Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

1 2 3 14 »
Anhelowi, jak zawsze, towarzyszyło trzech innych wojowników, równie silnych i bezwzględnych. Iwen poczuł się tak, jakby tych trzech dni nigdy nie było, jakby były tylko przyjemnym snem, z którego musiał się kiedyś obudzić. Widząc w twarzy Anhela to samo chłodne wyrachowanie, poczuł jak krew odpływa mu z twarzy, a serce zatrzymuje się na bardzo długą chwilę. Od szyi aż do podbrzusza przeniknęła go fala strachu. Czuł, jakby coś przygniotło go do podłogi.
Miejsce nie było przypadkowe. Nie musiał się rozglądać, by wiedzieć, że w pobliżu nie było ani jednego sprawnego perceptora. Anhelo atakował, gdy Iwen najmniej się tego spodziewał. Godzina, trzy dni przerwy – nie robiło to różnicy.

Alan Akab

Więzień układu – część 5

Anhelowi, jak zawsze, towarzyszyło trzech innych wojowników, równie silnych i bezwzględnych. Iwen poczuł się tak, jakby tych trzech dni nigdy nie było, jakby były tylko przyjemnym snem, z którego musiał się kiedyś obudzić. Widząc w twarzy Anhela to samo chłodne wyrachowanie, poczuł jak krew odpływa mu z twarzy, a serce zatrzymuje się na bardzo długą chwilę. Od szyi aż do podbrzusza przeniknęła go fala strachu. Czuł, jakby coś przygniotło go do podłogi.
Miejsce nie było przypadkowe. Nie musiał się rozglądać, by wiedzieć, że w pobliżu nie było ani jednego sprawnego perceptora. Anhelo atakował, gdy Iwen najmniej się tego spodziewał. Godzina, trzy dni przerwy – nie robiło to różnicy.

