Nowy chciał im pokazać, że się ich nie boi, lecz Arto wiedział, że ten spokój jest sztuczny.
Nowy siedział jak gdyby nigdy nic, udając zamyślenie. Z niewielkim powodzeniem próbował udawać lekcją. Nie odwracał się, nie patrzył się na nich, jakby nic go nie obchodzili, lecz lekkie drżenie mięśni pod skórą na jego karku i zjeżone
porastające go krótkie, dziecięce delikatne włoski, mówiły, że czuje na sobie spojrzenia innych uczniów i się ich obawia. Arto z daleka wyczuwał jego lęk; czuł go w swoich nozdrzach, węszył niemal jak drapieżnik, wyczuwający krew swojej przyszłej ofiary. Bo tak naprawdę Nowy bał się ich wszystkich. Nieważne, jak bardzo starałby się tego nie okazywać, Arto i tak by to wykrył. Strach prowokował. Każdy uczeń szybko uczył się go wykrywać – tak samo jak maskować swój własny. Najwidoczniej, Nowy tego nie potrafił.
Dla wielu dwa rozjaśnienia oczekiwania, jakie dał nieświadomemu tego faktu Nowemu, to było zbyt wiele. Chłopcy z grupy zaczynali się niecierpliwić. W okienku ogólnego kanału rozmów ich grupy wciąż przewijały się zgadywanki i złośliwości pod adresem Nowego. Przestał zwracać na nie uwagę, lecz sam fakt ich istnienia wciąż zajmował miejsce w jego świadomości. Dla twojego własnego dobra, Nowy, próba powinna się odbyć już dzisiaj. Dość obserwowania szkoły, czas byś stał się jej częścią.
Bo oni byli szkołą – jej uczniowie: starszaki i młodszaki, a nie nauczyciele, którzy…
– Arto! – do jego świadomości dotarł głos nauczyciela. – Arto Waspersie! Czy ty mnie słuchasz?
Natychmiast spojrzał w jego stronę. Stał się czujny. Mogli nie uważać na lekcjach, lecz każdy z nich reagował na dźwięk swojego imienia jak na alarm.
– Tak, proszę pana?
Przypomniał sobie, że tematem lekcji, która w założeniu miała ich nauczyć podstaw chemii, były jakieś molekuły. Dokładniej, ich budowa i reguły łączenia się atomów w cząsteczki, lecz, jak większość uczniów w szkole, nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Zwykle to nauczyciel był tym, który mówił, zaś jajcogłowi – jedynymi, którzy się tym interesowali. Tylko oni z nim dyskutowali, pracowali nad schematami i odrabiali zadania, na bieżąco przesyłając wyniki do konsol swoich podopiecznych.
W końcu to była ich funkcja w grupie – sprawiać wrażenie, że wszyscy pilnie się uczą i dbać o to, by mieli dobre stopnie. I, pomyślał ze złością, pilnować, by nauczyciel nie zwracał na nas uwagi. A zwykle robił to właśnie wtedy, gdy coś było nie tak.
Rzucił szybkie, gniewne spojrzenie na Rejkerta. Siedział nieco z przodu, w prawym rzędzie. To on był jajcogłowym, który miał się nim opiekować podczas zajęć. Rejkert posłał mu przepraszające spojrzenie, lecz Arto już skupił swoją uwagę na nauczycielu. Wymiana spojrzeń zabrała im ledwie chwilę.
– Co mi możesz powiedzieć na temat węgla? Atomu węgla? – nauczyciel podszedł powoli w jego stronę. Oby tylko nie stanął obok mnie, pomyślał Arto, albo za mną. Wtedy system śledzący zmieni obraz na moim projektorze na taki, który ma pokazywać, że wykonuję ćwiczenia, choć wcale tego nie robię. A zmiana obrazu odetnie mnie od pomocy. Wtedy naprawdę będę miał kłopoty.
Na szczęście nauczyciel stanął przed projektorem, uważnie wpatrując się w swojego ucznia. Wszystkie otwarte okienka toczących się rozmów pozostały widoczne. Arto na moment przeniósł spojrzenie z nauczyciela na projektor, ale nie na pomniejszony schemat cząsteczki, jaki po drugiej stronie wypełniał niemal całą przestrzeń holograficznego obrazu, lecz na otwierające się właśnie okienko z czerwoną obwódką, które pojawiło się prawie natychmiast po zadaniu pytania – i którego, mimo przezroczystości trójwymiarowej projekcji, nauczyciel nie mógł zobaczyć.
Szybko przebiegł wzrokiem otrzymaną wiadomość.
– Więc… – zaczął po chwili wahania – atom węgla ma cztery… elektrony walencyjne, dlatego oddaje je równie łatwo jak przyjmuje nowe – zakończył pewnym siebie głosem.
– A zatem, ile może tworzyć wiązań?
– Cztery – odpowiedział szybko, nawet nie patrząc na podpowiedź.
Nauczyciel wydawał się na coś czekać. Arto nie reagował, nie wiedząc o co chodzi. Sam nie mógł się zorientować, a Rejkert dopiero analizował sytuację.
W końcu nauczyciel uznał, że się nie doczeka.
« 1 2 3 4 24 »

Komentarze

30 III 2012   15:34:26

Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje. Czy to strach czy lenistwo? Czy matematyczne zadania są za trudne? Ta książka została wydana więc zapewne moja opinia nic nie znaczy, ale chętnie się wypowiem skoro już przeczytałam pierwszą część (rozdział?).
Świat przypomina swoją specyfiką większość książek Zajdla i to jest na pewno miłe skojarzenie. Psychologia dzieci przyciąga takie skojarzenia jak książka "Władca much", tylko, że tutaj dzieci nie stają się szalone. Są dojrzałe, normalne, podobne do dorosłych tylko z tymi wszystkimi zasadami wilczego stada. Podoba mi się to ujęcie psychologii w tej historii. Bardziej niż część technologiczna. Zarówno postać Arto jak i Nowego jest wyrazista, reszta odrobinę pozbawiona indywidualności. Sami dwaj główni bohaterowie robią wrażenie podobnych do siebie, nie ma między nimi wyraźnej różnicy, czegoś co by ich wyróżniało. Od środka oczywiście, nie z punktu widzenia innych. I dialogi służą fabule, a nie pociągają jej. Wynikają z fabuły, odpowiadają akurat na te pytania, które muszą być odpowiedziane, przez to tracą nieco na naturalności. Poza tym brak mi w tej książce estetyki. Wszystko jest bezbarwne. Postacie niemal pozbawione są wyglądu w oczach czytelnika. Opisy są lakoniczne, nie ma w nich artyzmu. No ale zapewne nie temu miał służyć "Więzień układu".

06 IV 2012   08:10:35

"Ciekawi mnie dlaczego, skoro tyle osób czyta esensję, nikt nie komentuje."
Może dlatego, że to tekst z 2005 roku?

06 IV 2012   10:54:26

Z 2005, ale ostatnio w związku z ukazaniem się "Więźnia" na papierze (podobno po lekkich zmianach) jego esensyjna wersja online przeżywa burzliwą drugą młodość ;)

W imieniu działu literackiego bardzo zachęcam do komentowania publikowanych tekstów! Będzie to na pewno bardzo ważne dla autorów, ale i nam pozwoli dowiedzieć się, czego oczekują czytelnicy.

07 IV 2012   09:22:17

1. tom "Więźnia..." ukazał się na papierze po solidnej redakcji w stosunku do wersji elektronicznej, odrobinę skrócony i w pięknej szacie graficznej. Szczerze polecam :) Tom 2. powinien wyjść w drugiej połowie 2012.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.