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF
Anhelo
Arto miał rację, musiał mu to przyznać. Grupa była po to, by sobie pomagać. Minęło kilka dni, a on ani razu nie ujrzał Anhela. Iwena wciąż zadręczały myśli, iż w każdej chwili to się może skończyć, jakaś cząstka umysłu nie wierzyła, by nawet Arto był w stanie zrobić coś takiego, lecz fakt był faktem.
Czuł się bezpieczny, lecz niepokój pozostał. Coś się stało z Arto. Zmienił się. Nigdy nie brakowało mu energii, nawet w te jego dni, gdy był troszkę bardziej zamyślony niż zwykle. Lecz teraz… Teraz wyglądał tak, jakby coś z niego uszło, jakby nagle, z dnia na dzień, stracił wolę walki i postanowił zostać jajcogłowym. Nawet zniknięcie Wela nie wzbudziło jego zainteresowania. Pamiętał wyraz twarzy Arto, gdy minął go na jednej z przerw. Dert dreptał obok niego, mówiąc coś po cichu. Arto niby słuchał; głowę przekrzywił w jego stronę, jakby nie chciał uronić ani słowa, lecz jego dotąd zawsze czujne oczy spoglądały teraz na zupełnie inną rzeczywistość, którą tylko one mogły ujrzeć. Dert w końcu się zorientował. Umilkł – i tak odeszli z pola widzenia Iwena. Widział jeszcze jak kapitan wyprostował głowę – słyszał co mówił jego zastępca, po prostu nie zwracał na to uwagi. Dla Iwena było to niezrozumiałe. Ilekroć przypominał sobie obojętny wyraz jego twarzy, coś ściskało go w brzuchu i czuł zimny dreszcz. Postanowił czymś się zająć, czymkolwiek, byle o tym nie myśleć.
Póki Anhelo był w pobliżu, nie w głowie była mu ochrona młodszaka. Teraz, gdy poczuł się na tyle pewnie, by go odszukać, odkrył, że Wel gdzieś zniknął. Spróbował namówić Orfiusa do pomocy, tylko po to, by odkryć, że on i Kerell woleli go unikać.
Czuł, że nie dopełnił swoich obowiązków. Nadany młodszakowi protektorat prawie się kończył, jednak uznał, że powinien się nim zaopiekować, choćby przez tych kilka dni, odpłacając za dotychczasową nieobecność. Bał się, że coś mu się stało. Dzieci lubiły się mścić za wygasłą lub zbagatelizowaną ochronę. Zaczepianie kapitana nie miało sensu, lecz potrzebował kogoś, kto znał szkołę. Żimmy był dowódcą jego prywatnej ochrony, lecz wciąż traktował go z góry. Wybrał Derta.
Dert potraktował sprawę poważnie.
– Dowiemy się o co chodzi z Welem – obiecał.
Na początek przepytali młodszaków z grupy Wela. Dobrą wiadomością było to, że nikt nie widział go pobitego, złą – że nikt nie widział go od kilku rozjaśnień. Młodszaki bardzo niechętnie mówiły o swoim towarzyszu. Wszystko Dert musiał wyciskać z nich siłą. Wel był bystry, choć niezbyt silny. Iwen wyczuł, że już wcześniej nie traktowali go najlepiej. Niewiele ich obchodziło co się z nim stało. Myśleli, że został przeniesiony do innej klasy.
– Jeśli tak, to już nie nasz problem – podsumował Dert. – Na pewno nie trafił do żadnej z naszych. Pewnie jest już w innej szkole. Jeśli to prawda, że jego rodzice się dowiedzieli…
– To jest nasza sprawa! – zaprotestował. – Moja sprawa. Jego miałem chronić, nie jego grupę.
Więc szukali dalej. Dert nie był zadowolony, lecz uznał rację Iwena. Wciąż jestem Nowy, pomyślał, ale szanują mnie za zasady.
Za którymś z kolei fizycznym napomnieniem jeden z dzieciaków wskazał innego, jako tego który może coś wiedzieć. Często chodził razem z Welem. Przyczyna milczenia na temat tej znajomości okazała się niezwykle prosta – tamtego rozjaśnienia jemu też się oberwało i każdy wolał o tym milczeć. To była prywatna sprawa ich klasy.
Odszukali go dopiero dwie przerwy później. Najwyraźniej ktoś go ostrzegł, lecz gdy go dopadli, nie próbował uciekać. Iwen złapał go za ramiona i obrócił do siebie.
– Chodziłeś z Welem, mały szczurze? – spytał krótko, starając się zachowywać jak na starszaka przystało.
– A co to was obchodzi? – młodszak z obawą powiódł po nich spojrzeniem, lecz nie próbował się wyrwać.
– Nie podskakuj! – Dert podszedł bliżej. – Gadaj, albo…
– Załatwmy to po mojemu – uspokoił go Iwen. Przysunął młodszaka bliżej. – Miałem go chronić, rozumiesz? Chcę wiedzieć gdzie on jest.
– Nie wiesz jak z nimi gadać – Dert szepnął mu prosto do ucha, tak, by młodszak nie słyszał.
Iwen pokręcił głową. Młodszak wyraźnie mu nie dowierzał. Patrzył podejrzliwie to na niego, to na Derta. Lojalność wobec zadania, jaką przejawiał, tu zupełnie nie istniała – jeśli chodziło o młodszaki, każdy wykonywał obowiązki mimochodem, nie troszcząc się specjalnie o jakość usługi. Może Dert miał rację?
Odwrócił się do Derta i skinął głową. Dert złapał młodszaka i wykręcił mu rękę na plecy.
– Nic mu nie zrobię – stwierdził chłodno Iwen. – Ale ciebie to nie dotyczy. Powiesz sam gdzie on jest, czy mamy to z ciebie wycisnąć?
– Ale ja nie wiem!
– Więc mów co wiesz – zagroził Dert. – Byle szybko. Zmarnowaliśmy dość czasu jak na taką pchełkę jak ty.
– Wela nie ma w szkole, a może nawet na stacji – młodszak zaczął się sypać. – Nie było go kilka rozjaśnień. Poszedłem do jego domu i… Nikogo nie było! Sąsiedzi powiedzieli, że się wyprowadzili, wrócili gdzieś na dół…
– Na dół? – Dert podkręcił mocniej rękę młodszaka. – Masz nas za kopalniaków?
– Przysięgam, tak powiedzieli! Nie wiem więcej od was!
– Próbuje nas obrazić! – syknął Dert. Młodszak energicznie pokręcił głową. Iwen dał znak głową, by go puścił. Drugi zastępca miał ochotę na więcej, lecz spełnił jego niemą prośbę.
– Masz swoje rozwiązanie – powiedział, odprowadzając młodszaka chłodnym spojrzeniem. – Wel zniknął. Za dużo gadał. To się zdarza.
– Nie zniknął tylko wrócił na dół.
– Nikt nie wraca na dół, Nowy.
– A wasza stara wychowawczyni?
– No więc prawie nikt. Ona nie była tu długo, nic nie wiedziała i była sama. Wel się tu urodził. Dzieciom ze stacji nie pozwalają schodzić na dół.
Iwena to zaintrygowało.
– Nie można tego sprawdzić? Poszukać go, znaleźć nowy adres?
– Jak? I po co? Co zrobisz, gdy się dowiesz? Pojedziesz na dół, by go chronić? Zapomnij o nim, Nowy. To już nie twoja sprawa. Powiem mrówkom i temu młodszakowi, by powiedział nam, gdy Wel się pojawi. To wszystko co możemy zrobić.
Mrówki… Iwen wspomniał młodszaków pojawiających się z ostrzeżeniem, że Anhelo idzie w ich stronę. Jeśli Wel wróci, na pewno go zauważą.
– Powinienem na niego bardziej uważać – przyznał. – Wiedziałbym co się dzieje.
– To nie twoja wina – pocieszył go Dert. – Przed akademią byś go nie uchronił. Wierz mi, już go nie zobaczysz. Jego ojciec spróbował uciec, więc Opiekunowie zabrali go ze sobą i koniec – podkreślił gestem ręki. – Oni rzadko kiedy zostawiają takich w spokoju.
Te słowa przeraziły Iwena. Jego też zabiorą jeśli się wygada. Ponownie obiecał sobie, że będzie milczał, nieważne co się stanie. Nie chciał dawać pretekstu ludziom, którzy ich nachodzili. Mogliby go zabrać choćby po to, by zrobić na złość rodzicom.
Dert poszedł za młodszakiem. Iwen postanowił wrócić do grupy. Zniknięcie Wela mało kogo wzruszyło, może poza jego towarzyszami i podatkowymi oprawcami. Gdyby nie jego zainteresowanie, nikt by nawet nie zwrócił na to uwagi. Wolał nie wiedzieć ile takich wypadków zdarza się rocznie w tej szkole.
• • •
Po powrocie natknął się na kapitana. Iwen stał mu na drodze, lecz Arto, mijając go, ledwie nań spojrzał. Nie on jeden zauważył co się dzieje. Wielki przywódca nie interesował się już swoimi podopiecznymi. To ich przerażało, lecz bezsilnie czekali, wierząc, że to minie. Nie wiedzieli tego, co Iwen. Nie wiedzieli, że tak wyglądał, gdy po raz drugi zmienił szkołę i przyjaciół, gdy zrozumiał, że tak już będzie zawsze.
Bardzo chciał, by grupa pomogła kapitanowi, tak jak pomogła jemu, lecz nikt, tym bardziej on, nie wiedział jak to zrobić. Cokolwiek się działo, Arto z czasem się przyzwyczai i powróci, lecz czytając wiadomości na kanale grupy zrozumiał, że może nie mieć tego luksusu.
Żaden kapitan nie panował nad swoją grupą dłużej niż pięć lat. Żaden z tych, którzy założyli grupę nie utrzymał się dłużej niż cztery lata. Kapitan mógł osłabnąć, lecz grupa – nigdy.
Czy Arto się kończył?
Obserwując jak włóczy się korytarzem, nie zwracając uwagi na drepcącego obok Żimmiego, pomyślał o siostrze i o tym, jak mimo kłótni o Anhela potrafili się wspierać. Arto nie miał nikogo. Zapragnął mu pomóc, ze zwykłej wdzięczności. Szanował jego samotność, lecz postanowił to zmienić. Tylko jak mógłby się do niego zbliżyć, jak zwrócić jego uwagę teraz, gdy miał jej mniej, skoro nie zdołał zrobić tego wcześniej?
Odpowiedź pojawiła się nagle, niczym najgorszy koszmar, jaki mógłby sobie wyobrazić.

1 2 3 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.